Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2019, 16:05   #144
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Wejście na górę było dosłowną syzyfową pracą. Marian przestał liczyć próby wspinaczki. Za każdym razem gdy lądował na dnie klął siarczyście po polsku. Oddychał ciężko, przewracał się na brzuch, podnosił na czworaka, na kolana i z coraz większym sapnięciem wstawał. Dawał kciuk w górę Mervinowi i ponawiał wspinaczkę.
Nogi zakopywały się w grząskim gruncie, dłonie coraz lżej wspinały po linie. Co i raz potykał się, uderzał kolanem czy łokciem o grunt, ręce odmawiały posłuszeństwa, lina boleśnie wyślizgiwała się z dłoni i spadał. Gdyby nie lekki pancerz kolana, łokcie i plecy miałby zdarte do krwi.

Nie pamiętał co się zmieniło, działał machinalnie. Oddychał ciężko, przewracał się na brzuch, podnosił na czworaka, na kolana i z coraz większym sapnięciem wstawał. Dawał kciuk w górę Mervinowi i ponawiał wspinaczkę. Z letargu wybudziła go nagła zmiana rutyny. Poczuł czyjąś rękę zaciskającą się na przedramieniu. Lina wyślizgnęła się jednak tym razem poczuł jak ktoś ciągnie go do góry. Ostatnim wysiłkiem ruszył nogami zakopując się po kostki pchnął mocniej wyrzucając ciało do przodu. Padł na Mervina, przeturlali się metr od dziury i padli na plecy. Marian oddychał ciężko. Czuł, że w tej dziwnej czerwonej mgle ma za mało powietrza. Łapczywie próbował nadrobić braki, jednak powietrze uparcie gryzło go w gardło.

Podnieśli się po niedługim czasie, za nimi wciąż słychać było starcie kolosów.
- Możesz iść?
- Chyba tak, poczekaj. Ach, nie, jest dobrze -
Polak gestem wstrzymał Brytyjczyka i podniósł się. - Spieprzajmy stąd, ale ostrożniej tym razem. -

Ruszyli przed siebie, tym razem Mervin prowadził, a Marian próbował nadążać. Przebierał nogami machinalnie myślami błądząc co chwila, by wracać do rzeczywistości. Skarcił siebie. Ostatnim razem gdy odpłynął zdawało się, że trafił do jakieś alternatywnej rzeczywistości, równoległych korytarzy i chuj wie czego jeszcze.
~ Lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa... ~ skupił się na marszu.

Jakim cudem udało im się znaleźć odpowiednie miejsce, nie wiedział. Podejrzewał, że orientacja Mervina w przedwojennej topografii Londynu i katedry zdecydowanie ułatwiła im zadanie. Stali przed cienką żyłką będącą świadectwem inteligencji, a zatem człowieka. Dość prosta konstrukcja, jednak zmęczony Polak prawie ją przegapił. Szeptem obgadali strategię. Ominąć, czy rozbroić?
Przez chwilę Marian był zdania, żeby zostawić jednak jeśli Abi nie będzie szła na przedzie ktoś może w nią wpaść. Zdecydowali się więc na rozbrojenie.

- Czyli jeśli dobrze rozumiem, jeśli złapię tu i przetnę to, to rozbroję mechanizm? - upewnił się Polak.
- Ok, spróbujmy -
 
psionik jest offline