Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2019, 21:25   #15
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Baza


J.R. lubiła ćwiczenia. Lubiła wycisk jaki dawała w siłowni. I pot spływający po jej ciele. A ćwiczący lubili widok jej jędrnych pośladków napinających się kusząco.

Nic więc dziwnego, że pani sierżant skupiała spojrzenie widzów. Z których znała tylko Dwighta, choć ten jedynie nieśmiało zerkał… sam ćwicząc kilka metrów dalej. Byli jednak śmielsi. Szczególnie jeden z nich.

Umięśniony blondyn przyglądał się z drapieżnym uśmiechem Jean, prezentując swoje muskuły podczas podnoszenia ciężarków.


Jean jednak nie przejmowała się otoczeniem ani reakcjami innych osób wokół niej. Póki więc nikt do niej się nie odezwał, nie zwracała większej uwagi na wszelkie spojrzenia czy uśmieszki, trenując sobie spokojnie dalej.
- Widzę że przychodzisz tu regularnie. To twój ulubiony sposób spalania kalorii?- zaczepił ją blondyn.
- Między innymi, a co? - Odpowiedziała J.R. jakoś tak… od niechcenia.
- Z ciekawości pytam.- odparł z uśmiechem blondyn.-A inne.. jakie są?
- Taaaakiś ciekawski? Bieganie, pływanie, wspinaczka... - Wyliczyła kobieta, dźwigając sztangę z ciężarami odpowiednio do każdego słowa.
- Zapasy?- zapytał mężczyzna zdecydowanie mając ochotę na nieco bardziej kontaktową dziedzinę sportu.

J.R. odłożyła sztangę z ciężarami na podłogę trochę mocniej niż wypadało… właściwie to nią nieco rzuciła na podłogę, robiąc przy tym na chwilę minę w stylu “ups”, ale i jednocześnie, że jej to zwisało… po czym spojrzała na mężczyznę.
- Takie obściskiwanie, przytrzymywanie… obmacywanie? Pfff, to nie dla mnie, ja wolę dać porządnie po mordzie - Przymrużyła oczy z szelmowskim uśmieszkiem.
Blondyn nie wydawał się przestraszony jej propozycją, ale… wyraźnie rozważał za i przeciw. I przeciw wygrało. Najwyraźniej obijanie się po mordzie nie miało dla niego żadnej wartości, bez względu na to czy by wygrał… czy by przegrał.
- Szkoda.- stwierdził wprost nie podejmując rękawicy.
- Jakby każdy lubił to samo, to by było nudno nie? - Powiedziała, po czym napiła się wody mineralnej.
- To prawda, a co jeszcze… lubisz?- blondyn spróbował od innej strony ugryźć panią sierżant.
- Książkę piszesz? - Spojrzała na niego, tym razem lekko szczerząc ząbki.
- Tego się dowiesz… jeśli pójdziesz na randkę ze mną.- mężczyzna postanowił uderzyć wprost.
- Aha - Jean tym razem chwyciła za hantle, mając zamiar wykonywać inne ćwiczenia - No cóż… ja taka ciekawska nie jestem, więc... - Wzruszyła ramionami.
Blondyn zmełł w ustach przekleństwo, zapewne nie nawykły do odmowy. Uśmiechnął się ujawniając nerwowy szczękościsk i wzruszył ramionami.
- jasne. Nie ma problemu.
I zajął się ćwiczeniami wpatrując się gniewnym wzrokiem w ćwiczącą kobietę.

***

Na odprawie J.R. nie siedziała z pozostałymi na krzesłach. Stała w lekkim rozkroku przy ścianie z boku oddziału, z rękami założonymi na plecach, obserwowała odprawę, słuchała informacji jakie udzielał dowódca, ale i jednocześnie jednak zerkała na grupę AST. Czy któryś nie robił czegoś durnego za plecami siedzącego przed nim, czy słuchał uważnie, czy może myślał o dupie maryny, czy nie przysypiał… nie dlatego, że miała ochotę któregoś z towarzyszy przywołać do porządku, czy i przywalić służbową naganę za niestosowne zachowanie, nie, robiła to, ponieważ tego wymagała jej funkcja, a ona traktowała swoją służbę poważnie. I w każdej chwili mogła jako podoficer pomóc w czymś Jonsowi w trakcie owej odprawy, chociażby z rzutnikiem czy tym podobnymi drobnostkami.

W końcu można było zadawać pytania. Pojawiło się ich kilka… Jean moment odczekała, po czym i ona sama zadała jedno. Tylko jedno.
- Jak duże siły Generała Hammeta mają status M.I.A? - Spytała.
- Około 380 ludzi z Gwardii Narodowej, w tym i 12 czołgów - Odpowiedział “Wolvie”.

Przez oddział AST przeszedł cichy szmer…
- Odnajdziemy te ciamajdy! - J.R. odezwała się głośniejszym tonem - Hooah!
- Hooah! - Odpowiedział oddział.

Misja

Lot Gargulcem jej się podobał… ale szybko znudził. Siedząc więc na swoim miejscu, nieco znużona czasem oczekiwania na dotarcie do celu w podniebnym transporterze, zamknęła oczy. Nauczyła się wykorzystywać każdą chwilę na odpoczynek, i nawet drzemki na 5 minut potrafiły zregenerować… kiedyś jakiś jajogłowy-chyba-wojskowy, coś takiego udowodnił, zapewne gnębiąc takimi testami biednych szeregowców. Ale mniejsza z nim i z testami.

….

- Panie i panowie. Proszę przygotować się na turbulencje. - Powiedział pilot.
- ...I niech ktoś obudzi J.R.! - Warknął Jones.
- Nie śpię! - Jean momentalnie otworzyła oczy, spojrzała na dowódcę, a w kącikach jej ust pojawił się minimalny, minimalny uśmieszek.

A po chwili się wszystko spieprzyło, i to tak na całego.

Wśród zgrzytów blach, alarmów, i palącego się silnika Gargoyle, oddział AST opuszczał maszynę. Wraz z “Bearem” wypchnęła Peacemakera i skoczyli jako ostatni. Takich chwil się nie zapomina. Takie chwile, mimo że straszne same w sobie, miały i coś… majestatycznego? Były naprawdę niezwykłe.

***

Jean wylądowała na spadochronie z gracją… wózka widłowego, którym po części była. Na szczęście po twardym lądowaniu, kilku mniej lub bardziej nieudanych fikołkach i turlaniu się przez moment bez ładu i składu nic się jej nie stało. A i nikt tego nie komentował, więc w sumie było dobrze.

W ciągu kilku najbliższych minut sprawdzania mapy i użyciu łączności pomiędzy Doomguys’ami okazało się, że cały oddział rozwiało na sporym terenie, do tego gdzieś się rozbił Gargoyle, no i również gdzieś tu w pobliżu pacnął na ziemię Peacemaker. Z kolei sama łączność z resztą oddziału była znikoma, lub żadna.
- Fajnie że jesteś - Jean powitała BFG, gdy ten do nich dołączył - Co to były za… potworki? - Spytała ogólnie.
- Nietoperze z twarzami. Jedna gęba przypominała mi panią Rutheford. Moją nauczycielkę matematyki z podstawówki. Wolałbym więcej nie oglądać tej twarzy.

Następnie spojrzała na dowódcę.
- Kierunek? - Spytała krótko, wojskowym drygiem, czekając na rozkaz gdzie maszerować/co robić.
- Spocznij. Na razie rozrzuciło nas na sporym terenie. I musimy odzyskać nasz wózek. Sprawdzenie co się stało z Gargoyle.- powiedział Jones poświęcając się rozmowie z zagubionymi członkami naszej gromadki.
- To dobry czas na dymka. Gdybym palił. Bo wiesz to niezdrowe.- wyjaśnił BFG z uśmiechem.
- Zresztą tu i tak za dużo dymu.- ocenił Russell.
- Cipy jesteście - Palnęła nagle cichym tonem Jean, by zapewne dowódca nie słyszał, po czym wygmerała z zakamarków pancerza… już wcześniej wyraźnie napoczęte cygaro, które sobie odpaliła.
- Jak ostatnio sprawdzałem.- Dwight spojrzał na krocze swojego pancerze.- To ja jeszcze nie.
- Daj spokój. - Giles mruknął ponuro. -Po prostu nie każdemu się chce palić.
- Och! - J.R. wyszczerzyła ząbki wśród kłębów dymu -Czyżbym zraniła wasze uczucia słodziaczki?
- Yeach… i raczej nie ma co liczyć na klepanie po czuprynce. Za ciężką masz łapę.- stwierdził Russell.-Moja zbroja działa poprawnie. A twoja J.R. ? Wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku? Były problemy przy kalibracji. Ostatnio musiałaś odrobinę przytyć.
- To masa mięśniowa. - bronił ją Dwight.
- Twierdzisz, że mi urosły cycki?? No wiesz co… gdzie ty się gapisz! - Fuknęła Jean.
- Bardziej dupa… jeśli miałbym oceniać.- odparł flegmatycznie Giles patrząc z zazdrością… ale na cygaro J.R.
- Ale zgrabnie urosła. Możesz być z siebie dumna… ty wyciskanie potów dało efekty.- próbował załagodzić sprawę Dwight.
- Gadaj tak dalej, to ci w końcu pierdyknę - Pani sierżant stanęła przed mechanikiem spoglądając jemu z dosyć bliska w twarz. Wyciągnęła cygaro z ust, po czym… skierowała je do jego ust, mrużąc przy tym dziwnie oczka.
- Nie… nie kiedy nosisz na sobie dziewczynkę, którą się opiekuję. Znam każdy jej tłok, każdy procesor w niej. Znam doskonale jej ograniczenia.- wzruszył ramionami Russell nic sobie nie robiąc z gróźb J.R. ...a po chwili cygaro zmieniło właściciela.
- Dzięki.- odparł Russell zaciągając się dymkiem.
- Żeby nie było, że ze mnie taka bitcha… - Mrugnęła do niego J.R.

- Kończcie tą parodię flirtu.- ryknął Jones, po czym zwrócił się do swojego rozmówcy.-To jest niepotrzebne ryzyko.
- Ryzyko, tak. Niepotrzebne nie.- odezwał Kurishima.- Zanim pozostali wrócą, my powinniśmy coś zadziałać.
- Nie podoba mi się to kolejne rozdzielanie.- odparł Jones.
- Odejdę tylko na skraj łączności radiowej. Dotrzecie do mnie jakby były kłopoty.- odparł Azjata.
-Nie sam.- porucznik spojrzał na trójkę.-J.R..Widzę że rozpiera cię energia. Dołącz do Hamato i ruszajcie w kierunku naszego celu,docierając najwyżej na granicę łączności z nami. Nie wolno wam pod żadnym pozorem wychodzić poza zasięg sygnału radiowego, bez względu na sytuację. Zrozumiano?
- Sir! Yes sir! - Ryknęła Jean salutując -Kierunek 5-3-7! Już lecę! - Po czym jak powiedziała, tak zrobiła, i ruszyła marszobiegiem do swojego przydzielonego celu…
- Wsparcie w drodze. A potem możecie ruszać.- zdążyła jeszcze posłyszeć.
I po chwili przebijała się przez spalony las docierając do przyczajonego metalowego głazu, jakim próbował być Hamato.

- Co jest ninja? - Odezwała się w końcu do towarzysza broni, gdy była już przy nim.
- Cicho. Za cicho. Coś jest w powietrzu.- odparł enigmatycznie Hamato… dymy były i pyły w związku wybuchem wulkanu. To na pewno było.
- Może to ja? Bo ten… biegłam - J.R. zamrugała teatralnie ślipkami z otwartego wizjera, ale momentalnie spoważniała, a jej palce znalazły się blisko spustu miniguna. Oczy z kolei bacznie zlustrowały okolicę.
- To jak, idziemy? - Dodała cichym tonem.
- Ty tu jesteś szefową. Jakiś plan taktyczny, czy idziemy ramię w ramię.- on również cały czas trzymał w rękach taurusa.
- We dwójkę to wielkimi taktykami tu nie zabłyśniemy, idziemy ramię w ramię, oczy szeroko otwarte, dupy ściśnięte - Jean poprawiła uchwyt swojej pukawki i była gotowa do dalszego działania.
Hamato odpowiedział kiwnięciem głowy i oboje ruszyli przez wypalony las unikając niektórych powalonych pni. Azjata nie odzywał się skupiony na swoim zadaniu. I w zasadzie oboje nie mieli czego raportować. Przez dłuższy czas nic się nie działo, poza słabnięciem sygnałów pozostałych członków drużyny.
- Tam.- J.R. odruchowo wskazała białą sylwetkę poruszającą się pomiędzy drzewami. Nieco niewyraźną i jakby rozmytą.
-Co teraz?- spytał Kurishima.
- Sprawdzamy - Padła krótka odpowiedź.
Ruszyli w kierunku białej sylwetki, ostrożnie… choć gonili białego króliczka. Nagle… sygnały drużyny znikły. Wyszli poza strefę kontaktu radiowego.
- Ech kurwa… - Wymsknęło się sierżant -Wracamy. Stary mi dupę urwie, wyszliśmy poza strefę łączności.
- Ok.. choć szkoda.- ocenił Kurushima.-Byliśmy tak blisko.
Była w tym przesada. Cokolwiek to było, starało się trzymać dystans od dwójki żołnierzy.
Za to rozległo się wycie. Tu, tam… wszędzie dookoła nich. Coraz częstsze i coraz głośniejsze.
- Wracamy do reszty. Już - Jean rozejrzała się nieco nerwowo.
- Za duże na wilki.- stwierdził Hamato nie tracąc zimnej krwi.- Nie masz wrażenia, że ta biała istota… była przynętą na nas?
Stwory rzeczywiście były większe od wilków i masywniejsze… ale osaczały dwójkę wojaków jak prawdziwa sfora. I zaciskały krąg. Sześć stworzeń, których czarne futro pozwalało się wtopić w tło. A wycia pozwalały stwierdzić, iż umieją współpracować.


- Będzie ciekawie? - J.R. wyszczerzyła ząbki, po czym zamknęła wizjer hełmu -Bez paniki, idziemy dalej, w razie czego plecami do siebie.
Pierwszy stwór ruszył w ich kierunku i zaczął… migotać. Raz był, raz go nie było. Zupełnie jak w puszczonym powoli filmie… takim jaki nagrywano na taśmy filmowe.
Zapewne by przekonać się, co dwójka dwunożnych smakołyków potrafi.

- Sukinkoty - Skwitowała krótko sytuację kobieta. A skoro miała sporo oleju w głowie… postanowiła z obserwacji stworzenia, wywnioskować jego kolejną pozycję i kolejny “skok”. Tam też miała zamiar wpakować pierwszą salwę z “Destructora”.
Ten ostrzał był zaskoczeniem. Nie tylko dla stwora który szarżował, ale i dla kolejnej dwójki, która nie wiedziała się, że znalazła się w zasięgu jej spluwy.
Hamato strzelił do jednego, a potem do drugiego. Oba strzały były celne, tylko jeden jednak dosięgł przeciwnika. Bo wszystkie stwory zaczęły migotać i drugi pocisk po prostu przeniknął przez stwora jakby ten był duchem.
- Idziemy dalej! - J.R. ponagliła Kurishimę - Cokolwiek podlezie, rozwalamy! Patrz na ich skoki, da się je chyba przewidzieć!
Stwory rzuciły się wszystkie na raz, nie dbając o swoje bezpieczeństwo, albo też… zbyt ufne w swoje nadnaturalne zdolności. Oboje zaczęli strzelać ile fabryka dała. I sieczkarnia JR. spisywała tu się lepiej. Potwory migotały za szybko, by ludzkie oko mogło nadążyć… Nawet strzelając w trybie pół automatycznym, Kurushima miał problemy z trafieniem. Karabin JR zaś wypluwał z siebie tyle amunicji, że nie było zmiłuj. Część z nich musiała trafić. I jej udało się zabić dwa stwory. Czwarty dopadł jednak Kurushimę i zacisnął zęby na ramieniu mężczyzny. Jego kły wgryzły się w pancerz, dzięki tej sztuczce głębiej. Dotarły do skóry, raniąc ciało. Azjata nie stracił jednak zimnej krwi. I Taurusem postrzelił bestię… i trochę siebie, uszkadzając pancerz. Spluwa ta nie była przeznaczona do strzelania tak blisko ciała. Trzeci stwór mający dopaść J.R. stracił tylną łapę i kulejąc zaczął czmychać z pola walki. Pozostałe dwa trzymały się poza zasięgiem maszynki do szycia pani sierżant.
- Cały? - Spytała Hamato, mając na uwadze bardziej stwory, niż kumpla obok. Najpierw wróg, najpierw zagrożenie, cała reszta drugorzędna… skoro się odzywał i poruszał, to żył, więc nie było źle.
- Przeżyję. Trafiały mi się gorsze rany.- ocenił Hamato i zerknął na swoją broń.-Zostało mi dziesięć, a te potworki chyba nie dadzą mi czasu na zmianę magazynka. Masz pomysł jak je przepłoszyć, zanim poczują moją krew?
- Nie bardzo… zmieniaj magazynek, będę osłaniała - Mruknęła Jean.
- Leader zgłoś się, tu J.R. natrafiliśmy na jakieś zmutowane wilki bydlaki. Osaczyło nas stado, część wybiliśmy, ale ninja lekko ranny. Wróg wciąż przy nas, potrzebujemy pomocy, odbiór - Sierżant wywoływała przez komunikator Jonesa.
- Już do was idziemy.- odparł w odpowiedzi Jones. A Hamato dodał.-Mam jeszcze dziesięć kul. Wytrzymam. Chyba.
Pojawienie się odsieczy ostatecznie utwierdziło potwory, że dalsza walka nie ma sensu i gdy tylko pojawił sie porucznik z resztą odsieczy, zwierzaki dały drapaka.
- Status.- rzekł Wolvie do JR.
- Hamato ugryziony w rękę, raczej lekka rana. Trzy stwory ubite, jeden ranny uciekł, dwa ogólnie zwiały - Jean wskazała najpierw na truchła, potem na kierunek gdzie zwiały te dziwaczne niby-wilki - Tu się dzieją dziwne rzeczy... - Dodała po chwili.
- Zdecydowanie.- ocenił Jones i rzekł.-Wracamy na wyjściową pozycję, co by nasi nie musieli nas szukać.Giles tam obejrzysz pancerz i ranę Hamato.-
- Tak jest.- potwierdził Russell. A Dwight spojrzał na JR.-Z tobą wszystko OK ?
- Wszystko cacy - Odpowiedziała do BFG, po czym ruszyła gdzie dowódca kazał…

Na miejscu były krzyki rozpaczy i jęki żalu. Russell dramatyzował rozmontowując uszkodzony naramiennik, załamany skalą uszkodzeń. Hamato i pozostali podchodzili do sprawy z większym spokojem.
- Dwight, pilnuj teren z tamtej strony... - J.R. zatoczyła lufą miniguna łuk - Ja będę wartowała z drugiej - Mrugnęła do mięśniaka. Mały odpoczynek odpoczynkiem, ale czujnym należało pozostać.
- Się robi.-BFG od razu i bez pytań wykonał polecenie. A Hamato zabrał się za opatrywanie ramienia, podczas gdy Giles lamentował naprawiając uszkodzoną część.





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 27-02-2019 o 21:27.
Buka jest offline