Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2019, 21:13   #90
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Reprymenda zadziałała jak marzenie, a złośnica została poskromiona bardziej skutecznie niż w komedii Szekspira. Bo choć Klara przytyki miała nader celne, to jednak nie chciała ryzykować, że nowa wersja Nany spełni swoją groźbę. Nie miała dokąd pójść - po prawdzie obie nie miały - toteż ryzykowanie ostatniego posiadanego skrawka stabilności zakrawało na zachowanie samobójcze. Dlatego właśnie, zwiesiwszy nos na kwintę jak zganiony przez właściciela pies, wymamrotała w kierunku Quasu “przepraszam” i podreptała za koleżanką. Siedząca na murku anielica odprowadziła obie dziewczyny wzrokiem, ale nie spieszyła się, by do nich dołączyć. Potrzebowała odrobiny przerwy po swoim tour de force w Los Angeles i nie próbowała nawet tego ukryć. Jej oczy ponownie powędrowały w stronę nieba.

Wnętrze należącej do upadłych świątyni było skonstruowane na bazie względnie skromnego układu imitującego typowe założenia katolickich miejsc wiary. Służący do odprawiania rytów ołtarz, biegnące bezpośrednio przez środek budynku przejście oraz ustawione po jego obu stronach ławy dla wiernych. Na prawo od głównego wejścia - a były również dwa boczne - znajdowały się prowadzące na dół schody, a u ich podstawy tkwiło zejście do pomieszczenia imitującego zachrystię. Odstępstwem od normy, które zwróciło uwagę Shateiel w pierwszej kolejności, były witraże - gdy patrzyło się na nie wystarczająco długo, zdawały się poruszać, lśniąc przy tym kojącym zmysły światłem. Utrwalone na nich sceny nie miały nic wspólnego z Dobrą Księgą - miast tego przedstawiały wydarzenia z Wielkiej Wojny. Niosący Światło zawsze był centralnym elementem owych ozdób, ich bohaterem. Śledziły one jego historię od chwili, gdy sprzeciwił się Wszechmogącemu, aż po moment, w którym, spętany i roniąc krwawe łzy, zmuszony został, by obserwować zesłanie swych sojuszników w piekielne odmęty. Zawieszony nad tabernakulum symbol wiary także różnił się znacznie od tego, do czego przywykła Nana - jaśniejąca postać Gwiazdy Brzasku z otwartymi ramionami witała wszystkich przestępujących próg przybytku. Ojcowski uśmiech goszczący na jej twarzy zdawał się zapewniać zagubionych wędrowców, że teraz, skoro tylko tu trafili, wszystko będzie dobrze. Pęknięte ogniwa kajdan na przegubach pierwszego z upadłych aniołów oraz majestatyczna aureola wokół jego głowy także obfitowały w wyzwoleńczą symbolikę.
Shateiel czuł obawy Nany. Jej świadomość namawiała go do spoglądania we wszystkich kierunkach i wyłapywania jak największej ilości szczegółów. Nie rozumiała tego co ją otaczało. Dlaczego, ktoś miałby czcić w taki sposób Lucyfera? Fala pytań zalewała głowę upadłego anioła, on jednak wiedział że przyjdzie jeszcze czas gdy na spokojnie odpowie na nie swemu gospodarzowi. Teraz… mieli co innego do roboty.

- Prawie jak w domu, prawda? - wyszeptała Klara z niewyraźnym uśmiechem, który nijak nie był w stanie ukryć jej skonfundowania. Mogła zgrywać pewność siebie jak długo chciała, ale takich widoków - takiego ogromu dedykacji ze strony zagadkowego kultu - była zakonnica po prostu się nie spodziewała. Z resztą Nana też nie, ale jej usta przynajmniej nie układały się z tego powodu w nieme “o”. Shateiel zauważył Valeriusa przy zejściu do “zachrystii”. Rudowłosy anioł prowadził rozmowę z kimś ubranym w luźne, zakonne szaty.
- Naprawdę byłoby lepiej gdybyś się nie odzywała. Zaczekaj tutaj. - Nana wskazała na jedną z ław i ruszyła w kierunku rudego anioła i jego rozmówcy. Jej “podopieczna” usuchała, zajmując najbliższe miejsce siedzące. Werwa, z jaką niedawno czepiała się się Quasu i ryżego anioła, teraz uleciała całkowicie. Za oczami, za którymi jeszcze kilka godzin temu urzędowała pewna siebie, seksualnie wyuzdana zdzira, teraz pozostała tylko mała, przestraszona dziewczynka - dziecko lękliwie starające się powstrzymać ogrom niezrozumienia, który to powoli (acz pewnie) tłamsił resztki jej zdroworozsądkowego nastawienia. Co gorsza, Nana nie chciała pomóc jej w ratowaniu tego tonącego statku.

- Nie, to nie będzie problemem. Są już nawet umeblowane, więc...
- Eshat nie ma nic przeciwko? Wie chociaż o tych dwóch przybłędach? -
Valerius, jak to miał w zwyczaju, wszedł w zdanie zakapturzonemu mężczyźnie. Głos tego drugiego był na tyle irytujący i piskliwy, że kojarzył się Shateielowi ze skrzypieniem drzwi. Kapturnik rozważył pytanie, upewnił się, że rudzielec nie ma takowych więcej i poprawił swoje okulary.
- Z tego co mi wiadomo, to Eshat wysłał was na poszukiwanie jednej z owych “przybłęd”. Zakładam więc, że tak, jest przynajmniej częściowo świadomy. A nawet gdyby nie był, to przecież dał mi wolną rękę w sprawach rekrutacji i zakwaterowania. A ja, niniejszym, już po raz drugi stwierdzam, że ta dwójka znajdzie tu miejsce - podsumował z wyniosłością, jakiej nie powstydziłby się Lemoine podczas swojego piania z ambony i, widząc zbliżającą się szybkim krokiem ex-zakonnicę, wyciągnął dłoń na powitanie.
- Shateiel, prawda? Nazywam się Patrick. Patrick Velkman. Możesz mi mówić Pat. Uszczypliwości Valeriusa puszczaj proszę mimo uszu. Nowi skrzydlaci zawsze są mile widziani w naszej wspólnocie - zapewnił z pogodą ducha kapturnik. Co jednak ciekawsze, przedstawił się przy pomocy ludzkiego, nie zaś anielskiego, imienia.
Natalie uścisnęła dłoń zakonnikowi. Przyjrzała się mu uważnie zastanawiając się czy jest on jednym z upadłych czy też jedynie dobrze poinformowany śmiertelnikiem.
- Ale dość już tych formalności. Przyszliście tu zobaczyć się z Eshatem, a ja nie chcę was zatrzymywać dłużej niż to konieczne. Główny koordynator naszego projektu powinien być w swoich komnatach na dole. Val zna drogę i chętnie Ci ją wskaże. Prawda?
- Prawda, mocium panie. Średniowieczny cieć posłusznie zrobi, co mu każą -
mruknął drażliwie płomienny anioł. Osobnik nazwiskiem Velkman, nie chcąc zniżać się do poziomu pyskówek, udał, że przytyk dotyczy kogoś innego.
- Wspaniale, w takim razie ja - jego wzrok padł na szereg ław za plecami Nany - w tym czasie poproszę kogoś, aby pokazał śmiertelnej koleżance Shateiela jej nowe lokum.
Klara, na której to przez chwilę zatrzymały się patrzałki Patrick’a, zjeżyła się jak kot.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 03-03-2019 o 23:09.
Aiko jest offline