Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2019, 09:22   #24
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z pokoju Faucher, Woods bez słowa odłączył się od młodej i zszedł na dół. W recepcji poprosił o telefon, na którym wykręcił sześciocyfrowy numer. Gdy w słuchawce brzmiał sygnał oczekiwania na połączenie, Anglik rzucił recepcjoniście spojrzenie mówiące "Niech pan się z łaski swojej oddali", co ten zrozumiawszy o co chodzi, uczynił. Zaraz potem agent usłyszał kobiecy głos:

- Komisariat nr 1, słucham?

- Bonjour, poproszę z funkcjonariuszem Batardem. Moje nazwisko Cromwell.

Chwilę to trwało, ale wreszcie ze słuchawki dobiegł głos ich przewodnika po Paryżu:

- Batard, słucham?

- Cromwell. Potrzebuję adresów: Grimarda, jego byłej żony i ich dawny, wspólny. Mógłby to pan załatwić po cichu? Nie chciałbym żeby się rozniosło, że Anglicy grzebią w życiu prywatnym poległego na służbie francuskiego policjanta.

- Spróbuję, niech mi pan da godzinę.

Woods spojrzał na zegarek.

- Dobrze, będę w hotelu. Gdyby mógł pan się jeszcze dowiedzieć czegoś więcej o jego żonie, czy ona lub jej rodzina mają jakieś znaczące znajomości w policji, administracji, czy coś w tym stylu? I jeszcze numer jej telefonu. Dziękuję, cześć - odłożył słuchawkę.

Raz jeszcze spojrzał na zegarek. Kusiło go żeby samemu udać się na komisariat, ale jak powiedział Sorenowi, nie chciał zwracać uwagi na to czego szukają. Lepiej nie zrażać do siebie Francuzów, a przynajmniej nie w chwili, gdy nie jest to konieczne.

Ponieważ nie potrafił znaleźć dla siebie jakiegoś sensownego zajęcia, postanowił wykonać drugą część polecenia Faucher. W swoim pokoju nastawił jakiś zdezelowany budzik, wcześniej sprawdzając czy dzwoni wystarczająco głośno, po czym położył się spać.

* * * * *

Obudził się nagle, aż usiadł na łóżku. Czuł jak po twarzy spływa mu zimny pot, całe ciało aż się od niego kleiło. Jego oddech był przyspieszony, a serce waliło jak oszalałe, jakby próbowało wyrwać się z piersi na wolność. Na żołądku spoczywał spory ciężar. Woods ukrył twarz w dłoniach, próbując się uspokoić. Oddech powoli stawał się coraz głębszy.

Atak paniki mijał szybko. Coś mu się śniło, ale nie pamiętał co dokładnie. Wytężając pamięć przypomniał sobie głośny pisk, czyiś krzyk, huk i potworną ciszę, jaka nastała potem. Pamiętał też błaganie o litość i krew, dużo krwi...

Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. To ono musiało go obudzić.

- Monsieur Cromwell? - zabrzmiał głos z korytarza.

Woods spróbował przełknąć ślinę, ale język miał całkiem suchy.

- Słucham? - wychrypiał.

- Telefon do pana. W recepcji.

- Już idę.

Gdy się ubierał ręce wciąż mu jeszcze drżały, ale gdy naciskał klamkę, był już spokojny. Musiał być. Czym prędzej zszedł na dół, chwycił wskazaną przez recepcjonistę słuchawkę i przyłożył do ucha.

- Cromwell, słucham?

- Tu Batard...
 
Col Frost jest offline