Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2019, 09:14   #140
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bieg na parędziesiąt – czy było to paręset? - metrów sprawił, że szybko poczuła się wyczerpana. Jakoś za dużo tego było, chociaż nawet okazało się, że Sigrun wyszła z tej opresji bez zadrapania. W jakiś sposób nie spadł na nią żaden z tych wielgachnych odłamków, tak jak Koichi i w żaden sposób w jej ciało nie wgryzł się żaden stwór, który mógł sobie tam urządzić mieszkanie razem z telewizją, kapciami i górą żarcia na następne parę tygodni.

Kiedy tylko dopadli do kryjówki, Sigrun przez chwilę poczuła ulgę. Tak jak Abi powiedziała, Szwedka zabrała się za zapalanie świec i rozrzucanie pyłu.

- Jak by się tu Ballantine's znalazł, to byłaby pełnia szczęścia – rzekła do Greera i pokręciła głową, sypiąc ciemny proszek. - Szkockiej nie ma? To lager? VIP? Kurwa, połowa wytrawnego chociaż. Czy w tym całym cholernym postapokaliptycznym świecie nie zachowała się chociaż kropla alkoholu? Jak Abi i Nick mogą kurwa żyć w Strefie? Czy Strefa to jest pierdolony zbór zakonnic z przysięgą trzeźwości? Chyba właśnie tak jest, kurwa, bo w mordzie zaschło mi jak piździe pierdolonej zakonnicy! – fuknęła.

Po skończonej robocie, jak zwykle sięgnęła po papierosa do paczki i zapaliła. Dym papierosowy był jedyną stałą w świecie, któremu kompletnie odwaliło. Fajki były czymś, co Sigrun znała i było przewidywalne. Fajek palił się i zamieniał się w peta. Nie stawał się jakimś dziwacznym potworem albo nie wybuchał.

Kiedy tylko ogarnęli się, Sigrun z przyzwyczajenia zaczęła badać otoczenie, zwyczajowo chcąc odszukać jakichkolwiek skrawków technologii (były tutaj? - wątpiła) i procentów (w to też zaczynała powoli wątpić).

Wyglądało na to, że jest całkiem źle. Jeden skradacz był ciężko ranny, Abi była ranna, Wilgraines był ranny. Wielki Joe także dostał w mordę, natomiast Marian wyglądał, jak by urwał się z samego piekła, gdzie być może był w istocie. Jeśli tutaj się nie wyleczą i nie wydobrzeją, mogło być krucho. Sigrun wolała, żeby przeżyli wszyscy. Im więcej ich było, tym szanse były większe, ale cóż, Strefa nie znała litości.

Kiedy tylko Nick wszedł, Sigrun wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Wyglądało na to, że "pan Kapitan" wrócił. Ale tylko na chwilę. Nowym towarzyszem grupy był... Marian Zapała.

Sigrun oparła rękę o kaburę z Glockiem, gotowa wymierzyć w Mariana z jej grupy.

Oczywiście, całkowicie identyczne sobowtóry były niebezpieczne. Szczególnie w Strefie. Jeden z sobowtórów nie był Marianem.

- No dobra, kurwa – rzekła Sigrun, nie do końca wierząc, że Marian Zapała mógł zginąć od paru strzałów od pukawki Sigrun. - Z tym bratem bliźniakiem to przesada. Który z was to prawdziwy Marian Przypała? David, zwiąż Mariana, ja będę osłaniać. Nick, o co tutaj chodzi? To kolejne gówno, które wykręca Strefa?
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline