| Wojny w kuchni Po cichu wkroczyła do jej bazy operacyjnej. Dopisała parę dodatkowych kartek na swojej ścianie spiskowej. Dziwne reakcje wiceburmistrz. Hasło wilki, potwory, zasady. Potem wyciągnęła torbę z pieniędzmi i odłożyła odliczone kwoty do kopert. “AGD - dostawa”, “Remont i materiały” i “Reszta”. Sprawdziła na pustym magazynku i komorze czy Jane nie uszkodziła broni. Miała czas i sposobność. Nic mu nie było, załadowała go nabojami i zostawiła w pokoju za biblioteczką. Koperty wyniosła i położyła na biurku w gabinecie. - Uuuuffff… - Odetchnęła głęboko, czuła się rozchwiana przez wizytę u Jane. Nawet zaczęła kwestionować czy nie powinna spróbować kolejnego dnia rano. - Nie… jak wszyscy tu to konformiści… lepiej będzie w nocy. - powiedziała cicho do siebie nawet nie zwracając uwagi, że słowa nie były w jej głowie. Usłyszała skrzypienie schodów, kroki w dół. Zapewne Henry schodził do kuchni, by potem udać się do Jane na obiad. Właściwie sama też była głodna, zeszłą do swojej wielkiej kuchni i sięgnęła do szafy bo … pudełko makaronu z serem. Przeczytała instrukcję dwa razy. Wybrała garnek. Napełniła go woda, Wsypała makaron. Postawiła na gazie, dodała sól. Poczekała odpowiedni czas. Odlała nadmiar wody...co skończyło się że wylała cały makaron do zlewu u poparzyła się przekładając go z powrotem do garnka. Po schłodzeniu ręki spróbowała dokończyć posiłek wsypując do garnka z makaronem ser i mieszając. Tyle że część makaronu przylgnęła do rozgrzanego spodu naczynia kiedy ona schładza przy zlewie poparzone palce. Z poczwórnej porcji makaronu ostała się jedna albo dwie małe. Garnek trawił do zlewu zalany woda by spalone części posiłku były łatwiejsze do zeskrobania. Susan musiała znowu otworzyć drzwi i okna by wywiać swąd spalenizny. “A wydawało się proste.” Myślała powoli jedząc posiłek. Jadła powoli. Nie z powodu podrażnionej ręki ani przez utratę apetytu...przesoliła makaron i smak o ile na pewno oryginalny był...ciężki. Nadal zjadliwy ale ciężki. Na szczęście herbaty nie da się spalić. Henry wkroczył do jej mieszkania, gdy jeszcze wcinała swój posiłek. Popatrzył na te porcje z politowaniem. Ale nie rzekł nic. Zamiast tego zaczął robić sobie herbatę. Woods była wdzięczna za brak komentarza. Jej duma ucierpiała wystarczająco i nie musiała być dobijana przez komentarze. Kiedy skończyła strasznie chciało jej się pić i zanim postawiła swój kubek koło Henry’ego wypiła dwie duże szklanki wody z kranu. Czekając, aż woda się zagotuje zaczęła powoli zmywać. Nie garnek, ten wstyd zostawi sobie na ranek kolejnego dnia. - Hej, zamknąłeś wczoraj drzwi frontowe wychodząc? - spytała powracając do nurtującej ją zagadki. Ciągle tajemniczo otwartych drzwi. - Zamknąłem.- odparł mężczyzna przyglądając Susan. Po czym podszedł do niej, stanął tuż za nią. Jego ręce przejęły naczynia które zmywała. A ciało naparło na nią. - Jesteś w tym beznadziejna.- mruknął otulając ją swoją postacią i zapachem. Typowo męską wonią maskowaną kiepską wodą kolońską. Woods w pierwszej chwili zamarła, serce załomotało jej w piersi ze strachu, albo podniecenia. Albo ze strachu i podniecenia, nie była wstanie powiedzieć. Choć potem jednak przebiła się jedna myśl. “Skomentował!” - Tak. Jestem. - Powiedziała z nieukrywaną złością. - Dlatego, jakbyś się nie domyślił, ćwicze. Żeby nie być! Nie mogła za bardzo się ruszyć tak przyciśnięta, dlatego zamiast się odwrócić i kontynuować “tyradę” uniosła głowę do góry. - I zechciej zauważyć, że to co robisz jest mało profesjonalne a myślałam, że na tym ci zależy. - - To żadne ćwiczenie… powtarzać te same błędy sądząc, że osiągnie się lepszy skutek. Patrz.- naparł na nią swoim ciałem zmuszając ją by się pochyliła i przyglądała jak metodycznie myje talerze. Skutkiem ubocznym tego, było lekkie wygięcie się jej ciała i ocieraniem wypiętą pupą o… wyraźną wypukłość mężczyzny. - Ty zdajesz sobie sprawę, że akurat sprzątać umiem? - Powiedziała, ale skupiła się na wykonywanej przez niego czynności. Odwracało to uwagę od innych myśli. - Zmywanie twoje jednak woła o pomstę do nieba.- odparł Henry starając się też skupić na zmywaniu, by odciągnąć uwagę od styku ich ciał. - Ile razy przy tobie zmywałam żebyś doszedł do takich śmiałych wniosków? - Nuta złości nadal nie opuszczała jej głosu, choć nieco zelżała. - Wystarczyło się raz przyjrzeć.- jemu odrobinę dłonie drżały, choć starał się nadrabiać obojętnym tonem głosu. I napierać mocno biodrami na jej ciało, choć i bez tego czuła napięcie materiału. Przed jego twarzą rozpostarła się zaczerwieniona dłoń. - Jeśli wysuwasz wnioski po aktualnym zmywaniu. To cię uświadamiam, że się wcześniej poparzyłam. Co mogło wpłynąć na moje maestria w tej kwestii. - Woods starała się powstrzymać to co się działo. W jej ciele dwie siły zaczęły walczyć o absolutną dominację. Zdrowy rozsądek który mówił, że to kiepski pomysł i potrzeba zbliżenia której po ostatnich wydarzeniach i snach niewiele było potrzeba by się upomnieć o swoje. - Wymówki…- szepnął chrapliwym tonem głosu mężczyzna ignorując jej wytłumaczenie. “Dwa talerze i parę sztućców. Przecież nie będzie tego robił nie wiadomo ile.“ Pomyślała więcej nie walcząc. Tak naprawdę to było miłe. Zapach nie był kwiatowy i też nie intensyfikował się. Co znaczyło, a przynajmniej chciała w to wierzyć, że jej uczucia w danej chwili były prawdziwe a nie podyktowane jakąś sztuczką. Wydawało się, że mężczyzna przedłużał to mycie talerzy… instynktownie napierając biodrami na jej biodra i cofając się. Jego oddech się pogłębił. - Ładnie… pachniesz… wiesz?- wymruczał jej do ucha. - Ech…- Zabrzmiała rozczarowana, smutna. - Jak zaczynałeś mówiłeś o czysto zawodowym podejściu…- Przypomniała mu, te rozczarowujące z jakiegoś powodu słowa. -Mhmm…- odpowiedział, a potem poczuła jego usta na swojej szyi, całujące czule i delikatnie jej skórę. Leniwie i bez pośpiechu. Szlag trafił całe to “zawodowstwo”. - Nie. - Powiedziała jękliwie .Chciała stanowczo, ale totalnie jej nie wyszło, zdradzieckie ciało zabrało jej głos. - Co… nie?- zapytał mężczyzna, ale i też nie ułatwiał jej odpowiedzi ustami wodząc po płatku usznym bez pośpiechu i z delikatnością o jaką trudno było podejrzewać takiego szorstkiego w obejściu mężczyznę. - Nie interesuje... mnie bycie małą ...przygodą podczas ...pracy. Więc nie…jest..eś ...współpracujesz z Yue… powiedziała też to ...robi...- Słowa coraz trudniej przychodziły. Owszem Susan nie chciała być jednorazową przygodą. Uważała, że przespanie się z człowiek który jej remontuje dom, był kiepskim pomysłem, który skomplikuje wszystko. Do tego była jeszcze Jane…”Jane czy ona nasłała go na mnie? Jak wtedy w jej kuchni?” - Yue? Kto to jest Yue?- zapytał mężczyzna całując powoli jej szyję, wodzą językiem po skórze. Dłonią sięgnął ku jej piersi i delikatnie objął jej krągłość przez bluzkę. Powoli ścisnął delikatnie masując.- Mam wrażenie… że jednak trochę… chcesz. Tego było za wiele. “Dlaczego ludzie w tym mieście nie rozumieją słowa ‘nie’” Susan złapała za rączki odmaczającego się garnka i z całej siły zamachnęła się nim w tył. Woda chlusnęła na nich oboje. Henry odskoczył od niej zaskoczony i uniósł ręce w geście poddania się. Przyglądał przez chwilę rozjuszonej Susan. Nawet lekko się uśmiechnął spoglądając w jej oczy. - Masz w sobie ikrę.- westchnął i dodał.- Dobra. Będę grzeczny. Bardzo grzeczny. Idę na górę… skończyć twój pokój. Garnek upadł na ziemię z łoskotem a Susan poczekała, trzęsąc się, aż Henry sobie pójdzie. Kiedy usłyszała go w sypialni popędziła do biura zamykając się na klucz. Jak przy Rose skryła się w schowku skulona. Choć tym razem nie z powodu odrazy czy złości. No może złości tak. Na siebie, że nie potrafi pozwolić sobie na jednorazowe zapomnienie. Bo w końcu o to mu pewnie chodziło, o jednorazową przygodę z nową mieszkanka miasta. Doprowadzało ją to do cichej złości na swoją niemoc, w podążaniem za pragnieniami. A ta chwilowo doprowadziła do tego, że Woods siedziała teraz w schowku. Mokra od wody z brudnego garnka kryjąc się, zamiast stawić temu czoła. Najwyraźniej było to bardziej przerażające niż nocna wyprawa do domu Clarence’a. “I tak by nie został na noc…” - Myśl, jedyne pocieszenie. Na razie też jedyne co jej pozostawało to rozważać. No może nie jedyne, były też myśli o utraconej szansie i wspominki jej snów. Nawet jeśli mężczyzna chciałby jej coś powiedzieć, to przecież tylko jedna osoba wiedziała o tej kryjówce. Jane. I chyba nikomu nie powiedziała. Na pewno nie Henry’emu. |