- White wydawał się być ze mnie zadowolony i nie miał powodów myśleć, że jestem wtyką - odpowiedział z dużą pewnością. - Parker za mną nie przepadał, bo nie uznaję więcej niż jednego szefa. Co do Syndykatu, to między nim a Crimeshield postawiłbym znak równości, ale to tylko moja opinia. Przesyłki były sporadyczne. Tylko wtedy gdy akurat była akcja w okolicy. Nigdy White nie wysyłał mnie specjalnie, ale byłem bardziej zaufany niż jakikolwiek kurier - wyjaśnił.
Blondynka uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze, w końcu mamy jakiś punkt zaczepienia - westchnęła. - Jeśli mam oczyścić ciebie z zarzutów to muszę określić kto użył swoich wtyk w wydziale wewnętrznym, żeby nie dopuścić do tego, żebyś został przez nich przesłuchany. Bo to jest prawdziwym powodem, dlaczego wystawione zostało przekazanie ciebie i wywiezienie do doków - potarła dłonią twarz, bo zmęczenie mocno dawało jej się we znaki i nie ułatwiało myślenia. - Ustalenie... Udowodnienie, że Crimeshield to komórka Syndykatu byłaby dobrym kierunkiem - z premedytacją nie wspominała o wątku mrocznej harmonii, bo w jej opinii rozmówca nie był na tyle bystry by ogarnąć kilka wątków na raz.
- Z dowodami nic nie pomogę. Interesuje mnie robota, a nie to dla kogo ją wykonuję. Do tego moja wiarygodność dla Capitolu jest teraz zerowa. Musi pani szukać gdzie indziej.
Irya przewróciła oczami.
- Nie pomogę ci jeśli sam tego nie będziesz chciał - pokręciła głową. - Collins zaraz się skapnie, że dużo przepłaca dając ci schronienie i zostaniesz na lodzie, a może nawet będzie chciał ubić interes z tymi co cię szukają - zmrużyła oczy i opuściła ręce. - White chociaż zainteresował się twoim problemem?
- Ja mogę sobie chcieć. Po prostu nie mam jak tego zrobić. Dopóki mnie ścigają wewnętrzni to jestem spalony. Może ludźmi waszego pokroju Capitol jakoś minimalnie się przejmuje, ale nami w żaden sposób. Co do Collinsa to możesz mieć rację - przyznał po chwili zastanowienia. - Może mnie nie sprzeda, ale zostawi na lodzie gdy cokolwiek zacznie się sypać. Czyli postąpi dokładnie tak samo jak Capitol - zaśmiał się bez cienia wesołości. - Ale Collins czy Crimeshield są lepsi niż korporacje. Oni chociaż są w stanie dostrzec przydatność jednostek.
- Pieprzenie - Irya zmrużyła gniewnie oczy. - Korporacje to nie są świadome byty które mają swoich ulubieńców. To zbiory ogółu ludzi, którzy wchodzą w ich skład. Tak się składa, że ty też tworzysz Capitol. Wiesz czym jest hipokryzja? - choć była wzburzona, to nadal mówiła cicho, by ich rozmowa nie została usłyszana przez postronnych. - Pewnie nie, skoro gadasz bez sensu. Najpierw całe życie poza wojem spędzasz na wymuszeniach, przekazywaniu dragów, pobiciach i chuj jeszcze wie czym, a teraz masz czelność marudzić, że Capitol jest niesprawiedliwy - pokręciła głową z dezaprobatą. - Gadasz mi jaki to ważny dla White’a nie byłeś, a teraz wykręcasz się, że nie masz nic, żeby udowodnić działania Syndykatu. Dlaczego? Bo miałeś to w dupie póki forsa spływała. Świetnie, w takim razie oboje tracimy czas, a ja niepotrzebnie nadstawiam karku - po tych słowach odwróciła się i ruszyła do wyjścia z magazynu. - Jak zdecydujesz się w końcu zrobić coś dla Capitolu, to masz mój numer - rzuciła przez ramię.
- Nie twierdzę, że Capitol jest niesprawiedliwy tylko, że nic mu nie zawdzięczam. Każdy chce wyruchać cię w dupę, ale White czy Collins przynajmniej za to dobrze płacą. Wiedzą też jak się nazywam, a w wojsku jesteś tylko bezimiennym zasobem, elementem oddziału, który ma wykazać pewną przydatność zanim zginie - rzucił jeszcze za odchodzącą inspektor. Najwidoczniej jej przemowa musiała go trochę ubóść i nie potrafił zostawić tego bez słowa.
Corday zatrzymała się i powoli odwróciła w kierunku Andersona. Niespiesznym krokiem wróciła do niego.
- Boisz się. Nie ufasz mi, a motywów jakimi się kieruję zapewne doszukujesz się nie tam gdzie faktycznie są - wzruszyła ramionami. - Załóżmy, że jednak masz informacje, które pozwolą ujawnić działania Syndykatu. O niczym innym nie marzę jak o wycinaniu tego raka z Capitolskich trzewi. Ja sobie mogę to robić z przyczyn ideologicznych, bo mnie na to stać - Inspektor nawiązała do tego co wywoływało w nim niechęć do niej. - Rozumiem też, że nie chcesz znowu być na straconej pozycji. Mogę ci w zamian pomóc, załatwić ci status świadka koronnego, przekonać Collinsa, że za udzielanie tobie i twoim ludziom azylu na własnych włościach będzie miał szereg wyższych korzyści.
- Collins miałby na to pójść? Nie mam pojęcia co musielibyście mu za to obiecać, żeby mu się to opłaciło - zrobił krótką przerwę. - Nawet wolałbym nie wiedzieć - dodał zaraz potem. - A potem co? Jakie mam perspektywy na przyszłość? Jako najemnik mam zszarganą opinię. Pogadajcie może najpierw z Collinsem - zaproponował.
- Im mniej Collins wie, tym mniej będzie potrzebne, żeby go trzymać po twojej stronie - zapewniła go. - A ty po wszystkim dostaniesz nową tożsamość i będziesz się mógł zaszyć w tłumie gdzieś poza Luną, zacząć od nowa.
- No nie wiem. W każdej sytuacji coś tracę. Zastanowię się - obiecał.
- Ważne, żeby długo ci się z tym nie zeszło, bo nie wiem jak długo uda mi się jeszcze trzymać wewnętrznych na dystans - przestrzegła go. - A niestety po dzisiejszej akcji to już tylko kwestia godzin.
Można było wyczytać zainteresowanie w spojrzeniu Andersona, ale powstrzymał się od zadania pytania.
- Zastanowię się - powtórzył.
- Liczę na ciebie - odparła z powagą i tym razem już wyszła z magazynu.
***
Najchętniej zasnęłaby w fotelu auta, ale sama myśl, że nocowanie w drogim aucie na ulicy było całkiem niebezpieczne, otrzeźwiła ją na tyle, że wzięła się w garść i pojechała do mieszkania. Na miejscu była sobie wdzięczna za to. Niestety sił wystarczyło jej tylko na dotarcie do kanapy, na której zaległa.
Ledwo udało jej się zdjąć płaszcz i zrzucić go na podłogę, a zaraz na nim wylądowały szelki z kaburą. Irya ułożyła się na plecach i wbiła spojrzenie w wysoki sufit.
- Jest źle, bo nawet nie chce mi się pić - mruknęła z umęczeniem. - Jestem tak wykończona, że nawet bym nie miała za złe, gdyby mnie właśnie w tej chwili zabił jakiś Heretyk i zakończył moje męki - zamknęła oczy. Prawie natychmiast odpłynęła.