Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2019, 22:23   #26
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bitwa się rozpoczęła. Żołnierze strzelali do nich, a Doomguys odpowiedzieli ogniem.
Morderczym w swej sile rażenia. Taurusy rozrywały ciała przeciwników. Ożywieni żołnierze, bowiem mieli tylko kamizelki kuloodporne i hełmy Gwardii Narodowej, coś co nie mogło powstrzymać kul taurusów. Było ich za to zbyt wiele, by taurusy mogły ich szybko wybić.
Za to pancerze chroniły ich przed kulami karabinów. Większość odbijała od płyt pancerzy. A te którym udało się przebić, nie wbijały się głęboko w ciało. Był więc pat.
Który jednak rozwiązywali JR i Bear.
Ich destruktory zalewały pole bitwy ołowiem powoli eliminując przewagę liczebną przeciwnika. Bowiem nieumarłych żołnierzy było więcej niż Doomguys. Dwie “kosiarki do trawy” jednak robiły różnicę na korzyść oddziału Wolviego.
Do czasu aż się wieżyczka czołgu obróciła.
Nastąpił wystrzał i eksplozja.
Wybuch powalił na ziemię obu Terminusów, a także ranił Pearsona oraz Hamato.
- Ten dziwoląg nimi steruje! - Lili rzuciła do komunikatora.
Peter wziął na cel osobnika, który - jako pierwszy - poruszył się, gdy tylko Doomguys przybyli na pobojowisko. I chybił… Taurus miał wiele zalet, ale zasięg broni do nich nie należał.
- Jest też jedynym żywym żołnierzem wroga, jakiego napotkaliśmy. I dopóki nie będzie stanowił bezpośredniego zagrożenia..- wtrącił Wolvie. - Zamierzam pochwycić go całego i zdrowego.
I zarządził głośno.- Skupić się na ożywieńcach…
- To zombie.- wtrąciła nerwowo Charlotte.
-W wszystko jedno co… Nie dać im podejść bliżej. Możliwe że mają granaty.- odparł Wolvie .- Giles… zmieć mi ten czołg z pola widzenia. JR. Bear… żyjecie?
- Taaa... - wtrącił krótko Cook.

J.R. podniosła się ociężale po zarobieniu strzału z czołgu (dobrze że nie bezpośredniego!), czując krew w ustach.
- Jest zajebiście! - Zameldowała nieco za głośno, sama wciąż mając dziwaczny pisk w uszach po ostrzale z grubego kalibru.

- Już się robi.- odparł Russell odrzucając śrutówkę, by sięgnąć po wyrzutnię rakiet.
Pocisk w z niej wystrzelony przeleciał ze głośnym rykiem silnika rakietowego przez pole walki uderzając na końcu w czołg. Eksplozja nie rozwaliła maszyny, ale… urwała wieżyczkę pozbawiając pojazd tego, co zagrażało Doomguys najbardziej.
-Naprzód! - krzyknął głośno Wolvie narzucając tempo. -... musimy się przebić do naszego celu i żywcem wziąć.
Ruszył do przodu…- [u]Nie przerywać ostrzału, tylko przeć do przodu. Jak ktoś niezdolny do walki to wycofuje się.. a Collier… osłaniaj ich odwrót na pozycję Hansen.[u]
-Tak jest.- odparła blondynka nie przerywając kanonady jak i reszta.
Nieumarli strzelcy mimo przerzedzenia ich szeregów podjęli dalszą kanonadę zacieśnili swoje szeregi. Taurusy żołnierzy rozrywały ich ciała. Ale jeden zdołał postrzelić Wolviego w udo, tuż przy łączeniu pancerza. Szczęśliwy strzał, ale Jonesa ten postrzał nie spowolnił, za bardzo. Potem przyszło ostrzeżenie od Ash. Rzeczywiście grupa nieumarłych chyba próbowała zajść ich od lewej flanki. I dlatego, Hamato sięgnął po jeden z granatów przy pasie.
Lili, dotrzymując kroku, ale i trzymając odpowiedni dystans do dowódcy, bez zbędnego rozmyślania, wybierała kolejne cele i zgodnie z rozkazem dowódcy, starała się nie dać podejść ożywionym zwłokom po żołnierzach Gwardii Narodowej podejść bliżej.
Kit starał się eliminować tych, którzy stanęli im na drodze do celu, którym był osobnik kierujący ożywionymi truposzami.
- To nie jest gra video, to nie jest gra video… - Powtarzała do siebie Jean, prując ze swojego miniguna do żywych trupów. Do eks-gwardzistów, do… niejako kumpli po fachu. Do amerykańskich mundurów.
- Szlag by to wszystko trafił. - Zgrzytnęła zębami.

I wtedy… stało się to. Z dłoni tajemniczego mężczyzny wystrzeliła błyskawica. Uderzyła w klatkę piersiową Jonesa, przeszła przez niego, trafiła w Lili… uderzenie wstrząsnęło jej ciałem wywołując ból. Na szczęście nie oberwała tak mocno jak szef, schodząc z drogi piorunowi.
-Switch wyłącz go!- krzyknął mimo bólu Wolvie i osunął się na kolana.-van Erp… przejmujesz dowodzenie.
Nastąpił strzał i kula rozwaliła czaszkę żywego przeciwnika zabijając go na miejscu. Nie zatrzymało to truposzy, ale ich ataki zrobiły się chaotyczne, nieskoordynowane, a przez to mniej skuteczne. Hamato rzucił granat fosforowy w najbliższą grupę truposzy. Eksplozja zapaliła wielu z nich, a także rozniosła się falą ognia po trawie podpalając kolejnych. Nie uciekali bowiem od ognia, a ich wysuszone zwłoki łatwo ulegały płomieniom.
-Ash? Porucznik oberwał. - Lili rzuciła się w stronę Jonesa.
- Charlotte, pomóż mi z nim.- Van Erp krzyknęła do będącej gdzieś z tyłu, ale niedaleko Collier. - A reszta może się z nimi zabawić.
Ten ostatni rozkaz był w zasadzie niepotrzebny. Przynajmniej jeśli chodzi o Kita, który starał się systematycznie eliminować tych truposzy, które jeszcze atakowały.
- Widzę i już biegnę - odpowiedziała Ash będąc już w drodze, by spotkać wyciągających z pierwszej linii porucznika w połowie drogi.

- Sukinsyn - podsumowała krótko wrogi atak… magika(?) na ich dowódcę McAllister, nadal robiąc użytek ze swojej “Big Lucy”. Wcześniej miała mieszane uczucia odnośnie walki z zombie-gwardzistami, teraz z kolei narastała w niej spora wściekłość. Na łączu dało się wkrótce słyszeć jej… warkot.
Rozpoczęła się kanonada… ułatwiona, bo bez swego przywódcy przeciwnicy napierali na żołnierzy skracając niepotrzebnie dystans. Oznaczało to co prawda więcej szans na rany postrzałowe, nawet jeśli powierzchowne. Ale i ułatwiały koszenie przeciwników, zwłaszcza przez heavy. Lufy ich karabinów czerwieniły się od stałego ostrzału, ale stop z których je wykonano wytrzymywał wyższe temperatury.
- Nie potrzebuję pomocy. Jeszcze potrafię wstać - rzekł do Jones do Lili i Collier które wzięły go pod ramię i wyprowadzały z pola walki. Była to połowiczna prawda. Choć na Wolviego potrzeba było czegoś więcej by go położyć na łopatki, to jednak doceniał wsparcie.
- Jasne - odpowiedziała mu Elizabeth, nie puszczając porucznika, mimo piekącego bólu i narzekań tego ostatniego.

Hamato pierwszy dopadł do czołgu, któremu to Giles odstrzelił wieżyczkę. Wskoczył na niego i dla pewności wrzucił do środka granat zapalający dobijając ewentualną załogę.
Pozostali rozwalali niedobitki ożywieńców. Czerwone lufy destruktorów przestały się już kręcić. Nie było już do czego strzelać. Zwyciężyli.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline