Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 17:16   #81
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Oreja rozejrzał się wokół, ciągle oszołomiony tym co się stało, zagubiony w nowej rzeczywistości lecz jednocześnie jakiś dziwnie silniejszy i pewny siebie. Nie potrafił tego nazwać… bardziej niezwyciężony. Zdawał sobie sprawę, że to co go spotkało miało na to wpływ. Widząc swoich companieros niemal się wzruszył. Javier siedział najbliżej.

- El nino - złapał go prawie w czułym geście za kark, - ty żyjesz… - Miał w głowie niejasne wspomnienie tego, że Xavi miał zginąć, lecz nie mógł sobie przypomnieć dlaczego. Tylko to poczucie winy. - Hernan, Juan… - Pozdrawiał skinieniem głowy swoich amigos, jak odzyskanych braci.

Nie tylko on był skołowany. Sicarios wracali do świata żywych jak po mocno zakrapianej imprezie. Niepewni tego co się wokół nich działo. Rozdarci między wdzięcznością za drugą szansę a wściekłością za odebrane życie. Przynajmniej Fernandez Perez nie miał tutaj wątpliwości jaką postawę przyjąć. Rozmowa się nie kleiła a niektóre węże ciągle wierzyły, że ten kundel Pies jest po ich stronie. Alvaro Jesus splunął gdy Piękna Buźka trzaskając drzwiami zademonstrował, po której stronie stoi. Z resztą, nie miał ani krzty zaufania do Lalka, po tym jak zamiast pilnować jego pleców, zostawił go sam na sam na schodach z tym pedałem z Aztec MC. Zadeklarował, że porozmawia z Bacabem, w końcu już zdążył poznać sukinsyna i ucieszył się, że Xavi zechciał pójść z nim.

Gdy w końcu podzielili role podszedł do okna. Wyjrzał na zewnątrz.

Było ciemno. W dole, na ulicy, stały dobre samochody. Czasami jakieś auto przejechało ulicą szumiąc silnikiem i oponami trącymi o asfalt. Sklepy na ulicy były zamknięte, jeśli nie liczyć jednego - chyba kawiarni - na rogu. W wielu mieszkaniach sąsiednich kamienic paliły się światła, a na roletach i żaluzjach kładły się cienie mieszkańców. I wszystko zasnuwała dziwna, szarawa mgiełka, niczym dym. Czasami wydawało się również, że domy rozpadają się, że widać dziurawe ściany, chociaż po chwili wszystko wracało do normy pokazując całkiem zwyczajne fronty.

Wyciągnął komórkę i wykręcił numer Jose Gonzaleza.

- Hola Jose?
- No! W końcu. Puta. Gdzieś ty zniknął?!
Oreja nie zamierzał się tłumaczyć a tym bardziej Jose. To, że lubił chłopaka jeszcze nie znaczyło, że ma się przed nim tłumaczyć… układ był dokładnie odwrotny.

- Jak się sprawy mają?
- Nijak, puta. Zniknąłeś i nie miałem jak się skontaktować. Myślałem, że zdechłeś.
- Przestań pierdolić od rzeczy! - przerwał. - Jestem... Co z Escolarem?
- Śliski przepadł jak kamień w wodę. Dzwoniłem, ale siedzi cicho. Nie stawił się na spotkanie. Nigdzie go nie widziano. Zresztą, puta, jak ciebie. Pomyślałem, że ktoś was obu zgarnął. Tym bardziej, że jakieś ostre zjeby wypytują o ciebie na mieście. Ponoć Szajbus płaci za twoje jaja sto tysięcy. Najdroższe cojones w Mazaltan.

Oreja wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu ale tego Gonzalez widzieć nie mógł.

- Miałeś kurwa go pilnować Jose! - warknął choć w sumie był zadowolony, że chłopakowi nic nie jest. - Jak to zniknął? Nieważne… - Potarł skronie. - Zaszyj się gdzieś i nie wychylaj. Odezwę się.
- Jasne. Mam się martwić? Potrzebujesz pomocy?
- Nie, amigo - uśmiechnął się znowu. - Jest lepiej niż kiedykolwiek.

Gdy przerwał rozmowę wziął głęboki wdech. Przymknął oczy przed wykonaniem kolejnego telefonu.

- Buenas tardes segnor Bacab. Como estas?
- Słucham? Z kim mam przyjemność? - łagodny, przyjemny, pytający głos spłynął przez słuchawkę do ucha Oreji.
- Oreja, rozmawialiśmy dwa dni temu o pewnych numizmatach. Jest pan dalej zainteresowany spotkaniem?
- Możliwe. Chociaż byliśmy umówieni na wczoraj.
- Soy, segnor. Interesy. Możemy wrócić do rozmowy? Czy temat już nieaktualny?
- Zależy od pana propozycji w tym zakresie, signore Oreja.
- Spotkamy się? To chyba nie jest rozmowa na telefon… - zawahał się. - W geście dobrej woli proponuję aby to segnor wybrał czas i miejsce.
- Ten numer jest twój?
- Mój a co?
- Oddzwonię.
Rozłączył się, nim Ucho zdążył zareagować.
- Dziękuję uprzejmie i ty mnie również dwa razy - warknął w słuchawkę gdy rozległ się przerywany sygnał utraconego połaczenia.

Wkurwił się na tak zakończoną rozmowę. Był pewien, że demon go wystawił do wiatru. Puścił pikantną wiązankę, zdążył omieść wzrokiem raz jeszcze ulice Mazaltan i wtedy telefon zadzwonił.
- Zapraszam za pół godziny tam, gdzie rozmawialiśmy ostatnio. - Powiedział Bacab. - Zdąży pan?
- Powinienem.

Nim krzyknął
- El Nino, zbieramy się

wykręcił jeszcze jeden numer.

- Hola Roberto! Jest sprawa...
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline