Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2019, 18:30   #235
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Pobudka przyszła za wcześnie, a może za późno? Pokój wypełniały, jeszcze, resztki woni aromatycznych świec. Część z nich się wypaliła, płomyki innych jeszcze drżały.
Ciało tawaif było odprężone, dzięki wcześniejszym staraniom Jarvisa, który spał teraz obok bardki, wyglądając przy tym niewinnie i uroczo. Dziewczyna obudziła się pierwsza. Przez całonocne koszmary nie czuła się wypoczęta, więc przywitała nowy dzień z chęcią jak najszybszego pójścia ponownie spać. Jednak, wpierw musiała zmienić pozycję, bo zdrętwiała jej noga od cholernych sprężyn w materacu.

“Jakby nie można było spać na ziemi.” Laboni, niczym ranny ptaszek, już zaczęła utyskiwać. “Wspaniałe wynalazki białej rasy… o kant dupy to wszystko. Trzeszczy, skrzypi, niewygodne to to…”
~ Dzień dobry… ~ Kamala przeturlała się na lewą stronę i przyjrzała ukochanemu.
“Wielkie paniska i ich wielkie, cudowne wymysły! A powiadam wam! Nic to! NIC! Syf, korniki i malaria.”
Deewani prychnęła gniewnie, ze wszystkich emanacji, to właśnie jej brakowało cierpliwości do babki. “Że jej się nigdy nie nudzi…” skarżyła się w przestrzeń, jedynie prowokując do dalszych narzekań.

Sundari wyciągnęła rękę i dotknęła policzka śpiącego magika, pocierając opuszkami jego ostry zarost. Uśmiechnęła się sama do siebie, przysuwając się bliżej śpiącego. Ich “pierwsza noc poślubna” skończyła się dwoma zgonami, jednakże kto powiedział, że rankiem nie mogli nadrobić zaległości?
Czarownik przebudził się pod wpływem dotyku. Obrócił twarz ku Chaai i otwierając usta, pochwycił jej palce, delikatnie je pieszcząc językiem i wargami.
~ Jesteś zachwycająca. Jesteś piękna o poranku… jak bogini miłości ~ rzekł do niej telepatycznie. ~ I nadal jesteś moją żoną Kamalo. Znak na twoim czole nie starł się do końca. Zajmiemy się… małżeńskimi obowiązkami?
Jarvis myślał podobnie jak ona.
- Małżeńskie… obowiązki… - Tancerka zarumieniła się i nieco spłoszyła na dźwięk tych słów.

“Oho… no dajesz maleńka, dajesz…” sarknęła matrona do wnuczki. “Czekaj wyręczę cię… NIMFETKA! EJ! DAWAJ TU NA CHWILĘ! Popłaczemy sobie razem. Traume przeżyjemy… będzie fajne.”
~ Powinnam cie zniszczyć ~ pomyślała gniewnie Dholianka. ~ Zapomnieć o tobie…
“Pfff… spróbuj tylko, a nie wytrzymasz jednego dnia.”
“Tooo może ja spróbuję!” zawołała Deewani, wyraźnie coś knująca. “Ja się nim zajmę, będzie baaaardzo fajnie!”
“O bogowie… już po nas, jak nic nie zaznamy dziś orgazmu.” Umrao burknęła do koleżanek.

- To brzmi bardzo… groźnie. - Kurtyzana ozwała się po chwili, przypatrując się kochankowi wielkimi oczami. - C-czego ode mnie wymagasz? Czy będzie bolało? Nie zrobisz mi krzywdy?
- Oczywiście, że nie… będę bardzo delikatny. W końcu to nasz… pierwszy raz - mruknął czule mężczyzna, delikatnie ujmując jej dłoń w nadgarstku. Pieszczotliwie wodził językiem po skórze, wzbudzając mimowolne dreszcze przyjemności. Znał się na pobudzaniu ciała i znał jej ciało, co dawało mu przewagę w tej grze. Niewielką, bo wszak mierzył się z tawaif, ale jednak…
Poza tym, przegrana w tym wypadku była przyjemnością samą w sobie.
- A… ale skoro to pierwszy raz… to wiesz jak go się robi? - Młoda “żona” nie dawała za wygraną, będąc wyraźnie stremowaną i zmartwioną. Jego dotyk parzył ją, więc spróbowała się odsunąć.

“Błagam cię Deewaniiii… tak mu nigdy nie staaanieee i nam nie staaanieee… starzeje sięęęę…” zawodziła rozpustna emanacja, aż nagle… coś ją tknęło.
“TY! Ty chyba nie próbujesz nas sabotować! Nie pozwolę ci!”
Chłopczyca piszczała i śmiała się jak chochlik, wyraźnie uradowana ze swojego, jakże “wymyślnego” podstępu.
“Iiihahahaha. Nikomu dzisiaj nie stanie! Nigdy już nic nikomu nie stanie!” wołała radośnie, do czasu, aż nie zorientowała się, że została na celowniku. “Starczeee! Ratunkuuu! Przejmij ciało! Słyszysz?! Przejmij ciało, nasza misja jest na skraju porażkiii!”
~ I co niby mam z nim robić? ~ stwierdził znudzony smok. ~ Nie znam się na tym całym… ludzkim rytuale godowym. Nie od tej strony. Poza tym, to nie jest dla niej zdrowe.
Wyraźnie nie miał ochoty brać udziału w tym spisku.

Smoczy Jeździec trzymał partnerkę delikatnie, acz mocno. Jego usta powoli szły w górę, z nadgarstka na przedramię.
- Mam pewne pomysły. Nie martw się o to moja piękna - szepnął, całując złotą skórę swojej połowicy. Kobieta wydała z siebie cichy jęk strachu. Zadrżała i z marnym skutkiem spróbowała wyswobodzić rękę.
- Czy… to co planujesz mi zrobić… czy… jest możliwość, że mi się to spodoba? - spytała, wciąż nie będąc pewną, czy chciała rozliczać się ze swoich nowych obowiązków.
- Zacznę od pocałunków i delikatnych pieszczot Kamalo, by zachęcić cię do zasmakowania więcej i więcej - mruczał przywoływacz, dochodząc swoimi pocałunkami do barku, a potem szyi wybranki.
- A ja co mam robić? Czy mogę cię przytulić? - westchnęła mu Sundari w cichym uniesieniu. Jej ciało, w miarę jak dwie maski walczyły o swoje przodownictwo, mimowolnie naprężało się i nadstawiało po pieszczotę, a dłonie tęsknie sięgały do męskiego torsu.
- Rób to, co ci podpowiadają pragnienia. Jestem twoim mężem. Czyż bogowie nie stworzyli mnie bym był przyjemnością dla twych oczu i dotyku? - spytał mag, tuląc się do dziewczyny, pozwalając jej wodzić po sobie palcami. - Tak jak ty jesteś cudownym darem dla mnie. Słodyczą, którą chcę posmakować.
Zachęcona tymi słowy tancerka, ruszyła szlakiem opuszków, dokładnie badając i na nowo odkrywając znane swemu sercu ciało. Przymknęła nawet oczy, by wyobraźnia mogła dopowiedzieć to, co dawno przeminęło.
Chaaya nie była niewinna, tak samo jak i Jarvis, ale wydawało się, że to nie stało im na przeszkodzie w odgrywaniu. Kurtyzana musnęła ustami bark, a później szyję czarownika, jakby sprawdzała przed sobą bardzo niebezpieczny teren. Z każdą chwilą, stawała się jednak odważniejsza i mniej opieszała.
- Ile miałeś wtedy lat? - Przerwała by zapytać i przyjrzeć się z czułością towarzyszowi.
- Siedemnaście… byłem chudym wyrostkiem. Ona była starsza… doświadczona. Wyjątkowo pulchna - mruczał jej rozmówca, całując jej czubek nosa. - Okrąglutka na twarzy i piegowata. Może nie brzydka… ale daleko jej było do piękności jakie poznałem. A już z pewnością była niczym w porównaniu z tobą. Miała jednak obfite piersi i krągły zadek. A to się wtedy dla mnie liczyło. Była… bardziej śmiała ode mnie. Ja zaś tak przestraszony, że na początku sama musiała rozpiąć troczki moich spodni i wziąć sprawy w swoje paluszki.

Dholianka zaśmiała się wesoło, po czym obejmując dłońmi twarz mężczyzny, zaczęła go cmokać drobnymi całuskami. Rozchyliła także uda, gładząc łydką nogę leżącego.
- Fajnie było? W skali od jednego do pięciu?
- Dla mnie pięć… dla niej… dwa? - Zamyślił się Jarvis. - Eksplodowałem jej w palcach Kamalo. Oblizała je na moich oczach, starając się ukryć rozczarowanie. Później klęczała pieszcząc moją męskość, by z niej skorzystać. Dopiero wtedy wziąłem ją od tyłu. Z podwiniętą spódnicą. I słyszałem jej jęki, ale nie widziałem twarzy, więc mogła udawać - wyjaśnił, całując co chwilę usta słuchaczki. Wsunął udo między jej nogi, by delikatnie pocierać jej podbrzusze.
- Nazywała się Ae.. Alfe… Nie... nie pamiętam już. Była córką karczmarza i chętnie oddawała się co przystojniejszym klientom w ramach za błyskotki. Jeden z nich się w niej zakochał i ją porwał. Tyle, że ona nie odwzajemniała jego uczucia, a jej ojciec opłacił jej odzyskanie. - Iskając wargami szyję tawaif, spytał. - Chcesz… dalsze szczegóły mojego pierwszego razu? Jak do niego doszło? I jak długo?
- Może innym razem - wydyszała kobieta, wyginając się jak lira. Zaczynała się niecierpliwić, co objawiało się wiciem jej ciała i próbą zdominowania sytuacji. Umrao chciała się bawić. Sundari chciała się bawić.
Mag pchnął delikatnie kochankę na plecy, przylegając wargami do jej ust w zachłannym pocałunku. Jego twarda duma ocierała się rozpaloną kobiecość. Przywoływacz również chciał się bawić…

Czarownik sprawnym ruchem bioder, zanurzył swoją męskość w ciepłym i miękkim uniwersum rozkoszy cielesnej swojej partnerki. Był delikatny i ostrożny, ale jego ciało, aż drżało z niecierpliwości.
~ Mocniej? ~ zasugerował pokornie, wielbiąc smukłą szyję Dholianki, która wiła się pod jego dotykiem niczym ospała syrenka na plaży.
Wyginała się w łuk, ocierając o niego pobudzoną i rozgrzaną od pieszczoty skórą. Jej piersi były twardsze, a ich szczyty przyjemnie ostre, gdy żłobiły szlaki na torsie nad sobą.
Łagodny, acz nieustępliwy gość w jej łonie, przyprawiał o przyjemne w odczuciu mrowienie w podbrzuszu. Sundari nie mogła się powstrzymać i jęknęła cicho, wędrując dłońmi po plecach ukochanego.
~ Mocniej ~ zgodziła się czule, wpierw gładząc oddechem, a później liżąc jego ucho.
Odpowiedzią były, zrazu powolne sztychy, wyraźniejsza obecność i ciężar. Rozpalało to ich zmysły, tak, jak i wzajemne pocałunki. Chaaya budziła pożądanie, budziła pragnienie, a jej partner płonął lubieżnym ogniem, który coraz szybszymi ruchami bioder, przenosił na jej lędźwie.

Ta, z pozoru łatwa, gra, okazała się być zawracającą umysły pułapką, która pochwyciła dwa, złączone ze sobą ciała. Usidliła je w nieustającej pieszczocie, podsycając jedynie głód i pragnienie, aż w końcu świat przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyło się tylko zaspokojenie, które przyszło wyjątkowo późno, najpierw odbierając zmysły tancerce, a później przywoływaczowi.
Dajcie bogowie, by wszystkie “pierwsze razy” tak właśnie wyglądały.

- Chyba… spodoba mi się bycie żoną… - Kurtyzana próbowała przezwyciężyć dyszenie, ale wychodziło jej to z trudem. - Te małżeńskie obowiązki… nie są takie złe.
- Ale jeśli twój mąż ma duży apetyt… to może nie dać ci spokoju… nawet podczas dnia. - Jarvis równie wykończony co ona, leżał obok na boku, wodząc wzrokiem po jej kształtnym ciele. A potem przestał i zaczął całować, czułymi, delikatnymi cmoknięciami, jej usta, jej szyję, jej piersi. Bardziej w symbolu miłości niż pożądania.
- A jeśli nie będzie problemem apetyt męża… a jego żony? - Odwróciła sytuację bardka. - Co jeśli… zamęczy go, wykorzystując i w dzień i w nocy i zawsze?
Złotoskóra zapadła się głębiej w poduszki, wplatając magikowi dłoń we włosy, by się nimi bawić.
- Boje się - przyznała, całkowicie poważnie, odwracając wzrok w kierunku ściany, łączącej ich pokój z pokojem Nveryiotha. - Nie chcę zostać sama.
- Nie będziesz sama Kamalo. Skąd ten pomysł? - zapytał czarownik, uśmiechając się czule. - Jestem przy tobie i nie opuszczę cię. Kocham cię moja śliczna i… - Przylgnął ustami do jej obojczyków, całując i kąsając jednocześnie. - Podejmę się tego wyzwania. Zobaczymy czy uda ci się mnie wymęczyć, czy może sama padniesz z wyczerpania.
Chaai rozbłysły oczy i wzrok jej nagle zbystrzał. - Czy to… wyzwanie? - Mężczyzna trafił w jej czuły punkt, małą, drobną słabostkę, która kiedyś wszystko zapoczątkowała, a później prowokowała ich do coraz to śmielszych pomysłów. - Teraz moja kolej bycia na górze! - zaordynowała podnieconym głosem.
- Oczywiście, że to wyzwanie… i nie myśl, że się poddam tylko dlatego, że twoja różyczka zdoła zadusić mojego węża. Mam jeszcze usta i palce do swojej dyspozycji - odparł jej kochanek, kładąc się na plecach. - Zamierzam wygrać Kamalo.
- A więc załatwione - stwierdziła mu na to słodkim głosikiem, uśmiechnięta od ucha do ucha. - Nie wychodzimy dziś z łóżka ani na chwilę.

“TAK!” Umrao zaskandowała zwycięsko, gdy dopięła swego. “Wszyscy się uginają pod naporem moj…”
“To wszystko twoja wina Starcze. Jesteś do niczego. Jesteś tak beznadziejny, że z tej beznadziejności, byłbyś nawet beznadziejnymi rękawiczkami, dlatego nikt cie na nie nie przerobi…” Deewani była wyraźnie zawiedziona, nieporadnością kompana. “Mówiłam ci, byś przejął ciało… trzeba było nas teleportnąć jak najdalej od tego nudnego łóżka, ale nieee… ty jesteś tak bez…”
Rozpustna maska zepchnęła koleżankę po fachu, gdzieś, gdzie nie było jej słychać. Takie biadolenie nie nastrajało do erotycznej wojny, na którą się szykowała.

- Nigdy nie wygrywasz i nigdy nie wygrasz - mruknęła samozwańcza zwyciężczyni, zdzierając z nich resztki kołdry. - Wycisnę z ciebie wszystkie soki, aż zostaną po tobie tylko wyschnięte zwłoki.
Kobieta przeczołgała się do bioder kompana, przebierając niecierpliwie palcami.
- Żebyś się nie przeliczyła moja śliczna. Nie ogłaszaj wygranej, skoro bitwa dopiero się rozpoczęła, bo za chwilę sama możesz leżeć bez sił i poddawać się mojej żądzy całkowicie bezwładna i uległa - “odgrażał się” przywoływacz, podczas gdy Starzec ziewnął mrucząc do Deewani.
~ Oni nie są na bezludnej wyspie. Nie mają czasu na zabawy, nawet jeśli mają ochotę. To wszystko się skończy.
“Brawo detektywnie… sam na to wpadłeś?” sarknęła Laboni. “Długo ci to zajęło…”
~ Pchi… ja wiedziałem to od razu. Mój geniusz charakteryzuje się przenikliwością ~ chełpił się smok, nie wiedząc chyba co mówi. Ważne, że brzmiało odpowiednio.

Tawaif nie zamierzała wdawać się w słowne przepychanki. Obejrzała się zuchwale na oponenta, po czym oblizała usta i nachyliła się nad małym Jarviskiem. Westchnąwszy teatralnie, wzięła go w rączkę i oglądając się na właściciela przyrodzenia, pocałowała go w sam czubek.
Och tak… niesforna chochliczka złapała co chciała i nie zamierzała się tym z nikim dzielić. Szczęściem mag nie czuł się stratny, bo jego mały towarzysz był wielce dobroduszny i odstąpił mu trochę swojej przyjemności.
Chaaya skupiła się na zabawie, z dziecięcą łatwością podnosząc żagiel w górę, później była już tylko tortura, bo kurtyzana nie zamierzała pozwolić, by wybranek doszedł. Niby przez przypadek jej ustka nie trafiały, lub paluszki ześlizgiwały się w ostatniej chwili, kiedy ona robiła zawstydzoną minkę, mrucząc ciche “ups” do siebie.
Niemniej dziewczyna trafiła na godnego siebie przeciwnika. Czarownik leżał grzecznie, zaciskając dłonie na pościeli i spoglądając rozpalonym wzrokiem na kochankę. Oddychał powoli i ciężko, a jego oddech pewnie zionął pożądaniem, niczym paszcza czerwonego smoka ogniem. Próbował też… kontrataku. Wodził stopą po zewnętrznej stronie jej uda, potem wyżej i wyżej… aż dotarł do owej różyczki, którą muskał w desperackiej próbie pobudzenia jej apetytu.

- Dobrze się czujesz? - spytała niewinnie diabliczka, wodząc językiem po słodkim lizaczku. - Wyglądasz jakby cię coś bolało… mam przerwać? Wznowimy zabawę, gdy nieco ochłoniesz - wycedziła przez ząbki, po czym znowu jakoś tak wyszło, że pomyliła rączki i przywoływaczowa chwila przepadła.
- Czuję się dobrze, ale ty powinnaś się bać… bo jak przyjdzie moja kolej… to twoje śliczne ciałko będzie instrumentem… będzie… naczyniem mojej zemsty - “zagroził” Jarvis, drżąc i skupiając się na powolnym masażu kobiecego zakątka. Pieszczoty tancerki wybijały go z rytmu, a i stopa nie była precyzyjnym narzędziem, ale się starał.
- Och… mój biedaku… - Zacmokała mu współczująco i tylko... o wiele, wiele za jadowicie. - Musisz strasznie cierpieć, bo pomieszało ci się z głowie. - Dziewczyna poklepała partnera po brzuchu. - Rozluźnij się, odpocznij… ja poczekam.
Usiadłwszy, podparła się ręką między nogami mężczyzny. Otarła kciukiem wilgotne usta, po czym spuściła nogi z łóżka.
- Nie… - burknął czarownik i złapał ją za rękę, chcąc przyciągnąć do siebie i namiętnie oraz gwałtownie posiąść. Jego skóra wydawała się parzyć, a jego wzrok był wygłodzony. Obudziła w nim bestię, którą chciała poczuć.
Dholianka uśmiechnęła się triumfująco i protekcjonalnie. Silnym ruchem wyswobodziła się z uchwytu, ale… coś w jej spojrzeniu, podpowiadało magikowi, że jeszcze nie przegrał.
- Myślisz, że jesteś w stanie mnie zadowolić? Zobacz… już poległeś - odparła wesoło, podchodząc do ściany. - Sprawdźmy kto ulegnie pierwszy, ty czy ja.
- Tak? To chyba teraz moja kolej, na droczenie się z twoim apetytem - stwierdził Jarvis, ruszając w jej stronę, mocno podniecony i spragniony jej ciała. Kurtyzana widziała jak jego męskość drżała niczym niemal żywe zwierzątko, ale nie zamierzał jej użyć. - Bo chyba nie boisz się, że łatwo mi ulegniesz?
- Dajże spokój kochany, doskonale wiem, że słabe masz karty - szydziła ze stoicyzmem kobieta. - I co… uklękniesz teraz i spróbujesz się odegrać? W przeciwieństwie do ciebie, mam asa w rękawie. Także zastanów się, czy gra jest warta twojej świeczki, bądź, co bądź, postarałam się, by tak pięknie teraz płonęła.
Gdy para kochanków mierzyła się w pojedynku na spojrzenia, przywoływacz miał nieprzyjemne uczucie, kołaczące się w tyle jego głowy. Ona nie blefowała.
- ...To będziesz miała okazję jej użyć. - Mężczyzna zrobił się czujniejszy, ale też ciekawy jej tajnej broni. Podkradał się do niej, planując przycisnąć kochankę ciałem do ściany. Ustami pieścić jej szyję, a dłonią sięgnąć między uda. Planował rozpocząć od podgrzewania temperatury za pomocą delikatnych, a potem drapieżnych ruchów palców. Na usta i język przyjdzie kolej później.

Kamala zadrżała, odwracając twarz, jakby nie mogła znieść widoku kochanka. Zacisnęła dłonie w pięści i wydawało się walczyła ze swoimi pragnieniami.
- Pff… nie mogę się skupić, brak ci finezji i doświadczenia moich byłych kochanków - zripostowała szorstko, uśmiechając się oschle. - Czy to już koniec? Zaczynam się nudzić.
- Mam wrażenie nie jesteś do końca szczera - szepnął jej do ucha czarownik, delikatnie kąsając jej płatek uszny. Wodził palcami po kobiecości tawaif i pocierał opuszkami wrażliwy punkcik. Mag metodycznie i przyjemnie drażnił zmysły towarzyszki. Tak, jak to zrobił za pierwszym ich razem na owej plaży i wiele razy później. Powoli dolewał oliwy do jej ognia. Kropla za kroplą.
- Ale jeśli jesteś taka znudzona, to czy oprzesz się stolik i wypniesz pośladki? - mruknął do ucha Sundari. Gdy tak szeptał, pewny swojej racji, ciało tancerki przestało drżeć. Napięte mięśnie rozluźniły się, a urywany oddech się wyrównał. Zdał sobie sprawę, że ufając w prawdomówność ciała dał się oszukać i nie słuchał prawdy słów.
- I co jeszcze, ugotować ci śniadanie? - spytała ironicznie złotoskóra, opierając głowę o ścianę z ciężkim westchnieniem. - A mogło być tak fajnie.
- Gdybym ci uległ, czy gdybym zniewolił? - zapytał czarownik, całując jej usta i drugą dłonią drażniąc sutek kochanki. - Zaprawdę ciężki z ciebie przeciwnik. Ale jakże cudowny.
- Uległ? - zdziwiła się kurtyzana, ale szybko odzyskała rezon. - Nie jamun… to nie ty byś mi uległ, ale ja tobie… - odparła rozmarzona, tym razem tęsknie wzdychając. - Przegrałabym w chwili, gdy przyszpilił byś mnie do tej ściany, ale twoja duma… - Jej dłoń, złapała rozmówcę za przyrodzenie, masując delikatnie. - Twoja duma cię zaślepiła… Nie miałam szans od samego początku, dlatego musiałam cię podejść. Wygrałam - dokończyła, uśmiechając się czule, ale i z niejakim smutkiem. Jej szansa na dziki seks przepadła. Jarvis nawet jeśli się postara, nie uzyska tego, co mógłby zrobić w szale.
- Weźmiesz mnie teraz, czy mam cię błagać?
- Muszę ci coś obiecać Kamalo. - Przywoływacz pocałował delikatnie jej usta.
- Dziś albo jutro, gdy nie będziesz się tego spodziewała. Podejdę, pochwycę cię, przycisnę do ściany, podciągnę suknię… i posiądę… bez litości i bez pytania o zgodę. Pokażę ci jak bardzo rozpalasz moje myśli - wyjawił zuchwale plany, chwytając dziewczynę za uda i unosząc ją nieco do góry, tak by jej ciało opadło na jego męskość, oraz, by jej własny ciężar sprawił by poczuła go głęboko.
- I nie będę dbał o to czy ktoś nas zauważy.
Biustem Chaai wstrząsnął szloch rzewnego jęku, kiedy dostała to czego chciała. Przyjrzała się Smoczemu Jeźdźcowi pijanym spojrzeniem, błądząc rękoma po jego napiętych ramionach. Wystarczył jeden sztych, by oszalała na jego punkcie.
- Potrafisz tylko straszyć, a później albo o mnie zapominasz… albo się wstrzymujesz - poskarżyła się cichutko, muskając wargami jego usta, jakby nie wiedziała, czy mogła, lub czy zdoła, go pocałować.
- Tym razem nie będzie wstrzymania, wahania i strachu… - Kochanek odpowiedział na pieszczotę z dobrze jej znaną zachłannością, nadając ruchom swoich bioder żar jaki w nim wywoływała. - Tym razem nie pozwolę sobie na wahanie. Tym razem… obiecuję Kamalo. Nie będę czekał okazji… stworzę ją.

Przyciskana do ściany bardka, podskakiwała szybko, unosząc się na partnerze, niczym okręt na wzburzonym morzu. Wkrótce oplotła go nogami w pasie, nieznacznie górując nad mężczyzną.
Nie była wstanie mówić, ale też sytuacja przestała się już nadawać się do rozmowy. Tawaif przytuliła głowę maga do swoich piersi, pozwalając by ukochany wyładował na niej całą swoją erotyczną frustrację, przyjmując ją ochoczo i z uniesieniem.
- Ko cham cię… moja śli śli czna Kam alo - dukał przywoływacz, szczytując w wyjątkowo intensywny sposób. - I ...to nie… to nie koniec.
Postawił ją na podłodze i klęknął przed nią, by ustami muskać jej podbrzusze i kolejnymi impulsami rozpalać jej zmysły, nie dając ochłonąć. Kobieta uśmiechnęła się słabo, opierając obolałymi plecami o ścianę. Stanęła w szerszym rozkroku, gładząc i przeczesując czarnowłosą czuprynę Jarvis.
- Ja ciebie bardziej - odparła ze wstydem przyciszając głos. - Miłość do ciebie booo...oooli - zająknęła się, gdy klęczący trącił ją w czułą strunę. - Jest to słodki ból… uzależniający.
- Postaramy…- wypowiedź czarownika, przerwało pukanie do drzwi.
- Zjawił się młodzian, ten co ostatnio, w towarzystwie dziewczynki. Mówią, że ich oczekujecie - rzekł sługa stojący za ścianą.
- No tak… zupełnie o nich zapomniałem. Dajcie im coś jeść na nasz koszt i powiedzcie, że wkrótce przyjdziemy! - Kochanek kurtyzany wydał polecenie i spojrzawszy na kwiat kobiecości przed sobą, uśmiechnął się i mruknął. - Ja też mam ochotę na konsumpcję.
Niczym motyl dobrał się do niego językiem, spijając nektar gwałtownymi i dzikimi ruchami. Pośpiech i pożądanie sprawiały, że doznania przeszywały ciało Dholianki niczym błyskawice, które szybko strawiły ją ogniem.
Tancerka stłumiła jęk ekstazy, wstydząc się jeszcze bardziej. Może i była wytrwałą kusiceilką i znała wiele sztuczek, ale magik za dobrze znał jej sekrety i słabości.

- Nie chcę iść. - Chaaya burknęła, ni to obrażona, ni gniewna. - Mieliśmy zostać w łóżku… Jesteś podstępnym padalcem i nienawidzę twojego języka.
- Ja też nie chcę, ale obiecaliśmy. Niemniej wystarczy, jak przedstawimy te dzieci Archiwiście i będziemy mogli zająć się tobą. - Mężczyzna wstał i pocałował ją w usta. - I twoimi kaprysami.
Dziewczyna zrobiła nadąsaną minkę, spojrzała błagalnym spojrzeniem na ukochanego, ale zaraz rozzłościła samą siebie.
- Będzie za późno… po tym cholernym smoku nie będę miała na ciebie ochoty… nigdy - fuknęła i już chciała odejść, ale złapała rozmówcę za twarz i pocałowała go z dziecięcą butą. Następnie otrząsnęła się, dumnie prychnęła i podeszła do szafy w celu wybrania dla siebie kreacji.
- Niemniej ja będę miał na ciebie coraz większą ochotę Kamalo. I coraz trudniej mi będzie trzymać ręce przy sobie - mruknął przywoływacz, ubierając się pospiesznie. Zapewne jak najszybciej chciał spłacić dług wobec dwójki dzieciaków.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline