Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2019, 20:52   #16
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- TO NIE SĄ MOJE SKRZYPCE! - krzyknęła, czy raczej wydarła się Vanilla.

W jej głosie słychać było ból, strach, ale przede wszystkim wściekłość. Jak ranny kot, zapędzony w zaułek przez bandę zdziczałych psów, zamierzała podrapać kilka nosów nim wyzionie ducha. Nie planowała się poddawać przyczajonej w jej sercu panice. Tylko co mogła zrobić?

Skóra swędziała niewyobrażalnie, doprowadzając dziewczynę na skraj szaleństwa. Drapanie ran nie przynosiło nawet chwilowego ukojenia - choć Anna sama obdzierała się ze skóry, orając paznokciami ciało, wciąż nie umiała dotrzeć tak głęboko, jakby chciała, do swędzących ją miejsc. Krew z rozdrapanych ran zalewała policzki dziewczyny, skapując ciężkimi kroplami na podłogę.

Oliwier patrzył na to ze zgrozą.
- Ania... Aniu... proszę, przestań. Może... może zawiozę cię do szpitala? Oni na pewno ci pomogą.
- SKRZYPCE!! - wrzasnęła znowu, jakby to zgubienie instrumentu muzycznego było przyczyną wszelkich nieszczęść. - Oni zabrali moje skrzypce!
- Ania, proszę... nie drap się. Boże, przecież będziesz miała blizny...
- CHCĘ MOJE SKRZYPCE!!! Te pizdy ze szpitala, zabrali mi je! Skurwysyny-doktorki podmienili moje skrzypce!
- Ale po co by...
Oliwier umilkł a nad jego głową niemal zmaterializowała się zapalająca lampka pomysłu. Choć mężczyzna nie należał do najbystrzejszych, miał już pewne doświadczenie w napadach gniewu Anny. Wiedział, że ma generalnie dwa wyjścia, aby nie rozpętać nad swoją głową tornada:
A: spierdolić (zalecane, ale obecnie niewykonalne z uwagi na ciężki stan zdrowia Vanilli),
B: skierować jej gniew na inny obiekt.

W tym momencie najbardziej sensowne wydawał się plan B, szczególnie że pozwalał on na pewną manipulację względem Vanilli.
- Ania... to może jedźmy do tego szpitala, co? Ja cię zawiozę. Niech zajmą się twoją skórą, a ja opieprzę kogo trzeba i poszukam twoich skrzypiec. Co ty... na to?
Ostatnie słowa wypowiedział z lekkim drżeniem, bowiem zakrwawiona dziewczyna spojrzała wprost na niego. Vanilla nigdy nie zaliczała się do urodziwych, raczej nazwać ją można było oryginalną... ewentualnie ciekawą, jeśli ktoś bardzo chciał wysilić się na komplement. Teraz jednak bez dodatkowej charakteryzacji mogłaby zagrać w Świcie Żywych Trupów - tak potwornie wyglądała.
- Taaaak... - wysyczała, cały czas szarpiąc skórę paznokciami - zajebię tą pigułę, jeśli ich nie znajdzie...
W jej głosie słychać było nutę szaleństwa, przez którą człowiek zastanawiał się czy aby nie mówi teraz zupełnie serio.

- To ja... ja pójdę wyprowadzić auto z garażu. A ty ubierz się i... i nie drap się. Boże, proszę... Może... może pooglądaj telewizję, w trakcie ubierania?

Oliwier spróbował się uśmiechnąć, jednak widząc wściekły, oszalały wzrok dziewczyny, po prostu nacisnął włącznik pilota i uciekł z mieszkania.

Panna Czech tymczasem, z trudem powstrzymując odruch drapania, wytarła ręcznikiem krew z ciała i spróbowała skupić się na ubieraniu. Jednym uchem przy tym słuchała telewizora... do momentu aż pojawił się on - profesor Zagórski.

Szczotka do włosów wypadła z dłoni Anny, gdy ta po prostu stanęła zamurowana, słuchając słów szalonego naukowca.

- Ty... ty chuju... ty mi to zrobiłeś... - szeptały popękane, okrwawione wargi.

Gdy na ekranie znów pojawiły się sylwetki prowadzących program informacyjny, ciało dziewczyny zaczęło drżeć jak w febrze.

- Zajebię cię... chuju... nie myśl, że jestem twoja... zajebię... cię...

Wydawało się to drżenie będzie narastać i narastać do jakiegoś punktu kulminacyjnego, kiedy zupełnie niespodziewanie rozległ się dźwięk telefonu stacjonarnego. Wciąż wpatrzona w szklany ekran Vanilla odruchowo podniosła słuchawkę i przystawiła do ucha.

- Halo? Vanillka? - usłyszała znajomy, głęboki, męski głos. Było to jedyny głos, który w jej skołatanym umyśle uznawany był jako przyjazny. Nagle ściana wściekłości zaczęła pękać, a przez jej szpary zaczęły wyciekać głęboko skrywane emocje dziewczyny.

- Maamooo... - wyszeptała, z trudem powstrzymując płacz.

- Vanillka, kochanie moje, żyjesz! Ty miałaś tam na placu występ, nie? Martwiłem się. Nic ci nie jest? - pytał mężczyzna, znany jako Lady Bum Bum - drag queen, recepcjonista i zarazem ochroniarz agencji towarzyskiej “Motylek”. Dla Anny Czach był on jednak kimś więcej - jedynym opiekunem, w którego dobroć i bezinteresowność względem siebie wierzyła.

- Mamo, oni... oni mi coś zrobili... moja skóra... tak bardzo mnie boli... pali wręcz... i zabrali moje skrzypce... - ostatnie słowa zakończyły się falą histerycznego szlochu.
- To skurwiele. Zajebię ich. Dorwę i zajebię... ale wpierw musisz się zgłosić do tego punktu dla chory. Musisz się ratować, Vanillka.
- Ten chuj... Zagórski... on na to liczy... mamo. Ja nie dam... nie dam mu tej satysfakcji...
Dziewczyna z trudem mówiła, starając się opanować płacz i... drapanie, gdyż łzy spowodowały u niej nową falę swędzenia.
- I umrzesz? - głos drag queen stał się nagle ostry - Naprawdę myślisz, że tego matkojebcę obejdzie twoja śmierć, Vanillka? Nie, kochanie, jak chcesz jebanego kutasiarza dorwać, to musisz żyć.
- Ale...
- Pamiętasz jak ci mówiłem o wojnie? O polskich dziwkach w obozie niemieckim? Gdyby to byli chłopcy już by nie żyły, bo by ich tamci wystrzelali. Ale dziewczyny mogły więcej. Jasne, były gwałcone, pomiatane, okaleczane, ale miały coś, czego ich polscy mężowie, bracia i ojcowie nie dostali - szansę na zemstę. Musiały tylko się przyczaić, przeczekać. I gdy nadeszła wieść, że idzie ku nim wojsko polskie, to one namówiły szwabskich oficerów na libację. I to one poderżnęły im gardła, gdy tamci je jebali. To one rozbiły cały cholerny obóz niemiecki od środka. A gdy polscy żołnierze nadeszli, powitały ich w otwartej bramie, każda z uniesioną dumnie brodą. Rozumiesz? Rozumiesz, co chcę ci powiedzieć? Musisz przeżyć Vanillka. Musisz jechać do tej jebanej fabryki, musisz skomleć, żeby myśleli, że jesteś złamana. Lecz ty nie będziesz... ty będziesz pamiętać. Będziesz pamiętać, o tym co teraz czujesz, o pragnieniu zemsty i gdy nadejdzie odpowiedni moment zajebiesz tego chuja. Rozumiesz, Vanillka?!
- Taaak mamo. - Odpowiedziała z trudem białowłosa. - Będę jego suką. A potem odgryzę mu jaja.
- Moja dziewczynka. Bądź mądra, Vanillka. Jakbyś mnie potrzebowała, jestem pod telefonem. Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję. Pa mamo.

Anna rozłączyła się, przetarła jeszcze raz twarz ręcznikiem, by pozbyć się śladów krwi i łez, po czym dokończyła ubieranie, zakładając jakieś powyciągane spodnie od dresu i sportową bluzę Oliwiera - za dużą na nią i kilka rozmiarów. Tylko takie ubranie wydawało się jednak nie uciskać i nie wzmagać uczucia swędzenia.

- Och, jesteś. Już miałem iść po ciebie... - powitał ją w samochodzie z wyraźną ulgą Oliwier. - To w którym szpitalu byłaś?
- Nie jedziemy do szpitala. Jedziemy do punktu pomocy dla... dla takich jak ja - odpowiedziała bezbarwnym głosem Vanilla, podając mężczyźnie adres, pod który miał ją zawieźć.

Sprawa skrzypiec musiała na razie zaczekać, niemniej gdy przyjdzie czas zemsty, Anna zamierzała pozbawić profesora Zagórskiego nie tylko klejnotów rodowych, ale także ptaka herbowego.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline