Mile wloką się bez końca...
Las...
Pole...
Wioska...
Rzeka...
Kolejny las...
Kolejna wioska...
Trzeci dzień podróży do najbardziej ekscytujących nie należał, podobnie jak i dwa poprzednie. Żadnych zdarzeń, które warto by umieścić w balladzie... lub choćby w opowieści przy ognisku.
Rozsądni ludzie i nieludzie nie narzekali na nudę w podróży, ale niektórym nie wystarczały takie przyjemności jak dach nad głową, wygodne łóżko i smaczne jedzenie czy igraszki na sianie z przelotnym znajomym/znajomą.
Wszak takie rzeczy można było mieć we własnym domu lub o krok od niego.
A gdzie się podziały opiewane przez bardów przygody i niebezpieczeństwa...?
Położona przy trakcie gospoda kusiła płonącym w oknach światłem, zapowiadającym wygodny odpoczynek.
Chłopiec stajenny wyrósł jak spod ziemi i natychmiast zaprowadził wierzchowce do stajni, zapewniając, że zaraz się nimi zajmie, można więc było wejść do wnętrza "Złotego Jelenia", bowiem takie miano znajdowało się na szyldzie, dodatkowo ozdobionym
rogatym łbem.
W środku zbyt tłoczno nie było i wejście grupki podróżnych zostało zauważone, jednak nie na nich skupiła się uwaga gości "Jelenia". "Tubylcy" zawzięcie dyskutowali o potworze, który od niedawna zaczął grasować w okolicy. Jedni mówili o ogromnym niedźwiedziu, inni - o przerośniętym wilku, jeszcze inni zaklinali się, że nie chodzi o wilka, tylko o wilkołaka.