Kocur
Kocur wyskoczył z pojazdu. Jak chyba wszyscy ubrany był jak ukraiński alpinista. Gumiaki, uszczelnione przy spodniach pancertaśmą aż do kolan, prysnął zdobyczną puszką czarnej farby, inaczej w byle świetle taśma zdradzałaby jego pozycję. Dobiegli do wejścia, po chwili otoczyli drugie. Gotów do akcji.
Akowiec miał rację co do Świebodzina, na wyjeździe też obramowała ich salwa honorowa. Zgadał się z Wysockim, opracowali ogólne zasady działania. Kocur idzie w szpicy, Wysocki z tyłu. Potem zmiana, w przypadku rozdzielenia każdy idzie z drugą grupą.
Omiatał okolicę, czekając na sygnał. Na razie miał kałacha w dłoniach, tego z nieskażonej dostawy, ale w tunelu przerzuci się na pistolet. Nóż przypięty do kamizelki, tylko czekał na wyciągnięcie i wbicie w sowieckie mięso.
Splunął.
-Z historii orłem nie jestem, ale świat jest na tyle pojebany, że się nie zdziwię jak te leśne szaleństwa będą bazować na jakimś hitlerowskim syfie.