Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2019, 20:09   #233
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Godiva, w kwaśnym humorze, dołączyła do głównej sali, nie poświęcając większej uwagi temu co się działo. Podobnie zresztą czynił jej partner.
Byli tu obcy… prawie nikogo nie znali. Jarvis nie zamierzał nawet nikogo poznawać, a smoczyca straciła serce do rozmowy z kimkolwiek. Nawet Kanakpryią.
Tak więc oboje raczej czekali, aż to wszystko przeminie. Pozorowane ucieczki pana młodego nie wzbudzały u nich emocji w przeciwieństwie do reszty sali. Oboje starali się nie rzucać w oczy… przy czym czarownik robił to dyskretnie… a niebieskołuska ostentacyjnie.
Jej napięta sylwetka i zimne spojrzenie, sprawiały, że wyglądała jak jakaś władczyni, zaproszona na przyjęcie poniżej jej godności. W tej chwili wydawało, że smocza natura wynurzała się spod ludzkiego przebrania.

Przywoływacz ożywił się dopiero, gdy jego “żona”, po prawie trzech godzinach nieobecności, wróciła, i bez słowa zasiadła przy jego boku. Gdzieś po drodze, musiała z powrotem narzucić welon na twarz i szyję, przez co w ciemnościach wyglądała nieco jak bezgłowy posążek.
~ Dobrze się bawiłaś? ~ zapytał ciepło jej kochanek, uśmiechając się do niej.
~ Mhm ~ odparła enigmatycznie. ~ A ty?
~ Źle bez ciebie. Tęskniłem za tobą ~ odparł szczerze “mąż”.
~ Przepraszam, nie planowałam zostać tak długo…
Chaaya ukradła, z półmiska z owocami, drobne, różowe winogrona, które zaczęła chrupać. ~ Poznałeś kogoś miłego? Jak tam nasz towarzysz Hitrik i jego przygłupi syn?
~ Zajęci sobą… mam nadzieję. ~ Magik rozejrzał się dookoła. ~ Dla mnie to tu są prawdziwe towarzyskie moczary. Łatwo wpaść w pułapkę… nie tylko inna kultura, ale i inna kasta. Nie mamy punktów zaczepienia do rozmowy.
~ Tak mi przykro… ~ Bardka była wyraźnie przybita i wyrzucała swoje błędy. ~ Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? Nie zostawiłabym cie samego.
~ Nie martw się tym. Nie jesteśmy ze względu na mnie. A ty mi jakoś wynagrodzisz moją samotność. ~ wyjaśnił czule mężczyzna i przypomniał dziewczynie. ~ Miałaś się dobrze bawić. Czy nie tak?
Dholianka ścisnęła dłoń wybranka i przyciągnęła do siebie. Z jakiegoś powodu zadawała się być roztrzęsiona, ale trudno było ocenić, skoro nie widziało się twarzy… a w zasadzie głowy, szyi i ramion.
~ Jarvisie… ~ upomniała go z płomiennym, niemal fanatycznym przekonaniem. ~ Przecież ja jestem twoją…

“Tawaif?” spytała usłużnie babka, a głos jej był tak słodki i jadowity, że przyprawiał o mdłości.

~ Jestem twoją... przyjaciółką prawda? Towarzyszką przygód… kochanką. I pochodzę z pustyni i... choć to na czym siedzimy niekoniecznie jest piaskiem, to uwierz mi jesteśmy w samym sercu Rozgrzanych Piasków. Nie powinnam cie zostawiać. Mogło ci się coś stać… bardzo cie przepraszam.
~ Co mogłoby mi się stać, poza upiciem od nadmiaru alkoholu? Jesteśmy na weselu honorowymi gośćmi. ~ Dłoń czarownika sięgnęła ku dłoni kurtyzany. ~ Nic mi tu nie groziło. Dobrze o tym wiesz. Nie przejmuj się tym. Nic mi się nie stało Kamalo. Uśmiechasz się pod tą… tym welonem? Obyś się uśmiechała… bo inaczej, będę musiał znaleźć sposób, by uśmiech zagościł na obliczu mojej żony.
Sundari zwiesiła głowę jakby była bardzo znużona.
~ Wracajmy do domu ~ odparła płaczliwie. ~ Proszę… wracajmy już do domu.
~ Nie musisz o to prosić. Możemy już stąd wyjść. Godiva… też ma na to ochotę ~ odparł mag i wzruszył ramionami w zamyśleniu. ~ Więc jeśli obyczaj na to pozwala, to oddalmy się zgodnie z jego zasadami.
~ Chodźmy więc, pan młody w sypialni i raczej już nie będzie żadnych atrakcji związanych z ceremonią zaślubin.
Tancerka była gotowa wychodzić, nawet pierwsza wstała, ciągnąc ukochanego za sobą.
Drakonka… też ruszyła po chwili, wyraźnie zamyślona i coś chyba knująca.
Kierowała się w ich kierunku, by wraz z nimi opuścić to miejsce.


Opuścili budynek i tu… smoczyca odezwała się machając ręką.
- Wy już sobie wracajcie sami. Ja… ja muszę pomyśleć. Muszę się przejść. Może zmienić? Za dużo przebywam w tej formie. - Westchnęła i ruszyła w przeciwną stronę.
- Więc… gdzie teraz moja żona oczekuje swojego męża i spełnienia przez niego małżeńskich obowiązków? - zapytał Jarvis trwożliwie i dodał pospiesznie i przesadnie teatralnie. - Tylko wiesz... dla mnie to pierwszy raz.
Chaaya po całym tym cyrku i emocjach, które boleśnie tkwiły w jej sercu, ostatnim czego chciała to udawać dziewiczą pannę młodą i spędzać resztę nocy na igraszkach. Czuła się jednak coś winna czarownikowi, więc opanowała się i wzięła w garść. Była profesjonalistką.
Była dziwką, jakby to grzecznie ujęła w słowa Laboni.
A którz był najlepszym aktorem na świecie jeśli nie dziwka?
- Skąd mam wiedzieć panie, jesteś mym pierwszym i jedynym mężem… - odparła gładko, choć głos jej lekko drżał. Czyżby się bała samotności ze swym mężczyzną?
- Chodźmy do domu… nie godzi się, byśmy rozmawiali o tych rzeczach na ulicy.
Z pewnością przemawiała przez nią skromność.

- Dobrze moja śliczna. - Mężczyzna objął kochankę i przytulił do siebie. - Noce bywają zimne. Nie chcę byś zmarzła.
Było to kłamstewko, wymówka, by ją objąć. Nie obłapiał jej jednak jak lubieżnik, mający obmacać śliczną dziewuszkę, a raczej jak ktoś, kto chce, by poczuła się przede wszystkim… kochana. Było to nieznane jej uczucie, ale przyjemne. Bardka uśmiechnęła się, zwieszając głowę i opierając się skronią o ramię przywoływacza.
- Z twoją siostrą wszystko w porządku? Zdawała się być… pokonana przez coś…
- Przez własną naturę. Wyobraź sobie jelenia pośród lasu zwisających pnączy. Natura jelenia każe mu ruszać do przodu i przeć nie bacząc na przeszkody. I plątać się w kolejne pnącza i kolejne, nie zwracając uwagi, że rozsądek podsuwa ostrożne i spokojne stąpanie. - Uśmiechnął się magik. - Natura jednak, to coś, co niełatwo pokonać… tym bardziej, gdy jest się istotą powietrzną jak smok. Godiva jest za młoda… nie nauczyła się jeszcze za dobrze kłamać i być subtelną… Takie lekcje trzeba poczuć na grzbiecie, ale nie przejmuj się. Jak ją znam, szybko się wyliże. Ona jest twarda nie tylko smoczą skórą. - Uśmiechnął się do złotoskórej, dodając. - Ot, próbowała być miła i sympatyczna i zraziła swoim nadmiarem szczerości osobę, którą zdążyła polubić. Teraz to przeżywa.

Jarvis przymknął oczy wyjaśniając po skontaktowaniu się ze swoją partnerką. - I obawiam się, że jej suknia nie przetrwa tej nocy.
- Szkoda… to była dobrze wykonana suknia i dobrze się na niej prezentowała - stwierdziła po namyśle tawaif, której żal było nie tylko skrzydlatej, ale i pieniędzy i wysiłku włożonych do stworzenia dzieła, które na sobie nosiła. - Powiedz jej… proszę, że ból minie i nie musi być dzielna…
Kamala westchnęła ciężko, po czym unosząc nieco welon zaczęła niuchać towarzysza, udając przy tym, że coś bardzo ciekawego machało do niej po drugiej stronie ukochanego, co koniecznie musiała zobaczyć.
- Dla niej ta suknia jest symbolem porażki, więc już by jej nie założyła - stwierdził czule czarownik, pachnący alkoholem i słodkimi ciasteczkami. Żadnych kobiecych perfum na szczęście… na jego szczęście.
- A sama Godiva… cóż… ona jest osobą, która szybko podnosi się po upadku. Zapewne w ciągu dwóch dni jej przejdzie. W dzień jeśli znajdzie sobie nowy obiekt westchnień.
Kobieta nie bardzo go słuchała, skupiona na inhalowaniu się jego zapachem. Działał na nią odprężająco i dawał poczucie bezpieczeństwa, czegoś stałego. Coś jednak sprawiało… być może zmęczenie przygodami, być może chorobliwa zazdrość i paranoja, lub po prostu miała TE dni, co nie dawało jej spokoju i siało w jej sercu niepokój.
- Javisie… czy ja ci się znudziłam? - spytała, strzelając prosto z mostu, między oczy, tak by zabić na miejscu, a na pewno zbić całkowicie z tropu.
- Co? - zdziwił się przywoływacz, zerkając zaskoczony na dziewczynę. Zaraz jednak dodał, wpatrując się w jej oczy. - Kamalo… jedyne co mnie powstrzymuje przed rzuceniem się na ciebie i wykorzystaniem najbliższego zaułku na lubieżne zabawy jest ta śliczna suknia. Wystarczy, że swoją potarga Godiva. Ty nie musisz narażać swojej.
- Hm… to w takim razie… - Sundari bardziej brzmiała na skołowaną, niż rozgniewaną. - Czy byłeś wczoraj ze mną na plaży?
- Byłem. - Przypomniał sobie magik i mocniej przytulił kochankę. - Nie znudziłaś mi się Kamalo. Jak mogłabyś się znudzić? Raczej ja powinienem spytać, czy nie robię się dla ciebie za monotonny.
- Nie wierzę ci… jeśli to byłeś ty… - Chaaya zmusiła rozmówcę, by spojrzał jej w twarz. - Powiedz mi jak się stamtąd wydostaliśmy.

Zamiast odpowiedzi, Jarvis przytulił tancerkę i zaczął zachłannie całować. Tulił zaborczo do siebie, wodząc dłonią po jej pośladkach, a po rozsmakowaniu się w ustach, zaczął pocałunkami obdarzać szyję.
Dholianka pisnęła cicho, bo takiego ataku się nie spodziewała. W pierwszej chwili chciała protestować i uciekać, ale przecież sama się o taki los prosiła tam na plaży i tu… teraz. Wytrzymała więc jak dzielny żołnierzyk, drżąc jak listek na osice i wstydząc się, bardzo, bardzo się wstydząc i ciesząc zarazem.
- Jesteś najpiękniejszą istotą w tym mieście - mruczał wyraźnie spragnionym głosem jej kochanek. Spragnionym jej ust, jej pośladków… czemu dawał dowód dotykiem palców i pocałunkami na jej wargach. - I nie myśl. Niech ci nigdy nie przyjdzie taka myśl, że możesz mi się znudzić.
Na razie łatwo było poddawać się jego pocałunkom, o tej porze nikt się nie kręcił po uliczkach, ani nie pły… odgłos wioseł świadczył o płynącej gondoli, ale to nie przeszkadzało mężczyźnie całować ust tawaif, zachłannie i lubieżnie.
- Ja nie mogę… przestać się martwić... - wyznała speszona kobieta, tuląc się płocho do ukochanego ciała. Nikogo tak w życiu nie pragnęła jak właśnie czarownika. Chciała być dla niego najpiękniejsza, najwspanialsza, najdelikatniejsza, najdroższa i co najważniejsze najlepiej zadowalająca jego męskie potrzeby.
Starzec mógłby łaskawie przytaknąć wspomnieniu babki, że nie była to zwykła chęć, a niezdrowa obsesja, która przeradza się w manię, no ale przecież nie zgodzi się z tym rozkrakanym czupiradłem! Miał swój honor.

Gondola zamiast minąć całujących się zakochanych, jak na złość podpłynęła bliżej nich.
- Może was podwieźć? - spytał zmysłowy w swojej naturze, kobiecy głos. Eleonora Pienazzane wychyliła się z budki, uśmiechając się ciepło. Jej strój, był… zgodny z tradycjami ludów pustyni i określał ją jako młodą wdowę. Był też kosztowny, jakby wybierała się na wesele, lub z niego wracała.

“Niech cie czort zajedzie w tą chudą…”
“BABCIU!” Nimfetka przerwała oburzona, zachowaniem wspomnienia opiekunki, które zasępiło się.
“Ty mały, pokraczny kurwiku…”

Kiedy babka przepychała się słownie z maską, Kamala zacisnęła mocniej palce na przytulanym partnerze. Z jakiegoś powodu, w tej chwili, podzielała zdanie Laboni, tylko dodałaby do tego jeszcze niespodziewany i szybki zgon, najlepiej tu i teraz.
~ Ta lafirynda przebrała się w MOJE ubranie! ~ syknęła, dzięki bogu tylko telepatycznie. ~ JAK ŚMIE BEZCZEŚCIĆ MOJĄ KULTURĘ I JESZCZE NAM PRZERYWAĆ?!
~ Najwyrażniej ma do nas jakiś interes. Tylko taki powód widzę ~ wyjaśnił Jarvis, cmokając ostentacyjnie kącik ust Sundari, by podkreślić swój obiekt zainteresowań i wskazać Eleonorze, że jej uroda nie robi na nim wrażenia.
- Nie skorzystamy. Noc jest wyjątkowo idealna na spacery - odparł następnie uprzejmie przywoływacz, a Pienazzane spojrzała na oboje i dodała. - Rozumiem. Więc powiem krótko. Widziałam was na weselu. Uroczo razem wyglądaliście. Mam pewne… interesy do załatwienia. I chętnie bym zatrudniła was do pomocy. Będę jutro na obiedzie w “Pod Bykiem i Toporem”. Czujcie się zaproszeni.
Po tych słowach skinęła gondolierowi i życzyła obojgu kochankom - Udanej nocy.
Chaaya zwęziła oczy w szparki, odprowadzając łódeczkę nieprzychylnym spojrzeniem. Czar chwili prysł… tak jak i resztki jej dobrego nastroju.
- Wracajmy do domu. Śpiąca jestem - burknęła chmurnie.
- Dobrze moja śliczna żonko - przytaknął posłusznie magik i zerknął na odpływającą gondolę. Był… zaniepokojony jej widokiem.
- Może Dartun będzie już wiedział, do jakiej koterii się podczepiła. Jej zainteresowanie nami jest… niepokojące.
- Poszczuję ją Starcem jeśli będzie zbyt natrętna - stwierdziła dziewczyna łagodniejąc od słów ukochanego. - Nie mówmy o interesach… zaraz świt nastanie, poczekajmy z tym, aż się wyśpimy.
- No… a ja mam jeszcze prezent do rozpakowania - odparł Jarvis i cmoknął ucho bardki. - Godiva nie pozwoliła mi spojrzeć jej oczami na twój strój weselny. I bardzo… bardzo jestem ciekaw dlaczego.


W końcu znaleźli się w domu. Tym razem całkowicie sami. Godiva szalała gdzieś na mieście, Nvery daleko w lesie…
Czarownik był jednak blisko i zamierzał sprawić, by kurtyzana zapomniała o nieobecności jej smoczego partnera oraz wszelkich troskach dzisiejszego dnia. A zaczął od przyparcia jej do drzwi, zsunięcia welonu… zachwytu nad gorsetem i pocałunków na dekolcie. Przyjemnie było czuć jego dotyk na rozgrzanej skórze i Chaaya prawie zdecydowała się zapomnieć na chwilę i dać się porwać namiętności.
Jednakże ból jaki przeżywała Nimfetka, oraz gorycz i złość Udipti, skutecznie tłumiły jej chęci.
- Nie teraz, proszę… - ozwała się cicho, czując jak wyrzuty sumienia zaczynały przyprawiać ją o mdłości.
- Dobrze… ale powiedz mi, co cię męczy… gnębi - odparł jej kochanek, głaszcząc czule po policzku i wpatrując się w jej oczy.
- To nic takiego… przepraszam. - Dholianka nie zniosła jego spojrzenia i przekręciła głowę.
- Najwyraźniej nie uporałam się z pewnymi sprawami - dodała sarkastycznie, zmęczona swoją osobą. Poczuła męskie palce delikatnie wodzące po swoim swoim policzku.
- Nie musisz się męczyć sama, wiesz o tym… - odparł cicho Jarvis.
Tawaif pokręciła głową, zaciskając mocniej usta. Zmęczenie zaczynało przeradzać się w gniew.
- Życie jest niesprawiedliwe - burknęła, odtrącając jego dłoń. Po czym przeszła do wanny by uruchomić wodę. - Mówiłam ci, że nie czuje się dobrze w towarzystwie innych kobiet, prawda? - Nie czekała na odpowiedź. - Nie bez przyczyny… one pogardzają takimi jak ja… ale my… my… nie ważne.
- Ty jesteś moją żoną. Tam byłaś moją żoną Kamalo. Obrażając ciebie obrażali mnie, więc… - Mężczyzna zamyślił się i westchnął cicho. - ...nie wiem co w takim razie powinienem ja uczynić, albo ty, albo Jaenette, której bratową obrażano. Chociaż wiem co by smoczyca chciała zrobić.
- Nie jestem twoją żoną - warknęła poddenerwowana Sundari. Zacisnęła dłoń w pięść i siłą woli próbowała się uspokoić. - I nikt mnie nie obraził. Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy… po prostu mężatki nas nienawidzą za to, że jesteśmy wolne dzięki temu, że rozkładamy nogi przed obcymi, ale my nie jesteśmy im dłużne. Tawaif nienawidzą ich w równym stopniu co one nas. Użerać się tylko z jednym mężczyzną? - Prychnęła niemal dławiąc się od własnego jadu. - Cóż za problem? Brzydki? Stary? Zrzędzący? Długo nie pożyje, a synowie się nimi zajmą z należytą czcią. Nie ma co rozpaczać… seks w najgorszym wypadku jest raz na dekadzień a w najlepszym raz na kilka, bo ich pan może mieć kilka żon na raz, a mimo to uważają się za takie pokrzywdzone i niedocenione. Banda rozwydrzonych dziewczynek. Bu-hu. Wyszłam za kogoś kogo nie kocham i muszę mu rodzić dzieci, siedząc bezpiecznie w ciepłym domu, pomiędzy wiernymi sługami, w dobrobycie i dostatku. Faktycznie… prawdziwe piekło na ziemi! - Tancerka kopnęła wannę, niemal kipiąc z wściekłości.
- Więc… wygląda na to, że nikomu z nas to wesele się nie udało - ocenił przywoływacz sytuację i wzruszył ramionami. - Nie przyglądałem się za bardzo panu młodemu, ale ona chyba mogła trafić gorzej, a ty… masz przecież ten znak na czole. Ten, który oznacza, że jesteś mężatką… więc… - odparł z łobuzerskim uśmiechem. - Pal licho te wszystkie narzekające na swój los baby… wylegujące się na poduszkach i odpychające ciasteczkami. Łatwo wtedy narzekać.
- TEN ZNAK SAMA SOBIE NAŁOŻYŁAM! - Krzyknęła wściekle i przez łzy Chaaya. - I właśnie dlatego jestem taka wściekła! Ta mała lafirynda nawet nie wie jak dobrze trafiła. Młody, atrakcyjny, dobrze wychowany… nie ma się czego bać podczas pierwszej nocy poślubnej. Może nawet nie będą tego robić, jeśli ona nie jest na to gotowa. Nawet nie wiesz ile bym dała by zamienić się z nią miejscami. Ile bym dała, by mieć kochanego ojca… czułą matkę i spokojne, długie i niewinne dzieciństwo. Przecież ona ma jakieś trzydzieści dwie pory suche! Wiesz ile ja miałam, kiedy mnie sprzedano? Dwadzieścia dwa i trzy tygodnie!
- Też bym wiele dał Kamalo - odparł melancholijnie Jarvis, podchodząc do dziewczyny. - Moje dzieciństwo to głód i strach. To polowanie na szczury i gołębie… ucieczka przed strażą, spanie zawsze z jednym okiem otwartym… tęsknota za jakimikolwiek rodzicami. - Spojrzał na jej czoło. - I ja jestem zły na ciebie. Przecież wiesz, że nie znam za bardzo obyczajów twojego ludu. Powinnaś mi powiedzieć, że moim obowiązek… nie… przywilejem byłoby namalować ten znak na twoim czole.
Złotoskóra przyglądała się smutno czarownikowi. Jej oczy przepełnione były łzami, ale z jakiegoś powodu, żadna z nich nie poleciała jej po policzkach. Wzruszyła bezradnie ramionami.
- To bez znaczenia… nie jesteśmy małżeństwem Jarvisie - stwierdziła, pokonana koszmarami z przeszłości. - Nie rozmawiajmy już o tym… zapomnijmy o tym cholernym ślubie i saferanach.
- Nie jesteśmy… ale kiedyś możemy zostać Kamalo. - Mag pogłaskał ją delikatnie po policzku, nachylił się i cmoknął w usta. - Obiecałem przecież, że nigdy cię nie zostawię, więc małżeństwo jest logicznym krokiem w kierunku spełnienia tej obietnicy. Jak tylko poukładamy nasze sprawy z gościem w twojej głowie.
Kobieta wydała taki dźwięk jakby ją coś bardzo bolało. Łzy jednak wciąż nie popłynęły, a sama bardka przytuliła się do ukochanego jak zagubione dziecko.
- Jesteś dla mnie zbyt dobry… nie zasługuję na ciebie.
- Ciii.. nie jestem, aż tak dobry. - Pogłaskał ją po głowie i szeptał dalej. - Teraz ciebie rozbierzemy, popluskasz się w wannie. A potem położysz na brzuszku na łóżku i dasz mi rozmasowywać swoje ciało tak długo, aż zaśniesz. Co ty na to?
- Nooo… dobrze. - Dholianka przełamała się w końcu i odwróciła tyłem do mężczyzny, by mógł rozwiązać jej gorset.
- I oczywiście możesz podczas masażu ponarzekać na tego swojego małżonka Jarvisa. Nic mu nie powiem - zażartował jej kochanek, zwinnie uwalniając ją od gorsetu. - Dobrze, że okryłaś się tą chustą, bo przyćmiłabyś urodą pannę młodą, wyglądasz zachwycająco.
- Pfff nie zrobiłam tego dla niej, tylko dla ciebie - prychnęła pogardliwie w odpowiedzi, zdejmując welon z głowy. Jej włosy ułożone były w koczek, przepięty miedzianą spinką, którą dostała od przywoływacza.
- I wyglądasz przepięknie… jesteś piękna, zachwycająca… Najpiękniejszy kwiat… musimy kiedyś namalować twój wizerunek Kamalo.
Dłonie magika zabrały się za zdejmowanie z niej spódnicy, po tym, jak z pietyzmem odłożył gorset na stół. W międzyczasie Sundari rozmasowywała obolałe żebra, oddychając z ulgą pełną piersią. Odwróciła się z powrotem twarzą do niego.
- Jeśli chcesz mnie zbałamucić musisz się bardziej postarać - odparła kąśliwie, ale na jej ustach widniał cień uśmiechu.
- Wierz mi… postaram się bardziej. Będę słodził ci uszka komplementami, obsypywał ciało pieszczotami, karmił usteczka słodyczami i pocałunkami… a dziś będę masował twoje ciało niczym posłuszny niewolnik, w nadziei, że moje działania zostaną łaskawie przyjęte. - Jarvis uklęknął by pozbawić dziewczyny bucików. Na co łaskawie mu pozwoliła.
- A co z moim mężem? Jeśli nas nakryje to co wtedy? - spytała jakby od niechcenia.
- Zrobię to co robi każdy kochanek w takiej chwili… schowam się pod łóżkiem… lub szafie - zażartował.
Śmiały był z niego niewolnik, bo ustami musnął jej stopy, namiętnie je całując przy zdejmowaniu obuwia. Tancerka przeczesała palcami jego ciemne włosy i schyliła się, by pocałować w czubek głowy. Zdjąwszy bieliznę, bez słowa zanurzyła się w ciepłej wodzie, odprężając się nieco.
- Podaj mi mydło proszę… muszę umyć twarz - odparła cicho.
- Tak jest moja piękna… - szepnął cicho przywoływacz, podając je kochance. Sam również zaczął się rozbierać do naga, a potem wyjmować jej olejki i pachnidła, które zamierzał użyć na Chaai, jak położy się już na łóżku.
Kobieta po krótkiej relaksacji, zmyła dokładnie makijaż z twarzy i wyszła z wody, nie wycierając się ręcznikiem. Oczy miała półprzymknięte ze zmęczenia, ale zdawała się być już spokojna duchem.
- Jesteś pewien, że chcesz to robić? Możemy się po prostu poprzytulać i iść spać…
- Przytulę się do ciebie i zasnę, gdy ty już będziesz drzemała - odparł Jarvis, spoglądając na nią. - Tak. Chcę tego. Lubię cię od czasu do czasu rozpieszczać Kamalo.
- Przypomnę ci o tym jak następnym razem nie pozwolisz mi wykupić całego asortymentu sklepu z cukierkami - mruknęła dumnie kurtyzana, uśmiechając się jak drapieżna kotka.
Weszła na łóżko i na czworaka przeniosła się na sam jego środek, po czym opadła z westchnieniem na materac.
- Z pewnością to zrobisz i ja ulegnę. Znasz moje słabości… - wyszeptał trwożliwym głosem czarownik i zaczął masaż.
Leniwie wcierał olejki w jej ciało, niczym zwinny sługa. Powoli i z pietyzmem, jakby była jego surową panią. Chaaya nie potrzebowała wiele, by zacząć odpływać do krainy snów. Dosłownie po kilku minutach zwinęła się w kłębek, dając się przytulić ukochanemu, kiedy jej oczy zamknęły się.
- Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko - wyszeptała nieprzytomnym tonem głosu, po czym zastygła, cicho oddychając.
- Wiem… ale chcę czegoś więcej… chcę, byś była przy mnie szczęśliwa - odmruknął Jarvis i szepcząc do jej ucha opowiastkę na dobranoc. Opowiastkę… która zmieniała się… w sen.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline