27-02-2019, 15:32
|
#134 |
|
Sigrun podbiegła, akurat na moment, żeby zobaczyć, kiedy Abi pomogła Azjacie (to był Japoniec? - pomyślała). Z jakiegoś powodu, kolec, który wystawał z ramienia Koichiego wcale go nie zabił, co więcej, Koichi nadal miał ochotę uciekać. Tak samo jak Sigrun.
Na szczęście, stalkerka stanęła na wysokości zadania i już wkrótce Azjata był w stanie się poruszać. Na szczęście, bowiem Sigrun sama nie miała żadnego pojęcia, w jaki sposób mogłaby mu pomóc samej nie wystawiając się na niebezpieczeństwo.
- Mistrzu, ty to masz kurwa szczęście, że Abi tu jest, jak by jej nie było, to gryziesz piach! - zawołała, nie będąc całkiem pewną, czy jej krzyk przedziera się przez ryk lewiatanów.
A potem, nadeszło kolejne paskudztwo. Tym razem była to "zarodnia" – cokolwiek to miał oznaczać. Sigrun podejrzewała, że ludzkie nazwy były tylko pustymi odbiciami tego, co było w rzeczywistości. Co to naprawdę było, Sigrun nie miała ochoty się przekonać.
Kiedy tylko okazało się, że Koichi może chodzić, zrobiła to samo, co wszyscy. Uciekła, czując, jak mimowolnie z napięcia szczęka zaciskała się sama.
Uciekając, mimowolnie oglądała się za siebie, a ręka sama krążyła w okolicach kabury z Glockiem. Jeśli tylko stwory miały podbiec nieco bliżej – zbyt blisko – mogła oddać parę strzałów na odczepnego. W powszechnym ryku, który o parędziesiąt decybeli przewyższał najgłośniejszy koncert, na którym była. Z pewnością parę kulek we łbach dzieci Cthulhu nie zrobiłoby żadnej różnicy.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
| |