Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2019, 22:04   #139
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - Dublet

Marian i Mervin



Zrzucić z góry na dół linę byłoby pewnie tylko formalnością. Ale w drugą stronę, ledwo żywemu Polakowi, zabrało to z kilka prób. Niemniej w końcu ciśnięty przez niego pręt wylądował na zewnątrz gdzie szybko przechwycił go Brytyjczyk. Pozostawało jeszcze uwiązać do czegoś stabilnego tą linę no i spróbować wydostać uwięzionego na dole Mariana.

Marian nie czuł się zbyt dobrze. Czuł, że oberwał na tyle mocno, że wyraźnie go to osłabiało. Oddychało mu się ciężko a te świecące rany piekły jak oparzenia po jakimś kwasie. Ale mimo to spróbował. Krok, za krokiem, kawałek po kawałku. I cholera gdyby nie lina i kolega który ją na górze umocował to chyba by nie dał rady. Ten cały gruz obsypywał się przy każdym krokiem więc wspinało się równie słodko jak po hałdzie węgla czy ruchomych piaskach. Tylko ostro pod górę. Szkoda było liczyć ile razy przewalił się, zsunął czy sturlał na ziemię. Ale znalazł w sobie na tyle wiele sił i uporu aby za każdym razem się podnieść i spróbować kolejny raz.

I za którymś razem po prostu się udało. Znalazł się na szczycie hałdy. Do dziury ponad nią był jeszcze kawałek. Za wysoko aby spróbować podskoczyć. I znów bez liny nie miałby co marzyć, że się sam wydostanie. W końcu złapał linę i trochę wspiął się a trochę Mervin wybrał go razem z liną. Wreszcie ich dłonie połączyły się gdy Brytyjczyk schwycił prawicę Polaka i pomógł mu wygrzebać się z dziury. Wreszcie obydwaj byli na górze. Gdy z góry patrzyło się w głąb osuwiska i ciemnej jamy wydawała się być dziurą do niezgłębionych czeluści. Sam szczyt osuwiska mamił do skoku. Nie był tak nisko. Ale skok groził, że skoczek zsunie się i runie w dół jak nie tak dawno zrobił to Marian.

Gdy nabrali sił obydwaj mogli wyjść z tego niewielkiego leja gruzów na dnie którego ziała ta ciemna jama. Znów byli na poziomie częściowo zalanych tą dziwną wodą resztkach katedry. Byli prawie na miejscu. Według tego co mówiła ciemnowłosa stalkerka gdzieś tutaj stalkerzy mieli mieć swoją kryjówkę na ten etap.

Nie wiedzieli czy to zejście do kryjówki stalkerów czy jakieś inne. Ale coś znaleźli. Trochę dzięki pamięci Mervina o tej niegdyś sławnej atrakcji turystycznej a trochę dzięki szczęściu. Wydawało się, że gdzieś od zachrystii czy innego zaplecza świątyni co trudno było zgadnąć bo zostały tylko zawalone gruzem i wodą części podłogi. Ale właśnie tam znaleźli schody prowadzące w głąb. Z góry było na tyle dużo światła przesączającego lub emanującego z czerwonej mgły aby oświetlić same schody. Nie było wiadomo gdzie prowadzą. Niemniej tam właśnie, przy tych schodach, dostrzegli cieniutką żyłkę rozpiętą gdzieś pośrodku. Wyglądało jak klasyczny potykacz albo wyzwalacz jakiejś pułapki czy alarmu. Wciąż nie było nikogo z pozostałych, nawet nie było wiadomo czy jeszcze ktoś z nich żyje. Odgłosy potężnego starcia zdawały się cichnąć. A może to oni po prostu nawykli już do czegoś co bezpośrednio im już chyba nie zagrażało.





Grupa mostowa


David nie ryzykował pozostawania w bezpośredniej strefie rażenia jaką był most i jego bezpośrednie okolice. Ruszył pędem jak najdalej, stawiając na prędkość niż ostrożność. Zaraz w jego ślady poszła Sigrun a za nią Abi pomagająca Koichi póki ten nie upewniła się, że ten jest w stanie biec. Co prawda z kawałkiem czegoś co nadal miał w sobie już nie tak zgrabnie i zwinnie jak przed chwilą ale jednak dalej było to szybsze od standardowego marszu. Ostatnim pozostał wielgachny Amerykanin czasem mówiący dziwnie, wschodnim akcentem. Dobył swoich równie wielgachnych jak on pistoletów i otworzył zmasowany ogień do meduzowatych stworów.

Dlatego z całej grupki tylko Joe widział jak chełbiowate stworki, może trochę większe niż ludzka pięść rozbryzgują się po okolicy z tego czegoś co spadło w jakiś wrak. Nie wydawały się specjalnie groźne. Raczej pocieszne, pokraczne, groteskowe. Można było je nawet uznać w świecie z jakiego pochodził za jakieś gumowate zabawki dla dzieci. Ale Abi jednak coś nie bawiły i wydawała się naprawdę przestraszona. No i kazała je rozwalić. Więc je rozwalał. Akurat z tym nie było problemy, każde trafienie potężnim pociskiem .50 AE zmieniało się w coś podobnego do wybuchu balonika wypełnionego wodą. Z takim trafieniem te małe stworki nie miały żadnych szans. Tylko z samym trafieniem było ju trochę zachodu. Stworki były właśnie małe a do tego skoczne, ruchliwe i poruszały się chaotycznie co cholernie utrudniało trafienie. Na korzyść strzelca zaś przemawiała ich liczebność bo nawet jak nie trafiło się w jednego to była szansa rozwalić kogoś obok. No to rozwalał. Ale czy rozwalał je wystarczająco szybko aby ołowiem zahamować tą pokraczną inwazję?

- Biegnij! Za nimi! - Abi ostatni raz popchnęła Japończyka gdy upewniła się, że może samodzielnie się poruszać. Więc biegł. Widział plecy Sigrun i nieco dalej Davida. Znów biegli, znów się ścigali. Ale tym razem był poważnie ranny i tamta dwójka wystartowała chwilę wcześniej. Nie miał ich szans nawet dogonić. Zostawał z każdym krokiem troszkę bardziej z tyłu. Czuł jak z każdym krokiem i ruchem coś, co zostało w ranie uwiera jego żywe ciało. Ale też z każdym krokiem, coraz bardziej oddalał się od feralnego mostu. Tak samo jak odgłosy strzałów. Ciężki łomot ciężkich pistoletów. I szybsze, lżejsze wystrzały z pojedynczej, lżejszej lufy. Stalkerka też została za jego plecami.

David dopadł za bezpieczny róg budynku pierwszy. Ciężko oddychał bo bieg przypominał sprint na setkę. Zaraz za nim dołączyła Szwedka. Widzieli też nadbiegającego Japończyka. Biegł chociaż chwiał się trochę i przyciskał dłoń do zranionego boku który nawet z tej odległości wyglądał jak krwawa wyrwa w sylwetce kombinezonu ochronnego. Ale zaraz potem dotarł jako trzeci z nich. Czekali co dalej. Słuchać było strzelaninę. Słabła, nasilała się ale trwała. Tylko przez zasłonę czerwonej mgły nie było już widać co tam się na tym moście dzieje. Tutaj też rzadziej spadały odłamki. Ale spadały. Widzieli jak co chwila coś rozwala jakiś wrak albo wbija się w budynek tłukąc i demolując jego wnętrze. Przy jednym z takich trafień gdy spojrzeli do góry okazało się przy okazji, że właściwie to stoją przy samym Big Benie.

Strzelanina umilkła. Przez chwilę nic się nie działo. W końcu w czerwonej mgle pojawił się zarys jakichś sylwetek. Większej i mniejszej. Truchtały pomiędzy wrakami. Jeszcze ze dwa, trzy wraki bliżej okazało się, że to Joe i Abi. Jeszcze trochę czekania i oboje wrócili do nich. Chociaż nie cali.

Joe oparł się ciężko o jakiś wrak. Byli tutaj, za wieżą zegarową, względnie bezpieczni od latających odłamków. No chyba, że któryś zawaliłby całą wieżę im na łeb. Ale póki to się nie stało było względnie dobrze. Starcie tytanów albo oddaliło się albo zaczynało cichnąć. Odłamki zalewały okolicę jakby rzadziej. Ale może to dlatego, że się trochę oddalili od epicentrum walk?

- Oj, nie dobrze, nie dobrze… - zajęczała stalkerka rozsuwając swój kombinezon i patrząc na swój bok. Bok krwawił. Niezbyt poważnie ale jednak. Abi uniosła fragmenty poszarpanej kamizelki taktycznej wokół zakrwawionej rany. - Niedobrze, niedobrze… - zamruczała bardziej przejęta raną niż całą resztą. Chociaż wydawało się, że to co oberwał Japończyk jest dużo poważniejsze. - Pokaż swoje. - rozkazała Joe’mu i zmusiła go aby przykląkł. Jemu też odchyliła fragmenty poszarpanego kombinezonu i ubrania. - Niedobrze, niedobrze… - Abi zamamrotała tak samo zdenerwowana jak przed chwilą gdy oglądała własną ranę. Joe nawet wiedział jak powstały te rany.

Przed chwilą gdy był na podejściu do mostu wydawało się że rozwali te stwory i zwieje za resztą. Niestety wadą potężnej amunicji było to, że relatywnie mało mieściło jej się w magazynku. Dlatego usłyszał złowieszczy klik pustego zamka w obydwu klamkach. I wtedy nieoczekiwanie ktoś zza jego pleców otworzył ogień z pistoletu. Widział jak chociaż część pocisków rozbryzguje małe pokraki. Gdy się odwrócił zobaczył strzelającą zza jakiegoś wraku stalkerkę. Dzięki temu zdążył przeładować. Strzelali tak i cofali się we dwójkę. Tylko na chwilę aby pozostali zdążyli odbiec. Prawie im się udało. Ale jednak małe pokraki jakoś przekradły się między czy pod samochodami. Pierwszy skoczył na niego. Odbił się od jakiegoś dachu i wskoczył mu na plecy gdy próbował odbiec. Przez chwilę czuł te obrzydliwe uczucie gdy coś mu pełzało po plecach. Coś miękkiego i mackowatego. A potem, zanim zdążył to z siebie ściągnąć, zaczęło wżerać mu się w żywe ciało. Jak kornik! Tylko o wiele szybciej! Wreszcie zdołał wyrwać to z siebie i zmiażdżyć. Abi spotkał podobny los ledwo chwilę potem. Coś skoczyło jej na brzuch wżerając się w skafander i to co pod spodem. Abi wrzasnęła i upadła plecami na jakąś maskę. Złapała to coś, przystawiła lufę i strzeliła z przystawienia rozbryzgując małego stwora. To zdecydowało, że postanowili rzucić się do ucieczki tak samo jak inni. W końcu znaleźli ich schowanych za wieżą zegarową.

- Nie ma czasu! Nie ruszaj tego bo wejdą głębiej! W kryjówce spróbuje to zneutralizować! A teraz gazu, nie mamy czasu! - Abi wydawała się na granicy poddania się strachowi. Była wyraźnie przestraszona ale jeszcze trzymała się w garści. Ale Joe miał takie dziwne wrażenie, że poza tym, że rana boli jak każda inna... to chyba coś się w niej rusza... Nie dała nikomu czasu do namysłu, po prostu ruszyła dalej. Przez jakieś zalane wodą hałdy bezimiennych gruzów przez które nie szło się ani lekko, ani cicho, ani przyjemnie. Stalkerka jednak podobnie jak niedawno David i reszta, tym razem przedkładała szybkość nad ostrożność.



Kryjówka



Dla dawnego myśliwego i podróżnika orad drugiego, eksperta od surwiwalu ominięcie lub rozbrojenie pułapki nie było takie trudne. Trudniej było nawigować po ciemku. Ale gdy zeszli w mrok piwnicy usłyszeli za sobą i nad sobą szybkie kroki, chlupot wody i obsypujące się kawałki gruzów zwiastujący, że ktoś nadchodzi. Nieoczekiwanie tym razem nie był to nieprzyjaciel. Pierwsza zeszła stalkerka. Szybko i tylko na chwilę zatrzymując się przed schodkiem z pułapką. Potem nadeszła cała grupka któa wybrała drogę mostem. Z tym, że Koichi był poważnie ranny. Joe i Abi trochę. Reszcie chyba się udało.

- Rozpalcie świece, rozsypcie czarci pył! Trzeba postawić zasłony! - pośpiech i zdenerwowanie stalkerki wyraźnie nie dał się przegapić. Poprowadziła grupkę przez jakieś piwnice i korytarze aż doszła do jednego z pomieszczeń które w tej mrocznej gmatwaninie nie różniło się od innych jakie mijali lub przez jakie przechodzili. Ale tu właśnie Abi wskazała na jakieś plecaki i skrzynie. Wyjęła z nich prędko pierwszą świecę i zapaliła. Resztę pozostawiła reszcie.

- Chodź tu. Siadaj. Nie ruszaj się. - z grupki wybrała olbrzyma i bez ceregieli pociągnęła go na jakąś skrzynkę na jakiej kazała mu usiąść. Szybkimi ale sprawnymi ruchami, wybrała małe pudełeczko z czymś co wyglądało na narzędzia chirirgiczne. Stanęła za plecami Joe i zaczęła coś gmerać w ranie. Najpierw zalała ranę czymś. Potem zaś popsikała czymś innym co zdawało się zamrażać wszystko czego dotknęło. A potem nawet jak coś tam robiła to już Joe tego nie czuł. Za to jak ktoś przyglądał się to widział jak z rany, jakimiś szczypczykami, wyjmuje kawałki czegoś. - Rozpalcie ogień. Trzeba to będzie spalić. - powiedziała już spokojniej skoncentrowana na swojej pracy. Z ogniem było trochę trudno ale nie niemożliwe. W pomieszczeniu wielkości garażu na standardową osobówkę było trochę krzeseł i podobnych regałów które od biedy można było rozwalić na szczapy do ogniska.

W chwili gdy Joe siedział na skrzyni i poddawał się zabiegom Abi, reszta rozpalała świecie, rozsypywała pył lub prokurowała materiał na ognisko nieoczekiwanie zjawiła się jeszcze jedna postać. A nawet dwie. - Nick! - Abi podniosła głowę gdy w plamę światła weszła znajoma postać jej partnera. Oderwała się od Joe i podbiegła do niego obejmując go mocno. - Dobrze, że jesteś! Natrafiliśmy na zarodnie i… - zaczęła szybko mówić ale nagle urwała i stanęła jak wryta. Gdy dojrzała drugą sylwetkę. Drugą sylwetką był Marian Zapała. Tyle, że z kajdankami na nadgarstkach skutymi z przodu. A przecież Marian był z nimi!

- Zwiążcie waszego. - Nick nie podzielał ani radości ani zaskoczenia partnerki. Gdy ta się od niego odsunęła okazało się, że trzyma pistolet w ręku. Jest poważny i skoncentrowany.



Marian



Nie był pewny co go obudziło. Wszystko się chybotało. Ktoś go chyba szarpał a może i krzyczał coś do niego. Klepał go po gębie? Cholera wszystko się chwiało, bujało i było zamazane. Ale w końcu coś się ustabilizowąło. - Wytrzyj się. - Nick rzucił mu jakiś mały ręcznik. No faktycznie. Cała sylwetka Mariana się lepiła jakby brał udział w zapasach w kisielu czy coś w ten deseń. Ręcznik dawał szansę chociaż wyczyścić twarz i dłonie. No właśnie, dłonie. Zorientował się, że ma skute nadgarstki. - To dla naszego bezpieczeństwa. Mojego i twojego. Jeśli zrobisz coś głupiego rozwalę cię. - stalker poinformował go zupełnie jak kiedyś gliniarze o prawach aresztowanego. Tylko praw stalker dawał mu mniej.

Wycierając się ręcznikiem stalkera Polak zdążył nieco się rozejrzeć. Byli przy moście. Znowu. I to po tej co już był przecież! Reszta już pewnie poszła przez most czy rzekę. To cholera to co on tu robił? I skąd wziął się Nick? I czemu cały był obklejony w jakimś syfie? Wydawało mu się, że to Nick przed chwilą do niego wrzeszczał i wlókł, może nawet niósł. Ale skąd? Rozejrzał się znowu. Nie było takie trudne do namierzenia. Kiślowate ślady prowadziły do tych dziwnych drzew. Tych z których… Z których wyleciało to coś co obsiadło jego i Michaela.

- Możesz iść? Bo ja idę dalej. - Nick Dick był wylewny jak zwykle i jak zwykle bawił się swoim wahadełkiem. Jak zwykle też był pełen empatii i zrozumienia dla innych. Marian mógł iść. Odkrył to po chwili. Zachwiał się jakby miał jakieś odrętwienie w kończynach ale w końcu odzyskał równowagę. No i tak, mógł iść. Tylko te kajdanki… No ale ich stalker nie zamierzał ich ściągać. W zamian za to wdrapał się na jakieś kratownice i rury pod mostem. Pomógł Polakowi wciągając go bo ze skutymi rękami było to dość trudne. Na szczęście potem wystarczyło iść po tych rurach i belkach. Przeszli tak między mostem a pseudorzeką całą jej szerokość. Blisko drugiej strony, trochę za mostem, były w tej czerwonej mazi olbrzymie wyrwy. Widać było tam jakieś ogromne, dogorywające stworzenie. Na tyle daleko, że już pochłaniała je częściowo czerwona mgła więc nie było widać rozmiarów. Ale musiało być olbrzymie! Jak jakiś wywalony na tą galaretę waleń czy inne wielkie zwierzę.

Zeskoczyli na ziemię po drugiej stronie. Stalker był oschły i milczący. Czyli mniej więcej taki jak zwykle. Narzucił raźne tempo. Minęli zapuszczonego Big Bena. Potem jakieś sterty gruzów częściowo zatopionych w wodzie. W końcu zeszli do jakiejś dziury w podłodze, w dół, po jakichś schodach. Nick poprowadził Mariana jakimiś salami i korytarzami. Polak nie miał pojęcia jakim cudem ale szedł pewnie jakby wszystko widział a przecież panowały tutaj nieprzeniknione ciemności. Dopiero w pewnym momencie dostrzegł jakiś blask światła na jednej ze ścian i szmer głosów. Weszli do kryjówki. Czegoś wielkości przeciętnego garażu.

- Nick! - zawołała radośnie Abi która chyba opatrywała siedzącego na skrzyni Joe’go. Chyba dostał w bark czy coś. Inni też tu byli. Wyglądało jakby przygotowywali kryjówkę. Rozpalali świece, sypali świetlisty pył, rozwalali meble… - Dobrze, że jesteś! Natrafiliśmy na zarodnie i… - Abi mówiła szybko i z wyraźną ulgą w głosie gdy dojrzała właśnie skutego Mariana. I wydawała się wręcz zszokowana, że go widzi. Od razu spojrzała gdzieś w głąb pomieszczenia i gdy Marian spojrzał za jej spojrzeniem ujrzał… Mariana Zapałę.

- Zwiążcie waszego. - Nick nie podzielał ani radości ani zaskoczenia partnerki. Gdy ta się od niego odsunęła okazało się, że trzyma pistolet w ręku. Jest poważny i skoncentrowany.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 10-03-2019 o 01:03. Powód: Dodanie zgubionego kawałka dla M&M.
Pipboy79 jest offline