Raf i Fowler dotarli do muru zewnętrznego, za sobą słyszeli odgłosy walki. Wdrapali się i z góry dostrzegli jak obcy facet pokryty korzeniami do spółki ze Skorpionem masakruje shokana. Najwyraźniej zawarli chwilowe porozumienie. Do walki dołączyli strażnicy, Skorpion kosił ich jak zboże, druid w ciężkim boju położył dwu.
Kimberly skoczyła na leżącego shokana i pocałowała go. Przynajmniej z tej odległości tak to wyglądało. I chyba mu się to nie spodobało, bo gdy odskoczyła z rykiem złapał się za twarz i miotał po ziemi aż znieruchomiał. Dwu strażników biegło w jej stronę, ta jednak szybko zerknęła na druida po czym… zniknęła. Strażnicy stanęli zdezorientowani. To wystarczyło by nagle wyrastający z ziemi korzeń wypatroszył jednego z nich. Drugiemu wbił się harpun w potylicę, a potężne szarpnięcie oderwało mu głowę.
Bezgłowe ciało strażnika padło na ziemię.
- Wyzwałeś mnie - powiedział Skorpion odwracając się w stronę Artahana.
- Zaiste - odparł druid.
- Więc kontynuujmy. John ruszył cieniami ścigając uciekające dziewczyny. Nie było jak im odciąć drogi, musiał by przeskoczyć mur wewnętrzny i pobiec dziedzińcem. Widział jak Kendra z siostrami biegły w kierunku miasta, obiegając dziedziniec otoczony murem z prawej strony.
Przez mur przeskoczyło dwóch shokanów, ale nie przetrwali zmasowanego ostrzału. Strażnicy przechodzący przez mur nawet nie zdążyli przejść do końca, gdy jedna z nich rzuciła im granat. Zatrzymało to je tylko na chwilę, John zdążył nadrobić kilkadziesiąt metrów. Ale był świadom, że za nim podąża jeden z shokanów. Na razie utrzymywał dystans, ale to może nie trwać wiecznie.
Nagle Fowler i Raf poczuli silny podmuch i szum jakby wiatru. Odwrócili się jednocześnie. Szczyty drzew w dżungli kładły się pod podmuchem. Kilka metrów nad nimi wisiał czarny helikopter. Maszyna odwróciła się bokiem i w jej drzwiach, trzymającego się poręczy zobaczyli Jaxa. Chciał coś do nich krzyknąć, ale jego spojrzenie powędrowało w bok, a usta ułożyły się w słowa “O kurwa”.
Ognista kula trafiła w tylny wirnik, helikopter obrócił wokół własnej osi, a potem zniosło nad dżunglę. Jax i Sonya wyskoczyli wpadając w korony drzew. Pilot próbował chwilę ratować maszynę ale ta przechyliła się i kosząc wirnikiem gałęzie zniknęła między drzewami. Sekundę później nastąpił wybuch.