Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2019, 09:00   #103
Raga
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- White wydawał się być ze mnie zadowolony i nie miał powodów myśleć, że jestem wtyką - odpowiedział z dużą pewnością. - Parker za mną nie przepadał, bo nie uznaję więcej niż jednego szefa. Co do Syndykatu, to między nim a Crimeshield postawiłbym znak równości, ale to tylko moja opinia. Przesyłki były sporadyczne. Tylko wtedy gdy akurat była akcja w okolicy. Nigdy White nie wysyłał mnie specjalnie, ale byłem bardziej zaufany niż jakikolwiek kurier - wyjaśnił.
Blondynka uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze, w końcu mamy jakiś punkt zaczepienia - westchnęła. - Jeśli mam oczyścić ciebie z zarzutów to muszę określić kto użył swoich wtyk w wydziale wewnętrznym, żeby nie dopuścić do tego, żebyś został przez nich przesłuchany. Bo to jest prawdziwym powodem, dlaczego wystawione zostało przekazanie ciebie i wywiezienie do doków - potarła dłonią twarz, bo zmęczenie mocno dawało jej się we znaki i nie ułatwiało myślenia. - Ustalenie... Udowodnienie, że Crimeshield to komórka Syndykatu byłaby dobrym kierunkiem - z premedytacją nie wspominała o wątku mrocznej harmonii, bo w jej opinii rozmówca nie był na tyle bystry by ogarnąć kilka wątków na raz.
- Z dowodami nic nie pomogę. Interesuje mnie robota, a nie to dla kogo ją wykonuję. Do tego moja wiarygodność dla Capitolu jest teraz zerowa. Musi pani szukać gdzie indziej.

Irya przewróciła oczami.
- Nie pomogę ci jeśli sam tego nie będziesz chciał - pokręciła głową. - Collins zaraz się skapnie, że dużo przepłaca dając ci schronienie i zostaniesz na lodzie, a może nawet będzie chciał ubić interes z tymi co cię szukają - zmrużyła oczy i opuściła ręce. - White chociaż zainteresował się twoim problemem?

- Ja mogę sobie chcieć. Po prostu nie mam jak tego zrobić. Dopóki mnie ścigają wewnętrzni to jestem spalony. Może ludźmi waszego pokroju Capitol jakoś minimalnie się przejmuje, ale nami w żaden sposób. Co do Collinsa to możesz mieć rację - przyznał po chwili zastanowienia. - Może mnie nie sprzeda, ale zostawi na lodzie gdy cokolwiek zacznie się sypać. Czyli postąpi dokładnie tak samo jak Capitol - zaśmiał się bez cienia wesołości. - Ale Collins czy Crimeshield są lepsi niż korporacje. Oni chociaż są w stanie dostrzec przydatność jednostek.
- Pieprzenie - Irya zmrużyła gniewnie oczy. - Korporacje to nie są świadome byty które mają swoich ulubieńców. To zbiory ogółu ludzi, którzy wchodzą w ich skład. Tak się składa, że ty też tworzysz Capitol. Wiesz czym jest hipokryzja? - choć była wzburzona, to nadal mówiła cicho, by ich rozmowa nie została usłyszana przez postronnych. - Pewnie nie, skoro gadasz bez sensu. Najpierw całe życie poza wojem spędzasz na wymuszeniach, przekazywaniu dragów, pobiciach i chuj jeszcze wie czym, a teraz masz czelność marudzić, że Capitol jest niesprawiedliwy - pokręciła głową z dezaprobatą. - Gadasz mi jaki to ważny dla White’a nie byłeś, a teraz wykręcasz się, że nie masz nic, żeby udowodnić działania Syndykatu. Dlaczego? Bo miałeś to w dupie póki forsa spływała. Świetnie, w takim razie oboje tracimy czas, a ja niepotrzebnie nadstawiam karku - po tych słowach odwróciła się i ruszyła do wyjścia z magazynu. - Jak zdecydujesz się w końcu zrobić coś dla Capitolu, to masz mój numer - rzuciła przez ramię.
- Nie twierdzę, że Capitol jest niesprawiedliwy tylko, że nic mu nie zawdzięczam. Każdy chce wyruchać cię w dupę, ale White czy Collins przynajmniej za to dobrze płacą. Wiedzą też jak się nazywam, a w wojsku jesteś tylko bezimiennym zasobem, elementem oddziału, który ma wykazać pewną przydatność zanim zginie - rzucił jeszcze za odchodzącą inspektor. Najwidoczniej jej przemowa musiała go trochę ubóść i nie potrafił zostawić tego bez słowa.

Corday zatrzymała się i powoli odwróciła w kierunku Andersona. Niespiesznym krokiem wróciła do niego.
- Boisz się. Nie ufasz mi, a motywów jakimi się kieruję zapewne doszukujesz się nie tam gdzie faktycznie są - wzruszyła ramionami. - Załóżmy, że jednak masz informacje, które pozwolą ujawnić działania Syndykatu. O niczym innym nie marzę jak o wycinaniu tego raka z Capitolskich trzewi. Ja sobie mogę to robić z przyczyn ideologicznych, bo mnie na to stać - Inspektor nawiązała do tego co wywoływało w nim niechęć do niej. - Rozumiem też, że nie chcesz znowu być na straconej pozycji. Mogę ci w zamian pomóc, załatwić ci status świadka koronnego, przekonać Collinsa, że za udzielanie tobie i twoim ludziom azylu na własnych włościach będzie miał szereg wyższych korzyści.
- Collins miałby na to pójść? Nie mam pojęcia co musielibyście mu za to obiecać, żeby mu się to opłaciło - zrobił krótką przerwę. - Nawet wolałbym nie wiedzieć - dodał zaraz potem. - A potem co? Jakie mam perspektywy na przyszłość? Jako najemnik mam zszarganą opinię. Pogadajcie może najpierw z Collinsem - zaproponował.
- Im mniej Collins wie, tym mniej będzie potrzebne, żeby go trzymać po twojej stronie - zapewniła go. - A ty po wszystkim dostaniesz nową tożsamość i będziesz się mógł zaszyć w tłumie gdzieś poza Luną, zacząć od nowa.

- No nie wiem. W każdej sytuacji coś tracę. Zastanowię się - obiecał.
- Ważne, żeby długo ci się z tym nie zeszło, bo nie wiem jak długo uda mi się jeszcze trzymać wewnętrznych na dystans - przestrzegła go. - A niestety po dzisiejszej akcji to już tylko kwestia godzin.
Można było wyczytać zainteresowanie w spojrzeniu Andersona, ale powstrzymał się od zadania pytania.
- Zastanowię się - powtórzył.
- Liczę na ciebie - odparła z powagą i tym razem już wyszła z magazynu.

***

Najchętniej zasnęłaby w fotelu auta, ale sama myśl, że nocowanie w drogim aucie na ulicy było całkiem niebezpieczne, otrzeźwiła ją na tyle, że wzięła się w garść i pojechała do mieszkania. Na miejscu była sobie wdzięczna za to. Niestety sił wystarczyło jej tylko na dotarcie do kanapy, na której zaległa.
Ledwo udało jej się zdjąć płaszcz i zrzucić go na podłogę, a zaraz na nim wylądowały szelki z kaburą. Irya ułożyła się na plecach i wbiła spojrzenie w wysoki sufit.

- Jest źle, bo nawet nie chce mi się pić - mruknęła z umęczeniem. - Jestem tak wykończona, że nawet bym nie miała za złe, gdyby mnie właśnie w tej chwili zabił jakiś Heretyk i zakończył moje męki - zamknęła oczy. Prawie natychmiast odpłynęła.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline