Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2019, 23:12   #19
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Team Ash i Team Wolvie

Drużyna Ash zastała obozowisko, wraz z ogniem podsycany szczapami przez Dwighta. Wydawał się dobrze znać na rozpalaniu ognia. Hamato opuścił swój pancerz, obecnie łatany przez Russella szepczącego coś “biednym zranionym dziewczątku”.Azjata miał ramię owinięte bandażami.
- Dobrze, że jesteście. Ashley obejrzyj ranę Hamato. Opatrzyliśmy ją i niby z niej nie cieknie, ale… - rzekł szef do Hansen i zwrócił się w kierunku do uratowanej przez nich kobiety.- A ty kim jesteś?
- Porucznik Marge Thompson, nawiga... - zaczęła kobieta, a Wolvie powstrzymał ją gestem dłoni. - Tyle wystarczy. Tutaj akurat ranga nie ma takiego znaczenia. Jesteśmy głęboko na terenie wroga. A muszę powiedzieć wprost, porucznik Thompson. Pani jest balastem. Już przekonaliśmy się jak niebezpieczny to obszar.- tu wskazał na Hamato.- Dlatego jeśli chce pani ujść z życiem, musi pani wykonywać wszystkie moje polecenia bez chwili zwłoki. Zrozumiano?
- Tak.- odparła z wahaniem Marge.

Hansen podeszła do Hamato, pod hełmem nikt nie widział jej twarzy ale głos miała lekki.
- Kogo jak kogo, ale nie spodziewałam się ciebie, jako pierwszego rannego. Pozazdrościłeś J.R. ręki? - lekarka usiadła koło szeregowego i odbandażowała jego rękę przyglądając się obrażeniom.
- Źle oceniłem zagrożenie i poniosłem za to karę.- wyjaśnił flegmatycznie Hamato.- Jak to wygląda?
Podejrzanie… niby rana czysta, jakieś ugryzienie pochodzące od paszczy której nie potrafiła rozpoznać. Ani to pies, ani wąż. Rana już nie krwawiła, ale wokół śladów kłów były lekkie zaczerwienienia.
- Podejrzanie w porządku. - powiedziała aplikując zastrzyki z mieszanką any zapaleniową i antyseptyczną . - Co to było? - spytała aplikując na koniec piankę łagodzącą poparzenia i na nowo bandażując ranę.
- Wi…- Hamato przerwał na moment.-Psy piekielne. Słyszałaś o czarnym psie?
- Nie, ...my widzieliśmy zainfekowane lisy i zadziwiająco inteligentne roje szczurów. - Pomyślała że na wszelki wypadek byłoby dobrze wziąć próbki śliny z tych stworzeń.
- To co ja widziałem… tylko w niewielkim stopniu przypominało wilka.- wyjaśnił cicho Azjata zerkając na resztę drużyny.-Więc uważasz, że to sprawka wirusa?
- Zawsze lepsze wytłumaczenie niż ‘zombi’, ale za mało wiem i nie mam sprzetu by się upewnić…- Uspokoiła na swój sposób Hamato. - Hej macie te truchła gdzieś blisko? Przydało by się dla chłopaków w bazie zebrać parę próbek do laboratorium
- Nie przytargaliśmy żadnego z nich. Za duże były.- odparł mężczyzna.-Ale będziemy je mijać.
- Dobrze. Ok skończyłam. - Powiedziała Ashley wstając. - Oszczędzaj trochę tą rękę jak nic się nie dzieje.-
- Będę uważał.- stwierdził spokojnie Hamato i… przez chwilę milczał, nim rzekł enigmatycznie.-Czarny pies na rozstajach… przynosi śmierć swoim wyciem. To.. irlandzki chyba… przesąd.
- Słyszałeś jak wyje? - zapytała Ashley brzmiąc na trochę zatroskaną.
- Na szczęście nie… na szczęście nie wyły.- odparł Hamato na moment zdobywając się na grymas, który u innych mógłby uchodzić za… uśmiech, pod warunkiem oczywiście bardzo szerokich kryteriów dotyczących uśmiechu.
- No to nie masz się czym martwić co? - Było to pytanie retorycznie, mające poprawić im humor. Ash nawet trąciła kumpelsko szeregowego.
- Tak. Nie mam. I gratuluję uratowania oficera. Pochwała gwarantowana. Może nawet jakiś medal? - odparł mężczyzna, choć i on nie wierzył w ten medal.
- Ta szkoda ze tylko jednego… no ale wszystkich uratować się nie da. - teraz to Ash była flegmatyczna i zbita. Starała się nie myśleć o Pilocie, ale wiedziała że po wszystkim to ‘odchoruje’.
- No co tak siedzicie… jak na pogrzebie? Jeszcze nas nie zabili.- wtrąciła Louise sarkastycznym tonem i z łobuzerskim uśmiechem.
-Jesteśmy w poważnej sytuacji Meyes.- przypomniał jej Hamato.-To nie czas na dowcipne komentarze.
- To najlepszy czas na takie…- odparła metyska.-W ramach budowania morale, a co ty o tym sądzisz, Ash?
- O ile nie przeszkadza to w zachowaniu czujności odreagowuj tak jak potrzebujesz. - Ashley powiedziała dyplomatycznie.
To nie zadowoliło żadnej ze stron, ale… odpuścili dalsze gnębienie Ash wybranie zwycięzcy w tym sporze.
- Może ty powinnaś się zająć tą nową. Chyba mieliście wspólnych znajomych.- zasugerowała Louise wskazując kciukiem na Marge przycupniętą przy ogniu.
- Albo podsunąć ją Dwightowi. Ktoś powinien mieć na nią oko, jeśli zrobi się gorąco.- dodał Hamato.
- Wykorzystam oba wasze pomysły. - Powiedziała Hansen i poszła do pilotki. - Marge, jak się trzymasz?
- Ja? Dobrze… w miarę dobrze. Dwóch moich kumpli właśnie zginęło, ale taka jest dola żołnierza… prawda?- odparła niemrawo i chaotycznie kobieta.
Hansen przysiadła się do niej i zdjęła hełm, jej różowe pukle rozlały się po ramionach. Obdarzyła oficer słabym uśmiechem. - To cześć doli naprawdę ssie, wytrzymaj z nami jeszcze trochę a zabierzemy cię do domu.
- Nie rozkleję się jeśli to masz na myśli.- odparła Marge i uśmiechnęła się zawadiacko.-Więc… znałaś Paula?
- Mieliśmy wspólną historię dawno temu - Przyznała Hansen ciesząc się że nawigator zajęła się bardziej przyziemnym tematem, niż śmiertelnością ludzka.
- Gdzie?- najwyraźniej Marge wolała zająć myśli czymś innym, niż ich obecna sytuacja.
- Hawaje, on tam wtedy stacjonował, a ja robiłam wtedy dodatkową specjalizację z chirurgii.
- Więc ty jesteś ta zielona syrenka z morza?- odparła ze zdziwieniem i ze śmiechem Marge. No tak… wtedy miała fazę na morskie kolory, zielone włosy z niebieskimi końcówkami. -Paul opowiadał, że robiliście szalone rzeczy razem.
- Aż boje się spytać o których,... - Zaśmiała się Ash. - Mówisz jakbyś też tam stacjonowała. Nie kojarzę cię, ale też jakoś specjalnie nie przedstawialiśmy się nawzajem znajomym z pracy.
- Nie w tej samej bazie co ty i nie w tym samym czasie. Na Hawajach miałam z początku Franka i Leroy’a… ale potem dostałam nowy przydział i Paula.- wyjaśniła Marge.-Znam cię tylko z opowiadań. Nie martw się… nie obfitowały w dokładne szczegóły…- wzruszyła ramionami dodając ironicznie.- ...anatomiczne.
- Uuuu musiał cię uwielbiać, zawsze doceniał cięty dowcip u innych. - Dodała z uznaniem Ashley.
- Droczyliśmy się nawzajem.- stwierdziła z uśmiechem Marge.-Trochę miał wyrzutów sumienia z powodu tego, że wam… no wiesz… nie wyszło. Ale piloci… sama rozumiesz… nie mogą się przywiązywać do miejsca i rzadko przywiązują do ludzi… nie jest z nich materiał na stałe związki.
- Tia he he...zdarza się. - Najwidoczniej Paul nie chwalił się, że to Ash wszystko skończyła, mężczyźni.
- Piloci… prawda?- odparła z uśmiechem Marge, jakby obie były powierniczkami tego samego sekretu.
- Oj tak. Ok nie wiem jak bardzo zdążyłaś się zadomowić, ale tak żebyś mniej więcej wiedziała z kim będziesz podróżować. To Jean R mówimy na nią JR, ten rozpaczający na zbroją to Russell, nasz pierwszy ranny to Hamato a tamten olbrzym to Dwight mówimy na niego “BFG”. Są jeszcze "Kit", "Lili", ‘Ważniak’ i ‘Handsome’, ale poszli odzyskać nasz pojazd. Resztę już znasz. - Ash przedstawiła prawie cały zespół.
-Wyglądają na miłą zgraję.- rzekła z bladym uśmiechem Marge. Do obu dziewcząt zbliżał się zaś BFG z ciepłym uśmiechem i z posiłkiem, którym chciał się z Marge podzielić zapewne.
- Wyglądasz jakbyś potrzebowała coś zjeść.- rzekł ciepło.
- Nie. W tej chwili niczego nie przełknę.- odparła spokojnie i uśmiechnęła się raźniej.-Ale doceniam propozycję.
Dwight dosiadł się i zapytał ją o...- Masz znajomy akcent. Minnesota?
- No dobra to ja cię zostawiam w dobrych rękach i pójdę sprawdzić co z resztą. - Powiedziała do Marge Ash i skierowała się w stronę Wolviego.
A pilotka nie miała jak i kiedy zaprotestować, zasypywana pytaniami, dykteryjkami i żartami Dwighta.
 
Obca jest offline