Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2019, 19:28   #31
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ox7S0Nttbh0[/MEDIA]

Zwinna kobieca sylwetka Lyssy wraz z dwoma biegnącymi za nią "skrzatami" wpadła z rozpędem do środka, mijając krótki korytarz. Ich oczom ukazała się podłoga wyłożona matami o pajęczych zdobieniach, eleganckie i dumne symbole Lolth nadawały miejscu sakralny charakter. Na samym środku pomieszczenia stała, umieszczona na bogato zdobionym, przypominającym kielich, drewnianym cokole, olbrzyma rzeźba pająka. Misternie wykonana, tak dobrze że przez moment Lyssa patrzyła na nią z niepokojem, bo ciężko było odróżnić ją od prawdziwego okazu. Ślepia stawonoga zrobione były z onyxów, a ich wzrok w swej czarnej toni był nieprzenikniony. Ściany komnaty okrywały zasłony przypominające pajęczynę. Odgłosy walki lekko przycichły, a pokój był pusty.

Wydawało się że są względnie bezpieczni, tymczasem serce biło jej w piersi jeszcze szybciej niż ostatnio. Sytuacja zmieniła się i skomplikowała, a od podjętych decyzji zależało wszystko. Tym razem jednak łotrzyca nie miała zamiaru zwinąć się w kłębek i płakać, rzucając czujnym, skupionym wzrokiem pomiędzy swoich nowych kompanów. Chociaż pewnie nie oddałaby za nich życia, czuła że są jej potrzebni i chociaż przewrotny los odebrał Saritha, miała ze sobą trzy istoty które traktowały podmrok jako dom. Ktoś musiał przeprowadzić ją przez ten podziemny świat i ostrzegać przed tym co niebezpieczne, a co nie.

Przez moment naszło ją na rozważania o moralności jej decyzji, poczuła się nie w porządku wobec Daerdana, ale nie było na to czasu. Ona wciąż tu stała, gdy reszta spadła w przepaść i samo to świadczyło że odłączenie się było dobrym pomysłem. To mówiła logika, zaś w duszy coś delikatnie kuło, wwiercało się i drażniąc. Tabaxi nie uważała się za na wskroś podłą, ale jej moralność była bardzo płynna i jak przystało na łotrzyka, przekupna. Niczym cwany lis musiała dbać o własny interes, ale czy potrafiłaby zrzec się go by pomóc komuś innemu?

Zapewne część z innych niewolników nawet przeżyła upadek, wpadając w pajęczynę, ale kocica zamartwiła się bardziej samą pajęczą siecią niż ich zdrowiem. Wcześniej planowała użyć jej do własnej ucieczki, ale jej stan po zawaleniu się sterty kamieni był jedną wielką niewiadomą. To stawiało cały plan pod znakiem zapytania.

Nie była pewna czy to jej chciwość, kobieca intuicja czy szósty zmysł, ale coś mówiło jej że nim opuszczą Velkynvelve, powinna w swej bezczelności wpierw rozejrzeć się tutaj. Że być może odnajdzie tu coś, będącego kluczem do przetrwania. Oczywiście ciężko było oprzeć się też najzwyklejszemu złodziejskiemu podrygowi, a już same pajęcze oczy, w posągu, kusiły byle je wydłubać. Mimo wszystko Lyssa czuła respekt przed bogami i bała się znieważyć Lolth w jej własnej świątyni, w samym sercu podmroku. Kilka błyskotek nie było warte gniewu bogini i być może podpadnięcie drowom bardziej, niż tylko kolejna próbująca uciec z niewoli osoba. Jeśli znieważy Ilvarę okradając jej skarbiec, w pogoń za jej ogonem uda się jedna kapłanka, natomiast nie była pewna czy za zdewastowanie świątyni nie byłaby tropiona przez inne drowy. Tropiona wiecznie tylko po to, by zostać przykładnie ukarana.


Niespodziewane pojawienie się Buppido i jego dość optymistyczne słowa sprawiły że kotka uniosła ogon, spoglądając dość nieufnie. Lyssa nie ufała żadnym użytkownikom magii. Nie była jednak na pozycji by wybrzydzać i należało wciągnąć Derro w swoją grę.

- Nawet ten chaos jest częścią planu i choć jego punkty się zmieniają, wszystko idzie tak jak powinno. Pomóż mi realizować plan, Buppido. - Tabaxi wysiliła się by brzmieć jak najbardziej przekonująco, że wie co robi, mimo że chodziła po omacku. Musiała wyglądać na silną, bo tylko wtedy będą za nią podążać. Odpowiedź jej nie zawiodła, miło łechtając futrzaste uszy.

- Oczywiście. Wszystko jest częścią planu i jako pokorny sługa losu, nie mogę zrobić niczego innego - grzecznie odparł derro, patrząc na Lyssę swoimi czerwonymi oczami.

Nie była w stanie ukryć delikatnie ukazanego lisiego uśmieszku, spoglądając szybko po trzech twarzach jej nowej gwardii. Sfirvnebli wciąż patrzyły z nadzieją, wystraszone. Część jej duszy gardziła nimi za słabość, a część chciała się zaopiekować i przygarnąć. Derro zaś był zagadką, nieodgadnioną i podobało jej się to, choć było też i ryzykiem że ich drużyna składać się będzie wyłącznie z bandy nieobliczalnych szaleńców.

- Słuchajcie wszyscy. Nie mamy wiele czasu, więc musimy się uwijać. To znaczy.. - tu tabaxi westchnęła zdając sobie sprawę z różnic kulturowych i tego że nie każdy musiał rozumieć znaczenie jej słów tak jak ona. - Ten potencjalny spokój tutaj, to ułuda. Nie chcemy dać się otoczyć w stalaktycie gdy bitwa dobiegnie końca, tak więc wszystko robimy dwa razy szybciej niż mamy ochotę. Musimy stąd wiać, ale wcześniej przeszukamy cały ten stalaktyt i zabierzemy wszystko co może pomóc nam, a przeszkodzić Ilvarze w pogoni. Od tego co stąd zabierzemy, zależy nasze przetrwanie. Jeśli znajdziecie coś do jedzenia, radzę zapchać tym policzki, bo być może to ostatni posiłek przez kilka dni. Pełno tu świecidełek, ale bierzemy tylko to co potrzebne, by nas nie spowalniało. Rozglądajcie się, mówcie do mnie, ale nie dotykajcie niczego nazbyt cennego. Niektóre rzeczy mogą być chronione jakąś magią, lub zabezpieczone pułapką, a tak się składa że potrafię sobie z takimi radzić. - urwała robiąc pauzę.

- Na co jeszcze czekacie? Szabry czas zacząć! - Syknęła zachęcająco pospieszając i tupnęła by nadać temu dynamiki. Sama już śpiesznie rozglądała się po tym co można by stąd ukraść, na drugim planie analizując dokładnie układ pomieszczenia i ewentualne okna przez które można by wyskoczyć. W międzyczasie zaś odezwała się do derro.

- Nie wiedziałam że jesteś użytkownikiem magii Buppido. - zaczęła miękko. - W jaki sposób Twoja moc mogłaby nas wspomóc?

- Raczej w niewielkim stopniu. Mam wrodzone umiejętności mojego ludu. Jestem wojownikiem - powiedział spokojnie Buppido - potrafię walczyć i moja magia jest ukierunkowana właśnie pod moje umiejętności - wyjaśnił krótko.

- Zawiodę Cię więc, ale plan zakłada jak najmniej walki.. szybko, musimy przeszukać to miejsce i iść dalej. Być może Ilvara zostawiła jakiś ze swoich magicznych artefaktów.


Lyssa zerkając za ołtarz spostrzegła całą stertę obszytych pajęczym jedwabiem poduszek i kobierców. Obok stały też dwa srebrne lichtarze elfiej roboty. Najpewniej było to miejsce, w którym wymościła sobie legowisko jedna z pajęczych kapłanek. Nie spodziewając się znaleźć tam niczego specjalnego, postanowiła przeszukać to miejsce bardziej dla świętego spokoju, rozrzucając poduszki w pośpiechu. Odgarnęła je pazurami, drapiąc przyjemnie miękki materiał. Jednak sterta poduszek wcale nie malała, a wręcz miało się wrażenie, że pęczniała i rosła. Kosmyki futra zaczęły przebijać się pomiędzy spadającymi na jedwabne maty poduszkami i kocami, ukazując ośmionogie, duże stworzenie. Ogromne, czarne oczy łypały na kocicę, a potężne szczękoczułki kłapnęły ostrzegawczo, bryzgając toksyczną śliną na posadzkę świątyni.


Wielki pająk zamerdał odnóżami, unosząc spasiony tułów z niewielkiej, ukrytej pod jedwabnym stosem niszy. Strażnik świątyni wyczuł ruch, i reagował tak, jak wyszkoliły go jego elfie władczynie. Zaatakował z szybkością błyskawicy i jedynie nadludzki refleks Lyssy ocalił ją przed kłapnięciem szczękoczułek, zdolnych przegryźć jej gibkie ciało na pół.

Sfirvnebli stanęły jak wryte, a Buppido zdołał wyciągnął jedynie swoje improwizowane szpony.

Lyssa zupełnie się tego nie spodziewała, a ręka odgarnęła jeszcze kilka poduszek nim dotarło do niej że odkrywa pokaźnych rozmiarów pająka! W jednej chwili jej ogon napuszył się przypominając jeża, a uszy położyły po głowie gdy uskoczyła, z przerażeniem w oczach obserwując paskudną paszczę. Wysoki, wystraszony, kobiecy pisk odbił się echem po komnacie i pewnie słychać go by było dalej, gdyby nie to że dookoła już trwał wojenny harmider. Lyssa nie znosiła pająków, czy to małych, czy też dużych. Były paskudne i prymitywne, a z pewnością z oczu im dobrze nie patrzyło.

Wszystko działo się zaledwie moment. Wystraszona tabaxi w mgnieniu oka dobyła krótkiego miecza i dziabnęła pająka głęboko, prosto w ten chitynowy pysk by rozbić impet jego natarcia. Nie miała zamiaru jednak się z nim tutaj sparingować i wykorzystując moment chwilowego zamroczenia potwora, odruchowo wyskoczyła w powietrze. Zjeżony koci ogon jeszcze posmyrał stawonoga po oczach, gdy okręcająca się sylwetka łotrzycy w zwinnym, płynnym ruchu wylądowała na podłodze, poza jego zasięgiem. Niczym zwykły tchórz umknęła za pajęczy pomnik, chowając się przed bestią po jego przeciwnej stronie. Jej ostre pazurki chwyciły się cokołu, gdy wciąż dysząc obserwowała sytuację.

Tymczasem najbliżej pająka pozostały teraz gnomy wraz z Bulppido, a rozwścieczony stwór nie będąc wybrednym, bezmyślnie rzucił się na najbliższy cel. Jego paszcza dosięgła Krzaczóra kąsając małego gnoma, który... ani trochę nie spanikował, jakby ugryzienie nie zrobiło na nim wrażenia. Zamiast tego zaskakując Lyssę, rozeźlony rzucił się na pajęczego strażnika z zębami! Inni wciąż jeszcze zaskoczeni tą niespodziewaną sytuacją, zaczynali przytomnieć. Lyssa zaś, schowana za posągiem nie czekała, dobywając wiszącej u biodra kuszy ręcznej, wychylając się i strzelając w obfity, nadęty odwłok pająka. Bełt przebił się, a z powstałej dziury zaczęła sączyć się jakaś paskudna maź. Tymczasem Krzaczór który próbował pogryźć strażnika stalaktytu kąsał chitynową nogę zajadle, ale bezskutecznie. Kępa zebrał się w sobie i dobył kamiennego sztyletu, zachodząc ohydę z przeciwnego boku, i wycinając w jego grubym korpusie pokaźną wyrwę. Z pociągłej rany zaczęły wylewać się jakieś niezidentyfikowane pajęcze wnętrzności, a cały stwór wygiął spazmatycznie odnóża. Ciało pokonanego monstrum opadło na podłogę, a pajęcze nóżki drgały jeszcze pośmiertnie wygrywając w niemej dramatycznej melodii.

Buppido który zagapił się i nie zdążył już na walkę, zaczął pazurami wyrywać szczękoczułki pająka, unosząc w końcu umorusaną posoką rękę ze swoim trofeum.

- Dobry plan. Mówiłaś coś o rabowaniu? - Rzucił wartko derro.

- Pewnie, nie wyjdziemy stąd z pustymi rękoma. - Rzuciła z lekkim uśmieszkiem przyglądając się mężczyźnie który zaczynał ukazywać nieco swojego charakteru. - Krzaczór to twardziel, nawet go ten pająk nie wzruszył. Panowie, ostrożnie, ale do dzieła!

Przez moment uśmiechnęła się do Krzaczóra. Nie doceniła ich obu. Miała też szczerą nadzieję że ukąszenie pająka rzeczywiście było tylko draśnięciem. Wszyscy wiedzieli że na medyka nie można było tutaj liczyć.

Tymczasem powrócił stary dylemat, a Lyssa uznała że już dość naraziła życie przez tego włochatego strażnika, a w dodatku miejsce i tak zostało zdewastowane. Wymówka wystarczyła by przekonać kocicę do wydłubania Onyxowych oczu z posągu pająka i wciśnięciu ich we własną kieszeń. Małe, a cenne - takie skarby lubiła najbardziej.

- Idziemy na dół moi drodzy. - Zarządziła i sama udała się na schody, ale wciąż pamiętając ostatnią niespodziankę dodała. - Buppido, bądź zaraz za mną.

*


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PHR1OeE-q9w[/MEDIA]

Niewielkie, spiralne schody wkrótce otworzyły się na drobny korytarz, zakończony grubymi drzwiami z grzybodrewna, otwartymi jednak na oścież i ukazujący kolejne pomieszczenie. Bardzo znajome dla tabaxi, ale kompletnie obce dla towarzyszących jej derro i sfirvnebli. Ci rozglądali się ciekawie, rozdziawiając usta ze zdziwienia.

-To pokój tej czarownicy… - spostrzegł Buppido, klekocząc swoimi szponami. Szczękały również zęby Kępy, który ze strachu cały dygotał.

Tymczasem Lyssa wchodząc do komnat Ilvary celowo stawiała kroki niczym zdobywczyni. Dłońmi, po ramionach pogłaskała stające po jej bokach gnomy i uśmiechnęła się pod nosem. Była z nich zadowolona, ale też chciała dodać im otuchy. Wierzyła że w życiu ważne było podejmowanie ryzyka, potrzeba tylko dość szaleństwa by wyciągnąć rękę. Czuła oczywiście lęk, ale bardzo się starała by nie pokazać tego innym.

Kocica omiotła wzrokiem pomieszczenie, zastanawiając się cóż też się zmieniło od jej ostatniej tu wizyty. Pokój wyglądał tak samo elegancko, oświetlony przez przyczepiony do sufitu kamień na który nałożono jakieś zaklęcie. Jej ojciec też się w takie rzeczy bawił, więc widziała że drobna runa która była nakreślona na owym kamieniu, sprawiała że zaklęcie trwało wiecznie. Takie zaklęcia często reagowały na polecenia głosowe, ku wygodzie czarownika. Kamień był przytwierdzony mocno do posrebrzanych obejm, wbitych w sufit wydrążonego w stalaktycie pokoju. Wewnątrz były dwa okna, z czego przez jedno widać było trwającą walkę, błyski błyskawic, huk zaklęć i słychać było świst bełtów. Potworne, osowate stworzenia wciąż ryczały, ale na szczęście żaden nie interesował się ich drobną grupką.
Ze srebrnej obejmy zwisały bogato zdobione draperie pokryte wzorami przedstawiającymi sieć, pająki i symbole Lolth. Okrywały cały sufit, sprawiając wrażenie że pokój nie był dziurą wydrążoną w kamieniu, a przytulnym i eleganckim miejscem. Przez podłogę ciągnęły się takie same jak wyżej, zdobione maty. Były krzesła i stolik na którym leżały jakieś bibeloty. W niewielkiej niszy obok łóżka na którym Ilvara ostatnio znęcała się nad Shoorem znajdowała się skrzynia. Ta sama w której wcześniej tabaxi zauważyła swoje wytrychy! Wykonana z grzybodrewna, okuta czarnym żelazem wyglądała solidnie, ale też kusząco. Łóżko na podwyższonej platformie było pokryte poduszkami, kocami i opływało w przepychu. Gdyby nie to że naglił ich czas Tabaxi chętnie wskoczyłaby na nie dla czystej miękkiej przyjemności.
Nieopodal wbite w sufit łańcuchy przypominały jednak że byli w pokoju sadystki. Na podłodze widać było zakrzepłe, stare plamy krwii, które powinny śmierdzieć, jednak nie dało się wyczuć nic takiego.

Miejsce które dobrze zapadło jej w pamięć, po ostatniej wizycie przypomniało Lyssie uśmieszek “wiedźmy”. Teraz jednak to ona się uśmiechała robiąc jej w mieszkaniu bałagan i pokazując pazur.

- Musimy otworzyć tą skrzynię.. macie pomysł jak to zrobić? Gdzieś tu były moje wytrychy.. ale nie mogę ich dostrzec. - Wskazała palcem na skrzynię w niszy, przy łóżku, a sama podbiegła do okna przy którym akurat nie latały bełty.

Wychyliła się przez nie mocno, tak że w zasadzie leżała w nim brzuchem. Połowa jej sylwetki została w pomieszczeniu, a połowa kocicy była już za stalaktytem. Rozejrzała się pospiesznie, głównie interesując się czy jest dalej możliwość skoku na pajęczynę. Nie widziała jednak siwej osnowy, na której osadzały się wcześniej krople wody. Całe to, misternie utkane przez pajęcze sługi drowów zabezpieczenie Velkynvelve zostało zniszczone jednym zaklęciem i nieszczęśliwym wypadkiem. Przez twarz dziewczyny przeszedł grymas rozczarowania.

-Najpewniej zamknięta. Można by otworzyć, gdyby ktoś miał jakieś wytrychy. - zasugerował Buppido. Krzaczór wyciągnął zmontowane jeszcze w celi powyginane sztućce, od biedy mogące ujść za takowe. Wzruszył kosmatymi ramionami i pokazał Lyssie swoje narzędzia, podając je tabaxi i wskazując pytająco na skrzynię.

Jej pionowe źrenice zatrzymały się na powyginanym widelcu jaki miał dziś przyjąć dumne imię wytrychu. Kocica uniosła brew i podrapała się za uchem w lekkim skrępowaniu.

( To ma być wytrych..? Cholera, chyba.. chyba nie mam wyboru?)

Okręciła sztuciec w ręce i przyklękła przy skrzyni.

( No dalej.. musisz pokazać że jesteś pieprzoną mistrzynią złodziejstwa.. )

Z determinacją w oczach wetknęła wygięte metalowe pręty w zamek próbując dobrać się do mechanizmu, ale to mechanizm dobrał się do niej.

- Au! - pisnęła cicho i cofnęła rękę czując ukłucie. Z jej delikatnej dłoni sterczała mała stalowa igła. Pułapka. Nie było już czasu na zastanawianie się jaka była na niej trucizna, bo wątpliwe było, by samo tak małe ukłucie miało kogoś odstraszyć. Zaciskając zęby ze złości że nie dostrzegła zagrożenia, wyjęła igłę z ciała. Ta musiała być zatruta, bo Lyssa poczuła się jakoś nieswojo i słabo. Nie powiedziała nic nikomu i szczerząc groźnie swoje długie ponad normę kiełki, trafiła na zapadkę zaraz otwierając skrzynię skarbów Ilvary. Widelcem.

Otworzyła wieko, a wewnątrz nie krył się już żaden pająk tylko pokaźny, zgrabiony przez mroczną dobytek. Przez moment zaparło jej dech w piersi.

- Ha! - Rzuciła dumna z siebie i oddała "wytrychy" sfirvnebli. Czego w tej skrzyni nie było! Pełna skradzionych zniewolonym skarbów teraz w łapkach nowej złodziejki!

Tabaxi dorwała pierwszą lepszą dużą poduszkę Ilvary i wyrzuciła jej zawartość, robiąc sobie z tego jedwabnego sukna elegancki, zdobiony w symbole Lolth worek. Sięgnęła dłońmi w skrzynię wybierając z środka jakieś kobiece ubrania. Dziewczyna pospiesznie przyłożyła je do sylwetki i wydawało się że pasują na drobną osobę, w sam raz jak na nią. Jedną parę wrzuciła od razu do swojej worko-poduszki. Kolejną znalezioną rzeczą była srebrna biżuteria, która jak można było się domyślić nie czekała długo na jej decyzję. Łańcuszek i kolczyki zdobione onyksami trafiły do zaraz do jej poduszki skarbów. Przebierając dalej wyciągnęła sakiewkę, w której brzęczały monety. Otwierając ją zobaczyła złote drowie i srebrne krasnoludzkie. W zasadzie nie wiedziała jak jest z walutą w podmroku, ale pewne było że warto ją mieć. Oczywiście zamocowała ją od razu do swojego pasa. Drugą ręką już sięgnęła po kolejną. Niestety ta zamiast monet zawierała jakieś czarodziejskie bzdety, robiąc wyjątek Lyssa postanowiła ją wziąć. Torba z jakimiś fiolkami wypełnionymi jakby.. krwią? Tu przez moment się zastanawiała, ale w końcu przewiesiła sobie ją przez ramię. Grzebiąc w skrzyni głębiej tabaxi zdziwiła się. Wydawało się że Ilvara trzymała tu także swoje osobiste rzeczy, wymieszane z tymi skradzionymi. Nie było to najmądrzej przechowywane, bo by dostać się do niektórych trzeba było przedzierać się przez te wszystkie inne. W ogóle całość wyglądała jakby Ilvara nawet nie sprawdziła co też skradła, a jedynie wrzuciła wszystko pospiesznie razem. Dłoń lyssy odgarnęła jakiś zbędny ciuch i wzdrygnęła się.

Małe lusterko, najpewniej Ilvary, było tak eleganckie że stało się zaraz własnością Lyssy, trafiając do skórzanej torby. Zaraz potem znalazły się flakony z perfumami, kosmetyki, pilniki do paznokci, mydełko, szczotka do włosów i biżuteria. Wszystko pieczołowicie zdobione, wysokiej jakości. Bransolety i kolczyki z rubinami, srebrny naszyjnik przypominający pajęczą sieć z pająkiem o rubinowym odwłoku. Pierścionki srebrne i... oh.. Lyssa nie czekała na więcej zachęty. Po prostu porwała wszystkie te skarby upychając gdzie się da, a oczy świeciły się jej w próżnej satysfakcji. Czuła się jak na szaleństwie zakupów u egzotycznej karawany. Dopiero po chwili nadeszła refleksja, że przecież nigdy nie była na zakupach, a jedynie czytała o tym w książkach.

Na tym nie kończyły się skarby, bo zaraz znalazła też swoje własne rzeczy. Nie było ich zbyt wiele, ale udało się zebrać rapier, flet poprzeczny, narzędzia złodziejskie, kolejną sakiewkę ze złotem i sztylet. Przekopując się przez kolejne zbroje, miecze i całą tą zbrojownie udało jej się jeszcze znaleźć kolejne trzydzieści sztuk złota, które dorzuciła do swojej sakiewki.

Gdy tabaxi wyciągnęła dziwnie drobną rzecz, nagle podszedł Krzaczór i Kępa wyraźnie zainteresowani. Najwyraźniej kusza którą znalazła, należała do nich. Lyssa się już obłowiła, pozwalając by chłopcy zabrali co uważają za potrzebne. Krzaczór wyjął dwa niewielkie oskardy, a Kępa bandolierę z nożami do rzucania i pendent z krótkim mieczem. Po czym obaj odziali się w niewielkie, gnomie skórzane zbroje. Buppido znalazł kolczugę, okrągłą tarczę i topór bojowy. Za pas zaczepił dwa toporki do rzucania. Znalazły się też plecaki, pochodnie, a Buppido nie wiadomo skąd, wynalazł nawet linę z kotwiczką i haki wspinaczkowe.

Chciwe spojrzenie złodziejki omotało pomieszczenie, wiecznym głodem. Obok skrzyni stał niewielki ołtarzyk poświęcony Lolth, z pewnością był coś wart, jednak Lyssa i tak już miała ze sobą całkiem sporo drobiazgów. Ich przewagą były małe rozmiary i niewielka waga, czego o ołtarzu nie można było powiedzieć. Obok dostrzegła posrebrzane lusterko w oprawie z kości choć nie wiadomo było czyich. Zignorowała ten dobytek, jako że już jedno lusterko miała i podeszła do stolika, patrząc co tam na wierzchu zostawiła Ilvara.

Srebrna czaszka rozmiaru pierścionka, dziwna nieznana jej moneta, szklane oko, jakaś czapka, chyba do snu, pamiętnik z wyrwanymi stronami i alabastrowa maska. Wszystko to zgarnęła z blatu wrzucając do plecaka. Po chwili namysłu przypięła też do niego dwie poduszki i zabrała jakiś z drogich koców które miała Ilvara. Myśl była taka, że przynajmniej nie będzie musiała spać na kamieniu. Gdzieś tam w skrzyni były nawet racje podróżne, które kocica teraz chrupała czekając aż jej świta skończy grabić. Spojrzała przez okno, na wciąż trwającą bitwę.

Znalazła tak wiele, ale nie było to nic przełomowego. Liczyła na jakiś magiczny artefakt, ale musiała zadowolić się błyskotkami.

A mówiąc o błyskotkach...

Ta w suficie kusiła ją bardzo, tym mocniej że w sumie, światło przydałoby się im w podmroku. Złapała miecz w zęby i wyciągnęła pazurki, wskakując na draperię. Niszcząc ją szponami wspinała się by po jej materiale, przez sufit dostać do owego kamienia, a ostatecznie go tym mieczem wydłubać. Nie okazało się to trudne, ale kamień oderwany za pomocą miecza momentalnie zgasł, przypominając w tej chwili okazały kawałek kwarcu. Nadzieją na ponowne rozpalenie kamienia byłoby poznanie słowa klucz, co mogło zająć nieco czasu. Lyssa była cierpliwa, a kolejna zdobycz która trafiła do jej plecaka.

- Zebraliście co potrzebne? Dobrze, bo teraz czas sprawdzić ostatni pokój. - Bardziej stwierdziła niż zapytała, zdając sobie sprawę że muszą pilnować się z czasem kradzieży.

Zeszli wszyscy razem na ostatni poziom stalaktytu który okazał się lokum Shoora. Kontrast tam panujący jasno pokazywał jego miejsce i rzucał się w oczy już na samym wejściu. Proste, żołnierskie łóżko z drzewa grzybowego, wyściełane normalnym siennikiem bez baldachimów. Zaledwie kilka poduszek z pajęczego jedwabiu, stolik, drewniany lichtarz i kilka świec. Istna dziura.

(Jeśli tak mieszka Shoor, to jak wygląda pokój zwykłego drowiego żołnierza?) - pomyślała tabaxi.

Na ścianie rozpostarta była skóra jakiegoś zwierzęcia, choć kocica nie była w stanie stwierdzić co to za zwierzę. Znalazła się też drewniana skrzynia, podobna do tej co w pokoju na górze. Cynowy dzban i jakieś tanie kubki.

Mając w pamięci jeszcze niedawne ukłucie i pułapkę, nie spieszyła się do jej otwierania. Zamiast tego spojrzała na Kępę cwanie.

- Kępa, otwórz tą skrzynię. - Poleciła, a sama niby zaczęła przeszukiwać inną część pomieszczenia. Gnom zaczął dłubać przy zamku i chyba dostał taką samą igłą jak ona, bo podskoczył nieco i zaczął coś mamrotać pod nosem. Kocica tylko patrzyła, sama gładząc swoją dłoń a na samą myśl ból wrócił wspomnieniem. Sfirvnebli zaś poradził sobie otwierając skrzynię, ale łamiąc przy okazji swoje prowizoryczne wytrychy. Wtedy przy jego sylwetce pojawiło się smukłe udo kocicy która już zerkała na skarby. Zasada kontrastu się zachowała także w tym przypadku. Dobytek Shoora był bardzo mizerny.

Jakieś męskie ubrania, które nie interesowały Lyssy ani trochę i sakiewka którą dziewczyna zabrała gnomowi sprzed oczu. Widząc że coś tu jednak znajdzie, usiadła obok i wyjęła co lepsze kąski, nie przejmując się czymś co można by nazwać równym podziałem w drużynie. Wzięła czarną aksamitną maskę z motywami pajęczymi, której najpewniej z Ilvarą używali w łóżku. Komplet kości do gry z elfimi symbolami. Niewielką skórzaną torbę z dużą i kosztowną pajęczą broszą z agatem. Zdobioną flaszkę z niebieskim płynem który po powąchaniu pachniał trochę jak syrop z owoców, i najpewniej był drogim winem.

Odziali się, dozbroili, rozkradli stalaktyt ale najważniejsze nie zostało wyjaśnione. Jak w zasadzie mają uciec? Lyssa wstała i przeszła się po pokoju kręcąc ogonem zakłopotana, usiłując wymyślić jakieś rozwiązanie. Nagle olśniło ją i choć plan nie wydawał się może idealny.. lepszego nie mieli.

- Nasza mała zemsta na Ilvarze się dokonała, ale teraz pora się stąd wynosić. Pamiętacie te draperie które zdobią całe wnętrze stalaktytu? Bierzcie nóż i zerwijcie mi wszystko z pomieszczeń wyżej. Znieście do mnie i upleciemy z tego dorodny splot, którym spuścimy się przez okno na dół jaskini. - tabaxi uśmiechnęła się lisio. - Dalej kochani, ta suka może tu wrócić w każdej chwili i lepiej by nie zobaczyła nas tu w tych rozgrabionych zgliszczach. Choć przyznam że chciałabym zobaczyć jej minę...

Wszyscy wzięli się do pracy, nie pozostawiając w głównym stalaktycie nawet cienia porządku. Pomieszczenia wyglądały jakby przeszło przez nie tornado, lub stado szarańczy. Już za chwilę powstał "warkocz" po którym mogli opuścić się w stronę jedynej słusznej drogi w Velkynvelve, drogi ucieczki.
Zawisł bezwiednie ze stalaktytu, niczym z okna wieży księżniczki. Niestety na dole nie czekał żaden rumak.

Lyssa przyglądając się ich dziele, nie wiedząc nawet czemu objęła oba gnomy, przytulając je do nóg niczym zatroskana mama. Jej smukłe dłonie pogłaskały Kępę i Krzaczóra ciepło, a z ust kocicy wydobyły się zaledwie cztery słowa.

- Nie martwcie się.. wytrzyma.

Pionowa źrenica jej czerwonych oczu mieniła się w mroku determinacją, równą chyba tylko drowiemu sadyzmowi...

 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 13-03-2019 o 19:41.
Kata jest offline