Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2019, 18:50   #236
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Zeszli na dół nieco spóźnieni. Chaaya, wciąż nachmurzona, nie odzywała się do ukochanego, zadzierając dumnie nosek i… ubierając się jak najładniej potrafiła. Tak, by swym widokiem drażnić towarzysza. Na pierwszy ogień poszła krwistoczerwona bielizna, później pas z podwiązkami i białe, ażurowe pończoszki. Później już tylko, zwiewna i kusa haleczka oraz różowa sukienka, która miała swoje własne, ukryte, przesłanie. Całość zwieńczył diadem, który potęgował urok i charyzmę, wystarczająco ślicznej i przebiegłej lisiczki.

Rodzeństwo czekało na nich w stołówce. Angelo zajadał się jajecznicą z warzywami, wesoło trajkocząc do siostry, która wyglądała jeszcze gorzej niż poprzednim razem. Sino-czerwone cienie pod oczami, napuchły od niedospania, cienka jak papier skóra, naznaczona była wybroczynami od ciągłego kaszlu i kichania. Włosy były matowe i w nieładzie, choć na szczęście, dziewczynka miała na tyle rozumu, że nie spięła ich czaszkami.
- Jak się macie? - zapytał z uśmiechem Jarvis, przyglądając się obojgu i przechodząc niecierpliwie do sedna. - Jak tylko zjecie, to bierzemy gondolę, podpłyniemy ile się da. A potem… załatwimy nasze sprawy.
Chłopiec uśmiechnął się pełen nadziei na lepsze życie, a blondynka tylko łypnęła złowrogo na przywoływacza, prychając coś o jego śmierci.
- Pierwszy raz od dawna, spałem w prawdziwym łóżku - pochwalił się brunet.
- Dupuszku… - przedrzeźniła go Beatrycze, smarkając w chusteczkę.
Bardka popatrzyła z troską na chorowinkę, ale ta pokazała jej język i kobiecie od razu przeszło. Za to nabzdyczyła się jeszcze bardziej.
- Zamiast martwić się moją śmiercią, powinnaś bardziej zadbać o siebie - ocenił ironicznie czarownik - zmarli lubią towarzystwo wielu groźnych dla zdrowia pleśni. - Wzruszył ramionami. - Powinnaś też być mi trochę wdzięczna. Rozwiązaliśmy problem twojego poprzedniego nauczyciela. I próbujemy załatwić kolejnego mentora.
- Och… a więc mam ci dziękować, że najpierw naraziłeś mnie, Timiego i mojego brata, a później “rozwiązałeś” problem którego nie było? - spytała cynicznie łotrzyczka, kaszląc głośno. - Ile razy mam powtarzać, że nie jestem chora, ale co ja będę strzępić język, durnych nie sieją, sami się rodzą.
Angelo posmutniał i zwiesił głowę.
- Remi nie trzymał jej siłą i podobno nie był taki zły, jeśli pilnowało się zasad… - odparł cichutko.
- Z pewnością był wcieleniem dobroci - stwierdził sarkastycznie kochanek tawaif, przyglądając się dzieciarni. - Tak czy siak, macie okazję na nowy etap w swoim życiu. Sądzę, że lepszy od tego co było.
- Daruj sobie - fuknęła pod nosem Bumi. Próbowała zgrywać twardą, ale magik widział jak bardzo jest niepewna swojej sytuacji, oraz jak bardzo się bała tego co ma nadejść. Arystokratyczna duma, jak i dziecięca buta, nie pozwalały jej przyznać się do słabości i… troski o swój i brata los.
Jarvis pomyślał, że jego osoba musi jawić się w jej przekrwionych oczkach, jako ucieleśnienie wampirzego rodu, który zniszczył jej rodzinę i wyrzucił ją na bruk.
Z pewnością, ostatniego czego chciała mała złodziejka w tej chwili, to szydzenia z niej.
Mężczyzna więc złagodniał uśmiechnął się do niej ciepło.
- To tylko spotkanie i rozmowa. Jeśli się nie dogadacie to, twoja wieża nadal stoi i nikt ci nie będzie jej odbierał. Masz gdzie wrócić.
Blondynka ukradła bratu kromkę chleba i napchała nią sobie policzki. Rodzeństwo zjadło śniadanie, choć wydawało się, że wyszczekana złodziejka, zwymiotuje swoje na pierwszym lepszym skrzyżowaniu. Najwyraźniej nie nawykła do jedzenia.

Podróż przez miasto odbyła się w ciszy. Bea próbowała przełknąć to co schomikowała w policzkach, jej krewniak był tak znerwicowany, że wygladał jak pozbawiona życia lalka. Kamala podziwiała widoki, wysoko zadzierając głowę w kierunkach ukwieconych balkonów i kolorowych par. Kiedy dotarli do legowiska smoka, tancerka zaczęła robić zakusy na pyraustę, która krążyła wokół niej, niczym mała wróżka. Również dziewczynka zdawała się być zachwycona małymi stworkami, natomiast Angelo połknął kija i stał jak spetryfikowany. Nie nawykł do magii, magicznych miejsc, magicznych istot i magicznych chwil.

Czarownik wziął sprawy w swoje ręce.
- Chciałbym znaleźć dla tej dwójki, szlacheckich dzieci, dom i możliwość rozwoju. Stracili rodzinę i nie mają się gdzie podziać. Dziewczynka ma rzadki talent, który winien być pielęgnowany. A ty chyba jesteś winien nam przysługę, prawda? - zaczął mało dyplomatycznie co wywołało u Archiwitsy chichot. Pyratusty najwyraźniej zaintrygowały się małą czarodziejką. Choć dwie z nich szukały okazji, by usiąść na… jedna na ramieniu Sundari, a druga… na rondzie cylindra jej ukochanego.
- Więc… młoda damo. - Miedzianogłowy zwrócił się do blondynki. - Jakim to talentem możesz się pochwalić?
Le Strange tak się podnieciła zainteresowaniem małych smoczków, że zaczęła niekontrolowanie kaszleć, robiąc się sina na całej buzi. Chłopak, stojący obok niej, uderzył ją kilka razy w plecy, aż zalegająca ektoplazma oderwała jej się od płuc.
- Zabieram innym czary… - wyjaśniła, gdy odetchnęła trochę.
- Przedstaw się… - syknął brunet, ale dostał kuksańca w brzuch.
- Moja matka umarła, zanim ja się urodziłam. Teraz we mnie siedzi i próbuje mnie wykończyć, ale ja się tak łatwo nie dam! - Beatrycze wyprostowała się dumnie i rękawem otarła zagilowacony nos. - Słyszę czary… i nie mogę się oprzeć… więc je kradnę i są moje. Tobie też ukradnę! … o ile jakiś mi się spodoba.
- Nie radziłbym tego robić, a przede wszystkim ruszać czarów umieszczonych w tym miejscu moja droga - odparł dobrodusznym tonem ślepiec. - Moc tego miejsca zawarta w zaklęciach, może zmiażdżyć nieprzygotowane umysły. Uczyłaś się tego sama, czy miałaś mentora?
Łotrzyczka schowała głowę w ramionach, tracąc przy staruszku rezon. Zaszurała nogą i splotła dłonie, jak grzeczne dziecko.
- Nauczyłam się sama… ale… raz ukradłam czar komuś, komu nie powinnam… - Dziewczyna obejrzała się na przywoływacza, by się upewnić, że nie puści pary z ust. - Za karę musiałam robić mu pułapki, a on dawał mi okazje do zbierania zaklęć… próbował mnie też uczyć, ale mój umysł je wypiera.
- Miałaś dużo szczęścia - stwierdził Archiwista z uśmiechem, głaszcząc się po brodzie. - Mogłaś skończyć o wiele gorzej, więc… mam pytanie. Czy chcesz rozwinąć swój talent? Złodziej czarów to rzadka profesja, ale… mam dwóch takich na swoich usługach i któryś z nich mógłby cię wziąć pod swoje skrzydła.
- Ale… - Zawahała się Bumi. - Ja nie zostawię mojego brata i… i przyjaciela… a ten tu palant, przylazł i groził mi śmiercią i obiecał, że się nami zaopiekuje, a później powiedział, że tego nie zrobi i że sama muszę o to zawalczyć… więc… - Zaklinaczka złapała zaskoczonego Angelo pod rękę. - Będę się chciała uczyć i łaskawie cię nie okradnę, pod warunkiem, że weźmiesz też Angelo i Timiego.
- Powiedziałem tylko, że nie mogą zdradzić wiedzy o istnieniu tego miejsca - wtrącił Jarvis, a smok dodał spoglądając na dziewczynkę. - Do Angelo przejdziemy za chwilę. Najpierw… hmm… czymś jeszcze się interesujesz?
- Kłamca! - krzyknęła w furii Bea, wskazując na Smoczego Jeźdźca. Kaszlnęła, raz, drugi, trzeci… - Kłamiesz jak pies! Powiedziałeś, że przedstawisz mnie, Timiego i Angelo potężnemu przyjacielowi, a później gdy zabiłeś Remiego, stwierdziłeś, że Timi ma zostać bo ma dom! Nie ma domu! - zakończyła dysząc i walcząc z płaczem.
Chaaya spuściła wzrok na podłogę, bo doskonale słyszała obietnicę partnera, a później była świadkiem jej złamania.
- Ale przecież ma rodzinę? - zapytał mag, zamyślając się. - Tę staruszkę co spotkaliśmy w domu pogrzebowym.

Tymczasem miedzianołuski odezwał się tubalnym głosem, który nie pasował do owego rachitycznego ciała. - Spokój! Spokój. - Zrazu uśmiechnął się do blondynki. - Nie martw się. Skoro w waszej umowie był jeszcze ten Timi. To jeśli… zdecydujecie się tu zostać, to sama go przyprowadzisz i wynegocjujesz dla niego miejsce. Może być tak?
Beatrycze jeszcze chwilę gromiła przywoływacza nienawistnym spojrzeniem, następnie otarła załzawione oczy i wciągnęła katar, który zaczynał jej się ulewać na usta.
Na ten widok Dholianka zadrżała z obrzydzenia.
- Ja… nazywam się Angelo Le Strange - przedstawił się zmartwiony chłopiec, obejmując siostrę, by mogła sobie wytrzeć twarz o jego koszulę. - Jestem starszym bratem Beatrycze… chciałbym przeprosić za jej zachowanie, gdy się urodziła… nie zdążyła odebrać odpowiedniej lekcji wychowania, nasz ojciec zmarł niedługo po tym jak nauczyła się pisać i… wylądowaliśmy na ulicy. Wcześniej nasza rodzina zaopiekowała się Timothym, był on… jest sierotą, którego wychowywała prababcia. To dobry chłopak. Wspaniały myśliwy i wytrwały wojownik, ale… on nigdy nie wydorośleje… nawet gdy skończy pięćdziesiąt lat. Jego opiekunka jest za stara i za słaba by się nim opiekować, a on… bardzo się do nas… przywiązał.
- Acha… no to w takim razie z pewnością potrzebuje waszej protekcji. Niech tak będzie - stwierdził uprzejmie antyczny gad. - Jeśli wy zostaniecie, on zostanie tutaj z wami, lub... gdzie indziej zamieszkacie. Nie musicie wszak mieszkać w mojej kryjówce. Można wam wynająć siedzibę, gdzieś w mieście. Jesteś bardzo dorosły jak na swój wiek młody człowieku. Więc już masz jakieś plany na przyszłość? Marzenia?
Arystokrata spłonął rumieńcem i na chwilę zapomniał języka w ustach. Wyręczyła go dziewczynka.
- Ja chce tu! Tu są modliszko-smoki! Chcę się z nimi zaprzyjaźnić i i i… obiecuję ci dziadku, że nie ukradnę ci czarów… ani żadnemu twemu znajomemu. Mój brat jest bardzo dobry z historii i matematyki, mógłby zostać nauczycielem! Ja chce być nekromantką z caaaałą armią gnijących zomb…
- BEA! - Młodzian krzyknął karcąco na siostrę. - Nie będziesz mieć żadnej armii i nie będziesz się bawić zwłokami!
- Będę! Zobaczysz, że będę! I będę… ooo… będę potężna. - Napuszyła się zadziornie magiczka.
- Nie lubimy tu zombie… strasznie śmierdzą, a ja mam delikatny nos - wyjaśnił żartobliwie Archiwista, ale pogłaskał dziewczę po głowie. - A co do całej tej armii, to twój talent kieruje cię w inną stronę. Niemniej… zobaczymy. Musicie jednak pamiętać, i wy, i ten Timi, jak się tu zjawi, że wchodząc tu staliście się powiernikami tajemnicy i nikomu nie wolno powiedzieć ni słowa o tym miejscu.
- I tak nie mamy komu - stwierdził smutno brunet. - Babcia Bella rozmawia tylko ze zmarłymi…
- Babcia Bella jest prababcią Timiego - wyjaśniła panienka, ale tylko z tytułu. - Widzi duchy, to one jej powiedziały, że nie jestem chora, a ten glut… - Smarknęła na rączkę, pokazując ektoplazmę, która formowała jej się w rączce w kulkę wielkości małej piłki. - To resztki duchów!
Angelo zakrył dłonią usta i zaczął się rozglądać za dogodnym kątem gdzie mógłby spędzić chwilę prywatności. Co zabawniejsze… bardka robiła to samo.
- Hmmm… - Zamyślił się smok i znów pogłaskał maluszka po głowie. - Niemniej, sama ektoplazma też nie jest zdrowa dla ciała. A ty chłopcze… twoja siostra powiedziała, jakie są twoje mocne strony. Ty jednak nie powiedziałeś co chcesz robić w życiu?
- Ja… ja muszę się opiekować moją siostrą - odparł młodzian, nie mając bladego pojęcia na swoją przyszłość. Był tak bardzo skupiony na przetrwaniu na ulicy, że nie myślał o tym, co się stanie, gdy… dorośnie i Sroki przestaną być jego opoką.
- Toż i się nią opiekujesz. I będziesz. A coś jeszcze? Nie tylko twoja siostra będzie tu pobierać nauki - rzekł w odpowiedzi staruszek z ciepłym uśmiechem.
Podszedł do swojego biurka i coś przy nim nacisnął, po czym zwrócił się do Beatrycze.
- Bądź tak miła i ciśnij tą kuleczką w tamto miejsce. - Wskazał palcem na fragment podłogi.

Łotrzyczka cisnęła glutem, który z głośnym chlupotem poleciał na wskazane miejsce. Na ten dźwięk ciałem Angelo wstrząsnął dreszcz, a tawaif, skryła się za plecami ukochanego, przywierając do niego w trwodze… lub raczej obrzydzeniu.
Ledwo kulka trafiła na podłogę, a dokładnie nie wiadomo skąd, wyleciały strużki białej substancji, która błyskawicznie otuliła ją białym kokonem sieci, unieruchamiając w tej zmyślnej pułapce.
- Myślałem… nad tym by zapisać się jako pomoc u urzędnika, albo jakiegoś bankiera… kocham historię, ale bardzo dobrze liczę… tatko nauczył mnie też podstaw dyplomacji i wyjaśnił na czym działają “wyższe” sfery… gdybym trochę zarobił… jako jedyny mężczyzna mego rodu… może… spróbowałbym odbudować… - dukał zawstydzony młodzieniec, kiedy jego siostra, będąca w połowie drogi do niesamowitej i arcyciekawej pułapki, zatrzymała się zdegustowana.
- FUJ! Fuj, fuj, fuj… jesteś ohydny bracie!
- Obawiam się mój drogi chłopcze, że odbudowa rodu to jednak marzenie nie do spełnienia. Lepiej szukać nowych dróg, ale już przynajmniej wiem co z ciebie może wyrosnąć. I dostaniesz odpowiednich mentorów. - Ślepiec teraz to pogłaskał chłopca po głowie i zwrócił się do blondynki. - Mistrz, który ją wykonał, zaprojektował wszystkie pułapki w mojej małej samotni. Żadna z nich nie jest śmiercionośna, ale wszystkie podstępne. Jest też trochę… ekscentryczny i marudny, jak to stare gnomy i niestety… jeśli będziesz chciała się u niego uczyć, sama będziesz musiała go przekonać. On mnie nie posłucha.
- GNOM?! - Zakrzyknęły dwie dziewczyny, jedna biegnąca z powrotem do smoka, a druga za plecami czarownika. Obu świeciły się oczy i aż roznosiła je ciekawość.
- Pokonam nawet elfa! Ta dwójka wpadła we wszystkie moje pułapki - odparła dumnie Bumi, wskazując na Smoczych Jeźdźców.

- Chcę zobaczyć gnoma… - Złotoskóra szepnęła Jarvisowi na ucho. - Proszę, proszę, proszę…
- To chodźmy go poszukać. Chyba wiem, gdzie może być - odparł cicho mag - też żadnego gnoma nie widziałem.

- Staremu Ebenezeirowi ciężko zaimponować, ale jeśli będziesz uparta, cierpliwa i umiała znieść jego zgrzybiałe docinki, to może nauczyć cię wiele o tworzeniu mechanizmów i pułapkach - wyjaśnił uprzejmie Archiwista, mając najwyraźniej w planach odciągnięcie dziewczynki od rojeń na temat armii zombie.
- Jestem cierpliwa i jestem wspaniała i najlepsza.
Ta pyszniła się, krzyżując rączki na piersi. Jej brat westchnął ciężko, mrucząc, że raczej niepokorna i przemądrzała, ale nie był na tyle odważny, by wypowiedzieć to pełnym głosem.

Dholianka zaczęła przebierać nogami. Dzieci były w dobrych rękach i nie potrzebowały już ich asysty… poza tym… gnom się sam nie znajdzie.
Czarownik pociągnął więc kochankę za sobą, do drzwi… zaś Miedzianogłowy mówił dalej.
- Zróbmy tak. Zadzwonię po Kastriusa, on zaś, wraz z Angelo, poszuka wam kwater w mojej siedzibie. Będą to wasze nowe pokoje, więc wybierz rozważnie.
A ty Beatrycze, pójdziesz ze mną do Ebenezeira. A po południu, sprowadzicie tu Timiego. Zostanie waszym… obrońcą? Opiekunem bardziej. I pamiętajcie. Nikomu poza nim… nie mówcie o tym miejscu. A co do jego prababci, to nie więzienie. Poza czasem przeznaczonym na naukę, możecie swobodnie opuszczać moją siedzibę. Oczywiście wracać musicie tuż przed zmrokiem. Co wy na to?
Rodzeństwo spojrzało po sobie, po czym zakrzyknęło radośnie: Hurra!
Strach i niepewność ustąpiła nadziei na lepsze jutro i w końcu po raz pierwszy od wielu lat dzieciaki poczuły się trochę… jak w domu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline