- Rudi, dobrze, że już jesteś. Gadałem z karczmarzem, wiesz? – Georg chodził za kompanem, który szarpał innych miejscowych, wykonywał dziwne gesty, a potem wziął się za zmianę wystroju karczmy. Nichtmachen oparł się jedną ręką o stół, przyciskając go do drzwi alkowy. Ci w środku musieliby mieć co najmniej taran, żeby stamtąd wyjść. – No, więc gadałem, i oni nie mogli w ogóle nas słyszeć, bo daleko byli od nas, a myśmy cicho gadali. Znaczy, że na tyle cicho my gadali i na tyle daleko, żeby oni nie słyszeli. A oni jednak słyszeli, chociaż nie mogli, bośmy byli cicho i daleko! Czary jakieś czy co? A jak oni mają maga w tym cyrku?
Wielki Gie zamrugał naraz oczami.
- Ty, czy myśmy ich właśnie zamknęli w tym pokoiku?
Zamrugał ponownie marszcząc jednocześnie brwi.
- Stać, jesteście otoczeni!
Nichtmachen miał wrażenie, że robią to czego mieli według kapitana nie robić. Wychylali się.