dy Delran zasłonił Pelaiosowi Astine, diabelstwo przesunęło się w bok, by znów wszystkich widzieć. Zrobił to odruchowo nawet nie zastanawiając się nad zachowaniem towarzysza.
–
Ten powóz jest w kiepskim stanie. Obicia zdążyły spleśnieć. Nie wjechali tu wczoraj – przyznał. –
W zasadzie… lepiej nie mówić o tym kto ma lub miał większe szanse przeżycia. To jak obstawianie kogucich walk nawet nie oglądając zawodników.
Diabelstwo nie skomentowało wzmianki o tym, że są tu po to by pomóc Astine. Mógł wejść w polemikę, która by w tej chwili zapewne niewiele wniosła. Odnotował jednak w pamięci ten szczegół.
Nim rozmowa zeszła na inne tematy, do grupy dołączył Neff ponownie zwracając się prosto do ich umysłów.
–
“Jeśli chcecie kogoś odnaleźć – mieszkańców wioski, bądź kogoś z tego powozu – to moje zdolności mogą się przydać. Potrzebuję jedynie imienia osoby, jej portret, lub przedmiot który do niej należał. Jeśli chodzi o przedmiot, to prawdopodobnie uda mi się zlokalizować ‘ostatniego’ właściciela. Aha – będę potrzebował po jednym dzwonie czasu na jedną osobę, więc lepiej gdy pozwolicie mi na to, gdy gdzieś odpoczniemy na chwilę. Jeśli chodzi o sztylet, który znalazłaś Dzierlatko, jeśli jest magiczny, mogę dokładnie Ci powiedzieć na czym tak magia polega i jak się go używa. Na to jednak też będę potrzebował jeden dzwon.”
Hanah znów zamrugała i potrząsnęła głową.
–
“Nie jest magiczny” – spróbowała odpowiedzieć. Było to jednak zbyt intymne jak na jej gust.
–
Jeśli możesz kogoś odnaleźć, to mam kolczyk tej szlachcianki – podała elfowi biżuterię.
Łotrzyk westchnął głośno.
–
Czyli decyzja podjęta, tak? Idziemy w las? – spojrzał na Astine, po czym zwrócił się do Hanah. –
To trochę niesprawiedliwe, tak bardzo znęcać się na kobietą, która jest tak blisko domu, jednak przez twoje “śledztwo”, nie może tam dotrzeć… Ale cóż, kim ja jestem żeby oceniać, prawda? – uśmiechnął się szeroko do swojej towarzyszki i cofnął się o kilka kroków. Nie miał najmniejszej ochoty, szwędać się po lesie, więc był w stanie zrobić wszystko, żeby tego uniknąć…
Hanah uniosła brwi wysoko do góry w bezbrzeżnym zdziwieniu.
–
Znęcać? – kapłanka spojrzała na przewodniczkę i z powrotem na mężczyznę. –
Jako przedstawicielka wiary Ilmatera nie mogę po prostu obojętnie przejść obok. Jeśli istnieje szansa aby pomóc jeszcze jednej osobie zamierzam podjąć wszelkie środki jakie mogę – westchnęła ciężko wodząc spojrzeniem po pozostałych. –
Ale nie będę oponować jeśli wszyscy chcecie pójść do wioski. To po prostu mój obowiązek.
Pelaios słuchał wymiany zdań nie do końca potrafiąc lub chcąc zrozumieć o co chodzi towarzyszom. Miał wrażenie że ktoś tu próbował zagrać na sumieniu i współczuciu ale ciężko było stwierdzić kto i czy nie aby obie strony. Na pewno zaś nie wiedział jak to wszystko się ma do obecnej sytuacji.
Podszedł do telepaty i objął go ramieniem na wysokości szyi. Wskazał las.
–
Czy… - zaczął i urwał uświadamiając sobie że tamten chciał rozmawiać inaczej.
–
“Czy jeśli szlachcianka nie żyje, będziesz to wiedział, czy zaprowadzisz nas do ciała? “
–
”Niestety wiedza o jej stanie nie będzie mi znana. Jedynie przybliżona lokalizacja” – odparł bezgłośnie mistyk.
Astine była trochę skołowana tym, w jaki sposób rozwijała się rozmowa.
–
Wiecie… ja chciałabym najpierw sprawdzić przynajmniej dom rodziców. Jest na początku wioski, oddalony kawałek od głównej drogi, więc raczej nie powinno nam to długo zająć… chyba. Chociaż jeżeli chcecie najpierw ruszyć w las to… – Dziewczyna zerknęła w kierunku osady. –
to pomogę wam.
–
Nie mamy czasu, by tracić go na błąkanie się po chaszczach. W wiosce przynajmniej znajdziemy dach nad głową. – wtrącił się nagle drwal, po czym otaksował wzrokiem pozostałych. –
Nie wyglądacie mi na takich, co przywykli do obozowania w głuszy. Poza tym las to groźne miejsce w dzień, a co dopiero w nocy i z tą przeklętą mgłą.
Kiedy skończył splótł ręce na piersi.
–
Emm… Yy… chyba oba kierunki są dobre... – niepewnie dorzuciła swoje trzy grosze akolitka, po czym zerknęła w kierunku wioski i przełknęła ślinę. –
Łan wygląda strasznie.
Neff w przypływie kolejnego ataku warknął prosto w twarz Drwala.
–[i] Ty parszywy ignorancie. Te karłowate krzaczki nazywasz lasem? Gdybyś tylko chociaż raz spojrzał na majestatyczne puszcze Evermeet wiedziałbyś… ja… przepraszam.
Arn popatrzył na elfa spode łba, postąpił w jego kierunku dwa kroki.
–
Jak mnie długouchy?! Myślisz, że twoje dziwaczne magiczne sztuczki są lepsze ode mnie, co?!
–
Musisz uwierzyć mi na słowo, że nie chciałem rzec tak bolesnych obelg. Ja… czasem nie panuję nad tym co mówię i o czym myślę. To swojego rodzaju choroba – zawstydzony elf mógł jedynie spuścić wzrok.
Mężczyzna nie wyglądał na przekonanego, ale dostrzegając miny pozostałych ostatecznie prychnął gniewnie, uniósł ręce i zostawił Neffa w spokoju.
Kapłanka wzięła głębszy oddech widząc dokąd to wszystko prowadzi. Powinna bardziej uważać przy naukach metoryki.
–
Ae, nie chcę się kłócić… Przepraszam, macie rację. Chodźmy do wioski
Wybuch Neffa sprawił że diabelstwo wzdrygnęło się i odsunęło się od elfa. Słuchał wymiany zdań z drwalem z nie mniejszym zdziwieniem. W końcu pokręcił głową i odwrócił się w kierunku wioski. Widząc że przyjdzie im udać się właśnie tam westchnął ciężko, jako że miejsce nie sprawiało przyjaznego. Znów poczuł jak dreszcz sunie po plecach.
–
No to chodźmy – rzekł wracając do wierzchowca.