Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2019, 10:50   #23
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
16 wrzesień. Ateny. Hotel Helios. Godź 9:00
Anna zjadła śniadanie i była gotowa do drogi. Zamierzała wypytać o tajemniczego erudytę, Stanforda który pojawił się w liście. Andreas, który pojawił się jak z pod ziemi, zasugerował wpierw wizytę w Obserwatorium Narodowym w Atenach, które jako ośrodek badawczy mogło przyciągnąć Stanforda, o ile w ogóle był naukowcem. Jej grecki towarzysz posiadał równie zabytkowego klamota co poprzednio Hawkes, jednak Andreas zapewnił, że jego wehikuł się nie przegrzeje. Peugeot Andreasa miał w odróżnieniu do poprzedniego również boczne szyby, i choć ciasny, mieściły się w nim wszelkiego typu bagaże i walizy Anny, którymi nie zajęła się obsługa hotelu. Grek kazał consierge`owi nadać zbędne już rzeczy do Stanów, a sam władował resztę do samochodu.
Po żmudnej godzinie na ulicach Aten, które przypominały Annie godziny szczytu dotarli do sporego wzgórza, z którego rozpościerała się imponująca panorama miasta. Obserwatorium, zabytkowy budynek z okrągłą kopułą, i ładnymi kolumnami ładnie komponował się z widocznym w oddali Partenonem. Na wzgórzu z obserwatorium jednak, było znacznie więcej zieleni. Drzewa oliwne pięknie ocieniały podjazd do placówki badawczej a przyjemny chłodek pozwalał nieco odetchnąć po męczącej przejażdżce.

[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/2/28/14363719_images.jpg[/MEDIA]

Niestety, samo obserwatorium nie okazało się ani specjalnie ciekawe, ani wizyta w nim nie przyniosła Annie odpowiedzi. Kilku pracowników naukowych przepytanych przez Annę nie znało żadnego Stanforda, choć oczywiście niemal każdy miał jakąś teorię, kim tenże Stanford mógł być. I kiedy Anna usłyszała, że to najpewniej aktor ze Stanów Zjednoczonych lub jakiś inny muzyk, nabrała pewności, że naukowcy w tej placówce wydają się nieco oderwani od rzeczywistości. Dochodziło południe, a Anna wciąż nie miała odpowiedzi na swoje pytanie.
- Co robimy dalej, szefowo? - zapytał Grek, ocierając pot z czoła i stojąc oparty o maskę samochodu.
- Trochę się tego obawiam, ale… chyba powinnam spytać w muzeum… nie wiem czy macie jakieś miejsca, w których “erudyta” mógłby się spełniać. - Lockhart westchnęła ciężko. Nie podobało się jej, że się zatrzymali. Gdy podróżowali, pytali… nie myślała o Jacku i Lilly. - Chyba mogłabym spróbować zadzwonić do Ilionasa i dowiedzieć się czy udało mu się coś znaleźć w archiwum. - Zerknęła na Andreasa. - Czy według ciebie to by go za bardzo narażało?
- Lepiej w cztery oczy szefowo. Nigdy nie wiadomo, kto słucha - poradził - kim jest ten człowiek, o którego pytamy, poza tym, że to erudyta? Może nigdy nie był w Atenach? - zasugerował Andreas
- Nie wiem… chciała sprawdzić. Podobno to mistyk, człowiek okrutny, który postanowił pomóc Glierowi tylko po to opszerzyć swoją wiedzę. - Ann zamyśliła się. - Nawet nie wiem czy będzie chciał mi pomóc, ale nie chciałam pozostawiać tego tropu.
- Muzeum może? Mogą go znać. Na czarach się nie znam. Na prowincji jest sporo starych kobiet, które zabobonnie odstawiają jakieś czary - wzruszył ramionami Grek.
- Wierzę, że w mieście też spotkałeś wróżki i innych szarlatanów. - Ann podniosła się z ławki, na której na chwilę udało się jej przycupnąć. - Ruszajmy dalej.
Muzeum Archeologiczne jak zwykle przytłaczało wielkością gmachu. Anna stała w obszernym holu budynku, patrząc na tabliczki informujące dokąd miałaby się udać. Dział naukowy, z przesympatyczną greczynką, ponownie dyrektor muzeum, który nie zrobił dobrego wrażenia na Annie przy pierwszym spotkaniu, czy też należało pójść zupełnie w jakieś nieoznakowane zakamarki starego budynku, licząc na łut szczęścia?
Uznała, że najlepiej będzie spytać jakąś życzliwą duszę, jak już się choć jedna znalazła. Więc postanowiła zacząć od działu naukowego.
Pani w dziale naukowym niestety nie słyszała takiego nazwiska. Była nawet na tyle uprzejma, że sprawdziła w rejestrze gości, czy ludzi którzy pobierali jakiekolwiek dokumenty lub informacje z muzeum, i żadnego Stanforda tam nie znalazła.
Ann wypytała ją czy kojarzy jakieś miejsca, w których zajmują się kultami i wyznaniami. Kto wie może w muzeum był taki oddział, albo chociaż biblioteka, w której mają taki dział.
Biblioteka oczywiście była do dyspozycji Anny, choć greczynka nieśmiało wspomniała, że najbardziej zainteresowaną okultyzmem osobą w muzeum jest sam dyrektor.
Lockhart przytaknęła i obiecała, że jeśli sprawa będzie bardzo pilna spróbuje się z nim skontaktować, a sama udała się do biblioteki.
Bibliotekarz nie znalazł nazwiska Stanford ani w spisie wypożyczających, ani w spisie wierzycieli lub donatorów placówki. Większość książek zgromadzonych w bibliotece dotyczyła starożytnej Grecji i historii okolic Morza Śródziemnego. Również dział antropologiczny był całkiem dobrze rozbudowany. Anna widziała, że książki nie były specjalnie wartościowe, choć większość była dosyć stara. Gdzieniegdzie jednak dawało się zauważyć jakieś nowe wydania, najpewniej podsumowujące lub aktualizujące jakieś badania.
Ann przejrzała półki poszukując książek dotyczących hieroglifów. Poszukała też czegoś na temat kultury i zwyczajów w Kairze. Pewnie najlepiej byłoby znaleźć jakiś słownik… Zaczynała się poważnie obawiać czy sobie poradzi. Sprawdziła też czy znajdzie coś więcej na temat Ephegona z Karpathis. Zebrała znalezione książki, w sumie 5 sztuk i udała się z nimi do bibliotekarza by założyć kartę.
Wypożyczenie książek nie zajęło dużo czasu, a bibliotekarz wręcz rozpromienił się na widok dolarów. W ostatniej chwili, kiedy Anna sięgała już po dokumenty, Andreas podał bibliotekarzowi swoje dokumenty, w wyświechtanej okładce.
- Mieszkam tutaj, a pani jest z zagranicy. Wezmę książki na siebie - mrugnął do Anny w sprytny, niemal niezauważalny sposób
- Dobrze… i chyba pojedziemy na komisariat, a potem... - Lockhart zawahała się, ale wiedziała że nie może odwlekać tej decyzji. Zaczekała aż Andreas wypełni wszystkie papierki i wspólnie wyszli z biblioteki. - … chyba powinniśmy ruszać do Kairu.
Anna podjechała wraz z Andreą pod komisariat. Spotkanie z policjantem było krótkie. Ilionas wciąż weryfikował dokumenty i informacje podane przez Annę i widać było, że intensywnie nad czymś pracuje. Korytarz prowadzący do jego gabinetu roił się wręcz od policjantów, głównie niskich szarżą, za to uzbrojonych po zęby. Najwidoczniej szykowała się jakaś poważniejsza akcja, bo wszyscy wydawali się skupieni, a sam Ilionas wyglądał na zamyślonego i Annie miejscami wydawało się, że jej wcale nie słucha. Jednak co jakiś czas potwierdzał jej słowa skinieniem głowy lub krótko podsumowywał podawane informacje co upewniło kobietę, że policjant mimo niepozornego wyglądu, który kojarzył się raczej z osobą mało rozgarniętą, musiał mieć bystrzejszy umysł niż się na pierwszy rzut oka wydawało. Grecja okazała się krajem pozorów. Kobieta czuła, że nic nie wskóra. Była ciekawa w jaką akcję zaangażowali się ludzie Ilionasa, ale coś czuła, że nie wypadało pytać.
- Wobec tego jedziemy… Gdyby moja służąca się znalazła… - Lockhart zawahała się miała nadzieję, że Lilly żyje, że nic jej nie jest ale.. Czemu tak bardzo wątpiła.. - Proszę odeślijcie ją do domu. - Podała policjantowi kartkę z adresem i danymi kontaktowymi.
- Powodzenia – kiwnął głową policjant na odchodnym, wiedząc dokąd udaje się Anna.


Anna pożegnała się z policjantem i wróciła się do czekającego przed budynkiem Andreasa.
- Wobec tego… do portu. - Powiedziała, bez pewności w głosie. - Nawet nie wiem jak ich wytropimy.


[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/2/20/14315896_Felicjaremastered.png[/MEDIA]

Andreas zawiózł Annę prosto z hotelu do Pireusu, jednak samochód minął główny port handlowy, i terminal pasażerski na którym uprzednio wysiadała i kierował się wąskimi uliczkami niemalże na same obrzeże portowej dzielnicy Aten. Niewielki statek nie wyglądał imponująco, i pamiętał chyba lepsze czasy. Jacht parowy, bo to właśnie stało przy nabrzeżu nosiło dumną nazwę "Kyonas" i przyjmowało właśnie kilkunastu pasażerów. Andreas zajął się walizkami Anny i swoimi rzeczami, wciśniętymi w niewielką torbę marynarską i przedstawił kobietę kapitanowi.
- Pani Anno, przedstawiam pani kapitana Rdhuka. Panie kapitanie, to jest specjalny gość i pasażer, o którym wczoraj wspomniałem – powiedział Andreas podając dwóm marynarzom, wyglądającym na armeńczyków bagaże swoje i Anny.
- Miko Rdhuka. Zapraszam na pokład. Górny i kabina pod nią jest do pani wyłącznej dyspozycji – ukłonił się mężczyzna, wyglądający podobnie do swoich ludzi, jednak mający nieco bardziej europejskie rysy. Wyglądał na jakieś nieco ponad sześćdziesiąt lat, o włosach przyprószonych siwizną i twarzy pooranej zmarszczkami od morskiej bryzy. Dłonie miał szorstkie i szerokie, kiedy ujmował kobietę za rękę, pomagając jej wejść na pokład po wąskim trapie.
- Dziękuję. - Anna zawahała się, pozwoliła jednak pomóc sobie wejść na statek i rozejrzała się po załodze. Odruchowo szukała kogoś o symptomach podobnych do dyrektora i Hawkinsa.
Szczęśliwie, nie zauważyła nikogo niezdrowego, choć niektórzy pasażerowie dziwnie kojarzyli się Annie z dwoma napastnikami ze statku pasażerskiego. Jednak nie zwracali na kobietę i towarzyszącego jej mężczyznę żadnej uwagi, szwargocząc jedynie po arabsku między sobą. Kabina, niezbyt luksusowa, za to w miarę schludna i czysta gwarantowała też prywatność. Żaden z pasażerów z dolnego pokładu po prostu nie miał do jej kabiny bezpośredniego dostępu. Ann postanowiła skorzystać z kąpieli i zabrać się za lektury, które udało się jej dostać w bibliotece, zaczynając od tej dotyczącej kultury Kairu.
Po kąpieli czuła się odrobinę lepiej, a może to dzięki dystansowi, który zaczynał ją dzielić od Aten. Tak trochę było wierzyć, że Jack tam jednak jest i żyje. Wyszła na pokład i rozejrzała się szukając swojego ochroniarza.
Stał oparty o reling i spokojnie kurzył papierosa, patrząc gdzieś w stronę horyzontu. Na widok Anny odwrócił się, i wywalił papierosa za burtę - No i jak szefowo? Kabina “okej”? - zapytał nieco przeciągając te “okej”
- Bardzo przyjemna. - Lockhart oparła się obok niego. - Masz jakiś pomysł co można by robić dalej bo mi nie przychodzi wiele więcej niż, stanąć na środku jakoś głównego placu i zobaczyć kto będzie chciał mnie zabić.
- Myślałem, że zechce pani szukać tego urządzenia, co to pani wujek za nie zginął - zdziwił się grek - znajdując urządzenie, zdaje się, przeszkadzamy im, a jednocześnie sami możemy rozwikłać całą zagadkę. No, chyba, że zależy pani na znalezieniu szefa całej szajki. Tylko co im we dwójkę zrobimy? - zapytał Andreas patrząc się spokojnie - Egipt to dziki kraj, ale nie aż tak dziki, aby nas nie aresztowano.
- Zależy mi na znalezieniu tego urządzenia… ale ono jest tam gdzie ludzie, którzy chcą mnie dopaść. - Lockhart westchnęła ciężko.
- Przeglądałem zapiski Ilionasa. Podobno jedno muzeum wypożyczyło to coś innemu muzeum. Najpewniej tam je znajdziemy, lub, jeśli znów znajdzie się na nie amator, tylko arabski, możemy spróbować znaleźć tego złodziejaszka w Kairze - wyjaśnił krótko - przecież nie szukamy mordercy pani towarzysza, bo on jest w Atenach. Najpewniej morderca pani wujka również - zauważył i ponownie zaczął intensywnie myśleć - zresztą, to pani tu decyduje.
- Podobno wypożyczyło… i na pewno to sprawdzimy. Niepokoi mnie jednak bo dyrektor muzeum Ateńskiego stwierdził, że obiekt mają jego ludzie. - Ann przesunęła dłonią po barierce zbierając z niej nieco wody. - To mogą być tacy sami mordercy jak ci, którzy zabili Jacka i Gliera.
- Najpewniej. Dlatego trzeba ich powstrzymać. - pokiwał głową Andreas - Nawet jednak bandyci muszą pilnować pewnych pozorów. Gdyby urządzenie zniknęło, policja grecka mogłaby postawić całe Ateny na głowie, a ktokolwiek dałby się z nim złapać, sporo by ryzykował. Obstawiam, że ktoś zechce je ukraść z Kairu, albo zorganizują coś w muzeum. Albo też są w zmowie z nimi. Jest wiele możliwości - wyjaśnił Andreas - nie jesteśmy całkiem bez szans. Zadbałem o bezpieczny transport, i o twój wyjazd szefowo, aby nie ściągać na siebie uwagi. Portier w hotelu dostał odpowiednie wytyczne od Ilionasa, że ma Cię trzymać na liście zameldowanych jeszcze przez jakiś czas - uśmiechnął się szelmowsko - czyli przez co najmniej dobę będą szukać Cię w Atenach.
- Dziękuję… ratujesz mi życie. - Ann uśmiechnęła się szczerze do mężczyzny. - Zaczniemy od muzeum i sprawdzimy czy nie ma tak jakichś ludzi w typie dyrektora muzeum czy Hawkinsa.
- Potem podpieprzamy urządzenie i sprawdzamy, co trzeba z nim zrobić - podsumował plan Andreas, uśmiechając się szeroko i wkładając triumfalnie papierosa do ust - potem mogą sobie odstawiać te swoje czary, czy co oni tam planują.
- Znając takich fanatyków… zniszczyć cały świat. - Lockhart odwróciła wzrok od greka. Teraz papieros w ustach kojarzył się jej z jednym. Z leżącym pod nią Jackiem. - Na co powinnam się przygotować w Kairze?
- Gorąco. Tłok. Pełno szwargoczących arabusów. Kobiety zakryte po czubek głowy, wiec będzie nam całkiem łatwo zniknąć. Kobiety raczej nie mówią tam za wiele. Plan mamy, ja pogadam, w razie czego skonsultujemy tak, by nikt nie widział. Broń jest.Bywały gorsze sprawy - Andreas nie wyglądał na przejętego, choć Anna pamiętała, że Jack również nie przejmował się trudnościami
- Chcesz mi opowiedzieć o jakiejś gorszej sprawie? Bo na razie mam znaczące trudności z wyobrażeniem sobie czegoś takiego. - Ann spojrzała na Andreasa z niedowierzaniem.
- A ja tak. Takie zadupie na Bałkanach, Pechczewo. Staliśmy tam trzy cholerne dni, w ponad trzydziestostopniowym upale. W ręku jedynie pistolet, dwa magazynki. I trzy dni odpieraliśmy z chłopakami Bułgarskie wojsko. Beznadzieja, bo mogliśmy się poddać. Wytrzymaliśmy. A wcześniej istny labirynt kamieni, skał, lasów i gęstych krzaków. Czasem jak wołaliśmy chłopaków, to nie wiedzieliśmy, czy nawołujemy swoich, czy wroga, bo bułgarzy znają dobrze grecki - Andreas zamyślił się, opowiadając Annie o kolejnej wojnie, targającej cały świat w tym burzliwym początku stulecia. Kobieta mogła się jedynie domyślać, ilu młodych mężczyzn, przechadzających się po ulicach Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Austrii czy Grecji doświadczyło jakiejś wojny. Te zaś wydawały się ogarniać świat niemal codziennie, dostarczając pożywki gazetom i korespondentom na całym świecie.
Lockhart przytaknęła ruchem głowy.
- Tak… na wojnie musi być gorzej. - Powiedziała bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy. Gdyby grek widział tamtą bestię… czy myślałby tak samo? Nie wiedziała i nie życzyła mu by miał taką okazję.

Ann wróciła do swojego pokoju i wzięła jedną z wypożyczonych książek, po czym przeniosła się z nią na górny pokład. Morska bryza i lektura o obcej kulturze nieco odciągały jej myśli. Czasem z ciekawości sprawdzała potrzebne słowa w słowniku. Jak jest stacja, bank… szpital… policja. Szanse na to, że zapamięta wszystko były niewielkie, ale wierzyła, że może uda się jej wyłapać pojedyncze słowa. Na wszelki wypadek przepisała kilka przydatnych słów do swojego notatnika, starając się odtworzyć skomplikowane znaczki. Skończyła gdy słońce nie umożliwiało już swobodnego czytania i przez chwilę pozwoliła sobie na obserwowanie zachodzącego słońca. Tęskniła za nim. Czuła się nagle potwornie samotna… zupełnie jak wtedy gdy straciła ojca.

Wróciła do kajuty i ponownie wzięła kąpiel. Wspomnienia powracały. Czuła na swojej twarzy krew Jacka… czuła, że to ona go zabiła. Wykończona rozpłakała się i owinięta jedynie w szlafrok padła na łóżko. Sen przyszedł taki jak jej wspomnienia. Przerażający.

Znów była w tamtym pokoju ale nie mogła się ruszyć. Patrzyła jak kanibal pochłania ciało Jacka. Dłonie, które jej dotykały…. pierś na której leżała…. ramiona…. usta… Chciała krzyczeć ale nie była w stanie. Płakała, błagała w myślach by jej wybaczył i wtedy kanibal oderwał się od resztek ciała mężczyzny i ruszył w jej stronę. Chciała uciec, ale wywróciła się tylko i poczuła jak ostre zęby wgryzając się w jej ciało.

Obudziła się i zwymiotowała. Potem jeszcze raz. Zwisając z łóżka i czując jak jej ciałem targają torsje zaczęła płakać.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline