Joe warknął na Abi - Powinnaś była odejść z resztą, bez ciebie nie przeżyją. - skarcił ją. mimo to, gdzieś tam był wdzięczny, że została i go wsparła. Miłe było, gdy ktoś się tobą przejmuje....
Strzelali. Pistolety pluły ogniem i wyrzucały łuski, które potem z miłym dla ucha łoskotem uderzały o beton.
Jednak ośmiorniczek było za wiele. Królestwo za miotacz ognia! Lub choćby śrutówkę....
Skończyło się na tym, że Joe musiał używać pistoletów jak pałki, zdzielając nadskakujące mackowate kuleczki. Które niczym baloniki z wodą rozbryzgiwały się oblewając go swą posoką.
Kopał również. I deptał. Ośmiorniczki były miękkie, starczyło nadepnąć, a rozjeżdżały się niczym psie gówno pod butem.
Ostatecznie jednak jednej udało się wskoczyć mu na plecy. Poczuł jak malutkie ostre zęby, czy czego tam te stworki używały, przecina mu pancerz i potem skórę i mięso. Zabolało. Joe przeklął po rusku i grzmotnął plecami o drzwi stojącego miniwana. Zabolało mocniej. Jednak stwora chyba bardziej, niż Joe. Mężczyźnie wydało się, że słyszy wysoki pisk i rozbryzg miażdżonego miękkiego ciałka.
Czas był jednak się ewakuować. Chyba wykupili pozostałym dość dużą przewagę, teraz musieli zadbać o siebie.
Gdy już uciekali, gdy biegli, Joe postanowił jednak coś powiedzieć. - Dzięki. To było nie rozsądne, lecz... dzięki. - rzekł jej, gdy truchtali przez mgłę, jeszcze spory kawałek od pozostałych.
W kryjówce Upierał się, by Abi się pierwsza opatrzyła. znów argumentując, że ona jest ważniejsza. Lecz z kobietą nie wygrasz... Wreszcie zatem poddał się jej medyczno okultystycznym zabiegom.
Przysłuchiwał się też narzekaniom Sigrun. Przez chwilę zastanawiał się, czy powiedzieć kobiecie, że w hotelu jaki szabrowali widział w jednym z pokoi kilka flaszek wódki oraz paczuszki białego proszku? Porzucił tą myśl jednak szybko. Sigrun wydawała się zdolna wrócić się, lub zapędzić go i kazać mu iść. Eeee nie warto. Poza tym, no nie miał pewności, co było w tych butelkach, jakoś nie zatrzymał się by sprawdzić... miał pilniejsze sprawy na barkach... jak płonące plecy choćby.
Odnotował sobie jedynie w głowie, by się rozejrzeć i następnym razem zabrać jakiś alkohol ze sobą. - patrz Marian! - zawołał Joe radośnie do "ich" Mariana. - Nick znalazł twojego brata bliźniaka! - Joe się uradował. Na pewno Marian skrycie cierpiał z powodu utraty brata. Na pewno się wspólnie zamrozili i polakowi było z pewnością smutno, że tylko on się przebudził.
Dopiero po chwili zmarszczył brwi. Brat Mariana był skuty. A Nick chciał, by związać "ich" Mariana? - O co tu chodzi!? - warknął rozeźlony. |