Koichi wybił się w powietrze i przeleciał szczupakiem nad maską samochodu, który blokował mu przejście. Przy kontakcie z asfaltem wykonał błyskawiczny przewrót w przód i wstał na nogi, wykorzystując impet do przyspieszenia biegu. Kiedy wykonywał kolejny skok usłyszał ryk tak głośny, że musiał się zatrzymać i zasłonić uszy rękami. Mimo to czuł pulsujący ból w bębenkach. Uderzenie decybeli trwało dłuższą chwilę, a potem zrobiło się jeszcze gorzej. Gdy czarna mgła starła się z czymś, co jak podejrzewał Koichi znajdowało się na powierzchni Tamizy, wszędzie wokół zaczęły latać dziwne, ostre przedmioty bijąc o betonowe podpory mostu, grzechocząc o wraki, siekąc asfalt. Jeden z nich, o długości ludzkiego przedramienia uderzył Japończyka, przebijając na wylot korpus i wbijając się w karoserię samochodu. Koichi poczuł ból, suchość w ustach a przed oczami zatańczyły mu mroczki w połączeniu z iskierkami. Trwało dłuższą chwilę, zanim w końcu odzyskał oddech, jednak mimo bólu zaczął dość trzeźwo myśleć. Wokół wciąż latało sporo ostrych kolców, więc należało zejść z widoku, gdzieś się ulotnić. Aby odzyskać mobilność, Japończyk zamierzał wyrwać kolec z karoserii samochodu. Złapał oburącz za część wystającą z jego tułowia, przymknął powieki, wziął głęboki wdech i mocno trzymając szrapnel pochylił się do przodu. Zamierzał się uwolnić z przyszpilenia, ale w taki sposób, by kolec nadal tkwił w jego ciele. Gdyby go wyrwał, krwotok mógłby go szybko zabić.
Odzyskać swobodę ruchów, kryjąc się za pojazdami oddalić się z zagrożonego obszaru. Prosty plan, normalnie byłaby pestka, jednak rana nie pozwalała na wykorzystanie pełni umiejętności. |