Daerdan schował do pochew na plecach dwa krótkie miecze i przewiesił przez ramię ręczną kuszę, po czym spojrzał na Leshanę.
- Masz rację - odrzekł. - Wszystko jedno, gdzie pójdziemy. Tu nigdzie nie znajdziemy przyjaciół... jedynie tymczasowych sojuszników. - spojrzał z namysłem na Saritha. - Miasto duergarów, powiadasz? a za nimi kolonia mykonidów? Jak na kogoś, kto ponoć nigdy tamtędy nie szedł, masz zadziwiająco dobre informacje. Dobrze więc... poprowadzisz nas tam. - elf podszedł do krawędzi zejścia i zerknął w dół. - Cefrey, Eldeth, dajcie tu linę i przywiążcie mocno jej koniec tu na górze. Powinienem być w stanie zeskoczyć na dół po kapeluszach grzybów. Gdy będę na dole, umocuję drugi koniec liny i po niej zsuną się pozostali. Któraś z Was - spojrzał na Aelin i Leshanę - będzie musiała odwiązać górny koniec i zeskoczyć na dół tak jak ja. A potem ruszamy do miasta duergarów. I to jak najszybciej, zanim Ilvara zorientuje się, że nas nie ma. Aelin, pomożesz mi zabezpieczać czoło pochodu? Leshana może zostać z tyłu i nasłuchiwać, czy Ilvara i jej podkomendni nie ruszyli w pościg za nami. Zgoda?
Elfki popatrzyły po sobie i jak na komendę skinęły głowami. Daerdan, zadowolony z wyniku dyskusji, ogarnął wzrokiem pozostałych i ujął w rękę luźny koniec liny podanej mu przez krasnoludkę.
- Gotowi? Ruszamy!