Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 20:46   #59
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Czy my mamy to wszystko zjeść? - zapytał mężczyzna.
- Poprosiliśmy o zamówienie tego, co najlepsze… a potem ten człowiek powiedział, że wszystko jest najlepsze… więc tak jakby zamówiliśmy wszystko…
- A kiedy zamykają tę restaurację? Moglibyśmy zostać przez noc i zjeść to na śniadanie.
- Chyba tak nie można… - kobieta odpowiedziała, choć nie wydawała się kompletnie przekonana.
- Czy zostało jeszcze trochę likieru?

Thomas poruszył się niecierpliwie. Chyba chciał coś powiedzieć, ale uznał, że nie chce pospieszać Alice. Zamiast tego bez słowa wszedł do środka, zapewne licząc na to, że śpiewaczka go dogoni.
Harper nie usłyszała nic zaskakującego, może poza informacją, że finowie nie byli dość spostrzegawczy, by odnotować kartkę z informacją od której, do której otwarty jest lokal. Ruszyła więc za Thomasem. Dlaczego obecność mieszkańców Finlandii aż tak pobudzała jej czujniki niepokoju? Sama nie była do końca pewna o co jej samej chodziło. Może była po prostu przewrażliwiona. Westchnęła troszkę zbyt głośno i ruszyła do środka.
Okazało się, że znajdowało się tutaj teraz jeszcze więcej ludzi, niż poprzednim razem, kiedy Alice weszła, aby złożyć zamówienie. Choć wcale nie minęło dużo czasu. Ciężko było dostrzec w tym tłumie Arthura, który nie posiadał żadnych szczególnych znaków charakterystycznych. Na pewno nie wyróżniał się aż tak bardzo, jak małżeństwo, które zamówiło wszystkie ryby Oceanu Indyjskiego.
- Może poszedł do łazienki - mruknął Thomas i zaczął iść w kierunku wskazanym przez strzałki. - Tak na serio nie wiem, co mam mu powiedzieć - rzucił.
Śpiewaczka zastanawiała się chwilę
- Wiesz, zawsze możesz wykręcić się potrzebą pójścia do łazienki, jakby był podejrzliwy, a jeśli już chciałbyś o coś zagadać, to może porusz jakiś wasz wspólny temat, jaki mieliście wcześniej? Przypominam ci, że to ty tu grałeś psychologa - szturchnęła go lekko w bok.
- Przede wszystkim nie stresuj się, wydaje mi się, że najbardziej zaszkodziłoby jak pokażesz po sobie, że się przejmujesz nadmiernie. Z drugiej strony, też nie udawaj kompletnie olewającego. Hmm… Bądź sobą? - zaproponowała.
- Tylko jak ja mogę być sobą, skoro on nie jest obecnie sobą? Choć może… - zastanowił się przez moment. - Może nie powinienem myśleć o nim przez pryzmat tego, kim kiedyś był… I bardziej mówić do człowieka, którym jest obecnie… Nie wiem. Życie jest dziwne i popieprzone…
Na samym końcu jego wypowiedzi rozbrzmiał szczególny, swoisty akcent, jakim był huk wystrzału. Miał miejsce gdzieś na zewnątrz… Następnie rozbrzmiała cisza, którą przeciął jeden dźwięk. Głośny, kobiecy pisk. Alice rozpoznała w nim Mię Douglas.
Harper nie czekała na reakcję Thomasa. Natychmiast odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia na zewnątrz, jednak stanęła przy drzwiach, a nie wypadła przez nie dalej. Przechyliła się przy krawędzi i ostrożnie wyjrzała na pokład ze stolikami, co się tam zadziało. Jej serce biło jak szalone. To miały być miłe wakacje, czemu echa Helsinek odbijały jej się czkawką?
Spostrzegła z ulgą, że wszyscy przy stoliku Douglasów byli cali i zdrowi, choć na pewno zaszokowani. Można było to powiedzieć o każdym z obecnie znajdującym się tu osób… oprócz jednej. Thomas wypadł na zewnątrz, przy tym lekko zasłaniając widok Alice. Spostrzegła, że jego ręka, zawędrowała na plecy, jak gdyby był przyzwyczajony do trzymania w tym miejscu pistoletu… którego obecnie rzecz jasna brakowało. Nie posiadali żadnej broni, którą mogliby wykorzystać w walce przeciwko kryminaliście… Ale kto umarł? Czy w ogóle ktoś umarł? Alice powiodła wzrokiem po stolikach. Przy jednym z nich wciąż siedział fiński miłośnik likieru. Jednak teraz jego głowa znajdowała się na talerzu tuż przed nim i ciekła z niej krew. Jego towarzyszka tkwiła tuż obok i tylko patrzyła się na niego. Alice zrozumiała, że była w tak wielkim szoku, że nie mogła nawet drgnąć. Również nie krzyczała. Mia Douglas wypełniała to zadanie za nią z ogromną pieczołowitością.
Śpiewaczka zmarszczyła brwi i wyjrzała, wychodząc przez drzwi. Teraz szukała z której strony padł strzał. Gdzie była broń. Z niechęcią, ale jednak spojrzała na głowę mężczyzny, by ocenić czy z tyłu znajduje się dziura wylotowa, bo jeśli tak, strzał padł z lewej… A jeśli nie, to gdzieś z prawej, zza niego. To było nie do pomyślenia. Właśnie patrzyła na zwłoki i zamiast reagować jak Mia, albo chociaż zwymiotować, jak zapewne zrobiłaby każda normalna osoba, ona oceniała sytuację i gotowa już była podejść do partnerki martwego fina by pomóc jej się otrząsnąć i zabrać z ewentualnej linii ognia, zapominając o tym, że była na wakacjach z rodziną, która uważała że jest śpiewaczką i muzykoterapeutką…

Rana znajdowała się po lewej stronie głowy mężczyzny. Tyle że siedział nią do barierki, więc strzał musiał paść ze strony morza… Jak to było możliwe? Otóż… było. Alice ujrzała motorówkę znajdującą się kilkadziesiąt metrów dalej. Znajdował się na niej ciemnoskóry mężczyzna z bronią snajperską. Tak podpowiadały jej wyostrzone zmysły. I, jak błyskawicznie oceniła, łódka nie uciekała. Pozostawała w tym samym miejscu, a mężczyzna, który oddał strzał, przeładowywał… Wydawał się śpiewaczce dość znajomy, jednak trzy czwarte głowy miał zasłoniętą przez broń, więc mogło to być tylko złudne wrażenie.
Towarzyszka zmarłego mężczyzny natomiast spoglądała teraz jedynie na swoje blade dłonie. Toczyła się w ich stronę krew. Nawet nie drgnęła, kiedy dotknęła jej palców i zaczęła ją oblepiać. Przelewała się z brzegu stolika na jej sukienkę…
Harper zareagowała szybko. Ruszyła w stronę kobiety biegiem, na co pozwoliły jej płaskie sandałki i złapała ją z krzesłem przewracając na ziemię
- Thomas, motorówka! Wszyscy na ziemię! - zawołała wykorzystując siłę swego głosu i mając nadzieję, że dzięki temu otrząśnie wszystkich z tego szoku, w którym się znajdowali. Sama nie wychylała się, trzymając Finkę
- Przykro mi - powiedziała do niej po fińsku.
Ta spojrzała na nią, jednak wzrok miała kompletnie pusty. Obie kobiety leżały na nieco brudnych deskach pokładu. Nieznajoma zdawała się bardzo zimna w dotyku i nieobecna. Ciężko ją było za to winić. Krew spływała ze stolika prosto na dół. Kilka kropel pojawiło się na prawym policzku Alice, a całkiem pokaźna strużka na lewym ciemnowłosej. Alice oceniła, rozglądając się, że wiele osób opadło na podłogę, niektóre skuliły się jedynie, przylegając do stołu, lecz znajdowały się również takie, które kompletnie nie rozumiały sytuacji i wpatrywały się przed siebie.

Tymczasem Thomas, pochylony, wypadł z powrotem do wnętrza The Deck. Alice zauważyła, że wyciągnął z kieszeni komórkę, ale potem zniknął z jej oczu.
Kolejny strzał wciąż nie rozbrzmiewał.
Śpiewaczka pomogła ciemnowłosej odsunąć się od stolika, aby krew jej towarzysza nie ściekała i nie brudziła ich. Uznała, że już dość było szoku dla tej kobiety. Sama też przeżyła kiedyś scenę, w której ktoś na jej oczach dostał w głowę. Aż przeszył ją dreszcz
- Wiem, że to trudne pytanie, ale masz pomysł kto chciałby waszej śmierci? - zapytała cicho, nadal po fińsku, wyciągając ze swojej torebki lusterko. Podniosła je w górę i otworzyła tak, by móc wyjrzeć za jego pomocą przez krawędź pokładu.Chciała sprawdzić, czy snajper nadal czekał. Jeśli nie strzelał i dalej tam był, jej założenie, że kolejnym celem była kobieta było trafne…
Rzeczywiście, cały czas czekał. Alice ujrzała go w lusterku. Wzrok mężczyzny zdawał się być skierowany w dokładnie tym punkcie, w którym znajdowały się. Jednak ciężko było mieć pewność, gdyż nadnaturalny wzrok nie działał w przypadku odbić. Śpiewaczka musiała patrzeć na dany punkt bezpośrednio, aby dostrzec więcej szczegółów. Kiedy tylko wystawiła rękę z lusterkiem ponad brzeg stołu… Rozległ się strzał. Jak gdyby palec mężczyzny automatycznie sam zacisnął się na spuście, kiedy tylko ujrzał jakikolwiek wyczekiwany ruch.
W tym punkcie rudowłosa wzdrygnęła się, ale zaraz wróciła do poprzedniego stanu opanowania. Na szczęście mężczyzna nie trafił. Zerknęła na ciemnowłosą kobietę
- Słyszysz mnie? Jak masz na imię? - zapytała dalej po fińsku, opuszczając dłoń. Musiała złapać z nią kontakt, bo jeśli miała jej pomóc, potrzebowała współpracy.
Kobieta miała zamknięte oczy i zdawała się tkwić w kompletnie innym świecie. Nagle otworzyła je i zerwała się z miejsca. Tak nagle i niespodziewanie, że Alice nie zdążyła jej zatrzymać. W jej szaleństwie tak właściwie była pewna metoda… Otóż po oddaniu niecelnego strzału snajper potrzebował sekundy na przeładowanie. I Finka zamierzała wykorzystać ją w całości. Kiedy rozległ się trzeci strzał, wysadził framugę przy drzwiach prowadzących do wnętrza The Deck. Jednak kobeita już zdążyła za nimi zniknąć. Poruszała się zaskakująco szybko i zwinnie. Najwyraźniej adrenalina naprawdę potrafiła wycisnąć z człowieka ukryte, niespodziewane pokłady sił.

Alice usłyszała syrenę. Policja morska już przebywała na miejscu. Niestety znajdowała się w pozycji, z której nie wiedziała, jak miała się sytuacja na wodzie. Musiałaby ponownie wyciągnąć rękę z lusterkiem, lub w ogóle wstać.
Harper wolała nie ryzykować. Ktokolwiek strzelał do Finów, mógł w złości, że zdołała wyratować jego cel, na pożegnanie oddać strzał w jej głowę, jeśli wychyliłaby się od razu bez zastanowienia. Podniosła więc ponownie lusterko, by tym razem spojrzeć na strzelca uważniej, a jesli nie mogła dostrzec jego twarzy, to chociaż zapamiętać numery motorówki, którą się poruszał. Ta już rzeczywiście uciekała. Znajdowała się na tyle daleko, że Alice nie mogła ujrzeć cyfr i liter. Może gdyby naraziła się i wyjrzała… ale na to było już za późno. Motorówka znajdowała się już daleko. Jedynym, co zaskoczyło śpiewaczkę, było to, że z boku burty widniała namalowana twarz kucharza w charakterystycznej dla zawodu białej czapce. Uśmiechał się zachęcająco, trzymając w ręku pizzę. Obok znajdował się jakiś napis, ale nie mogła go rozczytać. Pismo wiło się pochyłe i bardzo ozdobne.

Wyglądało na to, że było znów bezpiecznie.
Alice przeklęła cicho pod nosem, zaraz zamknęła i schowała lusterko. Podniosła się z podłogi i z innego stolika niż ten zajęty przez zwłoki wzięła parę serwetek i otarła nimi policzek, na którym było nieco krwi. Nie patrzyła już na ciało Fina. Było jej przykro. Kobieta, kimkolwiek była, miała dziś bardzo ciężki dzień. Alice pamiętała jej podekscytowany ton, nim zamówili posiłek. Zrobiło jej się strasznie przykro, wiedziała jakie to potwornie paskudne uczucie w jednej chwili stracić całą radość. Poczuła okropną, nagłą potrzebę zadzwonić. Tak. Musiała zadzwonić… Drżącą ręką wyciągnęła z torebki telefon i wybrała numer do de Trafforda… Usiadła na krześle, cała napięta.
Tylko że rozmowy w tym miejscu wydawały się jednak nie do końca dobrym pomysłem. Zamachowiec co prawda już odpłynął… ale zgromadzeni wokoło ludzie nie uspokoili się z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Wybuchła prawdziwa panika. Wiele osób krzyczało, a dosłownie wszyscy, to znaczy oprócz Alice, próbowali uciec jak najszybciej z miejsca zdarzenia. Jeżeli nawet Terry odebrałby połączenie, to nie byłby w stanie zrozumieć jej słów. Alice z trudem słyszała swoje własne myśli. Śpiewaczka rozłączyła wybierane połączenie i westchnęła. Dłonie jej nieco drżały, gdy chowała telefon z powrotem do torby.

Nagle ktoś mocno złapał ją za ramię. Alice obróciła się i ujrzała swojego ojca.
- Jesteś ranna? - zapytał głośno i wyraźnie, ale nie krzyczał. Oczywiście był wzburzony, jednak charakter jego pracy pomógł mu zachować spokój. - Wziąć cię na ręce?
Opuścił swoją rodzinę i cofnąć się specjalnie po Alice. W jego oczach musiała być w szoku lub zraniona, no bo z jakiego innego powodu nie uciekałaby z tłumem?
Harper zerknęła na niego i zaraz zrozumiała, że dla przeciętnych osób musi się zachowywać obecnie co najmniej dziwnie. Zmarszczyła brwi
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu… Trochę jestem w szoku - powiedziała, po czym wstała, zakładając torbę na ramię i zaciskając na niej dłoń. Drugą przełożyła pod łokciem Roberta, by razem mogli wyjść z tego miejsca…
Zerknęła jeszcze raz na stół. Talerze pełne niegdyś apetycznych rybnych potraw wciąż parowały ciepłem. Teraz jednak nie nadawały się do spożycia, chyba że ktoś był fanem ludzkiej krwi i odłamków mózgu jako przyprawy. Jednak nie na tym skoncentrowana się Alice… choć tak właściwie z trudem można było odciągnąć wzrok od tak makabrycznego widoku. Zainteresowała ją torebka, którą Finka zostawiła zwisającą z brzegu stołu. Harper mogłaby ją wziąć, aby poszukać wewnątrz odpowiedzi na wiele pytań, które mogły ją interesować. Tyle że jej ojciec zauważyłby to, no a poza tym… czy to była jej sprawa? Powinna się w nią mieszać? Już nie była detektywem, dlaczego więc miałaby jakiegoś zgrywać i kraść rzeczy z miejsca zbrodni?
Śpiewaczka zawahała się, choć nie była już detektywem, to mimo wszystko nadal przejawiała pewne typowe dla takiego zachowania. Zerknęła na ojca i gdy weszli już w wydostający się z pomieszczenia tłum, wyciągnęła rękę spod jego ręki i pochyliła się, by udać, że sandałek jej się rozpiął i jest to teraz najważniejszą na świecie rzeczą, by go nie zgubić. Obserwowała jak tłum zastępuje jej ojcu drogę, a ona sama celowo z pochyloną głową, by nie mógł jej dostrzec cofnęła się. Zgarnęła torebkę do swojej torebki. Cieszyła się, że wzięła jednak tę większą…
Dopiero po tym wróciła do marszu wraz z ostatnimi opuszczającymi to miejsce ludźmi. Wiedziała, że spotka znów Douglasów jeśli nie przed budynkiem, to w hotelu gdzie się zatrzymywali na ten wyjazd.
Jej torba była duża i choć druga, należąca do Finki, zmieściła się do środka, to jej brzegi wystawały do góry na dobre dwa centymetry. Było to niewiele… jednak bystre oczy mogłyby dostrzec, że coś było nie do końca w porządku. Na szczęście w tej chwili nikt nie interesował się takimi drobnymi szczegółami, a raczej zastanawiał się, jak najszybciej uciec i czy jego życie jest w dalszym ciągu zagrożone. A Harper dodatkowo mocniej przycisnęła ją do siebie, tak, że częściowo zasłaniała dodatkowy element swoim ramieniem.
- Wszystko w porządku, Alice. Trzymaj się mnie - Robert rzekł, choć to on złapał śpiewaczkę, jakby nie chcąc, aby ta zgubiła się mu w tłumie. - Zaraz dołączysz do braci - mruknął.
Weszli do środka The Dock. Restauracja wyglądała przedziwnie, jak gdyby przeszło przez nią tornado i wymiotło wszystkich gości, przewróciło krzesła, roztrzaskało szklane kufle… Lepki płyn przyklejał się do sandałków kobiety. Poczuła również wilgoć stopami, co było bardzo nieprzyjemnym uczuciem… ale przynajmniej od tego się nie umierało. Robert i Alice spieszyli za innymi wychodzącymi ludźmi, przy czym byli ostatni.

Tylko… czy aby na pewno? A co jeśli został tu Arthur? Czy Alice powinna go poszukać? Tylko… co jeśli zostanie tu dłużej i zjawi się policja? Torebka Finki nie powinna zostać zauważona, jednak Harper nie mogła mieć pewności. Jeżeli któryś gliniarz zauważy ją, a tamta biedna kobieta zgłosi zaginięcie swojego dobytku, to potencjalnie przyciągnie to do niej niepotrzebne pary oczu. Co powiedziałby na to Terry?
 
Ombrose jest offline