Rzucenie całego kontyngentu czarów zajęło Wolfgangowi dłuższą chwilę, w czasie której jego kompani bacznie obserwowali sufit w oczekiwaniu na kolejny nalot. Na szczęście nietoperze zaatakowały tylko raz, najwidoczniej zaskoczone pojawieniem się intruzów w ich legowisku. Gdy Techler był gotowy, z wyostrzonymi zmysłami rejestrującymi najmniejsze nawet niebezpieczeństwo, wskazał odnogę prowadzącą w… lewo. Tak mówiła magia. A magia pochodziła z Chaosu…
Wciąż obserwując sufit zagłębili się w tunel prowadzący w lewo. Nie był długi, miał może trzydzieści kroków długości i kończył się niewielką grotą, mniej więcej okrągłą w kształcie. W słabym świetle jakim awanturnicy dysponowali nie widać było żadnych wyjść z jaskini (oczywiście poza tym, w którym obecnie stali). Widać było natomiast leżące na środku pomieszczenia zwierzęce szczątki, należące prawdopodobnie do lisa lub borsuka.
Gdzieś z tyłu znów rozległo się upiorne wycie, wydawane przez tajemniczego, nietowarzyskiego mieszkańca podziemi.