Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2019, 17:20   #88
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację

- Buenos tardes, segnor. Świat poszedł do przodu - zauważył Oreja na wzmiankę Bacaba i zdał sobie niejasną sprawę, że są to słowa z książki, którą czytał jego brat, a którą kiedyś przekartkował i niejasnym sposobem utkwiły mu w pamięci. Słowa jakiegoś poczytnego pisarza zza północnej granicy. Otworzył drzwi limuzyny przepuszczając Xaviera. Czuł, że wchodzą w paszczę lwu, lecz po to tutaj przyszli. Sam usiadł za kierowcą.
- Buenas noches - przywitał się Xavi. On nie widział prawdziwego oblicza Bacaba i bez wahania wsiadł do samochodu razem z Uchem, siadając z tyłu obok niego.
- Jestem Javier. To naprawdę piękna noc - dodał dziwnym tonem, patrząc przez okno jakby dostrzegał tam coś więcej niż zwykły widok promenady Mazatlan.
Bacab tylko skinął lekko głową Javierowi, posłał dziwne spojrzenie w stronę Oreji i ruszył spokojnym tempem w dół bulwaru.
- Myślałem, że chciał to pan omówić dyskretnie, monsieur Orejo. Przyznam, że nieco mnie dziwi ta nagła zmiana ilości uczestników naszego spotkania. Nie bardzo wiem, jak mam ją rozumieć?
- Javier to mój amigo i łączą nas wspólne interesy. Doszedłem do wniosku, że może sporo wnieść do naszej sprawy. Poza tym - Oreja spojrzał za okno - jak sam pan zauważył, trochę się zmieniło od ostatniego razu. Gdzie jedziemy?
- Niedaleko.

Bacab skręcił w stronę dzielnicy willowej, płynnie zmienił pas ruchu i po chwili jechali przez ulicę, którą otaczały eleganckie domy, otoczoną murem, ze skomplikowanymi systemami monitoringu lub prywatna ochroną. Tutaj, każdy z domów, miał basen w standardzie i wielki telewizor na ścianie. Oraz obowiązkowo, w garażu, drogie, europejskie auto.

- Proszę mi powiedzieć, czym panowie się zajmują. Czy też raczej zajmowali przed tym, co was spotkało?
- Hmmm… - odchrząknął Alvarez zastanawiając się czy podąża za nimi Roberto.. - Pracowaliśmy w usługach.
- W usługach typu kradzieże, włamania, haracze, stręczycielstwo i pornografia - doprecyzował Javier. - Ale jak pan słusznie zauważył, to już przeszłość. Nie licząc paserstwa, które to zainteresowanie skłoniło nas do interesów z panem.
Alvaro uśmiechnął się i oparł wygodnie na tylnej kanapie. Zawsze pracowali sam i wzięcie młodego było dla niego nowym doświadczeniem.
- Rozumiem. Ja to wolę nazywać pozaformalną dystrybucją dóbr. Na tym opiera się większość cywilizacji. Na ludziach, jakimi przedtem byliście. Xolotl nie ostrzegał was przede mną?

Przejechali jedną z luksusowych ulic i znów znaleźli się na obrzeżach Mazaltan. Tutaj zabudowa była jeszcze mniej gęsta, a budowle, które tam stały, miały spore parcele ziemi przerobionej na ogrody z basenami, niemal parki. W tej części mieszkali tylko najbogatsi ludzie nie tyle w Mazaltan, co w samej prowincji Sinaloa.

- Wspominał - potwierdził Perez. - Mówił prawdę?
- Zależy. Nie wiem co mówił.
- Mówił, że jesteś demonem, z którym chcemy współpracować a nie toczyć wojny. Zgadzasz się z tym?
- Demonem? Nieco się zapędził. Ale owszem. Wolę współpracę. Na rozsądnych zasadach. Wojny nie budują niczego trwałego. Chociaż, nie ukrywam, bywają pożyteczne.
Przejechali obok ostatniego domu i samochód zaczął podskakiwać na wybojach polnej drogi.
- Myślę, że możemy się dogadać. Dać sobie nawzajem to, czego potrzebujemy. A czego ty potrzebujesz, segnor Bacab?
- Złota Corteza. Tych monet, które ponoć pan ma, panie Oreja.
Samochód podjechał pod wzniesienie i Bacab zatrzymał go. W dole widzieli panoramę migoczących światełek. Rozsypanych świateł latarni, neonów, okien. Prawdziwą orgię światełek, migoczącą niczym wielobarwny żar w ognisku.
- Co panowie tam widzą?
Tym razem to kierowca zadał pytanie.
- Życie, segnor Bacab. - Perez zmrużył oczy. - Codzienną walkę o przetrwanie. Jebane theatrum.
Bacab uśmiechnął się lekko. Samym cieniem uśmiechu. Spojrzał na Javiera.
- Powierzchnię oceanu - rzekł po chwili Orozco, nie odwracając zahipnotyzowanego spojrzenia od widoku. - Wszystko co ważne dzieje się pod nią. To jak… - szukał słowa - jak naskórek wielkiej istoty.
- A ja, panowie, ja widzę możliwości. Przejdźmy się - zaproponował otwierając drzwi.

Wyszedł na zewnątrz czekając, aż Węże dołączą do niego. Przeszedł kilkanaście metrów trzymając się drogi i w końcu znów się zatrzymał. Nad nimi migotały gwiazdy. Ich oczy odbierały je jako migoczące, emanujące zimną poświatę., lampki. Miriady lampek.
I ogromna ciemność pomiędzy nimi. Ciemność nieskończona i trudna do ogarnięcia nawet dla najmądrzejszych z mądrych.
Kiedy Bacab odwrócił się w ich stronę widzieli tę ciemność w jego oczach. Pozbawioną jednak nawet cienia światełek.

- Jak wszedłeś w posiadanie tych monet, segnor Oreja? I ile ich masz? Tak naprawdę?
- Tak na prawdę, w tej chwili nie mam ani jednej - przyznał się z rozbrajającą szczerością. - Ale myślę, że mogę je zdobyć segnor. Ktoś je zostawił na miejscu zbrodni. Jako symbol… ostrzeżenie. Dlaczego są dla ciebie tak bardzo ważne?
- Są jak wizytówka. To po pierwsze. A po drugie. Ważne jest to, z czego je wykonano. Z czego NAPRAWDĘ je wykonano. Rozumiem, że ta jedna moneta pojawiła się w Mazaltan zaraz po zbrodni, w której celem byli bracia Uccoz? Rozumiem, że stanowiła zapłatę dla tych, którzy wykonali swoją pracę? Dobrze się domyślam?

Pytania. Bacab był szczery. Chyba. Bo żaden z Węży nie potrafił przeniknąć jego czarnych, zimnych oczu. Tylko, czy odpowiedzi na pytania też powinny być szczere? Może to był klucz do współpracy z tym kimś? A może wręcz przeciwnie? Kłamstwo i półprawdy?
Oreja zawsze polegał na swoich przeczuciach. Na trzecim zmyśle szepczącym mu do uciętego kiedyś ucha. I zwykle wychodził na tym nieźle. Dlatego też teraz odpłacał prawdą za prawdę bo czuł, że tak trzeba… przynajmniej na razie.

- Tak… to znaczy... - poprawił się zaraz - znalazłem ją pośrodku bezgłowego kręgu grupy Narwańców. Zapłatę mówisz? Dla kogo? I co ważniejsze… od kogo i dlaczego? - Podniósł palec wstrzymując odpowiedź demona - Pozwól, że zgadnę segnor. Elijah de Morte wykonał to zlecenie dla El Sombre?
- Brawo. Jest pan dużo bystrzejszy niż sugeruje to pana wygląd zatwardziałego członka meksykańskiej mafii. I zapłacił Narwańcom. Zapewne. A teraz pozostaje pytanie najważniejsze. Z czego wykonano tę monetę?
Perez spojrzał w czarne oczy i poczuł, że w nich tonie. Oderwał wzrok, wzdrygnął się i spojrzał w dół zbocza, tam gdzie przelewało się światło.
- Czy ma to coś wspólnego z Sercem Diabła? - Strzelił na oślep.
- Dużo pytasz. Wiesz, co mówią o ciekawości? Chcesz wiele, niewiele dajesz.To musi się zmienić, jeśli mamy się porozumieć.
- To ty spytałeś - przypomniał. - Ja tylko zgaduję. Jeśli mam dla ciebie zdobyć te monety, bo chyba o tym rozmawiamy, to musisz mi pomóc.
- Jeżeli to są te same monety, które skradziono pół roku temu z muzeum w Mexico City razem z Sercem Diabła i jadeitowym sztyletem… - wtrącił Javier. - I El Sombre je ma, to sugerowałoby, że ma też pozostałe dwa przedmioty. W tym problem, że nie ma. To znaczy, że kradzieży podjął się ktoś inny i do El Sombre trafiła tylko część łupu. Teraz szuka reszty. I był w tej sprawie też u ciebie, czy mam rację? - zapytał Bacaba.

Bacab milczał, Wpatrywał się w nich spokojnie czasami tylko rzucając spojrzenie na panoramę Mazatlan. Czekał w milczeniu, jakby liczył że jeszcze coś powiedzą.

- Chcemy ubić interes segnor Bacab - Perez przerwał przedłużającą się ciszę. - Ty czegoś potrzebujesz i my również. Możemy sobie nawzajem pomóc?
- Możemy? Powiedz mi?
- Z mojej strony jest wola współpracy. Po to przyszedłem.
- Wola współpracy, a pomoc, to dwie różne rzeczy - Bacab pozostawał niewzruszony.
- Za wolą idzie w parze czyn segnor. Bo gdzie nie ma chęci tam nie ma działania. A pan woli strzępić język, czy przejść do konkretnych działań?
- Jeśli pomoże nam pan znaleźć El Sombre, zdobędziemy dla pana monety - zaproponował Javier. - A najłatwiej byłoby zwabić go mając Serce Diabła - zasugerował ostrożnie.
 
Bounty jest offline