Początkowe zejście do tuneli było dla Zbyszka ciasne, wręcz klaustrofobiczne. Nie był do końca pewien czemu. Może sugestie o trollach lubiących jaskinie były tylko bredniami, może faktycznie wolały mosty, a może zwyczajnie chodziło o różnicę między naturalną skałą, a betonowym przejściem, które dla Kowalika było niemalże jak ciasna dziura w jedną stronę, w dodatku stworzona rękoma człowieka setkę lat temu. Może w końcu chodziło o tło, o którym później wspomniał czarodziej. Cokolwiek by to nie było, nieco lepiej poczuł się dopiero, kiedy tunele się powiększyły i mógł się przeciągnąć.
Kiedy Kocięba wrócił ze zwiadu i obwieścił swoje spostrzeżenia, mechanika przeszedł dreszcz. - Daj znać chwilę wcześniej następnym razem. To się będzie można ustawić i przypilnować, żeby coś ci ciała nie podpieprzyło. Po co ryzykować, jak masz odpowiednie wsparcie? - Rzucił Zbyszek, starając się jakoś przełamać dziwne uczucie, jakie zasiały w nim doniesienia o możliwościach natknięcia się na magiczne tałatajstwo.
Spokojnie zajął swoje miejsce w szyku. Jego pistolet był schowany, karabin przewieszony przez plecy, za to dłonie miał na wierzchu, zdjął nawet rękawiczki bez palców, które zdarzało mu się nosić dość często. Przy odległościach w tunelach MRU, było to w jego wypadku bardziej skuteczne, niż odbezpieczony pistolet a równie zabójcze. Skinął Wysockiemu i Oslo, a potem skupił się na wypatrywaniu zagrożenia jak tylko się dało, oczyma, nosem, włoskami na karku. W przypadku duchów i magicznych bytów manifestujących się zza welonu rzeczywistości, betonowe ściany mogły się okazać tylko lekką upierdliwością na ich drodze.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |