Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2019, 19:43   #7
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
anah zamrugała zaskoczona niecodziennym widokiem i chwilę jej zajęło zrozumienie, że właśnie patrzy komuś bezczelnie prosto w oczy.
Przepraszam – powiedziała otrząsając się szukając innego punktu do zaczepienia wzroku. Popielata skóra, włosy koloru wieczornego maku… rogi. Diable dziecię czy też jak za nimi wołano diabelstwo. Kobieta znów pokręciła głową.
Przepraszam, tyle razy mi powtarzano, że nieładnie jest się gapić, a mimo to niczego się nie nauczyłam.
Diabelstwo z początku nie zwróciło większej uwagi na kobietę powracając do obserwowania otoczenia. Była w miarę ładna, ale nie na tyle, by uwięzić spojrzenie.
Nie bądź taka krytyczna wobec siebie – odpowiedział. – Niewiele wskazuje na poprawę.
Znaczy? – Hanah ściągnęła brwi.
Mężczyzna westchnął i w końcu wrócił wzrokiem do kobiety.
Bo twój wzrok wciąż ucieka powyżej linii moich oczu skarbie – wyjaśnił.
Mogę dotknąć? – wypaliła kobieta wskazując na rogi.
Czy… co? – Nagła konsternacja zawładnęła twarzą diabelstwa. – Nie.
Instynkt rwał do ucieczki. Byle dalej od… wzrok w końcu spoczął na jej piersi. Nagła refleksja nakazała jednak pozostać w miejscu. Konsternacja na twarzy zamieniła się w uśmiech.
Mówisz że jak masz na imię?
Hanah. – dłoń która już chciała dotknąć zakrzywionego poroża powędrowała w dół do przywitalnego uścisku.W oczach widniał zawód.
Jak mniemam ciebie też tu przyniosło w sprawie Złotego Łana? Jak cię zwą?
Pelaios – odpowiedział.
Zignorował wyciągniętą dłoń. Zamiast tego przysunął się bliżej stając obok kobiety, obejmując ją ramieniem. Mogła poczuć alkoholowy oddech, co potwierdzała prawie opróżniona butelka wina, która oparła się o pierś kobiety.
Pewnie… pewnie… słuchaaaaj… skoro już tak dobrze się znamy, może byś mi w czymś pomogła, hę?
Kobieta uniosła jedną brew i uśmiechnęła się zdawkowo. Jej ręka powędrowała na jego ramię drugą jednocześnie zabierając butelkę.
Hmm czemu nie.
Pelaios podniósł brew zaskoczony, ale był za mało trzeźwy by uznać zachowanie kobiety za alarmujące. Wręcz przeciwnie - szybko spostrzegł że trafił w dziesiątkę. Jej optymistyczne nastawienie do świata i duch pełen energii mitygował aparycję diabelstwa. Potrzebował jej, by dogadać się z miejscowymi bez narażania się na nieprzychylne spojrzenia, wyzwiska, przypadkowe pojedynki, kamieniowanie lub obrzucenie kupą. Był świadom, że kupcy mogli mieć bardziej otwarte umysły, ale wolał nie ryzykować. Hanah zaś była pod ręką. Zbrodnią byłoby nie skorzystać z jej pomocy. Prawdziwą wisienką na torcie, och Waukeen, był fakt, że kobieta wyznawała Ilmatera. To zaś gwarantowało pomoc… zapewne bezpłatną.
Tak więc, zaczęło się - ciągnięcie po obozie i zasięganie języka. Pelaios zdążył się nauczyć, że to właśnie informacja stanowi o porażce lub sukcesie. Ponieważ wolał identyfikować się z tą drugą stroną, potrzebował zebrać garść wiedzy na temat mgły, samego obozu i ewentualnych śmiałków, którzy byli gotowi ruszyć wraz z nim. On pytał, Hanah się uśmiechała i świeciła oczami. Duet okazał się być idealny, ale środowisko okazało się być niezbyt urodzajne.
Pfff – westchnął Pelaios opierając się o beczkę, po dłuższej rundce po obozie. – Za grosz rozeznania w temacie. Nikt nic nie wie. Siedzą tylko… bąki zbijają i czekają aż ktoś ich uratuje. Miałem trochę wiary w magów, ale jak ci mystralni podwinęli ogony, to mi pozostaje tylko witki opuścić.
Hanah przez cały czas dzielnie znosiła narzekania podchmielonego diablęcia. Od czasu do czasu zastanawiała się tylko co było powodem jego zgryzoty. Choć odpowiedź mogła być całkowicie oczywista, niewłaściwym było zakładać.
- Nie jestem pewna czy podwinęli. Przed moim wyjazdem mój brat był bardzo poruszony i w zasadzie ciężko było się do niego dostać – urwała i zaraz dodała – jest magiem w Waterdeep.
Diabelstwo przekrzywiło głowę patrząc na jegomościa, który niedaleko nich właśnie kradł ze straganu garść pierdół.
– Wiesz… jak tak pomyśleć, to wyjeżdżając w istocie słyszałem o jakimś poruszeniu wśród magów. Wszyscy jednak woleli myśleć, że to z powodu “niedozwolonego nadużycia mocy”. No dobrze… podsumujmy to co wiemy.
Złodziejaszek umknął zanim kramarz zdążył go przyłapać. Pelaios wrócił uwagą do Hanah. Nieświadoma okolicznej kradzieży, zaczęła wymieniać już w myślach informacje.
No to… taaak. Dwa tygodnie temu ją zauważono, nikt kto wszedł z niej nie wrócił i jest magiczna w nie wiadomo jaki sposób. Próbowano już coś z tym zrobić, ale skończyło się kolejnymi zniknięciami… Czyli nic. – zniechęcenie dało się mocno wyczuć w głosie kobiety. Tak samo jej spojrzenie przygasło. – Kolejna wyprawa w nieznane. Ilmaterze daj siłę aby zmierzyć się z przeciwnościami losu. Aby ulżyć pokrzywdzonym i dopomóc bezbronnym.
Pelaios wywrócił oczami, co przez jednolicie czarny kolor, ciężko było zrozumieć.
Głowa do góry skarbie – mruknął. – Nie miałem nadziei na rozwianie tej mgły już na tym etapie podróży. To by było zbyt proste – wyszczerzył zęby w parodii szczerego uśmiechu.
Nic nie jest proste. A skoro już tak szukaliśmy to choć jeden szczątek informacji byłby miły… No, ty szukałeś.
Coś jednak wiemy – odpowiedział mrużąc oczy – Wiemy kogo możemy się tam spodziewać. Grupka zbrojnych. Paladyni i kapłani… jeśli odnajdziemy ich trupy znaczy że warto się cofnąć po posiłki.
Na tę uwagę Hanah tylko się smutno uśmiechnęła. Jeśli znajdą trupy tych kapłanów to znaczy, że nie da się wrócić po posiłki. Tego typu zgromadzenia są z reguły najbardziej rozsądnymi i nie rzucają się na oślep jeśli nie wyznają któregoś z bóstw walki.
Zobaczymy. Skoro nikt do tej pory z niej nie wyszedł możliwe, że się nie da.
Pelaios wzruszył ramionami. Nie to że nie cenił swojego życia, ale po prostu uważał się za lepszego od tych co weszli i już nie wyszli.
Wiemy też coś jeszcze.
Zawiesił głos, a gdy kobieta na niego spojrzała ponownie się uśmiechnął. Zagarnął ją ramieniem tak jak na początku znajomości i zaczął prowadzić w głąb obozu. Zanim kontynuował pociągnął łyk z butelki, która w “magiczny” sposób pojawiła się w jego dłoni.
Z twoim uśmiechem i moją inteligencją mamy w ogóle szansę. Nie wzgardziłbym jednak dodatkowym towarzystwem. Jeśli się nie mylę, nie tylko nas cechuje niski instynkt samozachowawczy.
Ręka Hanah znów powędrowała na ramię diabelstwa i znów jej druga dłoń sięgnęła po butelkę, którą dzierżył.
Skoro się już tak dobrze znamy, to zrób mi przysługę i nie pij tyle. Jak będziesz miał kaca, niewiele zdziałasz swoją inteligencją – kobieta uniosła jeden kącik ust z zachęcającym spojrzeniem.
Spokojnie… to nam nie grozi. Od lat nie miałem kaca. Chcesz poznać mój sekret?
Kobieta westchnęła kręcąc głową z niedowierzaniem. Wyswobodziła się z objęcia i spojrzała na butelkę. Po chwili podała ją Pelaiosowi.
Diabelstwo ukłoniło się rogami odbierając butelkę i oznajmiło z chytrym uśmiechem, tonem jakby właśnie zdradzało tajemnicę wszechświata:
Wystarczy że nie przestanę pić, kwiatuszku.
Hanah pokiwała energicznie głową wypuszczając powietrze z płuc.
Aż tak życie na tobie ciąży? Wątrobę sobie zniszczysz.
Diabelstwo machnęło ręką.
Nic mi nie będzie... chyba – zawahał się po czym kontynuował – Chodźmy lepiej znaleźć innych żądnych przygód awanturników.


glądanie osób przytłoczonych otaczającym ich światem było dla kapłanki trudne. Pamiętała jak jej mentor jeszcze za życia uczył ją jak można takim osobom pomóc. Zawsze zaznaczał jednak, że póki one same nie będą chciały tej pomocy nic się nie da zrobić. A dla wychowanych w wierze miłującej życie bliźniego to było jak oglądanie powolnego samobójstwa. Podczas swojej skromnej kariery wędrownej kapłanki zdarzyło jej się tego typu osoby i nauczyła się jej już rozpoznawać. Jej zmartwienie tym bardziej się pogłębiło, kiedy zawiązali drużynę. Choć nie mogła mieć pełnej pewności cichy mężczyzna, który nie chciał się przesadnie udzielać wydawał się przejawiać podobne symptomy.

oświęcając się popołudniowej modlitwie kapłanka odnalazła dla siebie siłę, której potrzebowała. Przestawienie jakie wystawił Varis też podniosło ją na duchu. Jego wcześniejszy komplement przyjęła z uśmiechem, lecz jak zawsze odesłała prawienie tego typu komplementów do jej rodziców. Wszak nie ona odpowiadała do końca za to jak wygląda. Kiedy uwaga widowni została już uwolniona od cudów aktorstwa Hanah wystąpiła przed szereg oznajmiając, że zamierza odprawić krótkie nabożeństwo na rzecz ich misji. Wszyscy zostali zaproszeni, w szczególności kapłanka Lathandera.

iedy entuzjazm opadł niebieskooka przebrała się ze zbroi w szarą, prostą tunikę, a na głowę założyła szary czepek. Powiesiła swój święty symbol na wierzchu i przygotowała jedno z kadzideł. Teraz wyglądała prawie jak typowy kapłan Ilmatera jakiego można zastać w klasztorze lub kościele. Skromny ubiór charakteryzował tę wiarę. Nabożeństwo w istocie było równie proste i niedługie. Grupka osób, która się przy niej zebrała też nie była tak imponująca jak przy przedstawieniu. Astine, kilku kupców niektórzy awanturnicy. Gdzieś w tle dostrzegła Pelaiosa i Neffa.

a początek poszły modlitwy do Ilmatera o tych, którzy zniknęli pod mgłą, aby chronił ich przed krzywdą i trzymał w zdrowiu. Następna była modlitwa o siłę i wytrwałość w nadchodzących dniach dla całej drużyny, aby mogli stawić czoła przeciwnościom. Po zapaleniu jednego z kadzideł Hanah wygłosiła krótką przemowę dotyczącą nauk Ilmatera. O miłości dla życia i sprzeciwianiu się krzywdzie, o poświęceniu dla innych. Ostatnią była wspólna cicha modlitwa do bóstw jakie wyznają poszczególni biorący udział w nabożeństwie. Kapłanka podziękowała po wszystkim i pozwoliła się rozejść do namiotów. Żegnając rozchodzących się słowami wiary pozostała w końcu “sama”. Wyciągając z ziemi niedopalone do końca kadzidło udała się na brzeg obozu. Tam w ciszy złożyła swoje podziękowania Płaczącemu za opiekę jaką nad nią roztacza i przeprosiła za swoje słabości obiecując poprawę. Modlitwa skończyła się tym, że ostatni niedopałek kadzidła oparzył delikatnie skórę dłoni kapłanki. Hanah uśmiechnęła się do swojej nierozwagi i bardzo dokładnie zgasiła tlący się patyczek. Ostatnie czego potrzebowało to miejsce to pożar. Wróciła pomiędzy namioty odnajdując dla siebie miejsce do snu. Rano będzie musiała się jeszcze pomodlić przed wyruszeniem.
 
Asderuki jest offline