Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2019, 13:34   #75
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
- Panno Unwheather, na moje oko to dość prosta i subtelna, choć całkiem ładna ozdóbka. - Nikolas Celestium przez chwilę obracał perłę w palcach, po czym zwrócił ją Lorze, patrząc na nią przepraszającym wzrokiem. - Jeśli zaś chodzi o jej ewentualne właściwości magiczne, nie jestem w stanie nic konkretnego powiedzieć. Nie jestem czarodziejem.

- A czy byłbyś w stanie wywróżyć miejsce pobytu pewnej osoby znając jej imię i nazwisko lub pewnego przedmiotu mając jego dokładny opis?
- zapytał Peter zniecierpliwiony tym, że choć zadał pytanie reszcie grupy już dawno temu nikt nie kwapił się do odpowiedzi.

- To nie do końca tak działa. To nie kuglarskie sztuczki na targowisku, stawianie horoskopu za szylinga. Nie wiem, co objawią mi gwiazdy. Poza tym, te obrazy nie są nigdy do końca jasne, prawidłowa interpretacja jest trudna. Mogę oczywiście próbować, skoro nasze losy się splątały ze sobą. - Znowu patrzył przepraszająco, ale jego intensywne spojrzenie jakby przebijało rozmówcę na wylot. Pokiwał głową. - Spróbuję, kapłanie. Nie zdradzaj mi więcej, niż powiedziałeś. Szczegóły potrafią prowadzić do mylnych wniosków, narzucają je niejako, sprawiają, że widzi się to, co się chce widzieć, a nie to, co prawdziwe, jeśli mnie rozumiesz. Szukacie kogoś i czegoś, tyle wystarczy.

- Bardzo dobrze rozumiem
- pokiwał głową Peter, bo i rozumiał. Ludzie widzą to co chcą zobaczyć, albo to czego boją się zobaczyć. Celestium uśmiechnął się nagle przyglądając się Sygmarycie.

- To rzadko się zdarza, by człowiek wiary pytał mnie o pomoc. Od twoich braci raczej słyszę oskarżenia o herezję. No chyba, że chodzi o jakiś ich mały, prywatny problem, który chcą rozwiązać. Jak widzę, masz umysł otwarty szerzej, niż inni kapłani tego czy tamtego boga.

- Choć być może niektórzy moi bracia rzeczywiście ostrożnie podchodzą do wszystkiego co nie pochodzi bezpośrednio od Sigmara, póki nie jesteście zielonoskórym ani sługą Chaosu, nie macie się czego obawiać. Imperator Magnus w swej mądrości już dawno temu zaakceptował nawet czary w służbie Imperium, czemu ja miałbym odrzucać naukę?


Celestium uśmiechnął się tylko, ciągle świdrując wzrokiem Petera.

* * *


Wolken obserwował z uwagą Liwię i Konrada, nie miał do tej pory możliwości spędzić tyle czasu z przedstawicielami szlacheckich rodów, nawet jeśli tych trochę mniej istotnych. Z jednej strony niektóre ich zachowania mogły kojarzyć się ze stereotypowym postrzeganiem szlachty, te uśmieszki i żarciki w trakcie poważnej podobno misji. Z drugiej strony nie byli oni całkiem oderwani od rzeczywistości, znosili trudy podróży tak jak on, nie narzekając na brak wygód, i było w nich pewne poczucie obowiązku. Oni również zwracali uwagę na jego dziwne zachowania. Nie reagowali jednak, być może było im to obojętne, a być może po prostu byli dyskretni.

Wieczorne spotkanie nie było najweselsze. Obie grupy nie miały dobrych wiadomości. Katrina Schetter ciągle wymykała im się, a do tego przydarzył się atak stworów chaosu. Nie było to w zasadzie nic dziwnego, ale Falkenberg aż zamarł, gdy przypomniał sobie złożone obietnice opieki nad obiema siostrami. Lora była tak blisko śmiertelnego niebezpieczeństwa, trzymała się jednak dobrze. Zachowując zasady etykiety przedstawiła sobie swoich towarzyszy i poznanego astrologa oraz jego ochroniarza.

Wieczerza upłynęła na grzecznościowych rozmowach. Celestium nie dopytywał o szczegóły wolfenburskiej wyprawy, które oni pomijali. Caromann odzywał się jedynie pytany.

* * *


Kolejnego dnia, po wczesnym i skromnym śniadaniu ruszyli razem, w osiem osób. Jeszcze w Volgen musieli się zatrzymać i odsunąć z drogi dziwnej procesji. Tłum ludzi, kobiet i mężczyzn, dzieci, dorosłych i starców szedł całą szerokością drogi. Odziani w proste ubrania, niemal mnisie habity, nieśli ze sobą religijne symbole, głównie Sigmara, ale też i Morra, boga śmierci. Inni nieśli ludzkie czaszki lub kadzidła. Ich mamrotanie modlitw i monotonne zaśpiewy zagłuszały co chwilę okrzyki.

- Ukorzcie się! Błagajcie o wybaczenie za grzechy i występki wasze! Ukorzcie się! Koniec świata jest bliski! Ukorzcie się! Módlcie się o łaskę! Chaos ogarnia świat! Ukorzcie się! Pokutujcie!


Wśród innych w procesji byli też i biczownicy, religijni fanatycy ofiarujący ból i cierpienie jako ofiarę za grzechy swoje i całego świata. Ci mieli habity opuszczone do pasa, a biczami ze skórzanymi rzemieniami okładali się po plecach, bokach i ramionach. Skóra niektórych pękła już, a krew spływała powoli.

Anders Caromann z pewnym niesmakiem patrzył na pochód.

- Ciekawe, kiedy wreszcie trafią z tym końcem świata.

Celestium milczał.

Odezwał się dopiero po opuszczeniu miasta. Ściągnął wodze, pozwalając Hochmeisterowi na dogonienie go i zrównanie się z nim. Patrząc przed siebie, nie na kapłana, zaczął mówić.

- Wasz cel jest przed wami, niby blisko, ale jednocześnie tak daleko. Tylko czy jest to cel, którego się spodziewacie?

Sigmaryta, siedzący obok krasnolud i wszyscy którzy byli blisko słuchali z powątpiewaniem. Brzmiało to jak ten jarmarczny horoskop za szylinga, o którym wspominał dzień wcześniej Celestium. Wróżba, która pasuje do każdej osoby i każdej sytuacji. Przepowiednia, którą każdy może dopasować do siebie.

- Ktoś was zdradził.

Poczuli nieprzyjemny ucisk wokół gardeł i serc. Tego nie mógł wiedzieć.

- Strzeżcie się go.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline