Do Kita docierały strzępy wymiany poglądów, ale nie zamierzał podchodzić bliżej, by słyszeć dokładnie wszystko, ani brać w niej udziału. Ważniejsza była obserwacja okolicy, bo Kit (tak, jak zapewne i inni) nie chciał podzielić losu tych, co jechali hummerem. I dlatego pewnie niepokoiła go obecność ścierwojadów na nim. Bądź co bądź krążyły powoli nad nimi, jak sępy nad świeżym trupem. - Też mam je ochotę ustrzelić. Nie wierzę, że to zbieg okoliczności. Wilki które mnie i JR zaatakowały, zrobiły to po tym jak poleźliśmy za białym widmem. Te tutaj… też się nie zachowują jak zwykłe zwierzęta. - stwierdził Hamato również pilnując bezpieczeństwa ekipy.
- Nie wyglądają na zwykłe - odparł Kit. - Zdecydowanie nie wyglądają. Ale na razie szkoda mi amunicji... Chyba że przy hummerze znajdziemy jakąś broń. Chyba jeszcze pamiętam, jak się używa zwykłej broni... - Za wysoko. Trzymają się poza zasięgiem - ocenił Hamato.
- Ciekawe, czy czekają na to, aż staniemy się ich posiłkiem, czy po prostu nas szpiegują - powiedział Kit. - Jedno i drugie - ocenił krótko Hamato.
- Przestańcie uprawiać czarnowidztwo. - Rzuciła pół żartem Lili przyglądając się przez krótką chwilę temu co było na niebie. Po chwili podeszła do dokonującego oględzin Cooka, by samej też dokładniej obejrzeć to co pozostało z Gwardii Narodowej.
- I co o tym sądzisz? - Zapytała Anthonyego, stając nieco z boku. Nie chciała przeszkadzać mu w robocie wchodząc w jego kompetencje. - Tamtego piorun trafił.- Bear wskazał na zwęglone zwłoki.-Nie z góry. W pierś.
Potem spojrzał na trupa, którego oglądał. - Tego coś dopadło… zwierzę. Duże pazury. Czarna krew. Zdołał zranić zanim zginął.
- Piorun? Nie ładunek elektryczny? - zapytała Elizabeth z wyczuwalnym sceptycyzmem w głosie, chociaż starała się, by tak to nie zabrzmiało. - Może to karabin tesli? Słyszałam, że testują taki projekt w Newadzie. Zamiast przyspieszać kule, używać ukierunkowanego strumienia elektronów - zasugerowała Louise. - I skąd się niby taki karabin wziął tutaj? Jeśli nawet istnieje jakiś w miarę solidnie działający prototyp - wtrącił sceptycznie Guerra.
- Żaden karabin, nie chcę was martwić - powiedział Kit. - Jeśli ktoś potrafi machnięciem ręki przywołać stwory, które w naszym świecie nie istnieją, to co za problem ciskać piorunami. - Nie ma się co jednak martwić zawczasu, prawda?- Pearson próbował wejść na optymistyczne tony. - Prawda, Ash?
- Racja, rozładowania plazmy która jest formą bardzo skondensowanej elektryczności zdarzają się podczas wybuchów wulkanów...czasem. - Medyczka wsparła Ważniaka w próbie podniesienia morali. - Więc mogło być to przypadkowe. - Broń.- Bear sięgnął po ulubiony karabin żołnierzy US. Army. Onyxa.
Podniósł go i przyglądał się przez chwilę. Spojrzał na Marge.-Umiesz? - Jasne… zaliczam nim siedem na dziesięć trafień.- odparła pilotka. - No to łap. - Rzucił jej karabin. - Załadowany. Nie zdążył wystrzelić.
- Przynajmniej zginął szybko. - Van Erp sięgnęła po nieśmiertelnik trupa.
- Albo jechali na zwiad, albo z meldunkiem - powiedział Peter.
Tymczasem Bear podszedł do Wolviego i zameldował. - Coś zgniotło pojazd i zabiło załogę. Dwóch wyskoczyło, jeden został porażony piorunem. Drugiego zwierzę poszarpało. Wilk… może. Duży wilk.- zameldował. - Co zgniotło pojazd?- zapytał Wolvie, a Cook milczał chwilę rozważając odpowiedź. - Duże… coś. Z góry coś - dodał.
- Przybiegło i skoczyło, czy przyleciało i wylądowało na hummerze? - zainteresował się Kit. - Duże coś z góry - odparł Cook, nie dodając nic więcej.
- Ani chybi smok zrobił sobie lądowisko - mruknął Kit, po czym ruszył, by obejrzeć okolice pojazdu w poszukiwaniu śladów stwora, który zniszczył pojazd. Bezskutecznie, co tylko potwierdziło domniemanie Kita, iż był to jakiś stwór rodem z bajek. Lub koszmarów. |