Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2019, 20:06   #220
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Po niejakim czasie do pomieszczenia wpadła Beatrycze. Jej twarz była niezdrowo biała, a krwawe worki pod oczami, napuchnięte od płaczu. Z nosa ciekła jej ektoplazma, a w płucach furkotało.
- TIMI! - Pisnęła, tak jak to tylko małe dziewczynki miały w zwyczaju. - TY GŁUPKU! - Rozpłakawszy się, rzuciła się na zaskoczonego przyjaciela, kryjąc twarz w jego torsie.
Angelo pojawił się w progu i zbladł na widok kałuży krwi w której leżał myśliwy. Zachwiał się i zniknął za ścianą powstrzymując się od wymiotów.
- Tak się strasznie bałam, myślałam, że umarłeś… - Blondyneczka biadoliła i paplała jak najęta, czasem kichając, czasem kaszląc, a lepka flegma sklejała wszystko z czym miała styczność.
Chaaya wzdrygnęła się i pospiesznie odeszła, chowając się za Godivą.
- Ty musisz być Beatrycze - stwierdziła spokojnie smoczyca i zdjęła pakunek, podrzucając go do zaklinaczki.
- Na pamiątkę i przypomnienie, że zawsze jest większa ryba.
- A ty to kto? - spytała retorycznie Bumi, bo i nie interesowała ją odpowiedź. Jej brat spróbował wejść ponownie do pokoju, ale widząc w rękach dziewczynki oderżniętą, ludzką głowę, której twarz zastygła w potwornym grymasie agonii, ponownie wypadł na korytarz i tym razem zwymiotował.
Natomiast małej arystokratce rozbłysły oczy, zupełnie tak jak błyszczały oczy sroki, gdy widziała coś błyszczącego. Przyglądała się twarzy z mieszaniną czułości i podziwu.
- Biedny Remi… ale dobrze mu tak, ostatnimi czasy był nie do zniesienia… - Zgarnąwszy kosmyk z martwego czoła, ułożyła swoje trofeum ponownie w pakunku. - Zaopiekuje się tobą, tak jak ty zaopiekowałeś się mną… ale najpierw wrzucę cię do mrowiska.
Timothy wzruszył ramionami, widząc przerażenie na twarzy Dholianki, najwyraźniej u blondynki takie rozmowy to był standard.
- Albo zakonserwować w miodzie lub occie. To też działa. A resztę ciała spalimy. - Wzruszyła ramionami włóczniczka, dla której takie trofeum nie różniło się niczym od rogów płowej zwierzyny zawieszanej na ścianach przez szlachciców.
- Meh… to nudne, wolę kości. Pomniejsze jego czaszkę i będę nosić na głowie jako ozdobę - odparła rezolutnie bladolica dziewuszka i popukała się w swoje spinki zrobione z małych czaszek jakiś humanoidalnych stworków. - A ciała nie musicie palić… jestem ciekawa jak będzie się rozkładało w podziemiach… jakie robaki przyjdą, jaka pleśń zakwitnie… Oh…
Tancerka wybiegła z pokoju, czując, że zaraz dołączy do Angelo, jeśli jeszcze chwile postoi i posłucha o rozkładzie.
- No i Orfeus będzie miał co jeść… tylko trzeba będzie zmielić, by się nie połapał czyje to mięso…
- Jak kto woli. Ale ty mi wyglądasz na taką co potrzebuje zdrowszego klimatu niż pleśń grobowa. - Zastanowiła się Godiva, której takie makabryczne rozmowy najwyraźniej nie przeszkadzały.
A tawaif wpadła wprost na Jarvisa i Gozreha ze zdechłym gołębiem.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską czarownik, widząc roztrzęsioną kochankę.
- Ona jest nienormalna… - wysapała kurtyzana i dodała z troską. - Przepraszam cię Angelo, ale to prawda…
Chłopak nie wydawał się tym stwierdzeniem zraniony, opierał się dłońmi na kolanach i wpatrywał we własnego pawia z pełną rezygnacji miną.

Tymczasem arystokratka fuknęła coś rozdrażniona stwierdzeniem smoczycy i odwróciła się z powrotem do przyjaciela. Spódnica jej szarej sukienki nabrała czarnego odcieniu, gdyż nasiąkła krwią, która nie zdążyła skrzepnąć.
- To się często zdarza u magów, u klasycznych magów taka chorobliwa fascynacja pomieszana z obsesją. Nie musisz się tym martwić… nie jestem klasycznym magiem - rzekł czule przywoływacz. - Mnie to nie trafi.
- Nie jesteś w ogóle magiem… tylko umiesz ściągać posiłki, które nie potrafią trafić głupiego człowieczka - sarknął ironicznie kocur. - Może trzeba było w niego strzelać.
- Ja próbowałam i nie trafiłam… - przypomniała kobieta. - A wydaje mi się, że jestem bardziej zręczna od kawałka kamienia… - Stanęła na palcach i ucałowała ukochanego w szyję.
- On jest całkiem dobry w strzelaniu. Lepszy niż w czarowaniu - wyjaśnił zwierz, a Jarvis zmienił temat.
- Idziemy nakarmić kruka? - zaproponował i zwrócił się do Godivy. - Przypilnujesz dzieciaków?
- Mogę - stwierdziła spolegliwie.
- Sam jesteś dzieciak! - Burknęła Beatrycze, pokazując magikowi język. - I idiota, mam nadzieje, że spadniesz z drabiny i skręcisz sobie kark. - Dąsała się jak gąska i nawet głaskanie jej po włosach przez uśmiechniętego Timiego, nie odbierało jej pewności siebie.
- Tylko tam jest ciemno… i strasznie… - szepnęła cichutko bardka, ale powiodła ciekawskim spojrzeniem w kierunku włazu i oblizała ochoczo usta.
Może i było tam ciemno i straszno… ale, kobietę aż skręcało z ciekawości, by zobaczyć do kogo należał ten dziwny, złowieszczy głos.
- Masz… - Jarvis podał jej swoje okulary. - Nie będzie ciemno.
- Widziałem gnomy większe od ciebie dziewczynko - stwierdził Gozreh, uśmiechając się szeroko i nadal trzymając gołębia w macce.
~ Nie widział żadnego. ~ Czarownik sprostował mentalnie ten fakt.
- A ja widziałam koty inteligentniejsze od ciebie i wcale się tym nie chwalę. - Blondynka uniosła czubek nosa wysoko w górę. Zapowiadała się wspaniała bitwa na dogryzanie. Co akurat cieniostworowi odpowiadało.
- Nie widziałaś, bo nie jestem kotem… tylko wyższą formą kociej egzystencji.

Chaaya uśmiechnęła ciepło do ukochanego, po czym poprawiła okulary i podeszła do dziury.
- KRRRAAA! - Zapiały ciemności, później ktoś jakby chrząknął i dodał. - Nadal jestem głodny…
Kurtyzana usiadła na brzegu włazu i spuściła nogi na drabinkę.
- Mamy dla ciebie gołębia… - odparła schodząc kilka szczebli niżej i rozglądając się po pokoju, zeskoczyła na ziemię metr pod nią.
- To faktycznie kruk… i w klatce - zawołała do kochanka.
- A na kogo ty liczyłaś? Pseudosmoka? - obruszył się ptak, przeskakując z żerdki na żerdkę. Rozległ się cichy, metaliczny dźwięk.
Orfeus przypatrywał się ciekawsko ciemnościom, czekając w oczekiwaniu.

- To prawda… nie jesteś kotem, nie jesteś nawet pseudo kotem… jesteś czymś z niczego, co przywołał twój stworzyciel - pochwaliła się swoją wiedzą mała czarodziejka. - Eidololonem!
- Wyższą formą myśli… - stwierdził bez napuszenia kot, potwierdzając jej słowa skinięciem głowy. - Wyższą formą egzystencji.
- Taką wyższą, że sięga mi ona do pasa… pfff widziałam lepsze twory, choć tylko na obrazkach - Bea przypatrzyła sie macce na brodzie stwora. - I dlaczego twój pan dał ci fiutka na pysku?
- Po to bym mógł go używać. I to nie jest fiutek… my nie zniżamy się do prokreacji - wyjaśnił flegmatycznie Gozreh, drapiąc się za uchem za pomocą macki. - I moją wyższość nie oceniałbym przez pryzmat wysokości… a raczej oświecenia i przewagi intelektualnej.
- To nie twoja inteligencja tylko twojego stworzyciela… jesteś tylko kopią jego umysłu - zawyrokowała dziewczynka.
- O czym wy rozmawiacie? - Angelo w końcu zdobył się na odwagę i wszedł do pokoju, ale nie patrzył ani na Timiego, ani na siostrę. Znalazł kawałek ściany, która nie była poznaczoną niczym co mogło przypominać krew i tak stał w nią wpatrzony.
- Wykłócają się o naturę Gozreha - wyjaśniła uprzejmie Godiva, która usiadła na łóżku i przyglądała się jąkale, czy aby nie próbuje umrzeć albo zemdleć. - A, że on co chwila wymyśla nową to trochę im zejdzie.
- Nie jestem pewien czy można mnie określić kopią czyjegoś umysłu. Obawiam się, że gdyby to była prawda... to bym gaworzył dziecino. Bo gdy ja się objawiłem w pełnej krasie… mój pan był jeszcze takim smarkiem jak ty. I ja… - Uśmiechnął się dumnie kocur. - … byłem już wtedy dorosły i świadom. Jestem bowiem cząstką myślącego wszechświata, która łaskawie się nim zaopiekowała.
- U… to chyba było jego dwunaste pochodzenie. - Policzyła na palcach smoczyca.
- Pffff… - Bumi pokręciła nosem, po czym mruknęła. - A kto by wierzył pseudo kotowi z fiutkiem na brodzie?
I wywołała wybuch śmiechu smoczycy.
- A...ha... - Angelo czuł się zbity z tropu i nieco pominięty. - Moja siostra umiała czarować dużo wcześniej od niego…
- To dlatego, że ja rzeczywiście potrafię czarować - wywyższała się blondynka.
- Jak i wiele innych istot na tym świecie. To dość często spotykana cecha - odparł flegmatycznie Gozreh. - Natomiast podrapanie się za uchem piątą kończyną już nie.

Te słowa dobiegały do, schodzącego w dół z kolejnym żarzącym się światłem kamieniem, czarownika, który zerkał to na wybrankę, to na ptaka.
- Wyglądasz uroczo w tych okularach - rzekł ciepło do niej, co mogło uradować niektóre jej maski, po czym spojrzał na kruka. - A ty czego w klatce? A i przynieśliśmy ci jedzenie.
On bowiem niósł martwego gołębia, profesjonalnie zaduszonego macką.
- Mmm… świeże mięsko… - stwierdził Orfeus, trzepocząc skrzydłami. Był to nietypowy okaz bo… cały biały.
- Weź no się odwróć, bym mógł ocenić twoje walory… - Ptaszor przekręcał łebek raz w jedną raz w druga stronę, by obejrzeć przywoływacza oboma ślepkami.
- Zamknął mnie tu ten idiota… jak mu tam… zapomniałem. Miałem mu zapalać światło i warzyć eliksiry… - Wskazał dziobem na wspaniałej roboty, acz nieco antyczny stół-laboratorium alchemika. Jarvis połowy przyborów nie widział nigdy w życiu, nawet nie wiedział, że takie cuda kiedykolwiek istniały.
Tawaif rozejrzała się po pokoju, dostrzegając regały z książkami, podeszła więc z ciekawości, wiedząc jak Nvery ucieszyłby się z nowej lektury.
- Umiesz warzyć eliksiry? To… nietypowa sztuka jak na chowańca. - Magik nie był pewien czy może do końca ufać temu krukowi.
- A kto powiedział, że jestem chowańcem? - obruszył się ptak. - Pokaż mi go to wydziobie mu oko! - Napuszył się dumnie, otrzepując kuperek.
- Ostrożnie panienko… ta księga jest magiczna - powiedział do Dholianki, która grzecznie odłożyła wolumin na swoje miejsce. Kruk popatrzył znowu na mężczyznę i… zagwizdał jak portowy pijak na śliczną dziewczynę. - Tak, umiem warzyć eliksiry… jestem w tym całkiem dobry, przynieś mi składniki i powiedz co chcesz, a ci to zrobię…
- Acha… a skoro krukiem nie jesteś… to czym lub kim jesteś? - Jarvis podszedł podając ptakowi smakołyk do klatki.
- Powiedziałem, że nie jestem chowańcem… nigdy nie miałem pana. - Biały kruk zaklekotał dziobem. - Jestem nikim… jestem niczym… nazywam się Orfeus… oskubiesz mi gołębia złociutki? Dziób mam stary… nie mogę jeść twardych rzeczy…
Chaaya zaśmiała się cicho, zakrywając usta dłonią i chowając się za regałem. Przeglądała kolejne książki.
- Jesteś nieco podejrzany… możesz być zawsze jakimś demonem uwięzionym w ciele zwierzęcia. Spętanym po opętaniu. Magowie mają różne pomysły. - Smoczy Jeździec zaczął posłusznie oskubywać truchło. - Wybacz jednak moją nieufność. Miałem ciężki dzień.
- Z tego co mi się wydaje nie jestem demonem… ale wtedy, kiedy się urodziłem, nie byłem też ptakiem. - Kruk przełożył nóżkę przez opuszczone skrzydełko i podrapał się po nosie. - Przyzwyczaiłem się już do tej klatki, jest całkiem przestronna i nie męczy tak jak latanie.
- Mhmm… więc to tu jest twoje małe mieszkanie? - zapytał magik pozbawiwszy już połowę martwego gołebia z piór. - A jakby była możliwość… zmiany lokum?
- Ja tu nie mieszkam… - odparł Orfeus. - Żyłem na górze, razem z Radagostem… później wprowadził się ten… jak mu tam… zapomniałem…
Czarownik miał wrażenie, że ptak doskonale pamiętał imię Remiego, ale z jakiegoś powodu nie chciał go wypowiadać. Może się nie lubili?
- Złapał mnie, bym przestał straszyć namolne dzieciaki i zamknął tutaj bym mu warzył eliksiry.
- No cóż... nie masz co sobie przypominać jego imienia. Mam wrażenie, że tu raczej nie wróci. Nigdy. Właściwie to… ewakuujemy to miejsce z rzeczy - wyjaśnił Jarvis, podając krukowi gołębia. - Ciebie możemy też ewakuować, jeśli chcesz.
- Czyli rozkradacie? Nie szkodzi… nie przejmuj się, ja jestem tylko ptakiem, nie czuje się obrażony. - Kruk zeskoczył na kuwetę i przecisnął dziób przez pręty, gotowy do karmienia.
- Zginę tu jednak będąc sam… czy ta mała zaklinaczka też tu nie wróci? Albo ten myśliwy co przynosił mi pyszne gołębie?
- Nie wiem… mogę ich o to zapytać - rzekł przywoływacz. - Mogę też… załatwić ci miejsce w awiarium. Ktoś mi będzie winien przysługę, a tam jest już jeden magiczny ptak do towarzystwa. Przyznaję… że niezbyt mądry, choć inteligentniejszy niż przeciętne ptaki.
- Obawiam się, że nie znam ptasiego… - Orfeus złapał truchełko i zaczął wciągać do klatki, łamiąc przy tym gołębiowi skrzydełka i żeberka. W końcu martwe zwierze zaklinowało się i ptak dał za wygraną, rozdziobując delikatną skórę.
- Nie znasz może jakiegoś alchemika, co by potrzebował pomocnika?

~ Te książki są warte fortunę! ~ westchnęła kurtyzana, rozmarzonym tonem. ~ Jest tu atlas roślin o pięknych kolorowych rycinach! I kilka mikstur w zlewkach i, i… tajne przejście
~ Jakie tajne przejście… ~ Magik odruchowo zerknął za siebie, zaciekawiony słowami bardki, a następnie rzekł krukowi. - O tak… znam dziesiątki alchemików, magów którzy daliby fortunę za takiego pomocnika jak ty. Znam też dość znośnego wróżbitę, który nie zaharuje cię na śmierć przy produkcji mikstur.
~ No… przejście w ścianie… tu za regałami. Nie poznałabym, ale są mokre ślady stóp wychodzące skądś…
Przywoływacz usłyszał stęknięcie i zgrzyt przesuwanego kamienia. Ptak łapczywie zajadał się mięciutkimi organami swojego krewniaka.
- Wróżbita? Ale taki z prawdziwego zdarzenia czy jakiś elfi szarlatan co po nażarciu się grzybków ma “wizje”? - Orfeus przypatrzył się swojemu rozmówcy, po czym dodał ze śmiertelną powagą. - Masz chusteczkę?
Mężczyzna podał chusteczkę krukowi, który wytarł starannie dziób, jak prawdziwy dżentelmen, po posiłku. - Kartomanta i krystalomanta… oczywiście trochę szarlatan i artysta, by być bardziej przekonującym, ale poza tym… bardziej zanurza nos w księgach niż grzybowym proszku. -
Po tych słowach Jarvis ruszył w kierunku ukochanej, żeby dopilnować, by nie wpadła w jakieś kłopoty.

Spotkali się przy portalu w ścianie. Kamala złorzeczyła pod nosem, idąc w mokrych i śliskich, elfich bucikach.
- To zejście do kanału… - burknęła gniewnie, skrzypiąc trzewikami przy chodzie.
- Pewnie droga ucieczki, lub tajne wejście do wieży. Tak się Remi tu dostał - ocenił czarownik.
- Jeśli tak… to musi mieć płuca jak delfin - stwierdziła cierpko kobieta. - No i co z tym krukiem? Jest bezpieczny? Tak z rozmowy jak się przysłuchiwałam wydaje się być… w porządku.
Dholianka wychodziła z założenia, że jeśli dało się z kimś porozmawiać w miarę normalnie, to znaczyło, że był “swój”. Dość łatwowierne podejście, ale miało swój urok.
- Jego właścicielem był poprzedni władca tej wieży. Więc to mi wystarczy za rekomendację. Radagost nie był uważany za szczególnie złowrogiego maga. To był typowy badacz, więc jego stworzenia nie mogą być złowrogie - ocenił Smoczy Jeździec.
- Aha… To… co teraz? Co z dziećmi? Co z nathem? Co z Timothym? No i… - Tu tawaif popatrzyła w kierunku dużej klatki ze spiżu i jego ekscentrycznego mieszkańca. - Cooo… z nim?
Przywoływacz podrapał się po brodzie.
- Jego dam wróżowi… będą do siebie pasować. Natha zwrócimy jak tylko smoczyca przebierze się za moją siostrę. Jest może trochę uszkodzony, ale z pewnością są na tyle bogaci, by uzupełnić brakujący klejnot. Timothy ma dom, ma pracę, ma rodzinę… - Wzruszył ramionami. - A dzieci… cóż, myślę, że Miedziany jest nam coś winien za twoją pomoc w zamknięciu potencjalnej wylęgarni nieumarłych pod patronatem atropala. Smok znajdzie dla dziewczynki odpowiedniego nauczyciela i dom… z pewnością lepszy niż ten tutaj.
Sundari zmarszczyła nosek w zamyśleniu, tymczasem wyżynając spódnice swojego jeździeckiego stroju, który był i zbroją.
- Nie wiem czy Timi pozwoli na rozłąkę… wydają się być zżyci ze sobą, na pewno zrezygnował z wielu rzeczy by chronić ją tu… u Remiego, ale może masz rację… - Wyminęła ukochanego, by podejść do klatki. - No dobrze… to cię wypuścimy, posprzątamy i sobie stąd idziemy. Co ty na to?
Kruk zaklekotał dziobem i wskoczył na patyczek. - Chce siedzieć na ramieniu tego przystojniaka - odparł i ponownie zagwizdał na magika jak na portową dziwkę.
Tancerka wycofała się zaskoczona, ale bez słowa zaczęła pakować wszystko co mogło się pomieścić w jej magicznej torbie.
~ Mam być zazdrosna? ~ spytała przez telepatię, bo jeszcze nigdy nie musiała się martwić o… zwierzęta.
~ Niby czemu. Pewnie i tak przerzuci swoją “miłość” na Dartuna. Będzie pachniał magią bardziej niż ja. ~ Jarvis uznał, że to właśnie przyciąga do niego kruka, gdy pozwolił mu usiąść na ramieniu. Po czym dodał. - A czemu niby Timi miałby się martwić rozłąką? To w końcu Archiwista, a nie kolejny drab z dostępem do czarów. Jego kryjówka to nie więzienie.
Dzieciaki pewnie będą mogły się z nim spotykać, pod warunkiem trzymania zębów na kłódkę w kwestii nowego domu.
Orfeus poiskał go za uchem, klekocząc cichutko jak grzechotka i zakrakał w podekscytowaniu rozciągając skrzydła.
Chaaya zwęziła oczy za szkiełkami okularów i tak jakby zapomniała o odpowiedzi. Chwyciła się drabinki i ruszyła na górę.
A wchodząc czuła na sobie wzrok czarownika i jego myśli lubieżnie kręcące się wokół jej pupy. Nawet jeśli ptak polubił jej ukochanego, to… ona była z pewnością faworytą mężczyzny.

Na górze wszyscy na nich czekali. Myśliwy siedział na łóżku w świeżym ubraniu, a Beatrycze siedząc mu na kolanach, wycierała mu twarz. Angelo rozmawiał o czymś z tym dwojgiem, gdzie dziewczynka odpowiadała za siebie i Timiego, zupełnie jakby po pierwszych sylabach jego jąkań, wiedziała co ten chce powiedzieć.
Godiva z Gozrehem stali w kącie i wyraźnie się nudzili. Zwłaszcza smoczyca miała już ochotę wyjść na powierzchnię i najlepiej czym prędzej polecieć do swojej ukochanej.
- Dobra… - zaczął Jarvis i podrapał się po policzku, zerkając na Bumi. - Myślę, że wszystkim wystarczy na dziś atrakcji. Jutro mogę waszą dwójkę zaprowadzić na spotkanie z owym staruszkiem, acz… cokolwiek tam zobaczycie i co się zdarzy, o tym nikomu nie wolno będzie wam powiedzieć. Zapewne nigdy. Zresztą sami zrozumiecie.
- Zaraz… jak to we dwójkę? To Angi z nami nie idzie? - spytała podejrzliwie zaklinaczka, po czym wytarła gluta rękawem.
Timothy zaczął coś dukać, ale ta go zaraz uciszyła i powiedziała mu, że wcale tak nie jest jak on myśli i ma się zamknąć bo się zezłości.
Biały ptak zaśmiał się jak zepsuta pozytywka w lalce, po czym powiedział wprost do ucha nosiciela.
- No to wtopiłeś… powodzenia.
Kurtyzana udała, że niczego nie widziała i nie słyszała i jak gdyby nigdy nic podeszła do skrzydlatej i cieniokota, po czym… wyprowadziła ich z pokoju na korytarz.
- Sprawa dotyczy ciebie... i twojego brata jako najbliższej rodziny. - Zaczął wyjaśniać przywoływacz. - Więc wy pójdziecie się spotkać i zobaczymy co z tej rozmowy będzie. Tak czy siak ostatecznie decyzja będzie należała do ciebie.
- TIMI JEST JAK RODZINA! - Wykrzyczała butnie blondynka i popatrzyła władczo na Angelo. - Prawda, że jest? Powiedz mu jak jest! Powiedz, że Timi jest jak rodzina!
Chłopiec schował głowę w ramionach i popatrzył na Jarvisa jak zaszczuta myszka. Ten zobaczył, że młody arystokrata był całkowicie pod władzą bezlitosnego bucika swojej młodszej siostry.
- Jak brat… rodzony… - wychrypiał cichutko, ale to wystarczyło, by dziewczynka uznała, że zwyciężyła. Uśmiechnęła się triumfująco i popatrzyła na maga, zamykając rączką usta jąkały, który chyba chciał coś wtrącić.
- Cicho, nie teraz… - rozkazała.
- Masz pokręconą wizję tego czym jest rodzina - skwitował Jeździec na to zepchnięcie obu jej mężczyzn w kozi róg. Podrapał podstawę nosa, dodając. - To możesz pójść i sama do mojego… znajomego i negocjować wszystkie kwestie. Albo z bratem. Co uzyskasz w tej rozmowie to będzie twoje.
- Szach mat - stwierdził cicho kruk i ponownie poiskał swojego nosiciela za uchem.
Beatrycze chwile milczała wyraźnie myśląc i kalkulując.
- No dobrze… jeeeśli tak się sprawy mają - odparła wielce łaskawie, po czym zeskoczyła z kolan przyjaciela i złapała brata za rękę. Kaszlnęła kilka razy, zaczerpując panicznie tchu, kiedy zachłysnęła się flegmą. Gdy atak minął wyprostowała się tak jak to tylko potrafią arystokraci i… cóż, nie miała pomysłu co dalej.
- No.. nie dramatyzuj. Cokolwiek się stanie, będziesz mogła swobodnie widywać ich obu. To nie kolejny Remi… tam nie będziesz musiała się martwić o swoje życie - odparł ciepło czarownik i dodał . - I powiedz wojowniczce na korytarzu, by ci dała trochę platyny. Wizyta w jakiejś świątyni związanej z życiem i uzdrawianiem byłaby wskazana. A pieniądze potrafią przekonać każdego kapłana do pomocy. Spotkamy się jutro. Angelo wie, gdzie mieszkamy.
- O żesz ty..! - Łotrzyczka odwróciła się odgrażając Jarvisowi piąstką. - Ja ci dam mi tu rozkazywać!
- Weź Bea… on jest w porządku… - Młodzian złapał siostrę za ramię i przytrzymał przy sobie.
- Zacznij się przyzwyczajać. Pierwszy krok do prawdziwego opanowania magii, to poddanie się woli nauczyciela i jego poleceniom. Magia… to zawsze dyscyplina i samodyscyplina - odparł ironicznie przywoływacz, zastanawiając się jak ten Remi ją uczył, skoro nie znała tej oczywistej dla Jarvisa prawdy.
- Ja jej nie opanowuje… ja ją KRADNĘ! I jest moja… cała i posłuszna. - Wywyższała się łobuzica, starając się wyglądać na wyższą niźli była, niestety czułe objęcia brata wyraźnie ją deprymowały.
- Chodź Bea… poprosimy o pieniądze.
- Sam se proś! Ja nie żebrzę, ja mam własne fundusze! - burknęła, a chłopiec westchnął i po prostu pociągnął ją za sobą ku wyjściu.
Timi przyglądał się temu w milczeniu i smutkiem w oczach.
Jarvis uśmiechnął się do niego pocieszająco, odruchowo głaszcząc podgardle białego kruka. To pewnie była jakiś magiczny urok.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline