Przed nimi widać było lśniące kontenery, siatkę oraz automatyczne wieżyczki na rogach obozu wojskowego. Wieżyczki były nieczynne, podobnie jak światła obozu były wyłączone. Zły znak.
Brama była otwarta na oścież. - Cholera… - podsumował swoje uczucia Guerra.
- Taaa... Wygląda jakby zaraza ich wytłukła - przyznał Kit. - Potrafili to rozstawić, a zabezpieczyć już nie umieli? Proponowałbym - spojrzał na JR - odnaleźć generała, a potem sprawdzić, czy uda się tu cokolwiek włączyć. - Pewnie siadło zasilanie. Wieżyczki wyglądają na podpięte.- ocenił Giles. Do sierżant podszedł też Guerra i Pearson oraz Hamato.
Cook się zatrzymał gdzieś z tyłu uznając, że lepiej zaczekać w pobliżu rannych i udzielającej im pomocy lekarki. Ot, na wszelki wypadek.
Nagle milcząca dotąd JR po prostu runęła na glebę jak ścięte drzewo… tracąc przytomność od upływu krwi.
- Medyk! - krzyknął Kit. - Ash! Tutaj!
Giles który był najbliżej pani sierżant pospiesznie zdjął jej hełm i nachylił się by sprawdzić. -Oddycha.- rzekł z ulgą.
- Giles, ja tu będę - powiedział Kit. - Możesz włączyć prąd w obozie? Chyba nam się przyda... - Gdzieś tu miałem pilota do prądu. - sarknął gniewnie Russell. - Czy mogę? Nie wiem… cholera. Nie wiem, bo nie wiadomo czemu go nie ma. - Nie możemy ruszać na oślep do obozu. To że pokonaliśmy wrogów tu, nie oznacza że dalej ich nie ma. A niektórzy są niewidoczni dla termowizji. No i same kontenery są izolowane termicznie, więc wrogowie mogą być w środku - stwierdził Hamato.
Na widok zbliżającej się Ash, Lili z Charlotte położyły rannego dowódcę na trawie. Van Erp uczyniła to z ulgą. Jej ciało również mocno oberwało i czuła ból przy każdym oddechu. Może nie tak mocno jak Jones, ale jednak. - Powinniśmy spalić ich wszystkich, dla pewności.- warknęła równie gniewnie, co z nutką strachu Collier nie do końca panując nad swoimi emocjami. Najważniejsze jednak, że Ashley się do nich zbliżała.
- Niestety - przyznała jej rację Lili. - Ale to później.
Dobrze, że hełm osłaniał twarz van Erp, inaczej wszyscy zobaczyliby jak walczy sama z sobą by nie okazywać bólu. - Powinno być dużo benzyny w bazie.- oceniła blondynka.
- Nie potrzebuję dużo benzyny. - Elizabeth nawet uśmiechnęła się wypowiadając te słowa. - Wystarczy odpowiednio zainicjować reakcję i … BUM! Spopielimy szczątki.
W tym czasie Hansen udało się dostać do porucznika. Oszczędzając mu głupich komentarzy przeszła od razu do badania i opatrywania Wolviego.
Zdjęła pancerz i odsłoniwszy pobliźniony tors nałożyła pianę łagodzącą oparzenia, następnie wstrzyknęła nanobiotyki mające wesprzeć proces leczenia. I od razu było widać poprawę. Oczywiście nie mogła tego powtórzyć jeszcze raz. Nie w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin. Takie wyciskanie siódmych potów z regeneracyjnych możliwości komórek mogłoby doprowadzić do zapaści, jeśli pacjent poddawany był temu za często. Następnie zdjęła pancerz z nogi i opatrzyła ranę na udzie. Tu wystarczyła opaska uciskowa.
Do całej grupki podeszły już Louise z Marge, oraz Dwight który zapewne uznał, że lepiej będzie w pobliżu. -Mogę go zanieść.- zaoferował się. -Ani mi się waż - warknął Wolvie siadając.- Nie jestem jeszcze inwalidą, ani emerytem… nawet jeśli paru ważniaków w Kapitolu chętnie by mnie w tej roli widziało. - Chyba już mu lepiej, prawda Ash? - spytała ironicznie Louise.
- Dobra, Asch, to teraz ja. - Powiedziała Elizabeth zdejmując powoli swoją zbroję by lekarka mogła obejrzeć poparzone miejsca. Dwight od razu odwrócił wzrok, Wolvie też jakoś zaczął przyglądać swoim rękawicom. Za to Louise, wpatrywała się w odsłaniany przez Lili biust jak kot na talerzyk z tłustą śmietanką.
- Jak wrócimy to będzie was czekało przymusowe EKG, poparzenia to jedno, ale to jednak porażenie prądem. - Powiedziała do naelektryzowanej dwójki lekarka zajmując się Panią sierżant.
- Jak wrócimy. - Van Erp przytaknęła lekarce uważnie śledząc jej poczynania. Ta zastosowała podobną metodę. Spray łagodzący ból od oparzeń, zastrzyk nano… bolało, a w dodatku całe ciało ogarniała chwilowa gorączka, gdy pobudzony organizm przyspieszył regenerację komórek. Serce waliło Lili mocniej. Dobry znak. - Dobra dwoje z głowy teraz przydałoby się sprawdzić co z resztą. - Lekarka spakowała suplementy medyczne i rozejrzała się po tych co widziała że oberwali i kręcili się w okolicy. - Żyją i gadają. Wytrzymają chyba do jutra. Choć obojgu heavym przydałby się przegląd medyczny - ocenił Wolvie mocując pancerz. - Oberwali z armaty czołgu.
- Tak. Właśnie o nich mówiłam. - Przytaknęła porucznikowi lekarka.
Lili poszła w ślady porucznika zakładając swój pancerz.
- Gotowe.- Powiedziała bardziej do siebie gdy już była znów w pełnym rynsztunku. - Czemu nie zarządzasz tym tam zamieszaniem?- wskazał na chaos przy bramie Wolvie, a potem.. wraz ze wszystkimi powiedział. - Szlag.
Bo JR się przewróciła, tak bez wyraźnego powodu upadła na ziemię.
- McAlister! Mów do nas!- Odezwała się w komunikatorze Ash, niby byli blisko ale ta chciała wiedzieć czy druga sierżant jest przytomna. Nie czekała na odpowiedź tylko ruszyła w stronę kobiety. Za nią podążał pospiesznie Dwight, zapewne równie zaniepokojony sytuacją.
- Melduję posłusznie, że to zamieszanie samo sobą doskonale zarządza, dzięki czemu ja mogę poświęcić uwagę ważniejszym rzeczom.- Lili odpowiedziała Jonesowi. - Miło mi, że zaliczasz mnie do ważniejszych rzeczy… ale chyba jestem za stary pryk dla ciebie - zażartował Jones wstając i dodał zerkając na pozostałe dziewczyny. - Myślę, że Meyes, Collier i panna Thompson mi wystarczą. Idź… wprawiaj się w zarządzanie kryzysem.
- Tak jest! - Elizabeth strzeliła obcasami i zasalutowała. A następnie odwróciła się na pięcie i biegiem ruszyła za Ash i Dwightem.
Hansen szybko dobiegła do zbiorowiska przy bramie i klęknęła koło sierżant. Szybka ocena sytuacji i lekarka zwróciła się do Kita. - Potrzebuje ją położyć w jakimś kontenerze mieszkalnym. -Ja ją wezmę. Doniosę - zaoferował się BFG. A Guerra dorzucił - Pomogę w tym. We dwóch będzie łatwiej. - Lepiej jak ja sam. Mniej wstrząsów - odparł olbrzym.
- Medyczny byłby najlepszy - rzucił Kit, równocześnie rozglądając się w poszukiwaniu kontenera, który powinien być widoczny z daleka. [/i]
Po chwili na miejscu pojawiła się sierżant van Erp.
- Co z nią? - Zapytała.
- Wypadałoby ją zacząć zszywać, tak pięć minut temu, jeśli się nie wybudzi to będzie bardzo źle. - skomentowała Ashley wstrzykując J.R. środek uspokajający by spowolnić trochę jej organizm i kupić sobie i Jej trochę czasu. -[/i] Medyczny byłby najlepszy, zazwyczaj stawiają je gdzieś w centrum. Mogę się zadowolić czymkolwiek ze światłem i stołem.[/i]
- Musisz to zrobić tu.- Lili spojrzała najpierw na nieprzytomną J.R. a później na Ashley. - Nie puszczę cię tam bez rozpoznania.- Wskazała na obóz Gwardii Narodowej.
- No to ja na ochotnika - powiedział Kit.
- Hatamoto i Ronald zostają z Ash, a my idziemy tam.
- Nie ma mowy nie będę jej zaszywać ran na otwartej przestrzeni w momencie, kiedy nie wiemy co zmienia żołnierzy w ożywione zwłoki. Daj mi najbliższy kontener jaki jest. - Powiedziała stanowczo lekarka.
- To pozwolisz jej się wykrwawić? - Lili zadała pytanie zupełnie ignorując żądanie lekarki. - Ruszać się panowie. - Machnęła ręką na pozostałych. - Im szybciej sprawdzimy teren, tym szybciej doktor Hansen będzie miała swój dach na głową.
Ashley ugryzła się w język zamiast wdawać się w Lili w słowne przepychanki. Czy odgryzanie się jej za durne pytania sugerujące, że pozwalania się komukolwiek wykrwawiać i nie wykonuje swojej pieprzonej roboty. Monitorowała stan J.R. jak będzie robiło się niebezpiecznie blisko stanu zagrożenia to zamierzała szyć ją na powietrzu.
Na razie z JR. nie było źle. Jej stan był stabilny.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Ostatnio edytowane przez Efcia : 17-03-2019 o 21:20.
|