Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2019, 13:34   #48
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Czerwony kwiat.
Znajdujące się w jednej z malowniczych, zabytkowych kamieniczek zaraz obok Belgradzkiej starówki “Dojo Czerwony Kwiat” przypominało z zewnątrz sklep z orientalnymi pamiątkami. Przy trochę bliższej egzaminacji, właściciel zdawał się bazować na najbardziej stereotypowym obrazie wschodnich sztuk walk w popkulturze. Już po przekroczeniu progu, można by przysiąc iż jest się na planie filmu Tarantino, lub wręcz jakiegoś kultowego obrazu samego Bruce'a Lee. Cynthia mogła zaś dostrzec ważną rzecz: tu wszystko było drogie i… w swoim stylu gustowne. Wiszące na ścianach eksponaty, orientalne szable, wszystko było raczej autentyczne. Na jednej ze ścian wisiały zagraniczne certyfikaty Zdjęcia Chucka Norrisa, Stevena Seagala.
Podpisane z dedykacją…

Dwójkę kainitów przywitał mężczyzna ubrany w czarne kimono,
[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/_0eIjHf6RhGw/SdAPPqzyfkI/AAAAAAAABhc/CzEMMOxhqsA/s400/untitled.bmp[/MEDIA]
który westchnął teatralnie i skłonił głowę.
- Jeśli nie jesteście umówieni muszę poprosić was o opuszczenie dojo, Sensej nikogo dziś nie przyjmie.

W tym momencie zaczął dzwonić telefon Lexa. Szybki rzut oka potwierdził że próbował się do niego dobić Lev.
Cynthia westchnęła. Świetne wyczucie chwili. Wiedząc, że może liczyć tylko na siebie, zsunęła okulary z nosa, uśmiechnęła się słodko i powiedziała do mężczyzny:
- Byliśmy umówieni.

Cynthia używa compel. Ta moc nie wymaga rzutu jeśli jest wymierzona przeciw nie przygotowanemu śmiertelnikowi. Mężczyzna takowym nie jest, Mira rzuca więc cha+dominate=5k10:
Kostnica
dwa sukcesy przeciw int+resolve mężczyzny.
Ale ile on ma, nie powiem


- Hm... - mężczyzna przyłożył palec do ust w geście zamyślenia - faktycznie, wybaczcie moi drodzy, proszę, chodźcie za mną.
Cynthia ruszyła za nim, zerkając na Lexa, czy aby na pewno zauważył jej sukces dyplomacji. On jednak nie zareagował na to poza zmrużeniem oczu gdy na nią spojrzał.
- Jesteśmy w Czerwonym Kwiecie - powiedział do telefonu ruszając za wampirzycą i mężczyzną w czarnym kimonie. - Przyjedź tu, albo daj znać gdzie cię szukać jak stąd wyjdziemy, to pogadamy. - Nim się rozłaczył, Lev mógł wyczuć niepokój w jego głosie.

Mężczyzna wprowadził dwójkę kainitów w głąb obitego czerwoną boazerią korytarza. To nie był tani plastik, czy bejcowana sosna ale jakieś egzotyczne drewno, pewnie drogie. Prowadzący skręcił kilka razy by wreszcie poprowadzić gości wąską kamienną klatką schodową ku dołowi.
- Sensei was przyjmie. - zapewnił zatrzymując się na końcu schodów, dając do zrozumienia iż ostatni próg mają przekroczyć sami.
https://theoldschool.nl/wp-content/u...atrix_dojo.png
W pomieszczeniu znajdowało się kilku “studentów” nikt jednak nie miał kimona. Mężczyźni nosili krótkie szorty oraz rękawice typowe raczej dla kickboxerów lub zawodników MMA. Widząc wchodzącą parę, trenujący szybko przerwali ćwiczenia i spojrzeli w kierunku sensei.

Mistrz stał tyłem zarówno do studentów jak i drzwi które Cynthia i Lex właśnie przekroczyli, jedno machnięcie dłonią wystarczyło by trenujący skierowali się ku wyjściu, wymijając parę kainitów szerokim łukiem. Za ostatnim z nich drzwi zatrzasnęły się, w pomieszczeniu pozostały tylko trzy osoby: Cynthia, Lex i sensei.

Mistrz, podobnie jak jego studenci, przypominał raczej profesjonalnego sportowca a nie mistyka z siwą brodą. Sensei odwrócił się powoli by spojrzeć na swoich gości.
- To jest ostatni błąd który popełniliście, potwory.

***

Tymczasem Lev…
Lev w końcu znalazł dojo o którym przez telefon powiedział mu Lex. Na szczęście nie było daleko, ale budynek już na pierwszy rzut oka nie zrobił na nim dobrego wrażenia. Był jak dla niego zbyt plastikowy i pchanie tej “orientalności” było zbyt na siłę. Wparował przez frontowe drzwi i natychmiast napotkał wzrok mężczyzny w kimonie.
- Dobry wieczór, przed chwilą byli tutaj moi znajomi. Dzwonili żebym się z nimi tutaj spotkał, są dalej? - spytał kierując się od razu w głąb dojo.
Mężczyzna zaszedł mu drogę.
- Są na spotkaniu, byli umówieni. A Pan?
- Ja jestem umówiony razem z nimi, trochę się spóźniłem. - odparł Lew - Musiałem wziąć psa na spacer. - dodał przepraszająco.
- Mhm, jedną chwilę proszę pana. - Mężczyzna minął Lwa by podejść do biurka na którym leżał laptop.
Lew splótł ramiona na klatce piersiowej i odetchnął głęboko, starając się zidentyfikować humor rozmówcy. Równocześnie potupywał nogą, udając zniecierpliwionego klienta.

***

Tymczasem Cynthia i Lex
Brew Cynthi drgnęła, ale to była jedyna reakcja, na jaką sobie pozwoliła. Ludzie obrzucali się wyzwiskami, gdzie potwory to nie było coś szczególnie wymyślnego. I nie oznaczało bynajmniej, że zostali zdemaskowani. Nim laska się rozkręciła, wampirzyca spojrzała jej w oczy.

- Jesteśmy po tej samej stronie. Chcesz z nami pogadać. - Ostatnie słowa powiedziała ze szczególnym naciskiem.
Kobieta skoncentrowała wzrok na Cynthi, miała ładne, duże oczy. W pewnym sensie łagodne. Powieka sensei zadrżała uwalniając jedną samotną łzę.

Krwi.

Nim Lex, który co jakiś czas starał się “spontanicznie” mrugać, zdążyłby to uczynić, sensei stała obok niego i trzymając Cynthię za oba przeguby łamała właśnie jej ręce w łokciach. Paskudne, głośne i otwarte złamanie.
Razy dwa.
Cynthia krzyknęła głośno, zaskoczona i sparaliżowana tak ostrą dawka bólu.

- Tak ją zwabiłaś?! - kobieta ryknęła Cynthi prosto w twarz obnażając swoje własne, wampirze kły, choć tylko na moment. kainitka kręciła dłońmi swojej ofiary i jakimś sposobem łamała je jeszcze bardziej.


W taki sposób można wykorzystać wysoki poziom celerity, zbliżyć się i zaatakować bez możliwości obrony.
Nie chcę rzucać, zakładam, że Cynthia dostaje cztery superficial damage (po dwa za połamaną rękę, złamania są otwarte dlatego dwa a nie jeden)



Umiejętności bicia się nie predysponowały Lexa do mówienia o sobie “jestem w tym zajebisty”. Może nie miałby problemu do stanięcia przeciw przygodnie spotkanemu dresiarzowi, ale próba ręcznej dyskusji z wampirzą sensei musiałaby skończyć się tragicznie. Holender nie bardzo wierzył też w możliwość ucieczki.
Zabiegi szerokopojętej ortopedycznej kosmetyki czynionej przez Kainitke na Cynthii nie wzruszyły go specjalnie. Wampiry nie zwykły ginąć od nawet powyrywanych rąk, a na ból nic tu nie dało się poradzić. Odruchowo jednak splótł ramiona na piersi, przez chwilę czując absurdalny i triumfalny przebłysk własnego geniuszu. Tak nie mogła mu połamać rąk! Ta kretyńska myśl wyparowała w ułamku sekundy, gdy przyszła druga, logiczniejsza - z połamanymi rękoma chodzić można, z połamanymi nogami nie. Te przebłyski ustąpiły jednak od razu nieprzyjemnej konkluzji, że po takim wylewnym i serdecznym przywitaniu, na łamaniu kończyn urocza sensei raczej nie miała zamiaru poprzestać.
- Tutejszy szycha-wariat dał nam za zadanie rozwikłać i zakończyć sprawę ginących dziewczyn - powiedział starając się przybrać pozę pewnej nonszalancji, choć w głębi rozlewało się w nim zimno paniki. - Niejednemu by może stanął na widok tak uroczych pieszczot, dwóch fajnych lasek, ale ja to bym celował w “hej, nie mamy na to czasu”. Cynthia, na litość boską, weź skończ te zabawy, jesteśmy w pracy!
Cynthia nie odpowiedziała. Łkając żałośnie, tkwiła unieruchomiona przez kobietę w uścisku jej dłoni z połamanymi rękami.
Sensei spojrzała na Lexa i zawahała się. Nim wampir był w stanie to przyswoić, kobieta zwolniła jedną dłoń z Cynthi by złapałać go za szyję.
Skręciła mu kark.
Zabić go to bardziej nie zabiło ale bolało jak cholera.

Lex jeden poziom superficial damage


- Zostało wam kilka chwil istnienia, radziłabym nie obrażać mnie kłamstwami. - wampirzyca pchnęła dwójkę kainitów przed siebie, posyłając oboje na parter. - Powinnam skończyć was szybko - głos kobiety brzmiał wręcz szlachetnie - ale… za moją ghulicę winna jestem wam wcześniej trochę bólu - dodała z mieszaniną cierpienia i wyrafinowania.
Jedynie naturalna chęć przeżycia pchała Cynthię do tego, by coś zrobić z sytuacją. Coś powiedzieć.
- Mówiłam... prawdę... nie wiedziałam tylko... że jesteś... - nie dokończyła, zanosząc się płaczem.
- Dużym i silnym Torreadorem? - podsunęła sensei ścierając z oka łzę, zbliżając się do Cynthii i Lexa.
Powoli.
Puzzle powoli trafiały na swoje miejsce. Cynthia spróbowała skupić się na samouzdrawianiu, jednocześnie ignorując groźby. Naprawdę musieli pogadać.
- To był facet... wiedziałam, że to nie Toreador... choć ona miała kolczyk... przesłuchaliśmy mieszkańców... mówiła mu o dojo... sprawdzaliśmy... sprawdzamy tropy. - Młoda wampirzyca zawahała się na moment, nie do końca wiedząc jakie nastroje panują wśród ich starszyzny. Potrzebowała jednak jakiegoś dodatkowego argumentu. - Mnie przysyła Pani Li.

Cynthia ma advantage Malwa, którego teraz używa


Kobieta zawahała się dłużej.
- Co ty mówisz… dziewczyno? - Sensei zerknęła także na Lexa, pierwszy raz na jej twarzy pojawiło się coś innego niż ból i złość. Wampirzyca miała bardziej ludzką niż jej goście/ofiary cerę, ruchy jej klatki piersiowej imitowały też oddech. Zupełnie nie jak żywy trup. Wampirzyca zatrzymała się lecz nie cofnęła, jeśli Lex i Cynthia zamierzali coś zrobić, choćby powiedzieć, teraz był na to czas.

***

Na górze
Melancholik, upiorny… Lew chyba nigdy w życiu nie spotkał kogoś takiego.
Mężczyzna sprawdził coś na monitorze jednak zasłaniał ekran plecami i Lew nie był w stanie dostrzec co to było.
- Tak oczywiście - odezwał się po chwili - proszę za mną.

***

Na dole
Lex złapał się rękoma za głowę, co mogło wyglądać jakby miał cholernego kaca. Kolejne działanie jednak przedstawiło się bardziej makabrycznie, bo wampir wyprostował sobię głowę niczym w horrorze klasy B. Jęknął przy tym głośno i rozdzierająco.
- Słuchaj… - rzekł słabo opierając się na lewej ręce. - Tylko jedna prośba… - Skrzywił się w grymasie bólu. - Zanim nas wykończysz, to proszę wyjaśnij z jakiej kurwa przyczyny uważasz, że to my wykończyliśmy twoją dziewuchę? -
Wampirzyca wykonała krok do przodu, chyba dobór słowa “dziewucha” był nienajlepszy, Lex włożył rękę do kieszeni grzebiąc w niej chwilę.
- Zbadaliśmy miejsce zbrodni i znaleźliśmy to - Wampir rzucił kolczyk Toreadorce, bynajmniej nie zamierzał wyciągać ku niej ręki. Kobieta złapała go i skupiła na nim wzrok, znów się zatrzymała.
- Jest jak mówi Cynthia, sąsiadka mówiła o dodżo, to szperamy. Cała historia. - Toreadorka złapała się za czoło i westchnęła.
- To to jest ten “pomysł” Szeryfa… - Wampirzyca schowała kolczyk w zamkniętej dłoni, przeczesała włosy i zaczerpnęła powietrza… a przynajmniej tak to wyglądało.
- Wybaczcie.
W tym momencie otworzyły się drzwi przez które do środka wszedł Lev. Szybko obrzucił spojrzeniem pomieszczenie. Cynthia z połamanymi rękoma, Lex z niepokojem na twarzy i nieznajoma kobieta która wyraźnie panowała nad sytuacją.
- Oh kurwa. - wyrwało mu się - Lex, jest ok? - spytał, ale równocześnie nieznacznie przykucnął, obniżając swój środek ciężkości i rozłożył delikatnie na boki ręce, gotów w każdej chwili przyzwać swoje szpony.
Kąciki warg Torreadorki wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Jakby cień wesołości, ale bez cynizmu.
Holender odwrócił się do gangrela. Z wyrazu jego twarzy można było wnioskować, że cholernie daleko do “ok. Ta sytuacja nawet obok “ok” nie stała. Mimo tokiwnął głową i uniósł lekko dłoń w uspokajającym geście.
- On jest z nami - szybko uprzedziła Cynthia, jednocześnie dodając z wyczuwalną goryczą w głosie - To była... pomyłka. Nie zrozumieliśmy się. To tej pani ghulicę znaleziono...
Młoda wampirzyca przezornie przemilczała fakt, że za to, co im senpaika uczyniła sama miała ochotę rozbebeszyć jakiegoś jej ghula i tylko dysproporcja sił, której uświadczyła, trzymała ją w granicach tzw. zdrowego rozsądku, Lew natomiast wyraźnie się wyluzował, choć nie spuszczał wzroku z nieznajomej. Wciągnął powietrze, starając się zidentyfikować jej humor.
- Z naszych ustaleń wynika, że pani ghulica dobrowolnie weszła do tamtego mieszkania. - Kontynuowała Cynthia. - Ten krwiopijca, który ją... no więc musiał być jej znany lub oczarować ją. Czy ktoś... kogoś pani podejrzewa ze swoich... znajomych?
- Chodźmy gdzieś usiąść - toreadorka zaproponowała nagle spoufałym tonem.

***

Wampirzyca przyjęła trójkę w salonie znajdującym się na drugim piętrze. Pomieszczenie było wyposażone w nowoczesnym, zachodnim stylu. Na jednej ścianie był ogromny telewizor, Druga ściana zaś, cóż zamiast ściany było akwarium za którym widać było inny pokój.
Była ogromna sofa, kilka foteli, stolik i barek. W jednym narożniku stała buddyjska kapliczka, przy zapalonej świeczce znajdowało się zdjęcie dziewczyny.

Gospodyni usiadła z nogami na jednym z foteli.
- Widzę, że jesteście raczej młodzi, więc może ja zacznę - kobieta miała dość mocny, amerykański akcent. - Ja jestem Alice, w Belgradzie opiekuję się Różami. Kim dokładnie jesteście i jak to się stało, że przychodzicie tutaj i wypytujecie o osobę którą przyszło mi opłakiwać?

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline