-
To chyba twoje. - Tanyr podał Ruth jej nóż.
- O, dzięki - odpowiedziała z uśmiechem, odbierając przedmiot.
- Gdybym jeszcze miała majtki... - Puściła do czarodzieja oczko. Prawda była taka, że przez ostatnie trzy wieczory, jej brak bielizny w ogóle im nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie.
-
Jeśli się z nami przespacerujesz kawałek, to ci kupię jakieś, w prezencie - zaproponował mag, uśmiechając się do niej.
Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze.
- Dzięki, ale wolę nasze - ludzkie. Khajjici mają ten ogon - odpowiedziała, nie chcąc się jednak wdawać w konkrety.
- A jak wyglądam? - spytała, prezentując się.
Rozcięte wcześniej rzemyki zastąpione zostały ciemnoszarymi sznurkami, usta podkreślone fioletową szminką, a całość prezentowała się nienagannie... chyba że ktoś prezentowałby nadmiernie rozwinięte poczucie moralności.
-
Kusząco - zapewnił Tanyr. -
Z pewnością dostaniesz lepszą cenę - stwierdził z przekonaniem, na co dziewczyna zareagowała szczerym uśmiechem.
-
Aż żal, że się rozstajemy - dodał.
- Chcesz? Bo teraz to muszę zniknąć, ale potem to ja chętnie. Powiedz tylko gdzie cię szukać - powiedziała, z wyraźną iskrą nadziei w oczach.
-
Może tam? - Tanyr wskazał na, wyglądającą w miarę porządnie, gospodę. -
Za jakieś trzy godziny? - Wino... jakieś tam - Ruth “przeczytała” szyld.
- Brzmi obiecująco - ucieszyła się.
- Ale chodziło mi tak, o za tydzień, dwa. Bo jeśli nasi znajomi piraci tu zawitają, to muszę brać nogi za pas - zauważyła.
-
Za tydzień, dwa, to ja będę po drugiej stronie morza - odparł Tanyr. -
Załatwimy sprawę i nie zamierzam dłużej tutaj bawić. - No... Dobrze, ale gdzie? - odpowiedziała Ruda.
- Mówiłeś, że masz dom. Powiedz mi proszę gdzie, to cię znajdę - dodała, przybliżając się do Tanyra i spoglądając mu w oczy.
-
W takim razie... Spotkajmy się w gospodzie "Trzy Korony". Paris. W samo południe, za trzy tygodnie od dziś. Zobaczymy, czy los nam będzie sprzyjać - zaproponował Tanyr.
- Trzy godziny tutaj, albo trzy tygodnie w trzy korony - powtórzyła dziewczyna.
- Jasne, to nawet ja zapamiętam - dodała ze szczerym uśmiechem.
-
Same trójki - z uśmiechem odpowiedział Tanyr. -
Do zobaczenia.
Dla niej słowa nie były jednak wystarczające. Szybko objęła go za szyję i pocałowała namiętnie w usta.
-
Do zobaczenia - powtórzyła szeptem.
* * *
Ekipa szła prosto do celu, ale zgodnie z postanowieniem Tanyra, mieli po drodze zrobić postój. Sher wypatrzył odpowiedni szyld i już po chwili weszli do jednego z budynków przy głównej ulicy.
Wewnątrz, od razu dało się wyczuć zapach chemikaliów, alkoholu i ziół. Sala sklepu była dość spora i wyglądała na dobrze zaopatrzoną, bo choć
półki z miksturami i składnikami znajdowały się wyłącznie za ladą, to było tego dość sporo.
W pomieszczeniu urzędowało troje Khajjitów. Dwóch stało z boku o czymś rozmawiając, zaś kobieta podeszła do nich. Wyglądała niczego sobie.
- Witam w Eliksirach i alchemii Koresów. Jestem Jaranda Kores, w czym mogę pomóc? - zagadała do nich uprzejmie.
-
Tanyr - przedstawił się mag. -
Poszukuję paru mikstur i paru składników do tworzenia mikstur. - Zatem trafił pan w odpowiednie miejsce - odpowiedziała khajjitka, teraz zwracając się już nie tyle do całej grupy, co raczej właśnie do Tanyra.
- Jakich konkretnie eliksirów panu potrzeba? Interesuje pana hurt, czy raczej tylko na własny użytek? - spytała.
-
Mikstury lecznicze i mikstury odnawiające ilość magicznej energii - odparł Tanyr. -
Na własny użytek. I składniki do nich, bo chciałbym trochę poeksperymentować. Oczywiście interesują mnie również ceny... - Oczywiście, mamy wszystko. Gotowe mikstury i składniki. Lecznicze, na rany lekkie i ciężkie, na rozcięcia lub na złamania kości, oraz na choroby i zatrucia. Do picia lub do nakładania na ranę - zachęcała kobieta.
- Ceny mamy przystępne - dodała.
Zamienili parę zdań odnośnie efektów działania eliksirów, oraz ich cen, ale ostateczna decyzja została podjęta dość szybko.
-
W takim razie kupię dwie mocne mikstury leczenia i trzy mocne oraz dwie średnie mikstury odnawiające ilość energii magicznej - powiedział mag.
- Oczywiście, już podaję - powiedziała uprzejmie sprzedawczyni.
- Jakieś składniki może? Korzeń kasksua jest tylko w Amaraziliji - zachęciła.
-
Może ten korzeń to dobry pomysł. Za ile? - Dziesięć srebrników za kilogram. Mogę podać mniejsze lub większe, dowolną ilość - odpowiedziała khajjitka.
- Może sto gramów? Dla równego rachunku - zasugerowała z delikatnym uśmiechem.
-
Dobrze. - Tanyr skinął głową, po czym położył na ladzie sztukę złota.
Khajitka uśmiechnęła się delikatnie i wystawiła odpowiednie eliksiry na ladę. Nie było mowy o pomyłce - czarodziej dobrze wiedział które mikstury były jakie. Następnie sprzedawczyni zabrała monetę i zważyła
trzy niemałe korzenie. Ważyły one sto dwadzieścia gramów i szybko zostały zawinięte w skromną chustkę, co oznaczało, że Tanyr dostał mały bonus.
-
To dla mnie jeszcze silniejszy eliksir leczący - powiedział Sher.
Po uregulowaniu rachunków i spakowaniu zakupów pożegnali uprzejmą sprzedawczynię i ruszyli dalej.