Na sugestię wilczycy, Barbak ujął trzonek młota i z całej siły (i przede wszystkim serca!) przywalił w drzwi z zamiarem zrobienia drużynie wyjścia. [-Czy musi rzucać na „udane wywarzenie drzwi”?] MG: [patrzy na gruzy po zarwanej kondygnacji] Nie…
Podobno w każdym gronie znajdą się pewne typy osobowości. Dowódca, doradca, maskotka, maruda, złota rączka, drużynowy idiota itp. Mówią, że w każdej drużynie jest drużynowy idiota. A jeśli w twojej drużynie nie ma drużynowego idioty, to znaczy, że ty jesteś drużynowym idiotą. Taki żart opowiadany przez elfy. Na imprezach. Najczęściej opowiadany komuś, kto nie jest elfem. Taki tam przypadek. W każdym razie, w każdej drużynie znajdzie się też nisza na tzw. osobnika, który działa głównie mięśniami i to mu wystarcza, a cała reszta korzysta z chęcią z jego usług. Z reguły jest to ktoś, kogo nie wysyła się przodem do rozwiązywania zagadek czy testowania ogłady [choć bywa i wtedy jest poważna impreza], ale i tak wszyscy ostatecznie polegają na nim w chwilach próby, gdy jest jedyną przeszkodą terenową, za jaka można bezpiecznie się schronić przed wrogiem. Jeśli chodzi o wywarzanie drzwi i bram miast, orkowie mają liczne osiągnięcia na tym polu i wielowiekową tradycję używania mięśni do załatwiania wielu spraw. Barbak pielęgnował stare tradycje swojego ludu [choć czasem wymykało się to spod kontroli]. Wywarzanie drzwi to bułka z masłem w porównaniu z błyskawicznym remontem kondygnacji. Pomimo grubych desek i dużej pracy włożonej przez kogoś w zabarykadowanie drzwi, nie wytrzymały one ataku wieloletniej orkowej tradycji. Wywarzenie drzwi i pozbycie się barykady zajęło Barbakowi kilka minut. Deski i drzwi z hukiem trzaskały i runęły wzniecając chmurę kurzu. Drzwi stały otworem. Otworem na las. Był to typowy, stary las mieszany, sosny, świerki, dęby, klony, graby, takie tam. Stare drzewa o wielkich obwodach, omszałych pniach, dziuplach i hubach tu i ówdzie. Krzaczki z jagodami. Bez czarny, głóg jednoszyjkowy, czeremcha zwyczajna i kruszyna pospolita. Grzybki tu i ówdzie. Maki i niemaki [wink, wink]. Tu wiewiórka, tam pełzacz leśny, tu dzięcioł, tam słowik. Tam pająk na sieci kołysanej wiatrem, tam dżdżownica po cichu sobie grzebie w ziemi [podejrzliwe spojrzenie na MG] MG: [chowa flaszkę melisy] No i wtedy widzisz las, co robisz?!... [zagląda do notatek] Jest mniej więcej południe, dość ciepło, ale są chmury…
Kiti po chwili wahania obrała „jakiś” kierunek [looks legit] i ruszyła przodem, „teoretycznie” mając nadzieję, że idzie w dobrym kierunku [teoretycznie mając nadzieję, jest takie coś? MG ma zawsze rację!!! Rzuć k100 żeby sprawdzić, czy masz praktyczną nadzieję!]. Szliście lasem za Kiti jakieś… 60 sekund i zauważyliście coś podejrzanego nieopodal ściany budynku, z którego przed chwilą wyszliście, kilkanaście metrów od was. Jakiś spory, podejrzany cień.
https://hermitscribe.files.wordpress...adow-woman.jpg
Czy on…? Właściwie, co rzuca ten cień…? Chwila zwątpienia. Skąd. Skąd się bierze ten cień i dlaczego on… Ok, wstał. Cień wstał. Jest materializującą się chmurą i po chwili przybiera inny kształt.
https://i.pinimg.com/736x/6a/23/9c/6...3f8b904121.jpg
Nie wydaje żadnego odgłosu. Na pewno was widzi, patrzy w waszym kierunku.