Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2019, 18:54   #92
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

- Tobie i tylko Tobie - odpowiedziała z wiarą, jakiej Nana nigdy nie uświadczyła u niej podczas ich wspólnej zakonnej niedoli. Następnie rozluźniła uścisk na dłoni upadłego anioła i zaparła się w zajmowanej ławie, jakby ta była jej jedynym schronieniem przed całą nieprawością świata. Mężczyzna w okularach uniósł kłykcie do ust. Odchrząknął.
- Zaczekaj tu na mnie - Nana poklepała delikatnie Klarę po ramieniu i podniosła się z zajmowanego miejsca, by powrócić do opiekuna tego przybytku. Anioł przetarł nagle potwornie zmęczone oczy. Cały ten cyrk zaczynał mu działać na nerwy i miał nadzieję, że chociaż uda mu się uzyskać jakieś sensowne informacje.
- Uhm. Postaram się, by nikt nie niepokoił Twojej przyjaciółki, Shateielu. Zaoferowałbym jej chociaż ciepły posiłek i coś do picia, ale... - Velkman zaryzykował spojrzenie w stronę roztrzęsionej nerwowo śmiertelniczki, a ta od razu spiorunowała go wzrokiem.
- Obawiam się, że zinterpretowałaby to jako próbę otrucia. Haha. Ha... - dobroduszny śmiech ugrzązł mu w gardle, bo uświadomił sobie, że to, co wydukał żartem było faktycznym stanem rzeczy. Zakłopotany, głośno przełknął i wrócił do swojej profersorskiej persony.
- Zapewne tak by to zinterpretowała - Nana w głowie Shateiela aż westchnęła. Miał pocieszać tego faceta? To ich wina, że mają tutaj jakiś dziwny klimat.
- Dobrze. Cieszę się, że wszystko udało nam się sprawnie ustalić. Eshat Eshatem, ale Valerius zapewne wkrótce zacznie się pieklić, toteż sądzę, że nierozsądnym byłoby kazać mu czekać dłużej. Jak na Annunaka ma niezwykle... niesforny temperament.
Velkman chciał chyba opisać charakter swojego kolegi bardziej dosadnie, ale wstrzymał się. Miast tego doeskortował swojego nowego anielskiego sojusznika pod schody a potem, omijając Klarę jakby ta była zaszczutym zwierzem, opuścił świątynię głównym drzwiami. Nim Shateiel ruszył w dół, pozwolił dwójce kobiet raz jeszcze wymienić spojrzenia. Halaku uśmiechnął do siedzącej w ławie zakonnicy i zniknął za wskazanymi drzwiami.

***

Wbrew wstępnym skojarzeniom Nany, stan rzeczy po drugiej stronie drzwi z zachrystią miał niewiele wspólnego. Powitały ją długie, żelbetonowe korytarze - ściśle funkcjonalne, pozbawione ozdobników oraz rozświetlone strategicznie rozmieszczonymi jarzeniówkami. System wentylacyjny, przeciwpożarowy, głośniki wbudowane w ściany - całość zakrawała na podziemny bunkier jakiegoś psychola należącego do NRA. Lub na coś zainspirowanego powieściami o działaniach szpiegowskich za czasów zimnej wojny.
- Velkman nie zanudził cię na śmierć? Jestem pod wrażeniem. - Val wysilił się na cierpki komplement. Ten najpewniej uchodził w jego wydaniu za przeprosiny.
- Był raczej konkretny - Nana podeszła do anioła i przyjrzała mu się uważnie, starając się ocenić, co tak naprawdę dzieje się w głowie Annunaka. Uśmiechnęła się nieznacznie.
- To gdzie idziemy?
- Przed siebie, wzdłuż cienkiej czerwonej linii. Jak ci frajerzy z kartek Jamesa Jonesa -
wyjawił rudy, zgrzytając podeszwą o posadzkę i zwracają uwagę rozmówczyni na tkwiący po jej środku czerwony pasek. Ten co prawda ginął gdzieś pośród mroku, ale jeśli za nim podążyć, z pewnością był w stanie zaprowadzić osobę zainteresowaną do pozostałych kolorów tęczy. Taką opinię przejawiał przynajmniej Val, który żwawo ruszył naprzód.
- A, no i nie daj się nabrać. Pat nie jest człowiekiem. On po prostu... hrm. Powiedzmy, że nie pamięta kim był przedtem. Wiesz, przed Wojną. Znaczy... ugh... przerasta mnie ten metafizyczny pierdolnik. On wie, że był aniołem, nie rejestruje tylko nazwiska ani stopnia służbowego. Ta świadomość nadal gra w nim pierwsze skrzypce i...
Ryży przewodnik Nany urwał, bo oboje dotarli właśnie do skrzyżowania żelbetonowych dróg. Minęła ich trójka innych osób, wszystkie w szatach identycznych do tych noszonych przez Velmana. Najniższy przedstawiciel tej drugiej grupy uniósł dłoń w stronę Valeriusa i wykonał palcami bliżej niesprecyzowany znak. Annunak natychmiast zrewanżował się podobnym układem palców, po czym wznowił marsz. Tajemnicze trio postąpiło podobnie. Dopiero kiedy zniknęli mu z oczu, Shateiel zdał sobie sprawę z tego, że nie słyszał ich kroków - ani wcześniej, kiedy po raz pierwszy wyłonili się z ciemności, ani teraz, gdy na powrót w niej zatonęli. Dziwna zbieranina. No i jeszcze te rachityczne sylwetki...


- Mili chłopcy, naprawdę - zapewnił bagatelizująco Annunak, jakby odgadując myśli Nany. - Zwłaszcza, kiedy masz solidny kawał kija, żeby w razie czego się od nich odgonić. Ale wracając do meritum... chciałem powiedzieć, że chyba powinniśmy się cieszyć z sytuacji Velkmana. Bo widzisz, mamy tu podobny, ale bardziej ekstremalny przypadek...
- Co masz dokładnie na myśli? - Halaku starał się zapamiętać drogę jaką pokonywali.
- Kim byli tamci ludzie? - dorzucił jeszcze jedną zagwozdkę.
- Ha! A to dobre. Tamci “ludzie”, to część naszej “kadry ochronnej” - Val sparodiował akademicko-korporacyjny ton mężczyzny w okularach, którego zostawili na górze.
- To nasi chłopcy do bicia. Młodzież z paskami na skrzydłach, etc. Sam za dużo o nich nie wiem, ale zapamiętaj sobie jedno - lepiej, żeby nie pomyliła ci się liczba palców, kiedy do nich zarywasz, bo mogą cię nieźle przefasonować. Są najgorszymi świrami, jakich Eshatowi udało się wygrzebać z otchłani? Kolaboracją artystyczną między Rabisu i Twoimi kolegami z branży? Za przeproszeniem, chuj raczy wiedzieć. Po prostu trzymaj ich na dystans, pilnuj własnego nosa i pamiętaj o cotygodniowej zmianie symboli.
Z grzmiącej echem tyrady Valeriusa Nana mogła wywnioskować, że jemu najwyraźniej zdarzyło się zapomnieć. Annunak nie był chuchrem - o tym dziewczyna przekonała się podczas walki, jaką oboje stoczyli z Ojcem Lemoine. Choć jeśli dobrze odczytywała rysujący się podtekst, to zakapturzone istoty, które ich minęły, posiadały wystarczająco nadnaturalnej krzepy, żeby utemperować nawet jego. Z drugiej strony, anioł o ognistej czuprynie nadal był wśród żywych, a to sugerowało, że “kadra ochronna” nie morduje intruzów z zimną krwią. Dziewczyna wątpiła jednak, by wynikało to z empatii strażników.

Ile już szli? Ile zakrętów pokonali? Nana była w stanie przysiąc, że tę samą plakietkę BHP minęli przynajmniej trzykrotnie. Jarzeniówki zlewały się nad jej głową w jedną, lśniącą smugę. Jednak, kiedy dziewczyna miała zarzucić Annunakowi, że ten prowadza ją w kółko, rudy nagle się zatrzymał. Wykonując parodię kamerdynerskiego ukłonu wskazał na drzwi po lewej. Niepozorne, szare jak wszystkie inne, bez jakichkolwiek numerycznych oznakowań.
- Jesteśmy na miejscu, waćpani - dodał Val z ciężkim brytyjskim akcentem, jednak odnotowując wątpliwości malujące się na twarzy koleżanki szybko porzucił grę aktorską. Miast dalszych parodii, do uszu byłej zakonnicy po raz kolejny dotarł pisk podeszwy. Kiedy podążając za nim spuściła wzrok... zobaczyła, że cienka czerwona linia, za którą przecież cały czas podążali, kończy się tuż przed niepozornymi drzwiami.
Shateiel przez chwilę przyglądał się w szarą płaszczyznę jakby był w stanie prześwietlić ją spojrzeniem na wylot.
- Wchodzimy razem? Czy to audiencja tylko dla mnie? - Halaku nie krył ironii, która przy głosie nany wybrzmiała nieco dziwnie. Valerius wyszczerzył się w odpowiedzi. Wyglądało to na uśmiech zgryźliwego tetryka, który w końcu znalazł zrzędę do pary.
- Od tej pyskówki na ulicy byłem ci kolcem w zadzie, więc wypadałoby zrobić coś, żeby zapunktować. Więc wbijamy tam razem. Ale za rękę trzymał cię nie będę - zapowiedział ostrzegawczo, kierując palce ku klamce.
 
Aiko jest offline