Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2019, 18:00   #46
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nic nie pokrzyżowało powziętych planów, dzięki czemu nazajutrz Leilena punktualnie zapukała do drzwi gabinetu. Odpowiedziała jej zachęta do wejścia. Lady Aurora ubrana była na czarno, w jedną z kreacji nad którą rudowłosa sama się zastanawiała. Biała suknia czekała rozłożona równiutko na biurku.
- Zamknij drzwi rozbierz się, panno Leileno - poleciła bez żadnego wstępu rektorka.
Rudowłosa zdążyła się już od samego wejścia oblizać na widok Aurory w jednym z tych skąpych strojów. Nie czuła strachu przed tym co miało się wydarzyć, czuła czyste podniecenie. Zamknęła drzwi i zaczęła zsuwać z siebie kamizelkę i zaraz potem rozpinać koszulę. Bez odwracania się tyłem czy tym bardziej szukania jakiejś kotary. A druga kobieta chętnie się jej przyglądała. Może bez oblizywania, czy jakichkolwiek gestów, ale też bez żadnego zawstydzenia. Za to z dostrzegalnym zainteresowaniem, którego nawet nie próbowała kryć. Cierpliwie czekała, aż uczennica będzie zupełnie naga. Panna Mongle najpierw odłożyła na fotel złożony kubraczek, potem koszulę pod którą nic nie miała i od razu zabrała się za buty i spodnie, które szybko znalazły się obok. Pod spodniami nie miała nawet śladu po majteczkach. Ułożyła wszystko równo i z pewną nieśmiałością spojrzała na panią rektor.
- Dobrze, że nie nosisz bielizny, bo zupełnie nie pomyślałam o żadnej parze do tej sukni - pogładziła biały materiał.
- Nie lubię jej, chociaż do czerwonej sukni byłaby potrzebna - Lei się uśmiechnęła. - Lubię się czuć… swobodna i dostępna - rumieniec się pogłębił po tych słowach.
- Nie mam zamiaru krytykować takiej postawy. To miały być… większe piersi, szersze biodra, parę cali wzrostu, włosy blond i niewinna twarz? - przypomniała prośbę Leileny w gestii wyglądu.
- Długie blond włosy. Tylko czy one nie będą zbyt elfie? Oni chyba nie lubią elfów - zastanowiła się nagle Lei. - Może lepiej zostawimy rude, tylko znacznie dłuższe i może trochę falowane?
- Elfy mają najróżniejsze kolory włosów, a w taki sposób te stare pryki nie będą cię w przyszłości kojarzyć. Wystarczy, że nie zrobię ci spiczastych uszu - zapewniła.
- No dobrze, niech będą długie blond włosy - zgodziła się dziewczyna po krótkim namyśle.
Lady klasnęła w dłonie i roztarła je, jakby potrzebowała je dodatkowo ogrzać w halruaańskich upałach. Dopiero potem zaczęła czarować. Wykonała kilka gestów i wygłosiła formuły, które pozostawały na razie niezrozumiałe dla Lei. A potem zbliżyła się na wyciągnięcie dłoni do dziewczyny… głównie dlatego, żeby móc na niej dłonie położyć. Były ciepłe i delikatne. Najpierw na piersiach, które urosły w oczach. Potem kolejno na biodrach, ramionach, twarzy i włosach. Każde dotknięcie wywoływało natychmiastową, bezbolesną reakcję. Leilena od razu zauważyła, że podrosła, ale niektóre zmiany wprost prosiły się o lustro. Na szczęście rektorka była na to przygotowana.
- Możesz się przejrzeć w tamtym kącie - wskazała niewielką kotarę, która raczej miała chronić przed nadmiarem rażącego słońca niż zapewniać prywatność. Dziewczyna od razu tam podeszła, ciekawie przeglądając się w lustrze. Nie mogła się powstrzymać, aby nie dotknąć swoich nowych piersi. Oczywiście z zaklęciem od swojej pani mogła pojedynczo modyfikować elementy swojego ciała, ale po raz pierwszy przemiana była aż tak globalna.
- Chyba ich zachęcę, prawda? - zapytała bez odwracania się do Aurory.
- Dla mnie wyglądasz bardzo zachęcająco - odpowiedziała bez ogródek. - Nie przesadziłam z piersiami? Zdecydowanie będę teraz musiała poszerzyć suknię.
- Zawsze chciałam mieć duże - przyznała bez oporów Leilena. - Cieszę się, że tak dla pani wyglądam…
- Dzisiaj akurat nie dla mnie - przemienionej dziewczynie mogło się coś przesłyszeć, ale zdawało się jej, że Aurora szczególnie podkreśliła słowo “dzisiaj”. - Pomóc pannie w założeniu sukni? - zaoferowała.
- Poproszę, nigdy nie miałam takiej na sobie - poprosiła, choć jej czerwona suknia uszyta przez Lily była w podobnym stylu. W przyszłości na pewno Aurora i jej styl będą muzą Leileny, która na wszystko co bardziej oficjalne chciała chodzić właśnie tak jak pani rektor. Choć kreacja była dość wymyślnie skrojona, zakładało się ją bardzo łatwo. Co wcale nie znaczyło, że ognistowłosa rektorka miała zamiar ograniczyć się tylko do instrukcji.
- Unieś ręce, zakłada się ją od góry -poleciła, stając za uczennicą.
Podsłusznie spełniła to polecenie, unosząc ręce i jakby samoistnie delikatnie kręcąc krągłymi biodrami. Rektorka przywarła do niej, choć wcale nie musiała i wsunęła na nią delikatny, jedwabny materiał. W gorącym powietrzu wydawał się niemal chłodny. Dłonie kobiety dopasowywały go do kształtów Lei, bardzo chętnie ich dotykając.
- Tak jak myślałam. Jest za wąska w biuście - mruknęła, odstępując na krok. - A zatem teraz poprawki - zanim jednak przystąpiła do czaru, poszła po komponenty do swojego biurka, pozostawiając dziewczynę w negliżu.
Lei ostatniego czego się wstydziła to takiej nagości i to w obecności takiej kobiety! Powoli przeszła się po komnacie, dostosowując krok i obserwując kołysanie się dużych piersi. Dotknęła też swojej szparki, ciekawa czy się zmieniła. Na pewno powinien kolor włosków nad nią. Kształt był znajomy, fryzura ta sama. Faktycznie zmienił się wyłącznie kolor.
- Gotowa - oznajmiła lady Aurora, trzymając w dłoni igłę i nitkę. - Nie ruszaj się. Zaklęcie niby nie robi żadnej krzywdy, ale lepiej zachować ostrożność - przestrzegła, a potem rzuciła czar. Drobna igiełka wystrzeliła szybko jak piorun, wirując tuż przy ciele Leileny. Uczucie przypominało powiew wiatru, było zbyt szybkie by dało się odróżnić poszczególne ściegi czy rozprucia. A kiedy wszystko dobiegło końca, suknia leżała na dziewczynie idealnie a igła gdzieś zniknęła.
- No i po krzyku. Wystarczy się tylko zapiąć z przodu.
- Zrobi to pani? - wyszeptała Lei z rumieńcem, proszącym tonem.
- Dla moich uczniów, wszystko - zamruczała, podchodząc do niej zwinnie niczym kotka. Przesunęła palcami po odsłoniętym udzie, wodząc nimi bardzo powoli do srebrnego zapięcia, niby zupełnym przypadkiem muskając włoski na jej łonie, aż w końcu dokończyła akt ubierania.
- Kontrast bieli i czerni będzie wyglądał naprawdę świetnie - stwierdziła.
Dłoń Lei nie wytrzymała i bardzo delikatnie dotknęła biodra Aurory.
- Czy górę też powinnam na początku zapiąć, proszę pani? - zapytała cichutko, sunąc spojrzeniem po kuszącym ciele rektorki.
- Decyzja należy do ciebie… choć ja zostawiłabym to tak, jak jest. Takie piersi należy podziwiać - nie odepchnęła dłoni, ani nie odsunęła się.
- Chciałabym je pani częściej pokazywać - dziewczyna przełknęła ślinę, ale dłoni nie zabrała. Oparła ją mocniej o biodro Aurory. Jej sukienka miała taki krój, że tak naprawdę trzymała ją na skórze kobiety. - Ale dla nich chciałabym na początku uchodzić za niewinną.
- Skoro tak chcesz - lady zaczęła zapinać suknię wyżej, tak by zakryć dekolt i pozostawić jedynie odsłonięty skrawek brzucha. - Choć mnie bardziej podniecają niegrzeczne dziewczynki - zapewniła, szerzej rozstawiając nogi. Czyżby w zaproszeniu?
- Nawet dla nich to tylko udawanie, proszę pani… - szepnęła i poruszyła dłonią bardzo powoli, odrobinę wsuwając palce pod czarny materiał. - Dla pani nie muszę niczego udawać, aby pożądać.
Rudowłosa pomyślała przez moment, że ma ciekawe fetysze. Wolała młodszych chłopców i starsze kobiety.
- No, czas nas goni - stwierdziła czarodziejka, odsuwając się. Moment przeminął. - Pozostali nauczyciele zaraz do nas dołączą. Kiedy skończymy, będziesz najbezpieczniejsza kobietą w całej krainie - obiecała.
- I najbardziej pobudzoną - Leilena uśmiechnęła się, wcale nie zawiedziona. To kuszenie, emocje związane ze spotkaniami z nauczycielkami, to była wspaniała gra.

Zarówno mistrz Theoduin, jak i wieszczka Carmi faktycznie pojawili się po paru minutach. Inicjatywę szybko przejął elf, jako doświadczony bojowy mag najlepiej wiedział jakimi to ochronnymi dweomerami zabezpieczyć Leilenę… która od razu przypomniała sobie, że przynajmniej jednym takim czarem chronił swoje własne kochanki. Kobiety głównie pomagały, choć Faelittio dodała od siebie zdolność rozumienia języków, jak zapewniła - ukrytą głęboko wśród splecionych zaklęć i niewykrywalną na wypadek, gdyby drowy chciały ją sprawdzić. Magię obronną i transmutacyjną łatwo było wyjaśnić dzięki czemu obok zabezpieczenia, spełniały też rolę przykrywki.
Kiedy wszystko było już gotowe, sama rektorka zaprowadziła rudowłosą do zaparkowanej przed Akademią karocy, do której obie wsiadły.
- Ponieważ nie jestem członkinią Rady Starszych, nie będę uczestniczyć w rozmowach. Naszą magokrację będzie reprezentować trzech członków Rady. Drowy reprezentuje oficjalnie tylko jedna posłanka, ale oczywistym jest, że będzie miała świtę. Zgodnie z jej prośbą, masz jej towarzyszyć i umilać czas spędzony w Halagardzie. W praktyce nie wyjdzie poza rezydencję, w której odbędą się pertraktacje - objaśniała rzeczowo lady Aurora. - Nie ryzykuj, uważaj na siebie i pamiętaj, że jeśli do czegokolwiek złego miałoby dojść, to jesteś magiem. A Halruaa broni swoich - zapewniła.
Stolica był duża, przez co nawet w karocy dotarcie do celu zajęło kobietom ponad piętnaście minut. Przed ładną rezydencją z różowego koralu przybyłą Leilenę odebrał mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną. Nazywał się Drelius Drugi i jak poinformowała dziewczynę rektorka, był uczniem poprzedniego zarządcy miasta, Basela Indoulura. Zachowywał się całkiem grzecznie, nie czyniąc żadnych komentarzy i próbując utrzymać wzrok na wysokości twarzy obu kobiet.
- Rychło w czas - stwierdził po wymianie uprzejmości. - Delegacja z T'lindhet przybyła ledwie chwilę przed wami. Mogę od razu… pannę - wybrał słowo po krótkim, ale zauważalnym namyśle - do nich zaprowadzić.
Aurora spojrzała na swą uczennicę, czekając na jej zgodę… lub ostatnią szansę na rozmyślenie się. W przypadku Leileny jego wzrok nie musiał walczyć aż tak mocno, zapięta sukienka podkreślała co prawda kształty, ale nic nie odsłaniała. Dziewczyna wysiadła, pozwalając sobie w tym pomóc i skinęła mu głową, posyłając jeszcze pożegnalne spojrzenie rektorce. Nie było miejsca na zawahania, wahali się ci, którzy nie lubili wyzwań i przygód!
Spacer nie był długi. Akurat starczył Dreliusowi na niezbyt angażującą rozmowę o pogodzie, nim weszli do posiadłości i dotarli pod drzwi pilnowane przez obcokrajowców. W to, że pochodzili z Halruaa nie uwierzyłby nikt. I nie chodziło nawet o hebanową skórę, bo taka się zdarzała wśród halruaańczyków, ani o białe włosy, bo każdy miał prawo osiwieć. Byli ubrani od stóp po czubek głowy na czarno. I musiało być im przez to bardzo gorąco.


Stali jednak na baczność, jak posągi. Z przypasanym mieczem i kuszą, dwójka gwardzistów wyglądała prawie jak lustrzane odbicia.
- Zgodnie z życzeniem waszej pani, szacownej Rauvquiri Tanor'Thith, oddajemy do jej usług służącą - czarodziej odezwał się we wspólnym języku. Drowy ledwie spojrzały na Leileną, ale jeden z nich otworzył drzwi, wpuszczając dziewczynę do środka rozległego i bardzo eleganckiego pokoju. Drelius został na korytarzu.
Dyplomatki, Rauvquiri jak się dopiero co dowiedziała, nie musiała szukać nawet przez sekundę. Mroczna elfka półleżała na szezlongu, kosztując winogron. Jej z pewnością nie było za gorąco. Miała co prawda na sobie długą, purpurową suknię, ale od pasa w górę była niemal zupełnie naga. Ledwie dwa skrawki materiału dbały o pozory przyzwoitości.


Kobieta nie odezwała się, ale skinęła na nowoprzybyłą dłonią w uniwersalnym geście zaproszenia do podejścia. Lei zastanawiała się po drodze jaką postawę przyjąć. Uznała, że udawanie strachliwej i nieśmiałej wymagałoby zbyt wiele aktorstwa, pozostała więc przy nieśmiałej tylko trochę i niewinnej, za to bardzo posłusznej. I musiała przyznać, że pani dyplomatka miała na sobie bardzo ciekawy strój, nie pozostawiający wiele wyobraźni. Usłużnie podeszła w jej stronę i dygnęła leciutko, zatrzymując się w przyzwoitej odległości od Rauv. Dłuższej wersji imienia nie umiała zapamiętać, kto im tam je wymyśla?!
Drowka jeszcze raz skinęła dłonią, wyciągając w kierunku dziewczyny kiść winogron. Lei zauważyła też, że nie rzucając się w oczy, w rogu pomieszczenia przebywał jeszcze jeden drow. Ubrany był podobnie do wartowników na zewnątrz, lecz bez płaszcza, przez co jego długie, mlecznobiałe włosy swobodnie opadały mu na ramiona.

Dziewczyna zignorowała go, mogła być ich dowolna ilość. Zgodziła się i teraz musiała brać udział w tej grze. Zbliżyła się trochę bardziej, aby móc wziąć od drowki kiść. Uklękła przy nogach kobiety, zerwała jedno winogrono i podała w kierunku ust swojej tymczasowej pani. Ta połknęła owoc, oblizując przy okazji palce Leileny.
- Masz jakieś imię? - przerwała panującą ciszę. Miała dźwięczny głos, a słowa wypowiadane we wspólnym języku akcentowała bardzo starannie, w efekcie brzmiały trochę sztucznie, ale i nie słychać w nich było obcego akcentu.
- Iris, pani - odpowiedziała cicho obecnie nie-rudowłosa, podając wymyślone wcześniej imię. Palce trzymała na tyle długo, aby kobieta mogła je oblizać jak chciała, a potem sięgnęła po następny owoc, aby znowu wyciągnąć go w stronę egzotycznych ust. Rauvquiri celowo obejmowała wargami jak najwięcej, wsuwała swój języczek między palce nim w końcu odbierała owoc. I przypatrywała się przy tym Iris swoimi oczami w barwie jasnej czerwieni. Wyraźnie badała jej reakcje. Lei spuściła nieśmiało i posłusznie swoje spojrzenie, posłusznie trzymając palce. Z ust wydobyło się jej ciche westchnienie, zaraz sięgnęła po następny owoc i czym prędzej - ale nie przyspieszając swoich płynnych ruchów, znowu podała swojej pani. Nie mogła powstrzymać powoli rosnącego podniecenia.
- A powiedz… Iris - drowka ostrożnie wypowiedziała nowe dla niej imię, wsłuchując się w to jak brzmi. - Jakiej to rozrywki mi dostarczysz? Śpiew? Taniec?
- Wykonam każde twoje polecenie, pani, a moje ciało ma dać ci uciechę. Nie jestem jednak najlepszą śpiewaczką - przyznała szczerze.
- Każde polecenie? - powtórzyła, a jej piękna twarz wykrzywiła się w bardzo niepokojącym grymasie.
- Każde, które nie narazi życia mojego, ani niczyjego innego - sprecyzowała odrobinę.
- Nie narazi… życia? - drążyła, bawiąc się rozmową niczym kot, który złapał mysz.
- Wolałabym też nie robić nikomu krzywdy… - szepnęła, celowo nie dodając nic o traktowaniu jej samej.
- Tylko wolałabyś? - zapytała jeszcze raz, ale nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć uniosła dłoń, by ją uciszyć. Najwyraźniej sama znudziła się tym łapaniem za słówka. Zamiast tego uważnie, taksująco obejrzała sobie sylwetkę Leileny. - Pochodzisz stąd? - zupełnie zmieniła temat, wskazując przy okazji palcem na winogrona.
- Urodziłam się w Halruaa, ale moi rodzice nie - wyjaśniła swoją jasną karnację i włosy najprościej jak się dało i trochę zgodnie z prawdą.
- Czy wy… - ucięła w pół zdania, jakby powstrzymując się przed użyciem jakiegoś słowa, dopiero po chwili kontynuując - ludzie, macie różną skórę tak jak włosy?
Panna Mongle stłumiła zdziwienie. Jak na dyplomatkę, to ta tu cholernie mało wiedziała o powierzchni. Albo udawała.
- Zależnie od regionu, różnimy się wzrostem, budową, kolorem skóry, włosów czy oczu. Ubiorem często także - posłusznie wyjaśniła Leilena, podając tak podstawową wiedzę, że nikt o zdrowych zmysłach nie uznałby tego za zdradzanie jakichkolwiek tajemnic.
- I twój kolor skóry nie przeszkadza ci w tym regionie? - ponaglająco wskazała owoce.
Lei posłusznie podała kolejne winogrono.
- Nie jest aż taki niezwykły, mniej niż włosy. Ale kobiety czasami zmieniają ich kolor. To nie przeszkadza, raczej zwraca uwagę.
- Nie pytam, czy wyróżniasz się wśród innych. Pytam, czy nie przeszkadza ci… pogoda - szukała chwilę abstrakcyjnego dla siebie słowa.
- Nie, pani. Bardzo lubię ciepło… - ostatnie słowa prawie wymruczała dotykając delikatnie winogronem ciemnych warg mrocznej elfki.
- Czyli wasz wygląd nie ma większego wpływu na to, jak radzicie sobie w różnych regionach? To chyba dobrze, bo przecież nikt z was nie pochodzi stąd. Za krótko żyjecie - drowka chyba jednak była poinformowana, skoro wiedziała że przez cały wiek kraina Halruaa znajdowała się na zupełnie innym planie multiwersum. Sama Lei urodziła się krótko po powrocie państwa do Faerunu.
Nie zamierzała dyskutować z drowką, nie po to tu była. Zdobyć informacje, ale skoro to byłą dyplomatka, to w ten sposób i przy tych okolicznościach nie mogła liczyć na coś pikantnego.
- Ciemniejszy kolor skóry lepiej sobie zwykle radzi na słońcu - poniewczasie zorientowała się, że przy drowach to nie działa. - Ale ja się już przyzwyczaiłam, w razie czego można się od niego osłonić.
- I bardzo dobrze - drowka przewróciła oczami. - Ale chyba powinnyśmy odłożyć tę rozmowę na inną okazję. W końcu robi się ciemno - spojrzała na zasłonięte kotarami okno - a to, jak mi tłumaczono, sygnał, że mamy rozpocząć pertraktacje.
Podniosła się z szezlonga i zwróciła się do siedzącego w ciszy drowa. Słowa były obce, ale w uszach Lei jakby nakładały się na nie halruaańskie odpowiedniki.
- Przynieś mi obrożę, synu. Nie chcę by moja służka mi uciekła.
- Do czego ci wogóle jest ten odpad, matko? - nawet gdyby Mongle nie rozumiała słów, z samego ich tonu mogłaby wywnioskować, że są nieprzyjazne.
- Nie odpad, synu, tylko służka. Sprzymierzeniec. Nie zapominaj po co tu jesteśmy - Tanor'Thith odparła karcąco, na czym rozmowa się skończyła. Mężczyzna posłusznie podszedł, trzymając w dłoniach skórzaną obrożę i smycz.
- Masz mnie bawić swoim ciałem, tak Iris? - kobieta wróciła do wspólnej mowy. - Chcę się przekonać, czy umiesz chodzić jak wytresowana jaszczurka.
Lei nie próbowała za wszelką cenę udawać, że nic nie rozumie, bo to mogłoby wyjść nienaturalnie. Zamiast tego przepuszczała te słowa przez uszy, śledząc wzrokiem swoją panią. I kiedy pojawiła się obroża, chętnie i posłusznie wyciągnęła szyję.
- Tak pani, będę pani zwierzątkiem - powiedziała gorliwie. Na co mroczna elfka zaśmiała się na głos.
- Wspaniała odpowiedź. Moje zwierzątko. Podoba mi się - odebrała smycz od syna i zaskakująco delikatnie założyła ją Leilenie. Skóra była doskonale wyprawiona i miękka, tak że w porównaniu z metalową, magiczną obrożą którą musiała jeszcze niedawno nosić w Akademii, tej Lei prawie nie czuła.
- Chodźmy zatem. Chyba nie wypada kazać czekać gospodarzom.
- Tak, pani.
Musiała hamować swoje podniecenie, które wcale nie dawało za wygraną, nawet przy świadomości tego za kogo ją mają. A może właśnie dlatego? Wiedziała jak chodzą zwierzęta, dlatego wcale nie starała się podnieść i podążyła za drowką na czworaka. Poniżenie na nią nie działało, było częścią gry i przyjemności. Skoro innych podniecało jej zachowanie, to znaczyło, że robiła to dobrze.
Mroczna elfka zatrzymała się zdziwiona.
- Przynajmniej zna swoje miejsce - stwierdził ze złośliwą satysfakcją mężczyzna w swoim języku. Jego matka miała najwyraźniej inny pogląd.
- Wstań - poleciła Tanor'Thith. - Nie traktujemy swych sprzymierzeńców jak bydła. A pobawić się w dzikie zwierzę możemy później.
- Tak, pani - Leilena posłusznie wstała i już na nogach podążyła za mroczną elfką. Bezwarunkowe posłuszeństwo. Przyszło jej na myśl, że kiedyś musi spróbować opornego. Może nie przy Nessalinie, ale była pewna, że trafią się jeszcze okazje.
 
Lady jest offline