Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2019, 22:01   #55
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 - Sobotni poranek

2054.09.12 - sobota; przedpołudnie; gorąc; pochmurnie; Sioux Falls, Dom Weterana



Nie była pewna co ją obudziło. Ale chyba nic strasznego. Przebudziła się bez strachu i w spokoju mogąc się delektować leniwym powrotem do rzeczywistości. Obudziła się w swoim łóżku. Czystym, miękkim,wygodnym i tak całkiem odmiennym od dziur w po ziemiankach i piwnicach, zatopionych śmierdzącą wodą, zapluskwionych, zawalonych piachem lub śniegiem, z wszędobylskim błotem i brudem. No i najważniejsza różnica: tu był święty spokój. Nie groził nagły napad artyleryjski czy skryty atak zwiadowców wroga chcących złapać języka. Nie. Tu była cisza, czystość i spokój. No i błogie rozleniwienie.

Na myśl od razu napłynęły obrazy z poprzedniej nocy. Klub czy raczej cały kompleks rozrywkowy, kapitan Thunderboltów i jego zgrany oddziałek. Muzyka, światła, zabawa, alkohol różnego asortymentu, taniec, śpiewy, śmiechy, rozbawione przytyki… A “tam” było święto jak człowiek się napchał czymkolwiek aż tak, że nie był choć kilka godzin głodny albo dorwał się do butelki jakichkolwiek promili, zdołał wykąpać się w czymś więcej niż misce wielkości przeciętnego zlewu… Tak, tu, w tym mieście, w tych klubach, mimo, że prawie na każdym kroku spotykało się jakichś mundurowych, urlopowiczów, rekonwalescentów, bazy i ludzi z zaplecza to jednak to wszystko było całkiem inaczej niż “tam”.

Tam nie mogłaby wracać o porze która była kłopotliwa do definiowania czy jako jeszcze końcówka nocy czy prapoczątek nowego dnia. Ale gdzieś o takiej porze wróciła do Domu. Właściwie to Bolci ją podwieźli bo o takiej dzikiej porze już nie kursowały konne autobusy. Pożegnania i końcowe zabawy w klubie, te “jeszcze tylko jedna kolejka!”, że właściwie kobieta w czerwonej kiecce zawinęła się z klubu wtedy gdy Bolci się zwijali. Czy raczej to oni zgarnęli ją ze sobą. Sporo po północy. Ale przynajmniej miała transport pod sam próg. Tak przynajmniej to teraz wyglądało gdy leżała, wciąż w czerwonej kiecce, na swoim łóżku. Tylko po takiej nocy może film jej się nie urwał jak ze dwie noce wcześniej podczas wspólnych z Betty szaleństw w “Novie” ale jednak nie do końca była pewna jakości i kolejności wspomnień od momentu powrotu z “Krótkim” do klubu. Ale to co pamiętała wyglądało na pierwszorzędną zabawę!

Gdy wróciła do Domu musiała swoje odstać pod drzwiami. Nikt jej nie powiedział, że Dom będzie na noc zamknięty. Na szczęście znalazła dzwonek i po iluś tam razach drzwi otworzył jej zaspany Fred który na szczęście ją rozpoznał. Nie pamiętała już czy o czymś rozmawiali bo tutaj wspomnienia już robiły się mocno poszatkowane. Jakieś schody, zderzenie z dyktą przepierzeń w pokoju… ktoś się jej coś pytał czy mówił? Sam moment zalęgnięcia na łóżku był ostatnim co pamiętała.

Teraz też było dość mrocznie. Przepierzenia sięgały trochę ponad głowę przeciętnego dorosłego więc przy jedynym oknie w pokoju było w tych prywatnych przegródkach dość mroczno. Chociaż były lampki, i książki na szafkach, i jakaś torba, i…

Książka? Torba? Przecież to nie jej!

Rozejrzała się przytomniej. Ta książka… to nie była ta co widziała ją u Carol dzień wcześniej? Cholera wyglądała bardzo podobnie… Po krótkich oględzinach nabrała pewności: spała w łóżku Carol…

Ale samą Carol też słyszała. Gdzieś za przepierzeniem od strony okna. I chłopaków. I jakieś stukoty. Gdy tak dochodziła do do czasu rzeczywistego zorientowała się, że chyba w coś grają. Bo słyszała specyficzny dźwięk rzucanych kostek i coś o zagrywaniu i kupowaniu kart. Tak jakoś to brzmiało. No i nadal była w swojej czerwonej kiecce. Chociaż teraz już nie wyglądała tak wyjściowo gdy z pół doby temu ją na siebie zakładała przed opuszczeniem pokoju. Ale musiała wstać. Głod jeszcze jakoś mogła zdzierżyć ale parcie suszy na gardło i płynów na pęcherz zmuszało ją do powstania.

- Aaa… wstała nasza śpiąca królewna… - powitał ją Chris. We trójkę siedzieli przy małym stoliku przy samym oknie. I rzeczywiście grali w jakąś planszówkę.

- Wróciłaś do pionu? Czy nadal ścian będzie ci mało? - Rich też wydawał się ubawiony tym, że widzi nową koleżankę.

- Mhm. Wrócę przed północą. Mhm. Z “Honolulu”. Mhm. - Carol udawała zamyśloną patrząc w jakieś swoje karty i ze szczyptą złośliwości parodiowała własne słowa Lamii z jakimi mniej więcej się rozstawały wczoraj wieczorem.

- Do kibla? To za drzwiami w prawo, na końcu korytarza. Jak nie doniesiesz to sama sprzątasz. - Chris zlitował się nad wymęczoną koleżanką i domyślił się co ją wywabiło z kojca Carol.

Było tak jak mówił. Na szczęście jak na dzielnego frontowego weterana przystało: dała radę! Po dokonaniu porannych ablucji rzeczywiście poczuła się lepiej. Gdy wróciła do pokoju mogła już ogarnąć kilka rzeczy. Po pierwsze nie było już takie rano. Południe jeszcze nie ale już dość blisko. Czyli przespała śniadanie i albo wytrzyma do obiadu tutaj, albo u Betty, albo dokupi sobie coś u sprzedawców przed Domem. Po drugie gdy wróciła do pokoju zorientowała się, że w przepierzeniu przy drzwiach a więc u któregoś z chłopaków, ktoś odłamał fragment dykty przez co można było zajrzeć do środka. A była pewna, że wieczorem gdy wychodziła do klubu tego uszkodzenia nie było. I po trzecie, że znów jest kolejny gorący dzień ale na szczęście zachmurzenie nie pozwalało palić miasta morderczym promieniom słonecznym. I niejako na deser, że pozostała trójka współlokatorów grała w jakąś grę przy okiennym stoliku. I chociaż tak grali to jednak wszyscy jakoś tak dziwnie zerkali na nią co jakiś czas.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline