Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2019, 23:28   #58
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16 - Punk rock koncert

2054.09.12 - sobota; wieczór; ciepło; pogodnie; Sioux Falls, Stare Kino




Po raz kolejny okazywało się, że własny transport znacznie zwiększał niezależność i sprawność poruszania się po mieście. Błękitne kombi pielęgniarki sprawnie i bez kłopotów dojechało na miejsce. Zmierzch już dyszał w kark miasta chociaż na zewnątrz wciąż było jasno jak w dzień. To wewnątrz budynków już palono światła.

“Na miejscu” okazało się, że bez trudu można było rozpoznać budynek kina. Głównie dlatego, że zachowała się część nazwy “Cinema”. Ale jaka była nazwa indywidualna to nie zostało po tym ani śladu. Za to nawet na zewnątrz, jeszcze przed nastaniem właściwego zmroku, panował hałas i chaos. Punkowa hałaśliwa i chaotyczna tłuszcza zdominowała okolicę. Skóry, ćwieki i kastety było widać na każdym kroku. Przed głównym wejściem do budynku była nieregularna kolejka. Poza tym ludzie w skórzanych kurtkach, pasiakach, glanach i irokezach upstrzyli chodniki, ulice i okolice chuligańsko - anarchistycznymi klimatami na jakie składały się odzywki, przekleństwa, wywrzaskiwane nieśmiertelne punkowe slogany jak “Punk’s not dead!” czy “Jebać policję”. Przedstawiciele tej ostatniej organizacji też tu byli chociaż w pewnej odległości od kina aby nie prowokować konfliktu. Musieli chyba ich się obawiać bo nieco przed okolicą kina widać było furgonetki i ciężarówki z ciężkimi oddziałami prewencji.

- I dlatego nie biorę dyżurów w weekendy. - Betty mruknęła pod nosem bo wyglądało to jak przygotowania przed nocną bitwą. Zwłaszcza jak wyćwiekowane towarzystwo popije i ciemność nocy doda im odwagi.

- To tylko tak wygląda, zwykle rozchodzi się po kościach. - Val która miała z czwórki kobiet najwięcej doświadczenia w takich klimatach uznała za stosowne złożyć odpowiednie oświadczenie. Mimo, że punkowy tłum gęstniał, jakoś rzeczywiście przejechały ostatni wolny kawałek już pomiędzy chaotycznie leżącymi, także po ulicy, punkowcami. Póki okularnica nie uznała za stosowne się zatrzymać aby jej pasażerki mogły wysiąść. Wtedy się z nimi pożegnała i życzyła udanej zabawy i bezpiecznego powrotu. Ale z każdą z nich pożegnała się inaczej.

- No Księżniczko idź i korzystaj z okazji aby nie być grzeczna. Bo jutro u mnie to na być porządek i posłuch. - powiedziała całując ciemnowłosą kobietę w skórzanej mini jaka siedziała obok niej na siedzeniu pasażera. - Tylko wróć do mnie cała to reszta się nie liczy. - szepnęła jej na ucho zanim odsunęła się od niej aby mogła wyjść.

- No Amy, trzymaj się dziewczyn i przypilnuj Księżniczki macie mi razem wrócić do domu. - powiedziała do blondi o prostych włosach i opatrunku na połowę twarzy. Dziewczyna pokiwała głową i schyliła się do otwartego okna samochodu i na pożegnanie dostała opiekuńczego całusa w czoło.

- A ty Val. - okularnica nie zapomniała i o trzeciej pasażerce która niezbyt chyba wiedziała czy może sobie pozwolić na taką poufałość więc trzymała się trochę za plecami dwóch bardziej zzytych z pielęgniarka koleżanek. Gdy łaskawa pani sobie o niej przypomniała dziewczyna nerwowo przygryzła wargę nie wiedząc czego się spodziewać.

- Masz swój los w swoich rękach. No i może troszkę nie tylko w rękach. - rzekła z nonszalanckim uśmieszkiem i wystawiła za okno swoją dłoń. Dredziara w lot pojęła o co chodzi i prawie doskoczyla do drzwi calujac wyciągnięta dłoń z gorliwością neofity.


---






W końcu jednak zostały same czyli bez opiekuńczego ale wymagającego spojrzenia surowej siostry przełożonej. Amy w tym epicentrum punkowego folkloru czuła się dość niewyraźnie co było po niej widać ale blondyna dzielnie trzymała pion nie chcąc zawadzać swoim towarzyszkom. Pstrokata, hałaśliwa banda jaka ich otaczała w widoczny sposób nie była standardem towarzyskim w jakim się obracala.

Za to Val była pod takim wrażeniem tego co się stało w barze i tego co mogło się stać jutro, że ten cały koncert i hałaśliwe towarzystwo zdawała się ledwo zauważać. Ekscytacja i hormony sprawiały, że wreszcie mogła odreagować bez presji surowego osądu swojej nowej pani w okularach. Z początku, gdy stały w kolejce przed wejściem, trajkotała głównie ona.

- Ojej, Lamia, już myślałam, że zapomniałaś o mnie. Tak tylko raz i nara mała. A to wtedy było takie super! A ty jednak pamiętałaś i przyjechałaś. I to z tą Betty. Miałaś rację ona jest zajebista! Znaczy ty też! Obie jesteście zajebiste! - dziewczyna o blond dredach nawijała jeszcze raz przeżywając i to bardzo emocjonalnie to co się zdarzyło kilka dni temu na zapleczu 41-ki, ledwo kilka kwadransów temu gdy kończyła swój dyżur no i jeszcze to co ich czekało.

W końcu doczekały się, że doszły do pierwszej warstwy ochronnej klubu. Czyli wejścia i bramek kontrolnych. Ochrona się nie patyczkowała: żadnych niebezpiecznych narzedzi. Dowodem ich skuteczności były całe kubły na śmieci wypełnione łańcuchami, nożami, kastetami, maczetami, bejzbolami a nawet gnatami. Zasada była prosta: jak ktoś nie chciał nie musiał oddawać swoich niebezpiecznych fantów ale wówczas zostawał na zewnątrz. Być może po części dlatego tak wielu punkowców koczowało na zewnątrz.

Wewnątrz lokalu rolę przewodniczki przejęła blondyna która jako jedyna już tutaj bywała i orientowała się co i jak. Trochę tłumaczyła a trochę i było widać. A mianowicie to, że dawny multipleks składał się z wielu pomniejszych sal kinowych z których obecnie każda stanowiła odrębny bar, klub czy dyskotekę. Albo na stałe albo czasowo albo na takie imprezy jak dzisiejszy koncert. Tam też spotkała je pierwsza niezbyt miła niespodzianka: opóźnienie.

W tak wybuchowej mieszance gdzie testosteron mieszał się z promilami, nadmiar adrenaliny z ograniczoną przestrzenią, punkowe dźwięki z mieszaniną innych, gniew, zawód i rozczarowanie sprawiły, że atmosfera była bardzo napięta. Jak tuż przed wybuchem buntu czy zamieszek. Wkurzeni punkowcy darli się na ochronę domagając się występów teraz i natychmiast. Przez wkurzony obkolczykowany motłoch, przeszedł jeden okrzyk który zogniskował ich rozczarowanie, bunt i ekspresję.


Pun-ki-grać! Kur-wa-mać! Pun-ki-grać! Kur-wa-mać!



Rząd gardeł i pięści podchwyciło rytm i zaczęło łączyć się w jeden, wieloczłonowy organizm. Złość zaczęła kumulować się w ekspresowym tempie. Łańcuchy, barierki, kłódki jakie miały ich trzymać na uwięzi zaczynały trzeszczeć. Ochrona zaczynała łapać za pałki i miotacze gazu co jeszcze bardziej sprowokowało rozjuszonych anarchistów do rozróby. Ale gdy wydawało się, że lada chwila ktoś pierwszy rzuci kamień, ciśnie butelkę czy da komuś w mordę przestrzeń sal i korytarzy zalała muzyka. Rytmiczny gitarowy łomot. Przez odziany w skórzane kurtki tłum przebiegło radosne wycie i nieoczekiwanie w parę chwil tłum stracił swoją główną motywację do rozróby.

Zostało jeszcze parę zapalnych punktów. Co wywołało opóźnienie nie było wiadomo bo jedna plota głosiła, że coś zaczęło się gdzieś jarać, inna, że któryś z zespołów zalał pałę, inna, że to elektryka siadłą więc jak często bywa w takich sytuacjach tak naprawdę nikt, nic nie wiedział. Jedno było pewne, że sala gdzie miał być koncert była zamknięta i trwały pośpieszne przenosiny do sąsiedniej. Punkowa muza na razie była puszczana z głośników co część widzów przyjmowała z wyciem pogardy i dalej nawoływała do bojkotu domagając się prawdziwych zespołów a nie tej systemiarskiej popeliny ale zdecydowana większość odpuściła. Przynajmniej do czasu.

Byli jeszcze “oni”. W nowej sali było bliżej do jednej z sal w którym był bar, stoliki i alk. Wszystko to było jak najbardziej na tak dla większości sympatyków pacyfek i agrafek. Tyle, że z drugiej strony baru niefortunnie dochodziły czasem dźwięki jakiejś techniawki. A dwie subkultury “brudasów” i “plastików” wyraźnie żyły ze sobą jak pies z kotem. Bar więc zapowiadał się z jednej strony jako potencjalny punkt zapalny ale i jako strefa buforowa. A właściwy koncert się jeszcze nie zaczął. Dopiero szykowały się pierwsze punkowe zespoły w nowej sali.

To było kolejne rozczarowanie. Okazało się, że ten cały Rude Boy i jego “The Palantas”, mimo, że zgrywał się na podrzędnego, ulicznego grajka, miał być gwiazdą wieczoru i gwoździem programu. Wydawało się, że większość subkultury lubującej się w irokezach i skórzanych kurtkach przyszła właśnie ze względu na nich. Zwłaszcza, że byli ciekawi jakie zmiany niesie ze sobą zmiana nazwy. A raczej to, że wreszcie w ogóle mają jakąś nazwę. Dotąd wszyscy mówili, że słuchają Rude Boy’a, Rude Boys albo “tych od Rude Boy’a”. I chyba nikomu to nie przeszkadzało, że zespół nie ma żadnej nazwy własnej. - No to jak zaczną grać o północy to będzie dobrze. - Val skwitowała ta przemeblowania i zmiany w programie. A do północy to było jeszcze z dobre kilka godzin a tu dopiero zaczynały grać pierwsze zespoły.


---



W tym całym tłumie prawie przypadkiem wpadły na siebie z Madi. Jednak też przyszła na koncert i dołączyła do trójki dziewczyn więc przez mogły teraz bujać się we czwórkę. Ponieważ znała się już z Lamią i Amelią to na tą pierwszą spadło przedstawienie sobie jej i Val. Okazało się, że dziewczyny nie znają się nawzajem ale bywały na tych samych koncertach więc z miejsca znalazły wspólny język. Amelia gdy trochę ochłonęła z pierwszego szoku kulturowego, promile ostrożnie zaczęły krążyć w jej żyłach to zaczęła nabierać ostrożnych rumieńców i wreszcie zaczynała się dobrze bawić. Chyba każda z nich zaliczyła swój występ na parkiecie i wizytę w barze dla ochłody, złapania oddechu i zwilżenia gardła czy skorzystania z toalety. Koncert zaczynał się już na serio rozkręcać i punkowa scena zaczynał jak magnes, przyciągać coraz większy tłum.

Właśnie podczas jednej z takich wizyt w barze, gdzie dziewczyny albo fikały na parkiecie albo poszły za potrzebą, Lamia została chwilowo sama przy barze. Z jednej strony zostały po dziewczynach puste stołki a z drugiej ktoś siedział. Jakiś facet ale był bardziej zajęty rozmową z innym facetem. Właśnie wtedy ktoś do niego podszedł. Kobieta.




- Siedzisz na moim miejscu. - kobieta, młoda, w mało pasującym do klimatu stroju biurowym złożonym z ciemnej marynarki i krótkiej spódniczki tego samego koloru. Kobieta nie podniosła głosu. Po prostu podeszła do faceta od tyłu i powiedziała swoje. A o ile siedząca obok Lamia kojarzyła to ci dwaj siedzieli już tutaj gdy ona tutaj się przysiadła. Zresztą z jej prawej były puste stołki ale ta obca z nich nie skorzystała.

Facet trochę zaskoczony odwrócił się do niej. Spojrzał i brwi trochę jakby skoczyły mu do góry. Bez słowa zabrał swoją szklankę powiedział coś do swojego druha i obydwaj zmienili miejsce. Nowa podeszła do zwolnionego miejsca i o dziwo nie usiadła na tak zdobytym miejscu tylko stanęła obok. Potem obejrzała sobie Lamię. Bez skrępowania tak, że wyglądało jakby ją zeskanowała. Powoli, od ciemnych włosów przez skórzaną kurtkę, takąż mini i kabaretki. A potem jeszcze raz z powrotem aż zatrzymała się na jej twarzy.

- Vlad. Dwie wódki. - po skończonym skanie skinęła na barmana i ten potwierdził zamówienie ruchem głowy. Postawił jeden kieliszek przed nieznajomą a drugi przed Lamią. Nalał przezroczystych promili po czym znów wrócił na swoje miejsce zostawiając je w spokoju. Kobieta w biurowym stroju sięgnęła po kieliszek i wtedy jej garsonka nieco się uchyliła. Saper dostrzegła tam blask metalu albo plastiku. Wyglądało jak jakaś odznaka albo legitymacja. A pod pachą dostrzegła charakterystyczny kształt kabury. Kobieta uniosła swoją wódkę do ust przytrzymując kieliszek i patrząc sponad niego na punkową Lamię.

- Nowa tu jesteś. Zostałaś już należycie zrewidowana? Nie można tutaj się pętać tak samopas. To niebezpieczne. - powiedziała tym samym opanowanym głosem i w końcu przechyliła kieliszek jednym haustem nie spuszczając ani na moment wzroku z klientki. A mimo pozornie opanowanej i beznamiętnej twarzy w spojrzeniu pod tą maską Lamia dostrzegała coś ognistego. Kobieta odstawiła puste szkło na blat i wyszła spod baru mijając siedzącą saper. Ale w przelocie zdążyła przekazać jej informację.

- Zalecam rewizję. Bardzo dokładną. Dla bezpieczeństwa. Twojego również. Nie czekam dłużej niż jednego fajka. - rzekła do niej, odwróciła się i ruszyła przez salę rzeczywiście wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Przeszła na drugą stronę sali i tam zatrzymała się przy drzwiach przy jakich stał jeden z ochroniarzy. Powiedziała coś do niego krótko i przez moment oboje przez szerokość sali spojrzeli prosto na Lamię. A potem owa tajemnicza kobieta zniknęła za tymi drzwiami a ochroniarz jak przy nich stał tak stał nadal.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline