Elizabeth, z posiłkiem, lub raczej substancją jedzeniopodobną, w dłoni podeszła do, zawodzącego niczym zawodowa płaczka, Gilesa.
- Kto znowu popsuł coś? - Zapytała żartem przyglądając się uszkodzeniom..
- Wilki pogryzły moją ślicznotkę. Załatałem jej ranę ile się dało, ale nie mogę dać gwarancji.- westchnął rozdzierającym tonem mężczyzna i spojrzał na Lili wodząc wzrokiem po jej pancerzu.- A jak wam poszło? I jak z czasem reakcji pancerza. Nie ma wyraźnych opóźnień? Prawa ręka chodzi dobrze?
- Wilki?- W głosie sierżant van Erp słychać było i zdziwienie i niedowierzanie. - Co to za wilki? - Zapytała retorycznie nachylając się by dokładniej przyjrzeć się śladom kłów. - Mój pancerz działa bez zarzutów. - Mówiła, a wolną ręką dotknęła nawet tych śladów.-[i] To co spotkaliśmy było chyba równie upiorne co to. Skrzydlaty stwór mieczem rozwalał nasz pojazd. Mieczem. -[i] Podkreśliła prostując się i przenosząc wzrok na twarz mechanika. - A co gorsza nie wydawał się nieczuły na nasz ostrzał. Wyobrażasz sobie? - To… wiesz… to wszystko jest bardzo dziwne.- zamyślił się Giles.-Niemniej to kwestia rozmiaru. Taurusy mają kopa… potrafią robić dziury, duże dziury… ale wiesz. O ile nie trafisz załogi, to takie dziurawienie pancerza niewiele zrobi czołgowi. Może jeśli walnie odpowiednio w amunicję… więc jeśli coś jest wielkie jak czołg i żywe, to… pewnie też nie czuje tak mocno tych dziur, jak ty byś poczuła.- po tych rozważaniach dodał tylko skromnie.-Tak sądzę. Na szczęście te.. wilki.. czy cokolwiek to było, nie okazały się nieczułe na kule. JR. zrobiła z nich mielonkę. A Hamato krwawą miazgę z łba bestii, która go ugryzła.
- A one wcześnie przegryzły pancerz. - Powiedziała niezbyt wesoło. - Nasz stwór potrafił wyczarować sobie pomagierów, którym nawet granaty fosforowe nie były straszne. - To kiepsko. Bo Krio są drogie i nie ma ich dużo w naszej bazie. - ocenił Russell.
A do tej dwójki przysiadła się Charlotte wtrącając.- A my widzieliśmy szczury kradnące elektronikę.
- Na co im elektronika?- Lili nie mogła powstrzymać się przed zadaniem głośno pytania, na które zapewne żadne z nich nie znało odpowiedzi. - Przecież to szczury. - No właśnie. Macie jakieś pomysły?- zapytała Charlotte z nadzieją w głosie. - Nie znam się na szczurach.- stwierdził z rozbrajającą szczerością Giles.-Gargulec ma jednak sporo części użytecznych, jeśli się chce zrobić systemy komunikacyjne, nawigacyjne, systemy automatycznego sterowania ogniem.
- Już, już- Lili starała się przystopować mechanika. - Zaraz nam wyjdzie, że będziemy walczyć z armią szczurów uzbrojonych w nasze własne bronie. To chyba trochę … no wiesz niedorzeczne.- Zaśmiała się, ale tak trochę nerwowo. - Myślę, że to jakiś…- tu Charlotte ściszyła głos rozglądając sie nerwowo.-Jakiś kawałek większego planu, króla zombie… bo wiesz… takie rzeczy naprawdę się dzieją na Haiti. Za pomocą Woodoo.
- Ty też nie przesadzaj Charlotte. - Lili odpowiedziała spokojnie i bez żadnej złośliwości w głowie. - Jak na razie nie wiemy z czym mamy do czynienia i nie powinniśmy popadać w skrajności. - Po prostu nie lubię zombie i horrorów o nich. Nie wiem… czemu ich tyle nakręcono. To przerażająca wizja.- pisnęła cicho Collier.
- Bardzo. Więc przestań o tym myśleć. - Poradziła jej van Erp. - Inaczej nie będziesz w stanie skupić się na zadaniu. A to źle dla twojej kariery. - Tak jest, ma’am.- odparła z przekonaniem w głosie Charlotte.
- I tak trzymać! - Lili powiedziała z entuzjazmem i klepnęła ją w ramię, by jeszcze bardziej podkreśli aprobatę dla postawy szeregowej.
Collier pokraśniała z dumy, a Giles westchnął znacząco.
- A teraz coś zjedzcie, póki możecie. - Elizabeth wymownie pomachała obojgu przed oczami swoim posiłkiem. - Aye aye - odparli razem, Charlotte z entuzjazmem, a Giles dość… stoicko.
- A tak swoją drogą, to mogliby lepsze jedzenie nam pakować.- Lili zaśmiała się, można by rzec, że gorzko przełykając kolejny kęs. - Mogłabym ja zrobić parę kanapek. Dobra w tym jestem.- wyjaśniła z dumą Charlotte i uściśliła.-Umiem gotować.
- Z czego ty chcesz te kanapki dziewczyno robić? - Spytała Lili żartobliwym tonem. - Bo chyba nie z tego? - Uniosła lekko mu górze pojemnik że swoim posiłkiem. - No… z tego to nie. Proteinowa papka udająca jedzenie nadaje się tylko do wepchnięcia do gardła. Zazdroszczę, Bearowi, JR i Dwightowi. Oni to łykają bez mrugnięcia okiem.- westchnęła Charlotte.-Myślałam o odrobinie warzyw i jakimś kawałku smażonego wolno bekonu między nimi. Takie nadzienie kanapki.
- To może my powininnyśmy zamknąć oczy i wtedy przełkniemy to bez mrugnięcia, co? - Na twarz Lili wypłynął kwaśny uśmiech. - Może.- zgodziła się się Collier, a Giles mruknął.- Bywa gorsze żarcie, niż wojskowe racje. Spytajcie Beara.
- Więzienne? Czy szpitalne? - Elizabeth nie wydawało się zbyt przekonana do swoich własnych słów. - Hmm… pewnie i jedne i drugie.- zgodził się z nią Russell kończąc pracę przy pancerzu.
- Ale nie chcę się o tym przekonać. - Lili dokończyła swoja porcję papki. - Więc miejmy nadzieję, że twoje usługi Russell nie będa nam więcej potrzebne. - Oby. Nie lubię ich naprawiać.- stwierdził Russell.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |