Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2019, 18:52   #27
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Caroline, jesteś nieoceniona – pochwalił dziennikarkę. - Będę, au revoir – odłożył słuchawkę.

- Poproszę pióro, kawałek kartki i kopertę – powiedział do recepcjonisty.

Na otrzymanym papierze spisał wszystko, czego dowiedział się od Sorena. Adres byłej żony Gimarda, tego co udało ustalić o rodzinnej przeszłości policjanta i członkach jego rodziny, czyli w sumie niewiele. Na koniec dopisał:

Dostałem cynk o furgonetce, która jeździła dziś w nocy nad Sekwaną. Jadę to sprawdzić razem z Croft.

Cromwell


Zakleił kopertę i podał pracownikowi hotelu z poleceniem oddania jej do rąk własnych pani Adley lub pana Tweeda, którekolwiek zjawi się pierwsze. Na wszelki wypadek napisał na kopercie nazwiska obojga. Następnie ruszył na górę do pokoju młodej.

* * * * *

Evelyn wbiegła do holu, gdzie czekał na nią Woods. Ewidentnie było widać, że się spieszyła, bo włosy miała wciąż potargane, nie dopięła koszuli i w biegu zakładała na lewą stopę czarnego pantofla.

- Chyba się wyrobiłam, skoro wciąż pan tutaj czeka, panie Cromwell - powiedziała zziajana, kiedy dobiegła do Woodsa. Pośpiesznie zaczęła poprawiać włosy i dopięła guziki koszuli. - Myślę, że możemy ruszać. Gdzie się udamy? Co będzie naszym celem? Bardzo ładna marynarka, pasuje panu - Evelyn wyprostowała się i uśmiechnęła. Była gotowa do działania.

- Nie tutaj - warknął Woods i skierował się na zewnątrz.

Nie musieli długo czekać na przyjazd taksówki. Agent otworzył drzwi i przepuścił dziewczynę, a następnie sam wsiadł.

- Hotel “Ibis” - rzucił do kierowcy. - Płacę dziesięć franków ekstra za każdą minutę czasu przejazdu poniżej kwadransu - spojrzał na zegarek.

Więcej do taksówkarza nie powiedział już nic. Spodziewał się, że dodatkowy pieniądz zarówno zmusi go do zwrócenia uwagi na drogę, jak i powstrzyma przed rozgadywaniem tego co ewentualnie usłyszy.

- Spotkamy się z moją znajomą - poinformował Evelyn po angielsku. - Na imię ma Caroline, to dziennikarka. Zna mnie pod imieniem Victor, pracownik francuskiego MSZ. Ty nadal będziesz angielską policjantką, jasne?

- Och, Victor to naprawdę ładne imię. Podoba mi się jego brzmienie, bardzo do pana pasuje. Czy Caroline i Victora łączy jakaś ciekawa historia? - spytała, zanim w ogóle zdążyła ugryźć się w język. - [i]Nie musi pan odpowiadać oczywiście, proszę wybaczyć. W każdym razie tak, wszystko jasne, angielska policjantka./I] - Evelyn odchrząknęła nerwowo i odwróciła wzrok, skupiając się na mijanych widokach.

- Tak się składa, że owszem - Woods odpowiedział tonem, jak gdyby dzielił się informacją, którą za żadną cenę nie chciał się podzielić, choć w rzeczywistości i tak miał zamiar poruszyć ten temat. - Dlatego musisz uważać przy niej na swoje zachowanie. Szczerze mówiąc wolałbym zabrać ze sobą Tweeda, ale jest nieosiągalny.

- Niech się pan nie martwi, będę tak tweedowa, że sam Tweed by się tego nie powstydził - odparła, znowu zwracając wzrok ku Woodsowi i uśmiechając się promiennie. - Naprawdę, nie będzie pan żałował, że mnie zabrał ze sobą.

- Dopóki nie zapuścisz wąsów, to nie sądzę - odparł ponuro starszy agent. - Pamiętaj, każdy gest ma znaczenie. Zbyt długie spoglądanie na mnie, niejednoznaczny uśmieszek w moją stronę, dłoń położona na moim ramieniu, wszystko może być przez nią źle odebrane. Najlepiej zachowuj do mnie chłodny dystans, a do niej odnoś się otwarcie i serdecznie. Sprawiaj wrażenie, że w ogóle cię nie interesuję, jestem tylko łącznikiem pomiędzy angielskim śledztwem, a szczwaną dziennikarką. Tak to jej przedstawię.

- Tak jest - odparła krótko, znowu odwracając wzrok w stronę okna. Zupełnie jakby już weszła w wymaganą od niej rolę. Po prostu powinna zacząć zachowywać się jak… Woods. Nie mogło być w tym nic trudnego. - Coś jeszcze powinnam wiedzieć? - spytała.

- Nie spodziewaj się ciepłego powitania - oznajmił. - I trzymaj broń w pogotowiu, dzielnica do której się udajemy to nieciekawe miejsce - dodał po chwili.

Evelyn w odpowiedzi skinęła głową.

* * * * *

Agenci siedzieli w holu hotelu Ibis zaledwie od pięciu minut, gdy przez drzwi wejściowe weszła kobieta w czarnym płaszczu. Woods, który siedział przodem do drzwi, na jej widok podniósł się, co zwróciło na niego jej uwagę. Ruszyła szybkim krokiem w ich stronę. Była bardzo piękna, choć nie w stylu panienek do towarzystwa. Było w niej coś co pozwoliłoby jej się wtopić w tłum na bogatej sali balowej pełnej śmietanki towarzyskiej, o ile tylko mogłaby sobie pozwolić na odpowiednio drogą kreację. Na razie miała na sobie proste, czarne buty na obcasie, płaszcz tego samego koloru oraz kapelusz, spod którego wystawały krótkie, kręcone, ciemne włosy. Gdy podeszła do Woodsa, objęła go i przytuliła na powitanie, choć przypominało to raczej rodzinny uścisk, niż cokolwiek bardziej intymnego. Było w nim dużo dystansu.

- Victor, myślałam że już nigdy nie odwołają cię z tego okropnego Londynu - powiedziała z uśmiechem.

- Niestety nie odwołali - Woods odpowiedział płynnym francuskim, dobrze grając żal z powodu decyzji przełożonych. - Wróciłem tylko na kilka dni, wlepili mi nietypowe zadanie. Moja droga, nic się nie zmieniłaś. Wyglądasz, jak zawsze, pięknie.

- A to kto? - spytała kobieta już mniej miłym tonem, gdy zdała sobie sprawę z obecności Evelyn.

- To powód mojego przyjazdu, w pewnym sensie. Za chwilę ci wszystko wyjaśnię, ale najpierw pozwól sobie przedstawić. Oto panna Amelia Croft z angielskiej policji. - Widząc minę przyjaciółki, George szybko dodał: - Nie martw się, jest tu nieoficjalnie. - Następnie zwrócił się do Evelyn: - A to jest pani Caroline Bouquillon, najlepsze pióro w redakcji Le Petit Journal, którego jednak kolejni redaktorzy naczelni nie potrafią właściwie docenić - zakończył z uśmiechem.

Evelyn podniosła się z fotela i wyciągnęła rękę w stronę Caroline.

- Mężczyźni boją się silnych kobiet, to pewnie dlatego - skomentowała pół żartem, pół serio, posyłając uśmiech w stronę dziennikarki.

- Victor przesadza - odpowiedziała nieco tylko milszym tonem dziennikarka, po czym zwróciła się do Woodsa: - To prawda? Boisz się silnych kobiet? - puściła do niego oko.

Agent, niezwykłe, odpowiedział śmiechem, zdawało by się, zupełnie szczerym.

- Z pewnością nie chciałbym nadepnąć ci na odcisk - odparł wesoło. - Wolę, gdy jesteśmy po jednej stronie barykady - wskazał miejsce naprzeciw Evelyn, na którym kobieta po chwili usiadła. On sam usiadł na miejscu obok. - Zapalisz? - sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki.

- Dziękuję, ale nie. Rzuciłam w zeszłym roku.

- Coś się jednak zmieniło - Woods trzymał jeszcze przez chwilę rękę w kieszeni, jakby się wahał, ale zaraz ją wyciągnął. - Przejdźmy więc do rzeczy.

- W tobie, widać, też się coś zmieniło, skoro nie grasz jak zwykle na czas - prawa brew kobiety powędrowała w górę.

- Sama mówiłaś, że musimy się spieszyć - odparł wciąż uśmiechnięty Woods. - Zresztą czy miałoby to jakikolwiek sens, skoro jak zwykle wszystko ci wyśpiewam?

- Najmniejszego.

- Zatem wyobraź sobie, że spałem sobie wygodnie w swoim mieszkanku w Londynie, gdy obudził mnie telefon. Dzwonił ambasador, osobiście! Okazało się, że w Paryżu miał miejsce napad na obywateli Zjednoczonego Królestwa i brytyjska policja zamierza przeprowadzić śledztwo we współpracy z francuską, a ja mam robić za ich przewodnika i skrzynkę kontaktową z miejscowymi służbami. Wsadzili mnie do samolotu i oto jestem. Dlaczego nie mogli wybrać do tego kogoś miejscowego? Dlaczego w ogóle wybrali do tego zadania dyplomatę? Nie wiem, pewnie ktoś z naszego resortu chce coś ugrać dla siebie na tej sprawie.

- O tym przez telefon nie mówiłeś. Dziwne to wszystko - przyznała Caroline.

- Dziwne - zgodził się Woods - ale wszystko staje się nieco jaśniejsze, gdy dowiesz się o co naprawdę chodzi - spojrzał na Evelyn. - Nie sądzi pani, pani inspektor, że warto uchylić przed panią Bouquillon rąbka tajemnicy? - nieznacznie zaakcentował przedostatnie słowo. Z pewnością nie chciał zdradzać dziennikarce całej prawdy, ale oficjalna wersja, przedstawiona wcześniej francuskiej policji, powinna zaspokoić jej ciekawość.

Evelyn skinęła głową, nawet nie spoglądając na Woodsa. Spojrzała za to na dziennikarkę i uśmiechnęła się życzliwie.

- Oczywiście - odparła, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Skoro mamy razem współpracować, to warto byłoby wtajemniczyć panią Bouquillon w sprawę. Otóż…

Leigh opowiedziała oficjalną wersję wydarzeń i powodu, dla którego została wysłana angielska policja, tą samą historię, którą uraczeni zostali Francuzi. Nie zawahała się ani na chwilę w opowieści, jakby sama wierzyła w to, co mówi.

- Widzę, że pominąłeś najciekawszą część, gdy dzwoniłeś - powiedziała Caroline.

- Fakt, ale to nie była rozmowa na telefon - oznajmił Woods. - Niech mi będzie wolno dodać, że na twoim miejscu nie opisywałbym tego wszystkiego. Wolność prasy, wolnością prasy, ale trwa wojna, władza przymyka oko na wiele swobód obywatelskich, a gdyby o gazach dowiedziała się opinia publiczna, popsułoby to stosunki pomiędzy naszymi dwoma narodami - wskazał na siebie i Caroline, a następnie na Evelyn. - Skoncentruj się na policjancie, to i tak duży temat. W każdym razie ani ja, ani panna Croft, niczego nie mówiliśmy.

Dziennikarka nie odpowiedziała, dlatego Woods kontynuował:

- Rozumiem, że ta furgonetka stoi gdzieś w miejscu publicznym?

- Nie wiem dokładnie. Musimy się przekonać.

- No dobrze. Proponuję abyście udały się do niej we dwie. Para kobiet mniej się rzuca w oczy niż starszy mężczyzna z piękną kobietą - znów uśmiechnął się do Caroline. - Co prawda wydają się też łatwiejszym celem, dlatego będę szedł za wami w pewnej odległości. Zgoda?
 
Col Frost jest offline