Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2019, 13:43   #217
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


[media]https://i.pinimg.com/564x/cf/0a/2a/cf0a2ad729d92eca4caae28ef93c29e4.jpg[/media]

Wieża Radagosta, faktycznie była wieżą i była ostatnim budynkiem w zrujnowanym kanale, który zachował swoje pierwotne kształty. Co ciekawe znajdowała się ona na granicy miasta i lasu, co z punktu widzenia złodzieja, było całkiem wygodne. Wracało się z “pracy” jedną drogą, a w razie co uciekało drugą.
Tancerka, po wyjściu na ląd, rozejrzała się niepewnie, po czym zaczęła śpiewnie inkantować czar, kręcąc przy tym piruety. Zmrużyła oczy, po czym przysłoniła je ręką jakby raziło ją światło.
- Ała… tu mieszkał jakiś czarodziej, czy co?
- Tak. I Badacz planarny… - wyjaśniła smoczyca, rozglądając się za kryjówką dla ich obu. - Wszedł w portal i… już nie wyszedł. Potem coś z niego wyłaziło, do czasu, aż któryś z zakonów zapieczętował portal. Sam badacz ponoć utknął pomiędzy wymiarami i straszy teraz.
- Nigdy więcej nie wejdę już w żaden portal… - mruknęła Dholianka, przemilczając fakt, że skoro była to wieża maga, to nie musiała sprawdzać jej wykryciem magii. Można powiedzieć, że dała się tu zwabić jak idiotka i jeszcze stała tu, jak na otwartej dłoni i nie miała się gdzie schować.
- Świetnie to zaplanowałaś… co teraz? Mamy położyć się na ziemi i nakryć gruzem? - dodała zgryźliwie.
- Skryjemy się za murkiem i poczekamy. - Godiva wskazała niedużą pozostałość po budynku. Niewątpliwie ludzkiej konstrukcji, takiej jak wieża. Elfie budynki wytrzymywały na tych bagnach o wiele dłużej.
Skrzydlata chwyciła za dłoń Chaai i pociągnęła za sobą, kierując się tam przy jednoczesnym zapewnieniu - A portalami się nie przejmuj. Co za różnica dla ciebie, jeśli przejdziemy wszyscy razem? Nasz dom jest tam gdzie my. Zresztą Jarvis nie zaryzykuje niepewnego portalu, więc nie masz co się bać.
Kurtyzana nie odpowiedziała, siadając w kucki za przymurówką. Oplotła nogi rękoma i wsparła brodę na kolanach. Nastała dość niezręczna cisza, ale najwyraźniej złotoskóra nie miała ochoty się odzywać, choćby obie panie miałyby się tu skręcić z niewygody. Obserwującej wejście wojowniczce najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo adrenalina już zaczęła krążyć w jej żyłach i czuła przyjemne ciepło podniecenia, rozlewające się po jej brzuchu. Niestety nikt nie pojawił się w tych okolicach. Tylko kruki latały w te i wewte, krzycząc głośno, jakby przeczuwały nadciągającą walkę.

Po kwadransie dołączyli do nich czarownik z Angelo, któremu jadaczka nie zamykała się przez całą drogę. Chłopiec był tak podekscytowany odkryciem, gdzie mieszka jego siostra, oraz tym z jaką finezją informacje te zdobył przywoływacz, że chyba nie zauważył, że powinien się zamknąć i przygotować na tę bardziej trudną część zadania. Zupełnie jakby sama wiedza o położeniu Beatrycze była już z góry wygraną wojną.
Jarvis podszedł do siedzących dziewczyn i kucnął przy nich. Westchnął smętnie.
- No to teraz najtrudniejsza część. Musimy wytargować jakoś ów kolczyk.
- Nie możemy zaatakować tak po prostu? - zaproponowała smoczyca.
- Nie. Nie wiemy jak silny jest, no i… może użyć Beatrycze jako żywej tarczy - wyjaśnił magik. - Raczej powinniśmy zacząć od negocjacji.
- Mogę go uwieść, a kiedy spuszczę mu spod…. - Tawaif popatrzyła na młodzieńca, jakby coś do niej docierało, po czym potrząsnęła charakterystycznie głową. - To ja się może zajmę gadaniem, a jak to nie wyjdzie to wtedy wkroczy Godiva i jej włócznia?
- W ostateczności - zgodził się z nią czarownik pocierając podbródek i zamyślając się. - Przede wszystkim… nie wiem czym on jest. Nie można zakładać, że to człowiek. Może to być jakiś wampir, którego koterię wybito. Demon w przebraniu. Lub szalony czarnoksiężnik. Ten Remiregd może być… wszystkim. Ale na początek załóżmy, że jest racjonalny i po prostu zapukamy do jego drzwi?
- Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziemy w środku… - stwierdziła bardka. - Angelo powinien trzymać się z tyłu, tak na wszelki wypadek… ja pójdę pierwsza skoro mam mówić.
- Pójdę z tobą. Angelo… zostań tu z moją siostrą - zaproponował czarownik, a niebieskołuska… o dziwo, nie protestowała, tak jak i jej tymczasowy podopieczny.

Para Smoczych Jeźdźców ruszyła więc ostrożnie do wejścia wieży. Dholianka stąpała lekko po gruzie, nie rozglądając się na boki. Zdawała się nie wyglądać na zagubioną, ani na wystraszoną i zapewne kogoś, kto jej nie znał, na pewno by oszukała swoim zachowaniem. O ile oczywiście, ktoś ich obserwował.
Na miejscu, drzwi okazały się lekko uchylone, ponieważ brakowało w nich klamki, a co za tym idzie i zamka.
Tancerka oparła dłoń na drewnie i pchnęła oddrzwia, otwierając je do środka i spodziewając się głośnego skrzypienia starych zawiasów. Te jednak były ciche i naoliwione, co nie powinno dziwić skoro miejsce miało być zamieszkane… a jednak głos uwiązł kobiecie w gardle, gdy już chciała przepraszać za “wchodzenie bez pukania”.
Kochankowie nabrali cicho powietrza do płuc, przyglądając się czarnej pustce, ziejącej z framugi.
- Nikogo nie ma w domu? - zapytał retorycznie mag, rozglądając się po pomieszczeniu, do którego zaglądali.
- Mała lubi ustawiać pułapki. Może lepiej zawołać kogoś z tego miejsca, co? - zaproponował.
- Hej! Jest ktoś w domu?! - krzyknął głośno przywoływacz.
- Cicho! Czyś ty zwariował? - Fuknęła Chaaya, podskakując jak spłoszona łania. Obejrzała się z przestrachem na czeluść, ale ta jak była czarna tak taką pozostała. Nikt też nie odpowiedział, a przynajmniej nikt z potencjalnych “mieszkańców”, za to kilka kruków wydarło się niemożebnie.
- Może… może zapalimy pochodnie? - spytała wpatrując się intensywnie w ciemność, ale ta była nieprzenikniona jak gęsta mgła.
Jarvis wziął w dłoń kawałek gruzu i wymruczał nad nim kilka słów, a ten zaświecił mocnym blaskiem. Rzucił więc nim do środka wieży iii… tyle go oboje widzieli. Kamyczek wpadł w ciemność, jak w taflę wody, zatapiając się od razu na tak zwane przysłowiowe dno.
- Nie podoba mi się to… - mruknęła pod nosem kurtyzana, cofając się powolutku i wpadając na zamyślonego partnera. Mężczyzna był na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewien, że mieli oni do czynienia z prostym czarem, rzuconym na drzwi, tak by odstraszyć potencjalnych złodziejaszków i ewentualnie chronić prywatność mieszkańców. Wydawało mu się, że gdyby przeszli przez próg, nic by się nie stało, ale z drugiej strony nie dał sobie za to uciąć głowy.
- Wyślemy może małą przynętę… i zobaczymy co będzie - odparł jej, sięgnął do sakwy po jedną puchatą kuleczkę i rzucił ostrożnie na ziemię, by zobaczyć zwierzątko, zanim ono wejdzie w strefę mroku. - Alternatywnie możemy wspiąć się po Godivie do okna powyżej.
Tłusty szczurek rozwinął się z kuleczki niczym młody pancernik. Rozejrzał się ciekawsko dookoła siebie, niuchając noskiem i pipcząc cichutko, po czym zabrał się za mycie łebka. Czarownik nakazał mu ruszyć do środka wieży i w sumie dobrze zrobił, bo krążące kruki mocno się rozemocjonowały z jakiegoś powodu i zaczęły niżej krążyć nad głowami Jeźdźców.
Szaraczek zniknął w ciemnościach nie bez strachu, ale chyba bardziej obawiał się zostania czyimś obiadem niż samą ciemnością.
Przez chwile nic się nie działo, ale przywołaniec dał zaraz głos, że nadal żyje i najwyraźniej poczłapał dalej w głąb.
- Gozreh… twoja kolej - stwierdził magik zerkając na chowańca.
- Ciekawość właściciela zabiła kota, co? - odparł eidolon, wzdychając teatralnie.
- Kamyk - zażądał od swojego pana i Jarvis nasycił kolejny kamień magicznym światłem, który kocur pochwycił w swoją mackę i śmiało ruszył w ciemność.

Wkrótce okazało się, że zwierzakowi nie było potrzebne, żadne źródło światła, bo gdy przelazł przez kotarę ciemności, która wisiała tylko w progu, znalazł się w pięknie zachowanej wieży, kiedyś bardzo potężnego czarodzieja. Z wielkich okien wpadały jasne promienie szarej poświaty z zewnątrz, oświetlając cholernie zakurzone powietrze, które było tak gęste, że wydawało się żyć własnym życiem.
A co do życia jako takiego, to… na ciągnących się półkach z setkami ksiąg odbywała się istna orgia grzybów i pleśni, połączonej z grubą warstwą, zakurzonych pajęczyn.

[media]https://i.pinimg.com/564x/f9/68/23/f9682359bc32b9566f4328d3620eba10.jpg[/media]

- Och ognie piekielne! Jak palą! Auaaaa! - jęczał smętnie Gozreh, odrzucając kamyczek i poddając się instynktom złapania szczurka. Kto powiedział, że chowaniec musi być szczery?
Cieniostwór rozejrzał się za gryzoniem i zauważył go pod szafą. Był nie do złapania dla zwykłego dachowca, bo łapy tam wcisnąć się nie dało, więc gryzoń czuł się bezpieczny, ale kocur nadal lamentując, niczym tani aktor w kiepskim teatrze, dosięgnął go macką. I wyciągnął go z kryjówki przysuwając do twarzy.
- Zjeść albo nie zjeść - oto jest pytanie.
Kto postępuje godniej: ten, kto biernie
Poddaje się naturze podszytej dziką formą,
Czy ten, kto stawia opór nadanemu kształtu
I wymusza nowy kształt swego ciała, myśli - natury
Hmmm… - Eidolon przysunął szczura jeszcze bliżej do swojego pyska.
- Ja nie wiem jak koty mogą was jeść. Takie ganiające i piszczące worki pełne krwi i flaków… Bueee. - Powoli opuścił szaraka i krzyknął za siebie, kończąc tą marną komedyjkę jednego aktora.
- Możecie wejść. Jest tu bezpiecznie. Ta ciemność to jeden wielki blef. Iluzja!

Na zewnątrz, tawaif pobladła od krzyków, niby to żywcem palonego, chowańca, miała wyraźne opory z przekroczeniem progu, ale widząc spokój i zdecydowanie na twarzy kochanka, w końcu zrobiła jeden krok w przód i… znalazła się po drugiej stronie, oglądając niesamowite miejsce.
- Ale tu… KICH… ład… KICH… nie… - odparła, ocierając załzawione oczy, po czym jeszcze kilka razy kichnęła, przytrzymując się zbutwiałego regaliku. To przyciągnęło uwagę rozglądającego się czarownika, ten regał, a zwłaszcza ściana za nim. Tam było czysto… i tam zwiał gryzoń, puszczony przez Gozreha, przeciskając się szczeliną… mając dość molestowania macką. Bo to nieuczciwe, nienaturalne i niemoralne.
Ściana zwracała uwagę w przeciwieństwie do butwiejących tomów, służących tylko pleśniom. Było tam zbyt czysto co mogło świadczyć o ukrytym przejściu. Podszedł więc bliżej do miejsca.
Jakiś krok od ściany poślizgnął się nieznacznie, jakby nadepnął na coś małego i o obłym kształcie, ale gdy przyjrzał się nogom, nic nie dostrzegł, prócz gruzu, kurzu i pajęczyn. Skupił się więc na badaniu muru. Wymacał wszystkie cegły, wepchnął palce we wszystkie szczeliny, ale nie odkrył jak przejście działało.
Tymczasem tancerka przezwyciężyła atak alergii i zaciekawiona postępowaniem magika, podeszła do niego, by go wspomóc w poszukiwaniach. Obejrzała się na prawo, na lewo… i uderzyła od dołu piąstką w jedną z cegiełek, która nieznacznie podskoczyła, chrupiąc starą zaprawą. Uderzyła więc jeszcze raz i mechanizm jakby zaskoczył, bo w ścianie pojawiło się kwadratowe wgłębienie metr na metr.
- Myślę, że jak je popchniemy to ustąpi… - odparła, potrząsając charakterystycznie głową.
- Zrobimy to… Gozreh idziesz pierwszy - zadecydował mężczyzna, powoli i ostrożnie napierając na drzwi.
- Jak zwykle - odparł teatralnie kocur.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline