Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2019, 15:45   #57
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Doradczyni z namaszczeniem pokiwała potwierdzająco głową, otwierając usta, ale nie po to aby odpowiedzieć, a uwięzić między wargami kciuk. Patrząc do góry na oczy ukryte za okularami, ssała powoli nowego lizaka, przybierając pozę wdzięcznej i wdzięczącej się Księżniczki. Betty miała takie genialne pomysły, po jaki wuj Mazzi opuszczała jej gościnne progi, czego szukała? Kontaktu z innymi wojskowymi, powrotu do koszarowej normalności? Dzisiejszy poranek był ważną lekcją, potrzebną.
- Czy… adoptujesz mnie na dłużej? - spytała uwalniając jej kciuk i westchnęła smutno, bez zgrywania się - Chcę… tu zostać. Z wami. Nie wiem dlaczego się uparłam zostawiać rodzinę… wybaczycie mi? - przełknęła gulę, patrząc z perspektywy kolan na obie kobiety.

- Ależ Księżniczko… - Betty wydawała się szczerze poruszona i pozą i prośbą swojej ulubienicy. - … Przecież ci mówiłam… - lekko nachyliła się nad klęczącą kobietą zbliżając swoją twarz do jej twarzy. - … Że dla ciebie tutaj jest dla ciebie wszystko szeroko otwarte… - nieco zniżyła głos jednocześnie trochę przemeblowując swoje uda. Tak by mogła postawić swoje stopy po bokach swojej faworyty jednocześnie niejako rozchylając przed nią swoje uda. - … I zawsze tu znajdzie się dla ciebie miejsce. - zakończyła czule i delikatnie całując jej usta i jednocześnie przyciskając ją do siebie na tyle mocno na ile zdołała.
~ A jak ci nie pasuje ten Dom Weterana to nie musisz tam wracać. Wszystko załatwimy. ~ szepnęła jej do ucha gdy zbliżyła tam swoje usta. Możliwe, że nawet Amelia nie słyszała tego szeptu.

- Amy też się ucieszy jak do nas wrócisz, prawda Amy?
- Betty wyprostowała się nieco aby spojrzeć na nieco zdezorientowaną blondynkę. Pytanie ją jakoś pobudziło bo chociaż może nie wiedziała o co dokładnie chodzi to była mocno empatyczną osobą i teraz poderwała się ze swojego miejsca na kanapie i uklękła obok ciemnowłosej kumpeli obejmując i przytulając ją do siebie.

- No pewnie, Lamia, zostań z nami. Ja się wcale nie cieszyłam jak wyjeżdżałaś od nas no to jak byś wróciła to by było super. Bym miała z kim jeździć na miasto i w ogóle. - blondynka z okaleczoną twarzą przysłoniętą wciąż grubym bandażem mówiła z przekonaniem i jeszcze mocniej przytuliła kumpelę.

Wystarczyło tak niewiele żeby znowu chciało się żyć. Obecność bliskich, czułość. Poczucie że jest się potrzebnym i przede wszystkim akceptowanym bez względu na odwalane numery. Tutaj, przy nich, Mazzi nie musiała się tłumaczyć. Przejmować - przejmowała się, nawet bardzo, bo w końcu były jednym oddziałem. rodziną. Ona, Amy i Betty.
Wystarczyło tak niewiele, by mazany starannie godzinę wcześniej makijaż rozmazał się, zostawiając na policzkach saper dwie czarne strugi. Objęła obie kobiety na tyle ile mogła, bo gdyby nie to najpewniej zaczęłaby się unosić w powietrzu.
- To co? - siorbnęła nosem, uśmiechając się z ulgą i przytulając czoło do skroni blondynki - W końcu pójdziemy do tego ZOO, no nie? I na zakupy. Dzięki… trochę się pogubiłam, ale wreszcie wiem gdzie mam iść. - wyprostowała plecy, całując kasztankę tym razem tak jak powinna od samego progu: głęboko, z uczuciem i bardzo mokro.

Kasztanka też przyjęła ten pocałunek tak jak od początku powinna. Głęboko, z uczuciem i bardzo mokro. A do tego bez ceregieli uniosła swoją faworytę na siebie tak, że ta musiała się oprzeć o coś a najwygodniej było o samą Betty. Betty zaś skorzystała z okazji aby podkreślić swoje prawa i zachłannie złapała za pośladki opięte czarną kiecką przyciągając je do siebie. Podobnie zachłanne ruchy błądziły po plecach Mazzi. W końcu przyjemnie zdyszana gospodyni zarządziła przerwę.
- No już dobrze Księżniczko, już dobrze. Jesteś teraz we właściwych rękach. No wiesz, ktoś kto cię sprowadzi gdy trzeba do pionu i poziomu. Wytrenuje i przeszkoli w tym w czym dobrze wychowana młoda dama powinna być wytrenowana aby nie grzeszyć głupotami w towarzystwie. - okularnica zaśmiała się z wesołym, szelmowskim uśmieszkiem co brzmiało dla kogoś postronnego jak żarcik. No ale gdy się ją znało tak jak znała ją Lamia no to niekoniecznie mogło chodzić o zwykły żarcik. Właściwie to na pewno nie.

- No ale teraz gołąbeczki musicie się oporządzić bym wstydu nie miała, że wychodzicie i wracacie do mnie do domu. - gospodyni zgrabnie znów zarządziła reorganizację planów swoim podopiecznym. Lekko odepchnęła od siebie Lamię całując ją jeszcze na pożegnanie i sama też wstała. - Ja się zajmę zmywaniem a wy szorujcie się wyszorować, przebrać i do wyjścia. Zwłaszcza jak jeszcze mamy tą “41” do zaliczenia. - powiedziała z dziwnym uśmiechem gdy schylała się po pierwszy talerz. Amelia poderwała się do pionu uśmiechając się i energicznie kiwając blond czupryną i dając znaki swojej kumpeli, że czas na zacząć wspólne przygotowania do tej wspólnej eskapady.

- Jeszcze ktoś by powiedział, że kocmołuchy u ciebie się zalęgły, albo inne plebsy… co to jeść nożem i widelcem nie umieją, na kulturze nie znają i pewnie tania siła robocza, zatrudniana za miskę ryżu… tak tak - Mazzi objęła blondynkę w pół, ciągnąc do pokoju, ale gapiła się przez ramię na pielęgniarkę - Chodź Amy, trzeba się przygotować żebyśmy w pakiecie z miejscami w furze nie dostały papierowych toreb na głowę.


Betty oczywiście miała rację z tym szykowaniem się i oczywiście jej bogata garderoba starczyłaby dla Lamii, Betty i kto wie ilu dziewczyn jeszcze na dobre kilka takich koncertów czy wyjść. Rzeczy ze skóry, lateksu, z ćwiekami, obroży i innych detali w jakich można było skomponować strój wyjściowy na punkowy koncert było zadziwiająco dużo. Wspólne chlapanie się w wannie z Amy, tym razem na wesoło i psotnie poszło sprawnie. W końcu gdy się kąpały wspólnie tylko raz trzeba było napuszczać i ogrzewać akumulatorem wodę. Amelia też zaś napaliła się jakoś w międzyczasie całkiem mocno na ten koncert nawet jeśli w chwili przyjścia jej kumpeli do domu w głowie miała tylko Jacka i jutrzejszego grilla.

Po wannie był czas na osuszenie się i dobór garderoby. Niby wszystko było na miejscu a żeby skompletować dwa zestawy na zadowalającym poziomie, nawet z pomocą uczynnej gospodyni która bez wahania służyła poradą i nawigowała po szafach i pokojach to jakoś jednak sporo czasu zeszło i to nie wiadomo kiedy.

Ale w końcu znalazły się we trzy w potężnej, błękitnej landarze w wersji kombi jaką prowadziła królowa o kasztanowych włosach i w okularach. Można było odnieść wrażenie, że to matka czy ciotka odwozi swoje dorosłe córki na jakąś potańcówkę. Tylko stroje sugerowały nieco specyficzny rodzaj tej potańcówki. Skórzane spodnie i skórzane mini, obroże, ćwieki i odpowiedni makijaż podkreślały ciężko gatunek imprezy na jaką się udawały. Pogoda nadal dopisywała. Nadal temperatura była idealna tak samo jak błękit niebo nad miastem przez co wyraźnie było już widać, że dzień się kończy i niedługo nastanie wieczór a po nim sobotnia noc. Ale na razie było jeszcze widno i przyjemnie. Ruch na drogach był spory ale skoro zbliżał się sobotni wieczór nie należało się dziwić, że nie tylko one postanowiły opuścić domowe pielesze.

Bar “41” jak na samochodowy środek transportu był całkiem blisko domu Betty. Miejsca na parkingu również było sporo. We trzy raźno weszły do środka i zajęły miejsce przy jednym ze stołów. Lamia nawiązała kontakt wzrokowy z Garrym który machnął jej na przywitanie dłonią ale jako, że był to lokal usługowy tuż przed sobotnim tłokiem to miał sporo roboty. Val też. Zbierała zamówienia między stolikami ale też dojrzała Lamię. Pomachała do niej wesoło ale chwilowo nie mogła podejść.

W końcu jednak doczekały się na blond dredziarę z kolczykiem w nosie. Podeszła z przyjemnym i przyjaznym uśmiechem skierowanym głównie do Lamii i trochę bardziej oszczędnym do pozostałych obcych dla siebie kobiet.
- Cześć Lamia. Dawno cię nie było. Czym mogę wam służyć? - przywitała się patrząc na saper w punkowym kostiumie i na koniec zerknęła pytająco na pozostałe twarze.

- Służyć… nam? - Mazzi popatrzyła na Betty i wróciła do kelnerki, uśmiechając się szerokim, radosnym wyszczerzem - Myślę, że razem z mą szlachetną panią miałybyśmy parę propozycji. Po pierwsze… za ile kończysz? Dziś koncert RB i jego szarpidrutów, byłyśmy umówione coś kojarzę - pogłaskała kelnerkę stopą obutą w wysokie szpilki po łydce - Betty, to właśnie Val. Val… poznaj moją panią, Betty - przedstawiła obie kobiety i wskazała na trzecią - A to Amy, nasza przyjaciółka. Wpadłyśmy po ciebie… i jeśli macie coś zimnego do picia to chętnie łykniemy.

Betty oszczędnie i dumnie skinęła głową przyjmując tą prezentację. Amy zamilkła i czekała z ciekawością na to co się stanie. Najbardziej emocjonalnie zareagowała Val. W pierwszej chwili wydała z siebie nieme “Aaaa!” otwierając usta gdy zrozumiała kim jest siedząca przy stole okularnica. Wtedy popatrzyła na nią z mieszaniną stresu i ciekawości. Ta zaś wyglądała na pewną siebie, opanowaną i spokojną. Oparła łokcie o blat stołu składając dłonie w wysoką piramidkę i zakładając nogę na nogę. Lekko bujała wolną stopą obutą w półodkryte szpilki co dodatkowo dekoncentrowało dredziarę tak samo jak podobne manewry jej kumpeli sprzed paru dni.

- Księżniczka cię o coś pytała Val.
- Betty delikatnie upomniała kelnerkę wskazując palcem na siedzącą na przeciwko Lamię gdy zestresowana nagle kelnerka niezbyt wiedziała jak zacząć rozmowę.

- A tak, przepraszam. - ta sugestia pomogła Val jakoś się ogarnąć. Zwróciła się teraz do Lamii próbując jej odpowiedzieć. - No to… właściwie teraz już w każdej chwili. Czekam aż Garry da mi wolne bo obiecał. Też już bym chciała iść na ten koncert. - blondynka zaczęła od w miarę neutralnego tematu mówiąc do osoby którą najlepiej znała. Wskazała wzrokiem na starszego wiekiem i pozycją barmana za barem który jednak wydawał się być zajęty gośćmi przy barze.

- Bardzo dobrze Val, bardzo nas to cieszy. Jakbyś skończyła o ludzkiej porze mogłabyś się z nami zabrać na ten koncert. Właśnie tam jedziemy ale postanowiłyśmy wpaść tutaj na chwilę. Księżniczka strasznie zachwalała ten lokal. Zwłaszcza twoje usługi. - Betty przejęła tor prowadzenia rozmowy jak zwykle i jak zwykle zdominowała całą okolicę. Jeśli chciała zestresować blond kelnerkę to udało jej się to wybitnie dobrze. Blondi na przemian czerwieniła się i bladła ale gdy wyszło, że jest szansa się zabrać z nimi no i jeszcze Lamią ją chwaliła wyraźnie poweselała. Tylko Betty jakoś tak mówiła, że niby zwyczajnie i nic specjalnego a non stop było słychać jakiś kosmaty podtekst.

- Naprawdę?! - kelnerka ucieszyła się słysząc to wszystko i z wdzięcznością uśmiechnęła się do Lamii posyłając jej rozpromienione spojrzenie.

- Naprawdę. Podobno potrafisz docenić piękno butów i potraktować je odpowiednio. To prawda? - Betty prowadziła rozmowę jak jakaś szefowa na przesłuchaniu nowej kandydatki do pracy. Ta zaczerwieniła się na całego, przygryzła wargę i z lekką paniką rozejrzała się po najbliższych stolikach jakby bała się, że ktoś ich jeszcze usłyszy. Ale w końcu odważyła się spojrzeć w dół na element odzienia Lamii i Betty który był tam daleko w dole i tak patrzył do niej zalotnie.

- Noo… staram się jak mogę… - wyjąkała cichutko w końcu na moment odważając się zerknąć na przesłuchującą ją okularnicę która mimo oszczędnej mimiki wydawała się bawić świetnie i czuć się jak ryba w wodzie.

- Tak? A podobają ci się moje buty? - kasztanowłosa kobieta zadała niewinne pytanie i patrzyła z miną niewiniątka jak jej buty prawie hipnotycznie przykuwają wzrok kelnerki.

- Tak. Są śliczne. Cudowne. - blondyna wychrypiała jakimś dziwnie ciężkim głosem nie mogąc oderwać spojrzenia od okolic podłogi pod stolikiem.

- Chciałabyś mieć takie? - pielęgniarka w koszuli i krótkiej, biurowej spódniczce do kolana drążyła gorący temat dalej.

- O tak. - kelnerka uśmiechnęła się jakby z rozmarzeniem pozwalając sobie na moment na chwilę szczerości.

- Na swoich stopach? - Betty nie zmieniła tonu i stylu wypowiedzi więc kelnerka dopiero po chwili zareagowała zaskoczonym spojrzeniem.

- Noo… - zawahała się blondyna zerkając szybko na Lamię i coś nie mając pomysłu jak wybrnąć z tego pytania.

- Czyli chciałabyś je mieć ale nie na swoich stopach. - podsumowała Betty i popatrzyła przez stół na swoją faworytę a Val spąsowiała do reszty. - No to chyba jesteśmy na dobrej drodze. - uśmiechnęła się do Lamii ciepłym uśmiechem.

- No dobrze, pokaż no się. - Betty wygodniej oparła się o oparcie i lekko wykonała kolisty ruch palcem. Kelnerka w dredach lekko zawahała się ale posłusznie odwróciła się powoli dookoła własnej osi w końcu znów stając frontem do Betty. Wyglądała jakby z przejęcia bała się głębiej oddychać.
- Nie za gorąco ci w taki upał? - okularnica sugestywnie przesunęła palcem po swoim najwyższym guziku koszuli i kelnerka zrozumiała aluzję rozpinając swój guzik. - No dobrze, to teraz pokaż mi co tam macie na karcie. - Betty radośnie poklepała blat stołu przed sobą a Val zerknęła ukradkiem na Lamię. Ale łaskawa pani czekała więc pochyliła się aby położyć kartę dań na blacie.
- Tak, właśnie, a teraz pokaż mi co tam masz. - Betty bez żenady oglądała sobie ale nie menu jakie kelnerka położyła na blacie tylko właśnie jej rozpięty dekolt. Val nawet coś zaczęła dukać co tam jest w tym menu ale klientka w ogóle nie była tym zainteresowana.

- I jak to powiedziałaś? Z tym służeniem? Chciałabyś nam służyć? - zapytała przerywając dukanie blondynki i patrząc z bliska na jej twarz.

- O tak, bardzo! - zapewniła blondyna bez wahania. Wydawało się,że strach by się odezwać walczy w niej o chęć by krzyczeć jak najgłośniej.

- Masz jakieś plany na jutrzejsze popołudnie? - Betty zadała kolejne pytanie a blondynka energicznie zaprzeczyła ruchem blond dredów.

- Nie! Jestem dyspozycyjna! - wyrwało jej się z trudem zduszonym krzykiem.

- No dobrze. To już na detale umówisz się z Księżniczką. Jak dla mnie może być. - powiedziała odprawiającym ruchem dłoni jakby chciała już spławić nachalną kelnerkę wielkopańskim gestem. Ale zatrzymała dłoń przed twarzą z kolczykiem w nosie i Val chwyciła mocno jej dłoń i ucałowała jak na dobrą służkę przystało. Potem wyprostowała się i popatrzyła na Lamię z miną jakby wygrała złoto na jakiejś olimpiadzie.
- Księżniczka zamawiała coś do zwilżenia gardła. - Betty nie wychodziła z roli surowej pani i przypomniała kelnerce o jej aktualnych obowiązkach. Ta energicznie pokiwała głową i prawie pobiegła między stolikami do baru aby zrealizować zamówienie.
- Wiesz co Księżniczko? Myślę, że chyba nie będziemy się nudzić jutrzejszego popołudnia. - obwieściła tonem nażartego kocura całkiem wesołym i ciepłym tonem, zupełnie innym niż przed chwilą mówiła do kelnerki.

Przez całą rozmowę o pracę niewolnicy Mazzi uśmiechała się wesoło do kelnerki, trzymając pod stołek skrzyżowane kciuki. Na szczęście szlachetna pani wyraziła pozytywnie zainteresowanie, obejrzała produkt i łaskawie wyraziła nim zainteresowanie. Rozmowa się zakończyła, obie strony wydawały się zadowolone z wypracowanej umowy, a na sierżant spadło dogadanie szczegółów, niegodnych uwagi i czasu kasztanki - w końcu od czegoś ją właśnie miała.

- Mówiłam że jest fajna - wyraziła swoją opinię, przesiadając się wygodniej, przestała też krzyżować paluchy pod blatem. Zaraz zaśmiała się cicho, odgarniając gdzie dokładnie siedzą. Poprzednio zajmowali ten stolik razem z jednym szarpidrutem udającym wielkiego muzyka od trzech akordów, a na którego koncert się właśnie powoli zbierały.

- Na pewno nie chcesz iść na ten koncert z nami? - popatrzyła na pielęgniarkę, kładąc jej dłoń na kolanie i głaszcząc oplecione pończochami udo - Miałabyś na nas oko, abyśmy nie zrobiły nic niedozwolonego. Wiesz jak to jest… gdy się swołocz ze smyczy spuści. Zaraz głupot narobi i potem trzeba to prostować, naprostowywać i odkręcać zwichrowane dziewczynki - westchnęła z udawanym smutkiem - Wrócimy upodlone, dwa razy więcej pracy z dyscypliną…

- I to właśnie będzie piękne Księżniczko.
- okularnica uśmiechnęła się ponad splecionymi nad stołem dłońmi pozwalając sobie na ciepły uśmiech i spojrzenie w którym już kłębiły się skarby skolekcjonowane w prywatnym loszku dominy. - Poza tym ja wolę upadlać i dyscyplinować na moich warunkach. - dodała od niechcenia jakby zdradzała jakiś sekret. Popatrzyła w bok na widoczną za barem kelnerkę która dziwnie często zerkała w ich kierunku.
- Obiecująca. Aż się moczy po nocach aby służyć. Tak, myślę, że znalazłaś nam prawdziwą perełkę Księżniczko. - pokiwała głową z miną fachowca wyrażającego opinię o swoim fachu. - Tylko nie mów jej o tym. Niech się troszkę postresuje. To pomaga złapać właściwą perspektywę szpicruty. Właściwie to cię wpakowałam w niezłe bagno. Teraz się od niej nie odkleisz. - popatrzyła znowu na Lamię jakby zostawiała jej w spadku na wieczór niezłego psikusa. - Jak dla mnie może być. Jak ci leży na jutro to możesz nawet z nią wrócić to nie będziemy tracić rano czasu na jakieś umawianie. - Betty okazała się pragmatyczna jak zwykle. A Val już przebierała nóżkami zaczynając swoją trasę powrotną ku ich stolikowi.

- To jest ten moment kiedy mam się zrobić zazdrosna? - sierżant przybrała nadąsaną minę szczeniaka któremu pani pokazała smakołyk, a potem oddała innemu piszczącemu podopiecznemu - Jeszcze dojdzie do tego, że pójdę w odstawkę i zacznę być krzątającym się po domu meblem, bo uwaga szlachetnej pani przejdzie na nową zabawkę. Sczeznę w samotności… taka niewychowana - westchnęła cierpiętniczo, wykrzywiając usta w smutny dzióbek - Ale niechaj będzie, zgarniemy ją w drodze powrotnej i zadekujemy od razu w domu. Będzie motywacja aby się nie popruć po koncercie - pokiwała mądrze głową, pogodzona ze strasznym losem - Trudno, jeśli owo przyklejenie sprawi ci radość, o pani, jest ono poświęceniem na jakie jestem gotowa.

- Bardzo dobrze. I tego się trzymajmy. Ale pamiętaj Księżniczko, że Królowa może mieć wiele mebli i zabawek ale swoją Księżniczkę ma tylko jedną.
- Betty nadal mówiła tonem przysługującym komuś na tronie i nawykłym do obwieszczania innym swojej woli. I tego, że jest ona wykonywana bez szemrania. Ale jednak w spojrzeniu tkwiło się coś ciepłego czym obdarzała siedzącą naprzeciwko kobietę. Tak samo jak zaszczyciła jej łydkę muśnięciem swojego buta na co Val mogła sobie najwyżej popatrzeć bo właśnie wracała z pełną tacą. I kolejnymi rozpiętymi guzikami w koszuli tak, że już było widać jej stanik. Z promiennym uśmiechem zdejmowała z tacy szklanki i butelki stawiając je przed klientkami.

- Możesz uklęknąć. - zezwoliła jej Betty widząc, że kelnerka coś się kręci i chce powiedzieć ale z nadmiaru ekscytacji nic sensownego jej nie wychodzi. Dziewczyna posłusznie kucnęła ale, że nie miała nic do siedzenia więc jej głowa niewiele wystawała ponad blat stołu.

- A czy to prawda? Że macie całą kolekcję? Nawet dyby?
- Val nie wytrzymała i z rozognionym wzrokiem strzelała od jednej ciemnowłosej kobiety do drugiej o kasztanowych włosach. Ta kasztanowa zerknęła na chwilę na tą ciemnowłosą zanim odpowiedziała.

- A dlaczego pytasz? Miałabyś ochotę na dyby? - zapytała tonem konwersacji o pogodzie unosząc do ust trunek w szklance.

- O tak, bardzo! Jeszcze nigdy nie byłam w dybach a bardzo bym chciała! Nawet żadnych nie widziałam z bliska! - Val poskarżyła się na swój ciężki los zwłaszcza, że wyglądało na to, że wreszcie jest szansa na jego odmianę.

- No nie wiem… - Betty zawahała się patrząc gdzieś za okno jakby sprawdzała czy z samochodem wszystko w porządku. Val popatrzyła z niepokojem na Lamię niepewna jak interpretować tą odpowiedź. - To nie na darmo jest król mojej kolekcji Val. Do króla to jest długa droga. Nie można przecież tak z ulicy sobie wejść i usiąść na tronie prawda? - zwróciła się wreszcie do blondyny która miała minę jak Lamia przed chwilą gdy odmówiono jej obiecanej zabawki.

- Zrobię wszystko co trzeba! - zapewniła gorąco patrząc prosząco na obydwie kobiety. Okularnica westchnęła ciężko i upiła kolejny łyk ze swojej szklanki. Wyglądało na to, że się zastanawia.

- Może… zobaczymy jutro jak się sprawisz. Jak Księżniczka wróci do domu i da ci odpowiednie rekomendacje a ja jutro będę z ciebie również zadowolona i okażesz się dobrze wychowaną dziewczynką no to może… - kasztanka mówiła jakby wciąż się zastanawiała co tu zrobić z tą kelnerką ale ta złapała się tej nadziei jak tonący brzytwy. Oczy jej się szeroko otworzyły, zaczęła kiwać twierdząco głową ale Betty nie dała jej dojść do słowa.
- Możesz już wstać. Ludzie się na ciebie dziwnie patrzą. I tamten facet za barem chyba cię wzywa. - klientka w okularach wróciła do uprzejmego tonu sugerując kelnerce co nieco na co ta znów jakby przypomniała sobie gdzie się znajduje i wstała rozglądając się nieco nerwowo dookoła. Kiwnęła głową mówiąc, że zaraz wróci i pognała z powrotem do baru bo Garry rzeczywiście chyba ją wzywał do siebie.

Przedstawienie było zacne, oglądało się je z wielką przyjemnością. Sącząc sok Mazzi podziwiała jak okularnica bez podnoszenia głosu barwy aksamitu, łagodnym tonem doprowadza kelnerkę do stanu przedzawałowego. Krótka potyczka gdzie nikt nie miał wątpliwości kto jest stroną dyktującą warunki, a kto ma słuchać w pokorze i czekać na rozkazy. Wychodziło też na to, że dzisiejszego wieczora sierżant będzie miała własną, prywatną i osobistą służącą, gotową spełnić każde życzenie, byle zasłużyć na pozytywne słówko, szepnięte następnego dnia do pańskiego ucha.

- Zapowiada się ciekawy wypad - wymruczała, opierając wdzięcznym gestem głowę na ramieniu pielęgniarki. Dobrze było mieć panią, która tak się troszczy o swoje stadko.
- Spytajmy Maddie czy nie będzie miała przypadkiem okienka w grafiku. To dopiero by było spotkanie… na szczycie. Albo wielu szczytach - zaśmiała się cicho i spojrzała do góry, tam gdzie para okularów w rogowej oprawie - Poza niegrzecznymi dziewczynkami do dyscyplinowania potrzebujesz czegoś na jutro?

- Jej a ja miałam wyrzuty sumienia, że was zostawiam same w domu. A bym wam tylko zawadzała. - Amy w końcu nie wytrzymała i roześmiała się wesoło gdy też odebrała swoją porcję przedstawienia. - O rany jak ty to robisz? Przecież ona o mało tu nie zeszła na zawał. A teraz pewnie jest cała mokra. - blondynka też chyba miała podobny punkt widzenia jak jej kumpela na ten cały mały show jaki odstawiła ich gospodyni nie podnosząc głosu ani nawet nie robiąc gestu gwałtowniejszego niż ruch dłoni.

- Kwestia praktyki. - okularnica odparła skromnie z niewinnym uśmiechem. W tej chwili wyglądała jak kolejna zwykła klientka w tym barze a z tym niewinnym uśmiechem wcale nie wyglądała groźnie czy surowo. - A Madi? Tak, Madi. Myślę, że jakby udało ci się ją zaprosić na jutro to chyba znalazłabym jej coś do wymasowania. Bardzo mi przypadły do gustu jej metody masażu, chętnie bym skorzystała ponownie. Niestety budżetówka nie płaci aż tyle by stać było mnie na wynajęcie jej usług. No ale gdyby wpadła z prywatną wizytą do starej Betty na pewno by sprawiła mi tym prawdziwą przyjemność. - Betty wróciła tym swoim wielkopańskim a jednak stonowanym tonem do pomysłu podsuniętego przez Lamię. I wyglądało na to, że widzą sprawę wizyty masażystki wręcz bliźniaczo podobnie.

- A ty Amy może przemyślisz sprawę i zostaniesz z nami jutro? Na pewno będziesz mile widziana. Zrobiłybyśmy sobie taki drugi babski wieczór jak w poniedziałek. Tylko w dzień. A jak tylko chcesz to ja cię jakoś przed Jackiem wytłumaczę, wystawię ci L4. W końcu jestem pielęgniarką prawda? - okularnica zwróciła się do siedzącej obok blondynki z niemoralną propozycją chociaż z całkiem niewinnym tonem. Poprawiła jej nawet grzywkę matczynym gestem przez co jeszcze mniej brzmiało to groźnie.

- Ojej… Nie no… Byłoby mu przykro… Pewnie by myślał, że się wykręcam czy co… No i sama mówiłaś, że jak się człowiek z kimś umawia na coś… - Amelia wydawała się stropiona propozycją i przez chwilę kręciła się jak na gorącym krześle. Ale w końcu z wahaniem została przy swoim pierwotnym planie na jutrzejszy dzień.

- Zuch dziewczynka. Będą z ciebie ludzie. - Betty pocałowała dziewczynę w czoło i uśmiechnęła się do niej pogodnie. Blondynce wyraźnie ulżyło.

- To nie będziecie się gniewać? Jak pojadę na tego grilla do Jacka? - Amy widocznie wolała się upwenić bo patrzyłą teraz bardziej na Lamię niż Betty.

- Będziemy się gniewać - saper zwróciła się z poważną miną do blondynki, siadając prosto i splatając dłonie na blacie - Bardzo, ale to bardzo mocno gniewać… jeżeli nie będziesz się tam dobrze bawić. Jack jest w porządku, w razie czego jak się zrobi padaka, zawiniesz do nas, ale wątpie aby dał ci się nudzić… i nie w takim sensie - przewróciła wymownie oczami. Napiła się zimnego soku.
- Ewentualnie dam ci mój nóż. Gdyby fikał wbijesz mu go w wątrobę i uciekniesz, a ciało jakoś potem zutylizujemy, bez obaw - położyła dłoń na dłoni blondynki i poklepała ją przyjacielsko - Zawsze też możecie wpaść we dwójkę do nas, o ile nie będzie wam przeszkadzała otoczka babskiego spotkania przy królu kolekcji - wzruszyła ramionami i chciała coś jeszcze rzucić wesołego, lecz przepiła sokiem, markotniejąc nad szklanką. Pokręciła nią, aż do chwili gdy prychnęła, wracając do pogody ducha.
- Chciałam nam wkręcić na koncert jeszcze Carol, laskę z Domu Weterana. Wydawała się spoko, nawet jej zaległam w wyrze dziś, ona spała w moim… bo wróciłam nawalona, jakoś pozostali mnie zaciągnęli do pokoju i położyli spać. Niby spoko, naprawdę jestem im za to wdzięczna. Było nawet sympatycznie. Wkupiłam się rano ciastem, wódą… graliśmy w jakąś grę planszową. No ale - rozłożyła ręce - Mam dość problemów z własną głową, amnezją i napadami paniki, żeby jeszcze przejmować się czy ktoś się kurwa poczuł urażony bo bujałam się po Honolulu z kapitanem Boltów. Ból dupy niezły był, z fochem do kompletu. Ja pierdolę - wyrzuciła wreszcie z siebie, dopijając sok - Nie moja bajka, serio. Nie nadaję się tam, bo przy takim nastawieniu prędzej sobie strzelę w łeb niż wyjdę na prostą. Dobra spoko, rozumiem… dużo. Staram się, ale bez jaj. Co szkodziło razem zrobić wspólny wypad w następny weekend? Przecież bym im ogarnęła wejście. Złapała Steve’a i chłopaków, obgadała co i jak. Albo nawet przekupiła ochroniarzy, postawiła im ten pierdolony wypad… - teraz ona spojrzała za okno - No ale skoro żyją po swojemu i ich to nie rajcuje, ich sprawa. tylko nie ogarniam po co w takim razie… eh. Maść na ból dupy, tyle - pokręciła głową - Nie zamierzam przemykać pod ścianami i milczeć byle kogoś nie urazić. Chcę żyć, nie wegetować. Wegetowałam na Froncie, wystarczy.

- Nie myśl o tym Księżniczko. Nie wszystkim idzie dogodzić ani nie każdy może dogodzić nam.
- okularnica pocieszająco poklepała dłoń Księżniczki a w końcu obróciła ją i pocałowała jej wnętrze na chwilę przetrzymując usta w jej dłoni nim ją odsunęła. - Nie przejmujcie się gołąbeczki. Teraz jedziecie się wyszumieć na koncercie. A ja na was poczekam w domu nieważne o jakiej porze, stanie i składzie wrócicie. Abyście tylko wróciły. - Betty popatrzyła czule na swoje obie gołąbeczki i Amy uśmiechnęła się i pokiwała głową na znak zgody. Wcześniej na pomysł wzięcia noża aby zrobić Jack’owi krzywdę zrobiła takie oczy, że to widocznie nie przeszło jej nawet przemyśl. A może tak miała nie tylko z młodym pracownikiem hurtowni. I gdzieś na ten moment wróciła do ich stolika blondynka z dredami. Od razu widać była, że ma dobre wieści.

- Skończyłam! Mogę jechać z wami! Znaczy jak mnie zabierzecie. - Val prawie dosłownie podskakiwała z radości, że już fajrant i mogą się zająć tym czym lubią. Amelia pokiwała głową, Betty uśmiechnęła się łaskawie i dopiła swoją szklankę.

- Czy cię weźmiemy. Tak powinno brzmieć pytanie. - poinstruowała ją gdy wstała pierwsza od stołu dając sygnał reszcie do wyjścia. Powiedziała to cicho do kelnerki którą mijała a ta znów się speszyła i zgodnie pokiwała głową w milczeniu.

- A weźmiecie mnie? - zapytała cicho do zbierających się klientek. Betty zaśmiała się wesoło i zaczęła szukać w torebce kluczyków od samochodu.

- No nie wiem. Jak myślisz Księżniczko? Weźmiemy Val? - zapytała na chwilę unosząc wzrok by spojrzeć na Lamię gdy jednocześnie już wychodziła przez drzwi wejściowe na zewnątrz.

Sierżant też wstała, idąc powoli w ślad za panią. Zatrzymała się obok kelnerki, obrzucając ją uważnym spojrzeniem od góry do dołu i od dołu do góry. Obeszła ją dookoła, powtarzając manewr i wreszcie westchnęła.
- No dobrze, weźmy ją. Trzeba dać dziewczynie szansę - zawyrokowała z mądrą miną i dodała - Chodź Amy, jedziemy.
 
Driada jest offline