Coś, jakiś impuls, wyrwał Rafała z pogmatwanego koszmaru, z którego nie zapamiętał nic prócz strachu. Dziennikarz, czując jak coś drażni jego szósty, a może siódmy zmysł, ocknął się momentalnie.
Pozornie wszystko było jak wcześniej. Łańcuch,klatka, zombie z dzidami (średnio długie, średnio ostre, broń średniego zasięgu...), nagrzane słońcem płyty dziedzińca...
W odległości kilku kroków od klatek błysnął owalny teleport. Krzeszewski momentalnie zgadł co to jest choć nigdy wcześniej nie widział. A z portalu wyszedł typek podobny do Fowlera. Z tą różnicą, że Ich ninja nosił się na czarno, a nieoczekiwany gość na żółto - czarno.
Dalej poszło szybko. Słysząc przedśmiertny charkot padającego strażnika Raf zrealizował pomysł, który już długo chodził mu po głowie. Napiął łańcuch i przelał w niego energię chi. Przez chwilę kawal żelaza pulsował delikatnym blaskiem by w końcu pęknąć z cichym chrzęstem.
Chwilę później drzwiczki od klatki podzieliły los łańcucha. A kolejną chwilę później klatka i łańcuch Fowlera poddały się również.
W tej chwili padł drugi strażnik. Czarno - żółty ninja nie próżnował.
Obaj byli, już, więźniowie, nie czekali. Uciekać! Jak najszybciej!
Raf mgliście zdawał sobie sprawę, że jego zasoby energii są na wyczerpaniu, a obolałe zmęczone ciało stawia opór przy jakiejkolwiek aktywności. Tylko adrenalina pozwalała o tym zapomnieć. Przynajmniej na chwilę.
Obaj uciekinierzy kopnęli się w stronę muru. Słysząc już gwar nadciągającej straży...
- Chodź tu!
Barwny jak osa ninja cisnął w plecy Fowlera harpunem.
Huknął strzał. Harpun odskoczył.
- Nieźle! - wrzasnął Krzeszewski (po polsku, a co, niech się uczą języków!) nie przestając pracować nogami.
Plan był prosty. Obaj byli więźniowie nie byli w formie do walki. Musieli zwiać by później, już w dobrej formie, kazać miejscowym zapłacić za swe krzywdy.
Na mur i na drugą stronę, do dżungli. Korzystając z osłony uzbrojonych w broń palną towarzyszy.
Byle szybciej.
Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 23-02-2019 o 08:49.
|