Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2019, 20:09   #30
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Skierowała się do części sklepowej by wyjść na główną ulicę. Kiedy była za drzwiami zorientowała się że wyszła na bosaka. - Aha. - Powiedziała do nikogo ale stwierdziła że jest już za daleko by zawrócić. Podchodząc do Piekarni najpierw zajrzała czy Rose na pewno nie ma przy ladzie, a jeśli jest to czy jest tam ktoś inny.
Nie było nikogo przy ladzie, znów… na szczęście.
Drzwi otworzyła cicho, choć dzwonek i tak dał znać o jej wejściu. Susan obrzuciła go skrzywdzonym spojrzeniem. “Zdrajca” nazwałą go w myślach. Podeszła do półki i wzięła dwie bagietki i jak zwykle zostawiła pieniądze na ladzie.
Zapach Róży otoczył ją zdradziecko. Rozejrzała się nerwowo, ale nie dostrzegła Rose. Zapach jednak poczuła… wabiący czule, kuszący… Usłyszała jęki. Kobiece i zmysłowe. No tak. Rose była zajęta zabawą. Powinna wyjść, ale czy chciała? Choć umysł nadal kontrolował ciało, to... kusiło podejrzeć.
“Nie. To tak jak z wężami. Ukryta pułapka i tyle.” Susan zmuszała się ze wszystkich stron, by wyjść. Problemem nie było uczucie podniecenia jakie zaczęło ją ogarniać, a świadomość, że czuła do Rose niepohamowane obrzydzenie i pogardę. Nie było to tak łatwe, każdy kolejny krok w kierunku drzwi, był coraz trudniejszy. Zapach róży wabił mimo obrzydzenia wobec kobiety, głośniejsze jęki świadczyły o niepohamowanej rozkoszy i zapomnieniu w niej.
“Szybciej do cholery!” Wydawało się że zamiast zbliżać się do drzwi się od nich oddala, jak w koszmarze czy horrorze. Jej poruszała się jak w melasie. “Głupie kolano dlaczego nie możesz iść szybciej!” Wtedy wpadła na pomysł, w tamtej chwili genialny, przynajmniej tak się wydawała. Całej siły kopnęła swoim chorym kolanem o najbliższą przeszkodę.
Ból powalił ją na ziemię... i przeszył ciało. Ale nie wypchnął wpływu Rose z jej umysłu, przyjemność jaka płynęła wraz z zapachem zmieszała się z owym impulsem w dziwną wyuzdaną mieszanką doznań. Przez chwilę zaćmiło to całkiem umysł Susan. I wtedy też pojawił się kolejny zapach. Fiołków.
- Co pani robi na podłodze?- zapytała zaciekawiona Alice, która właśnie weszła do piekarni.
- Kolano...- Odpowiedziała z wyraźnym płaczliwym głosem Susan. Z jednej strony Wściekła jak eskalowała się sytuacja z drugiej chyba nigdy nie była tak szczęśliwa widząc Alice. Ciężko jej było układać bardziej składne odpowiedzi w tej ciężkiej atmosferze przytłaczających zapachów.
- Mhmm…- Alice nachyliła się. Fiołki walczyły z różą wypierając jej zapach. A Susan mimowolnie zerkała na dekolt bluzki pochylonej wiedźmy.
- Powinna pani zgłosić się do lekarza.- blondynka ostrożnie przybliżała palce do jej nogi, przesunęła je po udzie do kolana. Dotyk ten był nie tylko przyjemnie ekscytujący, ale złagodził nieco ból.
- Proszę się stąd nie ruszać. Zaprowadzę panią do pani mieszkania, tylko kupię pieczywo.- rzekła uprzejmym tonem, a Susan czuła że nie może się ruszyć, dopóki jej “Pani” nie pozwoli jej odejść.
“Z deszczu pod rynnę” Pomyślała, choć trudno jej było powiedzieć czy z dwojga złego nie wolałaby właśnie Alice. Owszem wszystkie spotkane dotąd wiedźmy sprawiały, że czuła do nich jakąś odrazę. Niemniej Rose biła wszystkie na głowę, Woods złapała się niebezpiecznej myśli, że gdyby to dopiekło Rose, to trzymałby się z innymi. Tylko ze nie wiedziała jakie sa relację miedzy nimi. Wodziła zresztą wzrokiem po zgrabnych nogach w czarnych szpilkach i pończochach blondynki. Choć niewątpliwie był to wpływ otumaniającego zapachu fiołków, to mimowolnie oblizywała wargi na myśl, że mogłaby wędrować po nich ustami powoli.
Alice… świadoma lub nieświadoma myśli Susan zrobiła to samo co ona.
Po sarknięciu. - Szurnięta nimfomanka.
Wybrała pieczywo i włożyła do swojej torby z zakupami. Kucnęła koło Susan mówiąc krótko.
- Proszę się o mnie oprzeć przy wstawaniu.
- Dziękuje. Jesteś moją bohaterką dzisiaj. - Powiedziała Susan, przyjmując pomoc od nieoczekiwanego źródła. Razem wyszły z tej jaskini rozpusty i ruszyły do jej domu.
W trakcie tej drogi dłoń wodziła łakomie po pośladku, ocierała i dyskretnie ściskała kobiecą pupę przez materiał, gdy szły. Problemem dla Susan był fakt, że to była jej własna dłoń. Dłoń Alice spoczywała grzecznie na biodrze podtrzymywanej Azjatki. Oczywiście Woods zdawała sobie sprawę, że to zapach fiołków wywoływał jej działania. Niemniej ciężko go było zignorować, jak i obecność ciała Alice tak blisko. Przecież mogłaby ją pocałować w policzek…
A co gorsza, z uwagi na zranioną nogę nie mogły iść szybko, więc tak słodka tortura przedłużała się.
- Naprawdę spadłaś mi z nieba teraz. - Powiedziała cicho Woods opierając głowę bliżej szyi Alice, walczyła ile sił. Wiedziała że jest to bez znaczenia, łatwość z jaką Alice wypchnęła zapach Rose był przerażający. Niemniej Susan spodziewała się, że bibliotekarka chyba lubi się bawić, jak kot który czerpie sadystyczną przyjemność z dawania myszy trochę wolności zanim skręcił jej kark.
- Cieszy mnie że mogłam pomóc. W końcu ty dopiero się zapoznajesz z miastem. Nie chciałabym, byś posmakowała go tylko od… tej nieprzyjemnej strony.- mruczała otulona oszałamiającym zapachem fiołków. Jej szyja była tak blisko ust Susan, jej pośladek tak przyjemnie się ściskało. Oddech Woods przyspieszył, serce biło mocno, a ciało robiło się ciepłe. Pożądanie może i było fałszywe, ale było też mocne.
- Więc… jak się zraniłaś w tą nogę?- zapytała Alice.
- Przewróciłam się podczas biegania. - Powiedziedziała cicho zaczynając, trącać szyje kobiety czubkiem nosa. - Za szybko biegłam po trudnym terenie.
- mhmm…- mruknęła zmysłowym tonem Alice. Nieco kocio, a Susan cóż… trącanie nosem szyi jej Pani, kochanki… nie… wiedźmy, było przyjemne. Może nie tak przyjemne jak ściskanie jej pośladka.
- Trochę szkoda. Nie ma kto ze mną rano biegać. Liczyłam że się przyłączysz.- odparła w końcu Alice, a Susan…. “Pragnę tego”… Nie wypowiedział tych słów, choć niewiele brakowało.
- Myślałam że parę dni w domu będzie wystarczające,...- nosek Sue ocierał się o płatek uszny Alice - ...ale chyba zadzwonię do Camille. Słyszałam, że potrafi szybko postawić kogoś na nogi.
- To prawda. Jest w tym dobra, ja zaś mogę…- bibliotekarka obróciła twarz, ku obliczu Susan. Ich usta znalazły się blisko siebie… Woods, poczuła potrzebę… pragnęła tego, pocałowała. Delikatnie i pospiesznie, walcząc z tym by oderwać usta, lub przedłużyć pocałunek. Walcząc sama ze sobą.
Ledwo, nie wiedzieć czemu może przez świadomość że nie jest to prawdziwe, może wspomnienie porannej interakcji z Henrym, może przez wrzask Yoony wewnątrz głowy, Susan ukończyła ten lekki pocałunek i dokończyła za Alice, -... pokazać mi później najciekawsze trasy, na których się nie zabije?
Blondynka była zaskoczona śmiałością Susan… albo taką świetnie udawała. Odparła więc spokojnie. - To… też. Przede wszystkim mogę ci przynieść wieczorem parę książek, jeśli będę wiedziała co cię interesuje.
- Mam teraz tragiczny bałagan, właśnie przyjechały mi sprzęty i Henry dostosowuje mi kuchnie do nich. Może jutro? Chciałam trochę poświętować. - Powiedziała odzyskała trochę władzę nad ręką. Teraz zamiast ściskać pośladek, głaskała go...było to połowiczne odzyskanie władzy nad ręką.
- Oczywiście… nadal nie powiedziałaś co dziś chciałabyś tulić w łóżeczku.- odparła żartobliwie Alice, gdy wchodziły a Susan musiała ugryźć się w język, by nie powiedzieć “ciebie”.
- Niestety moja sypialna też jest nie skończona, żadnego łóżeczka dla mnie. - Powiedziała z prawdziwym smuteczkiem w głosie kiedy dotarły w końcu do drzwi.
- Nie wspomniałaś jakie książki lubisz.- przypomniała jej Alice delikatnie dając klapsa w pośladek, który przeszedł dreszczem rozkoszy przez całe ciało Susan. Woods mogła mieć świadomość, że to pragnienie jest fałszywym uczuciem, ale i tak było intensywne i silne. Tym mocniejsze im dłużej była w pobliżu blondynki.
- Ostatnio, ciągnie mnie do historycznych o regionie. Poznać okolicę i zwyczaje. - Dodała Woods otwierając drzwi. Przy okazji przyciskając Alice mocniej do siebie, w końcu przejście w drzwiach było wąskie.
- Mnhmm…- mruknęła pobudzonym głosem Alice, również będąc nieco… rozpalona sytuacją. Rozejrzała się dookoła.- A co tu będzie?
- Chcesz sobie zepsuć niespodziankę? - Zapytała Azjatka kierując ją w głąb przyszłej kwiaciarni. Trudno powiedzieć czy to Susan podświadomie chciała mieć Alice w domu czy Yoona kierowała się do Henry’ego by im pomógł.
- Masz rację…- odparła Alice prowadząc Woods do kontuaru.- To gdzie masz środki przeciwbólowe? Przyda ci się mocna dawka.-
- Kuchnia jest najbliżej. - Powiedziała Yoona jednocześnie myśląc “Henry bądź na miejscu!”
- Dobrze… zostań… usiądź. - zadecydowała Alice pomagając usiąść Azjatce. Ich twarze były blisko, ich usta… pokusa znów okazała się za duża. Susan przylgnęła do jej warg w namiętnym pocałunku i pieszczocie języków. Żar namiętności na moment całkowicie ją pochłonął… to było bardzo przyjemne uczucie. Bardzo… oderwały się od siebie z trudem.
- Tak. To ja pójdę po te tabletki, a potem… mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Ale przyniosę ci książki… jutro.- odparła Alice odsuwając się od Susan. Azjatka była rozczarowana, ale coś w środku buntowało się i kazało jej wytrzymać jeszcze trochę i będzie po wszystkim. Alice wyszła do kuchni i… Susan za nią tęskniła, za jej zgrabną pupą, za jej głosem, za jej ustami… za kolejnym pocałunkami. Chciała za nią pójść, ale nie mogła się ruszyć. Nie mogła złamać zakazu Pani.
Alice pojawiła się po kilku minutach tęsknego czekania.. przerażająco długich minutach.
Podała dziewczynie leki i dodała.- Zażyj od razu.
Susan połknęła, a potem popiła.
- Do widzenia pani Woods.- Alice nachyliła się by cmoknąć ją w policzek. A potem ruszyła do wyjścia.
Susan jak grzeczna dziewczynka połknęła tabletki. Nie zeszła jednak z blatu, w końcu tego jej Pani nie pozwoliła. Zapach fiołków nadal unosił się w pomieszczeniu, i kazał jej być grzeczną dziewczynką słuchającą poleceń. Minuty mijały myśli Susan stawały się coraz bardziej niezależne, coraz bardziej jej myślami. Myśli Susan i Yoony nie były przyjemne, była to mieszanina złości, szału, odrazy, samopotępienia swojej słabości. Wszystkie te negatywne myśli gotowały się w niej wzbierały pod gardło, dusiły. Aż woń fiołków zelżała na tyle że Woods nie musiała już jej słuchać. Żółć wylała się z niej na podłogę w niepohamowanych torsjach. Całe jej ciało się trzęsło, łzy ciekły po policzkach. Znowu to uczucie zbrukania przeważyło nad czymkolwiek innym. Zeskoczyła z blatu w próbie ucieczki, ostry ból przeszył ją że aż krzyknęła. Jej ciało odmówiło jej nawet tego, ucieczki, żółć podeszła do gardła po raz drugi. Nie próbowała jej powstrzymać odkasłała konwulsje, ale wszystko trwało kolejne piętnaście minut.
Jak już się uspokoiła ruszyła do wnętrza domu. Trzeba było tu posprzątać i czekała dalej na kolejnego kuriera. Nagle straciła ochotę do wszystkiego. Najchętniej zamknęłaby się w ‘schronie’ i schowała.
Weszła półprzytomna do kuchni. Złapała za miskę i zaczęła ją napełniać zimną woda.
Henry wszedł właśnie do kuchni od zaplecza i widząc co robi Woods spytał.- Coś się stało?
- Rose i Alice się stały. - Powiedziała ocierając oczy i zabierając miskę ze szmatą kierując się do części sklepowej.
Henry nie pytał o nic więcej, tylko zabrał się za pracę przy wnęce na pralkę.
Woods zmyła swoje wymiociny, czuła się jak mała dziewczynka która zrobiła coś okropnego i rodzice kazali samej zająć się bałaganem. Po wróceniu do kuchni była małomówna i zachowywała się nieswojo. Dobry humor jaki miała wcześniej wyparował jak kropla wody wrzucona na gorąca patelnie. Napisała do Jane czy da jej kontakt do Camille.
Cytat:
“ Jasne. A może chcesz bym z tobą poszła? We dwie będzie nam raźniej.”
odpisała Jane.

SMS Susan
Cytat:
“ Chciałam ją zapytać o wizytę domową. Zrobiłam dzisiaj coś głupiego i nie będę wstanie dojść do tej lecznicy.”

SMS Jane
Cytat:
“Ok. Podeślę. I może lepiej, jeśli będę jak przyjdzie? Wtedy może będziesz bezpieczniejsza.”

SMS Susan
Cytat:
“ Wątpię czy to coś pomoże. Alice tu była myślałam, że obecność Henry’ego coś zmieni, ale się pomyliłam.”

SMS Jane
Cytat:
“ Henry był u mnie. Przyszedł po narzędzia i przebierał w nich jak jakaś primadonna. Co on tam niby robi? Ołtarzyk ci buduje?”

SMS Sue
Cytat:
“ Mam nowy ekspres do kawy. Zapraszam cię na rozdziewiczenie go. Wtedy przy okazji zobaczysz co robi.”

SMS Jane.
Cytat:
“Ok. Zaraz będę. Z dodatkami do kawy. Lubisz ciasteczka?”

Oprócz tej wypowiedzi Jane przesłała numer do Camille.
SMS Sue
Cytat:
“Uwielbiam ciasteczka.”
 
Obca jest offline