Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2019, 21:11   #19
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
- Taką służbę to ja rozumiem! Powietrze, okazja do ruchu, słońce. Czego chcieć więcej? Na samą myśl, że mielibyśmy w taką pogodę ganiać za dzieciakami po zaułkach albo co gorsza siedzieć za biurkiem odechciewa się żyć. Co nie Patti?
Dziewczyna przewróciła oczami i przeciągnęła się. Poprawiła ułożenie pałki przy biodrze i spojrzała na krzątających się po terenie akustyków. Mark, jej dzisiejszy partner, nadal miał tę denerwującą tendencję do skracania jej imienia. Zwracała mu na to uwagę każdego dnia, ale ta wredna małpa lubiła się z nią drażnić. Patricia akceptowała to, bo nie za bardzo miała coś do powiedzenia w tej sprawie. Nie była miss popularności na komisariacie. Chętni nie stawali w kolejce by odbyć z nią służbę. Musiała polegać więc na nosie komendanta i znosić "szczawika" już drugi tydzień. Co prawda sama nie była od niego lepsza, do służby przystąpiła raptem pół roku przed nim, ale w jej własnym mniemaniu dawało to podstawy do traktowania go z góry jako starsza koleżanka po fachu. Zaś co do samego pytania to z chęcią wróciła by teraz do klimatyzowanego biura. Dostała wczoraj wieczorem od znajomej jej najnowszy mix. Zdążyła przesłuchać na razie połowę, ale z trudem się od niej odrywała. Przed komputerem mogła by dokończyć słuchanie i nikt by się nie zorientował. Zamiast tego obstawiała z innymi policjantami plac i kierowała ruchem.
- No nie wiem. Możesz jeszcze pożałować tej pogody.
- Zwariowałaś? Nie zamieniłbym jej na nic innego. To ciało stworzone jest do słońca, pięknej opalenizny i palemek w drinkach.
Dziewczyna parsknęła cicho.
- Jedyną palmę jaką kiedykolwiek otrzymasz to tę, która odbiła ci we łbie. Wracaj na ziemię i skup się.
- Ta, ta - pokiwał głową i wrócił do opierania się o barierki i obserwowania pracującego przy obsłudze zespołu technicznego.
- Myślisz, że naprawdę coś może się wydarzyć? - zapytał po chwili milczenia, już poważnym głosem.
- Kto wie. Trzeba być gotowym na wszystko. Słyszałeś porucznika Brandona? Obstawiamy imprezę o podwyższonym ryzyku nie tylko ze względu na ilość ewentualnych uczestników, ale również z powodu obecności VIP-ów.
- Od kiedy to słuchasz wywodów Brandona?
- Nie słucham. Ale w tym swoim przydługim monologu podkreślał to tyle razy, że coś musiało pozostać w głowie. "Bo skupienie jest najlepszą obroną"
Złożyła usta w dzióbek i przemówiła przeponą, naśladując glos swojego przełożonego. Mark roześmiał się głośno.
- Ale tak serio. Zdarzy się coś? Jak myślisz?
- Nie mam bladego pojęcia - odpowiedziała poważnie. - Nie sądzę, żeby komukolwiek chciało się robić cokolwiek w taką pogodę, ale przy tej ilości ludzi wystarczy iskra, żeby doszło do paniki i tragedii. Albo jakiś debil ignorujący znaki. HEJ! GDZIE SIĘ PCHASZ Z TYM RZĘCHEM GAMONIU.
Patricia ruszyła w stronę samochodu.

Wykłócała się z kierowcą Hondy Supry dobrych kilkanaście minut, bo najwyraźniej ten zdawał się jej nie słuchać. Zamiast wykonywać polecenia narzekał na te wszystkie objazdy. Bo jak nie maraton czy przejazd cyklistów to inne gówno. Patricia nie była w nastroju na słuchanie jego ględzenia, więc poziom irytacji szybko wzrósł. Dopiero kiedy zagroziła wypisaniem mandatu, mężczyzna wreszcie włożył swoje szlachetne dupsko do środka i wycofał drogą, którą przyjechał. Tak po prawdzie to niewiele mogła by mu sama zrobić, chyba jedynie oskarżyć o nie wykonywanie poleceń. Od wystawiania mandatów była drogówka, sama nie miała nawet blankieciku do wypełniania, ale szary Kowalski nie widział tych dyskretnych różnic w mundurach. A wystarczyło być miłym to wskazała by mu lepszy przejazd na drugą stronę, bo ten kto ustanawiał objazd zdecydowanie nie miał za dużo oleju w głowie. Takiego labiryntu to by się Kreta nie powstydziła.
Wróciła do Marka, który przyglądał się całej tej sytuacji z delikatnym, drwiącym uśmiechem na ustach. Wiedziała, że gdyby sytuacja tego wymagała, szybko pospieszyłby z pomocą, ale i tak ją irytował. W ten swój słodki, naiwny sposób.
- Mamy nowy przydział. Ochrona poprosiła o wsparcie przy bramkach bo tłum się robi i chyba nie dają sobie rady.
Dziewczyna jęknęła i oparła się głową o balustradę. Kontrola tłumu. Niby na sympozjum naukowym człowiek spodziewałby się u ludzi inteligencji przekraczającej średnią krajowego blokowiska, ale w takim tłumie to wszyscy zachowywali się jak owce. Głośne i durne owce. A ona miała się bawić w pasterza.
- Daj spokój Patti. Robota jak robota, a przynajmniej coś się będzie działo.
- Mówiłam nie mów do mnie Patti! - warknęła. - I przestań gapić się na mój tyłek.
Mark spłonął niczym piwonia i powiódł wzrokiem za odchodzącą koleżanką. Oczy odruchowo opadły mu na kręcące się biodra.
- Co? Ale... ja przecież nie... - wymamrotał ruszając za nią.

Ochrona, okazało się, radziła sobie całkiem nieźle. Trzy policyjne dwójki potrzebne były raczej jako wsparcie wizerunkowe dla zachowania spokoju w kolejkach. Kilku nabuzowanych samców próbowało co prawda siłą wywalczyć co swoje w mrówczej linii oczekujących na wejście, jakby te kilka minut miały ich zabawić, ale do takich delikwentów wystarczyło podejść i sytuacja momentalnie się klarowała. Nie było więc tak źle jak podejrzewała. Tylko, że ciągle musiała znosić namolne spojrzenia facetów, wgapionych w nią niczym w złote runo. Równouprawnienie w policji osiągnięto już dawno, ale spowodowało to jednocześnie ujawnienie się niesamowicie dziwnych męskich żądz z tym powiązanych. Była przekonana, że gdyby miała lepszy słuch to po tym jednym dniu mogła by napisać poradnik "1001 męskich szowinistycznych komentarzy". Potrzebni byli tak naprawdę tylko raz, gdy tłum, swoją durną owczą naturą, zablokował drogę dojazdu dla pojazdów uprzywilejowanych. Natrudzili się wtedy próbując gwizdami i okrzykami zmusić ludzi do zrobienia 3 metrowej luki. Gęstość osób w tłumie na metr kwadratowy wzrosła, a potem rozlała się z powrotem zaraz po przejeździe mini busa. Niczym fale morza Czerwonego. Brało ją dzisiaj strasznie na aluzje do starożytnych mitów bo płyta koleżanki nosiła nazwę "Semiramida" i mocno opierała się w tej tematyce.
Patricia przyglądała się osobom wyjeżdżającym z pojazdu. Współczuła im z całego serca. Nie mogłaby tak żyć. Jakakolwiek myśl o upośledzeniu, a zwłaszcza upośledzeniu ruchowym, wywoływała u niej dreszcze. Prawdopodobnie wynikało to z naturalnych ograniczeń jakie by ją dotknęły, a ona nienawidziła gdy cokolwiek ją ograniczało.
Gdy tłum wreszcie wypełnił każdą piędź Placu Zwycięstwa zostali przemieszczeni na ich oryginalne stanowisko pod sceną. Tam mogliby najszybciej zareagować na ewentualne zamieszanie. Mark był już na miejscu. Cały przepocony i czerwony na twarzy z powodu narastającego upału. Wręczyła mu butelkę wody od organizatorów z drwiącym uśmieszkiem i miną pod tytułem "a nie mówiłam?".
- Ani słowa - powiedział odbierając butelkę i opróżniając połowę jednym haustem. Patricia piła spokojniej. Wolała rozłożyć zapas na dłuższy okres. Widać było, że Mark nie chadzał zbytnio po miejskich klubach. Nie rozumiał więc co to znaczy przebywać w przepełnionej i przepoconej piwnicy, z dodatkowymi reflektorami bijącymi po oczach. Tutaj przynajmniej była otwarta powierzchnia, a od czasu do czasu delikatna bryza stanowiła ulgę dla zgromadzonych. Pozostało tylko czekać, aż wszystko się zacznie.
A musieli długo czekać. Główna atrakcja spóźniała się niczym gwiazda rocka przed koncertem charytatywnym. W tłumie narastało zniecierpliwienie. Centrala umiejscowiona w mobilnej ciężarówce nadawała komunikaty cały czas, dodatkowo potęgując jej zdenerwowanie. Przypomniało jej to pewną sytuację.
Parę lat temu wyprawiła się do Polski na festiwal muzyczny Woodstock. Piękne czasy licealnej samowoli i używkowego szaleństwa. Tam również główna gwiazda całego wydarzenia nie dotarła na czas. Olbrzymi tłum stał na pełnym słońcu niczym na patelni i oczekiwał aż niemiłosierne słońce wreszcie schowa się za horyzontem. Pojawiały się różne plotki: że doszło do wypadku, że zabalowali gdzieś i wyruszyli helikopterem z Berlina w momencie w którym powinni wychodzić na scenę, że postanowili nagle odwołać koncert kilka chwil przed. Wiele osób, podchmielonych zapewne, dało się ponieść tym plotkom i zaczęło rozróby. Podobno kilka namiotów spaliło się na jednym z obozowisk. Działo się to na szczęście daleko od sceny. Nie było więc masowej histerii. Sama Patricia nie spędziła tego czasu tak uciążliwie, gdyż usadowiona na ramionach poznanego studenciaka miała przynajmniej dostęp do świeżego powietrza. Tam wszystko skończyło się dobrze, bo organizatorzy i ochrona zachowali rozsądek oraz profesjonalizm. Teraz to ona stała po drugiej stronie barykady. Patrzyła na czerwone od zaduchu, zniecierpliwione twarze ludzi. Zastanawiała się co tak naprawdę mogła by osiągnąć ta garstka policjantów w obliczu takiego mrowia narodu, gdyby doszło do najgorszego. Ta myśl zagnieździła się gdzieś w podstawie jej głowy i uporczywie podsycała niepokój.
Wszystko na szczęście skończyło się w momencie gdy gwiazda wstąpiła na scenę, by dać gawiedzi to czego chcieli. Patricia wyrzuciła osuszoną butelkę do kosza i wróciła do oglądania twarzy w tłumie. Jednym uchem słuchała płynącego z głośników głosu, ale tak naprawdę to chciała wrócić do domu albo za biurko i odpalić sobie ulubiona muzykę.
Podniosła nagle głowę, gdy sens słów profesora w końcu przebił się przez jej zamyślenie. Po wyrazie twarzy Marka wiedziała, że nie przesłyszała się. On naprawdę powiedział, że chce ich wszystkich zabić. Tłum był równie oniemiały co prowadzący, goście, obsługa techniczna, oraz ochrona i policja. Brandon chyba również zamarł na chwilę. Naukowiec kontynuował swój monolog. To była iskra, która miała spalić wszystko. Komunikator przekazywał rozkazy rozgorączkowanego oficera, ochrona z trudem panowała nad panikującym tłumem. Zapewne kilkadziesiąt osób czekało stratowanie. Patricia ruszyła jak sprężyna, ale był to ruch automatyczny, wyuczony. Sama nie potrafiła ogarnąć tego co się tutaj dzieje. Ten mężczyzna przecież nie mógł naprawdę chcieć zamordować tych wszystkich ludzi?
- Proszę położyć ręce na karku, profesorze – usłyszała głos starszego policjanta. Była już wraz z kilkoma innymi na scenie. Pistolet trzymała w obu dłoniach skierowany lufą ku ziemi, jak jej koledzy. Zareagowali odruchowo, gdy sięgnął do kieszeni po szczękę bokserską, ale nikt nie zdecydował się podjąć stanowczego kroku. Może właśnie ten brak zdecydowanie był ostatnim elementem układanki, który był potrzebny do spełnienia się planu Zagórskiego.
Mężczyzna wrzasnął przez zaciśnięte zęby, jego ciało wyprężyło się nagle po czym upadło bezwładnie. Niczym fala, cylindrycznie rozchodząca się we wszystkich kierunkach, ludzie padali na ziemię. Wśród nich była Patricia. Patrzyła na leżących dookoła ludzi, zachowujących się niczym karpie sprzedawane przed świętami. Sama też była takim karpiem, rozpaczliwie próbującym łapać ostatnie hausty powietrza. Bezskutecznie. Wtedy właśnie przypomniała sobie, że w młodości najbardziej obawiała się utonięcia lub uduszenia. Nie miała sił na walkę. Czuła stróżkę łzy spływającą po jej policzku. Potem była już tylko ciemność.

***

Obudził ją ruch i podniesione głosy. A więc nie umarła. Ewentualnie rację miał jej upalony znajomy i właśnie reinkarnowała się jako bobas, tylko po to, żeby potem stracić wspomnienia po zażyciu rządowej papki ogłupiającej. Czemu pamiętała takie bzdury? Czemu czuła się taka ciężka? Bolała ją głowa, a do tego to cholerne pikanie!
Otworzyła powoli oczy, chociaż jej powieki ciężarem przypominały kamienne wrota grobowca. Blask w pomieszczeniu był oślepiający. Dziwny ucisk za oczami spowodował, że ponownie je zamknęła. Czuła pieczenie, ale również odrętwienie poprzedzające powrót czucia. Miała wrażenia jakby ktoś wbijał w jej mięśnie rozżarzone ostrza. Zmusiła się by ponownie otworzyć oczy, tym razem osłaniając je dłonią. Powoli wracała jej też świadomość otoczenia. Znajdowała się w szpitalu. Leżała na łóżku, takim jakie otrzymują rodzice nocujący w szpitalu obok swoich pociech. Dookoła delikatnie mruczały maszyny medyczne. Nie była sama w pomieszczeniu. Właściwie to wszędzie dookoła byli ludzie. Poukładani i pościskani niczym studenci w porannej komunikacji. Niektórzy siedzieli na łóżkach i cicho rozmawiali. Inni chyba się jeszcze nie obudzili albo poszli spać. Uniosła się czując jak odrętwiały tyłek wrzeszczy z bólu. Miała na sobie lekarski kilt. Tyle mogła wiedzieć. Brakowało teraz odpowiedzi na dwa najważniejsze pytania. Co się stało i ile już tutaj leży?
Swędziały ją ręce. Dopiero teraz zauważyła wenflony wbite w przedramię. Ostrożnie odłączyła kroplówkę. Musiała się dowiedzieć co się dzieje. Przede wszystkim zaś musiała wstać. Odzyskała już czucie w stopach, co jednocześnie ją cieszyło i martwiło, gdyż wraz z tym przyszedł ból. A potem zawroty głowy. Nie powinna podnosić się tak szybko. Wyszła chwiejnym krokiem na korytarz. Ktoś chyba za nią wołał, ale nikt nie powstrzymał. Korytarz również pełen był ludzi leżących na łóżkach. Tam też nikt nie zwracał na nią uwagi. Dopóki nie zagradzała drogi biegnącym pielęgniarką i lekarzom. W sumie tak wyobrażała sobie wojnę albo inne katastrofy. Mnóstwo rannych, biegający wszędzie ludzie i ogólne zdezorientowanie. Co ten doktorek im zrobił?
- Patricia! - usłyszała znajomy głos, przebijający się przez gwar. Na końcu korytarza był Mark. Szedł w jej kierunku. Również w stroju pacjenta. Znowu zakręciło się jej głowie. Złapał ją w ostatniej chwili.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tylko trochę mi słabo.
- Siadaj - podsunął ją pod łóżko stojące nieopodal. Co prawda było zajęte, ale mężczyzna siedzący na nim w kucki zdawał się tego nie zauważać. Kiwał się tylko delikatnie to w przód to w tył.
- Mark - spytała cicho. - Co się z nami stało?

***

Mark opowiedział jej wszystko co wiedział. Nie było tego wiele. Obudził się dwie godziny wcześniej. Długo dochodził do siebie, ale w końcu pozwolono mu skontaktować się z rodziną i jednostką. Mieli nakaz odpoczywać, ale nie musieli koniecznie zostawać w szpitalu. Zasugerowano mu nawet, że jeżeli poczują się lepie to, za zgodą lekarzy, powinni zwolnić łóżko, bo rannych po ataku jest znacznie więcej niż szpitale są w stanie ogarnąć. Tak, wyraźnie powiedział "po ataku". Ich rzeczy zostały zabezpieczone na komisariacie. Obecnie najważniejsze było, żeby wrócili do zdrowia. Chaos we wszystkich służbach był olbrzymi, ale policja oberwała chyba najbardziej. W końcu część sił znajdowała się wtedy na placu, w tym jednostki specjalne. Jedyne polecenie jakie otrzymali, to stawienie się w ciągu tygodnia do oficera prowadzącego w celu skierowania na przesłuchanie. Niewiele było wiadomo co naprawdę wydarzyło się na scenie. Im więcej zbierze się świadków tym lepiej. Gdy poczuła się już lepiej odprowadził ją do sali i dał namiary na swoją. Patricia podziękowała mu i wróciła na pryczę. Miała o czym myśleć.
- Słuchaj chcę się upewnić czy miałem jakieś zwidy z upału i czy powinien rozważyć zapisanie się na odział psychiatryczny obok ale czy Profesorek nie zaczął monologować o tym jak zatruł wodę i że nas zabije a potem przejmie kontrolę nad światem jakby był czarnym charakterem z jakiejś taniej kreskówki kręconej w latach 90tych ? - usłyszała męski głos. Wybrzmiewał w nim śmiech.Spojrzała na chłopaka dziwnie. Cały szpital postawiony był w stan najwyższej gotowości, personel próbował zorientować się co się stało ludziom, a ten się śmieje jak gdyby nigdy nic? Przyznaje, że sama miała podobne wrażenia, ale bynajmniej nie było jej do śmiechu.
- Nie miałeś zwidów. Tak było. Chociaż sama chciałabym wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
Niewiele wiedziała o samym profesorze. Na komisariacie pewnie teraz jest taki sam kocioł. Mark trafił razem z nią do szpitala, więc pewnie i inny z jej oddziału mogli odczuwać podobne symptomy. A to oznacza, że obecnie brakuje rąk do pracy. Na samą myśl o tym poczuła jak robi się jej niedobrze.
- Mam nadzieje, że po tym wszystkim zlikwidują nagrodę Nobla, już od dziesięcioleci każda dziedzina poza nauką, była niesamowicie upolityczniona jeszcze przed tą parodią, kiedy dali Pokojową nagrodę prowadzącemu wojnę Obamie i przed wypłynięciem tego sex skandalu w literackim Noblu. Teraz okazuję się, że nagrodzili masowego mordercę i wariata! Najwyższy czas żeby zlikwidować ten wyrzut sumienia pierwszego producenta broni masowego rażenia. - Zakończył próbując gadką polityczna przykryć szaleństwo własnego twierdzenia. Był pewien, że za chwilę wezmą go w kaftan i przeniosą do świrów.
- Hm? - wyrwała się z zamyślenia. Zauważyła, że chłopak wlepia w nią oczy, więc pewnie to do niej konkretnie mówił. - Aaaa… pewnie tak, powinni by.
Przytaknęła niechętnie bo nie usłyszała ani słowa.

- Dobra mam dość tego czekania - szarpnęła pościelą i spuściła nogi poza łóżko, tym razem wstając zdecydowanie wolniej. - Nikt nic nie wie, to znaczy, że trzeba ich samemu poszukać. Tutaj gdzieś musi być telewizor. Cho…
Zawahała się na moment, patrząc odruchowo na nogi chłopaka. Głowa średnio wynajdowała synonimy słowa “iść”. Obok jego łóżka znajdował się wózek indwalidzki.
- Chcesz mi potowarzyszyć?
Adam roześmiał się serdecznie widząc jej zakłopotanie
- Nie martw się nie obrażę się za używanie naturalnego słownictwa możemy iść, możemy nawet pobiec! W sumie planowałem pójść spać bo po tym całym duszeniu jestem padnięty ale mogę się przejść zaczekaj chwilę…Facet dość sprawnie spuścił swoje krzywe nogi z łóżka i w kilka minut był z powrotem na wózku z przypiętymi pasem stopami. W schodzeniu w dół pomaga grawitacja gorzej wdrapywać się w górę.
- Jak chcesz to tam w rogu jest telewizor na monety kwadrans za dwa złote. Mi zabrali całą kasę razem z portfelem kiedy wsadzili mnie w piżamkę, nawet do automatu musiałem żebrać, ale pewnie ktoś w któreś sali ogląda więc możemy iść na sępa. To jak wyjazd ?- Keleka przerwał słowotok z uśmiechem czekając na decyzje tymczasowej towarzyszki. Może ma tak z nerwów?
- Nie, mi też wszystko zabrali. Ale na pewno mają tutaj jakąś kantynę. A nawet jak nie to wciśniemy się do socjalnego.
Stanęła na równę nogi i uspokoiła zawroty głowy. Wózek podjechał do niej.
- Nazywam się Patricia - wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka.
- Adam Sosnowski miło mi cię poznać choć okoliczności raczej nie miłe- Uścisnął rękę kobiety - Złap się rączek wózka to łatwiej ci czekaj zaraz je podwyższe - Chwilę pomajstrował przy bolcach z tyłu pojazdu i rzeczywiście zza pleców uniosły się uchwyty wprawnie podsunął się tyłem przed rozmówczynie
- Możesz się oprzeć dopóki twój błędnik się nie wyciszy i spokojnie ruszymy na poszukiwanie telewizora- Zaproponował.
- Dziękuje nie trzeba. Już mi lepiej, po prostu ze wstawaniem są jeszcze problemy - odpowiedziała uprzejmie. - Wolałabym jak najszybciej odkryć co się wydarzyło na Placu.

Ruszyli więc korytarzem wkrótce natrafili na telewizor w pokoju socjalnym pielęgniarek chwilowo opuszczonym przez kryzys. Na ekranie zasuwał kanał informacyjny.
- Kurwa mać, ten cholerny psychol wszystko sobie załatwił! Ten przerośnięty defibrylator spalił wszystkie urządzenia nie będzie więc żadnych nagrań, a nam na słowo nikt nie uwierzy… Może dałoby się przetestować te butelki ? Jakieś osad na nich może został ? Chociaż znając życie to Psorek to przewidział w końcu jest Biochemikiem i pewno ta trucizna znika po kilku godzinach… Tak, czy siak warto byłoby pogadać z glinami tylko czy nam uwierzą ? W razie czego mam paru znajomych na uniwerku co mogliby załatwić jakieś testy, ale to nie to samo co profesjonalista w laboratorium….- Adamowi wyraźnie zależało na tym by dopaść morderczego noblistę.
- Spójrz na godzinę - zwróciła uwagę zszokowana. - i na datę. Minęły prawie 2 dni od tego całego sympozjum..
[i]- Moglibyśmy spróbować założyć grupę wsparcia dla ocalałych jakby wiele osób potwierdziło tą samą wersje to może wzięliby nas poważnie ? Oczywiście, od razu pojawi się wytłumaczenie masowej halucynacji, ale przynajmniej będzie można wywrzeć jakieś nacisk.
Patricia przetarła skronie, żeby skupić się na tym natłoku informacji. W telewizji wiele nowego nie przekazywali, ewentualnie skalę problemu. Pomyślała o tym co mówił jej Mark.
- Bawisz się w detektywa? Hobbystycznie czy zawodowo? - odparła niechętnie. W ustach jej zaschło. Wstała i podeszła do baniaka z wodą. Zawahała się przez moment, ale potem pokręciła głową z powodu irracjonalności tej sytuacji. - Policja była na miejscu. Jeżeli dojdą do siebie będą mogli poświadczyć co się wydarzyło. Nawet jeżeli ktoś będzie podważał ich słowa to faktom nie da się odmówić. Najwyżej zmieni się klasyfikację z ludobójstwa na nieumyślne spowodowanie śmierci lub zabójstwo w charakterze ewentualnym.
Przyniosła dwa kubki i podała jeden z nich Adamowi.
- A jak chcesz rozmawiać z policją to zamieniam się w słuch. Tylko jeżeli to coś poważnego to muszę załatwić sobie notatnik bo nie zapamiętam wszystkiego.
Wzięła łyk i wygodniej rozsiadła się na kanapie.
- O jesteś policjantką to cudnie! Do detektywa mi bardzo daleko ale skończyłem informację naukową i bibliotekoznawstwo na uniwerku więc zbieranie i analiza danych to moja druga natura - Wyjaśnił następnie upił łyk wody. Akurat ktoś przechodził i trzasnął drzwiami Adam podskoczył wystraszony hałasem podskoczył w wózku rozlewając część wody na piżamę - Przeklęte napięcie mięśniowe! Lepiej dopije tą wodę zanim resztę rozleje resztę bo ciszy tu raczej nie znajdę- Dopił szybko wodę.
- Tak naprawdę to jakiś wielkich pomysłów nie mam więc kartka nie będzie potrzebna… Mam na sobie cewnik zewnętrzny więc można by teoretycznie spróbować zbadać próbkę moczu żeby wykryć te groźne substancje, ale skoro stuknięty profesorek jest takim genialnym biochemikiem to pewnikiem ta substancja zanika tak jak jakaś pigułka gwałtu czy inne podobnego stylu środki... Jeżeli uznasz że warto zawracać tym głowę twoim kolegom i koleżankom z laboratorium to możemy spróbować
- Innym moim pomysłem jest żeby założyć jakąś grupę wsparcia dla tych co przetrwali ten jego zamach najpierw na Fejsbuniu, a potem w realu to można by łatwiej zebrać wszystkich w jednym miejscu i pomóc- Zaproponował.
- Chyba nie będzie potrzeby ich grupować - wtrąciła się. - Widziałeś co się dzieje na korytarzach? Te tłumy? To samo dzieje się w innych szpitalach. Obecnie brak jest mocy przerobowych by to wszystko ogarnąć, ale policja już działa. Oczekują na otrzymanie wykazu wszystkich kupujących wejściówki od organizatora. Dodatkowo dostali już wykaz całej obsługi no i ochrony. Trzymają rękę na pulsie.
Położyła głowę na oparciu i zamknęła oczu. Żołądek powoli dopominał się o strawę. Powstrzymywała się przed ogołoceniem pielęgniarkom trochę zapasów.
- Poza tym to sprawa dla wydziału śledczego. Tam mają do tego odpowiednich ludzi. Pierwszy taki zamach w historii kraju, rozumiesz to?
- Tylko czy ktoś uwierzy że to faktycznie zamach ? Że wielki noblista - celebryta postanowił testować broń biologiczną na cywilach ? Ja tam byłem i sam ledwo co wierzę w to co zaszło! Niedorzeczność tej całej sytuacji działa na korzyść tego potwora bo brzmi to wszystko jak teorie spiskowe - Odpowiedział strapiony.
- Będę mógł dostać do Pani jakieś numer kontaktowy ? Ta sprawa na pewno będzie rozwojowa więc przydałoby się mieć kogoś w policji żebym mógł pomóc dopaść tego dziada i doprowadzić go przed sąd - Poprosił.
Przyjrzała się Adamowi badawczo. Przez moment wyobraziła sobie przerażonego profesorka uciekającego przed inwalidą na wózku, który z ogniem w oczach wygrażał mu pozwem sądowym.
- Zawzięty widzę jesteś. Skąd podejrzenia, że on w ogóle wyszedł z tego cało? Widziałam jak padał otumaniony tak samo jak my.
-”Ci, którzy potrafią postępować niekonwencjonalnie, są nieskończeni niczym niebo i ziemia, niewyczerpani niczym wielkie rzeki. Gdy nadchodzi ich koniec, zaczynają się znowu, jak dni i miesiące. Umierają i rodzą się na nowo, niczym cztery pory roku.” - Sun Zi Chiński filozof i myśliciel. Ta taktyka zdaje się przyświecać naszemu kochanemu Profesorkowi! Nikt nie będzie podejrzewał że to on stoi za tą zbrodnią a teraz Pani podejrzewa że jest kolejną ofiarą… Skoro to wszystko zaprojektował to na pewno się jakoś zabezpieczył ale cały sekret w tym że nie będzie się spodziewał że kaleka może mu narcystycznemu geniuszowi jakkolwiek zaszkodzić proszę mi uwierzyć niejedna osoba się na podobnym podejściu oszukała.
- Źle mnie zrozumiałeś. Nie twierdzę, że jest ofiarą. Jego słowa może poświadczyć bez mała tysiące ludzi. Nie znamy jednak jego motywów. Nie wiemy czy to miał być eksperyment, który nie wypalił czy ludobójstwo, a może przesadnie medialna próba samobójcza. Tutaj warto poczekać na jakieś oświadczenie władza. Nie będę ci przeszkadzać w twoim małym śledztwie.
Chociaż myśl o tym, że byłby w stanie zaskoczyć nawet narcystycznemu geniuszowi faktycznie brzmiała niekonwencjonalnie, a nawet wręcz nieprawdopodobnie. Skoro jednak tego właśnie chciał.

Pogładziła się po karku. Była zesztywniała. Potrzebowała trochę świeżego powietrza.
- Ale słowa interesujące. Postaram się je zapamiętać - dodała wstając. - Mój przełożony pewnie będzie chciał mnie przesłuchać, to wspomnę mu o tym co mówiłeś. Poproszę też lekarzy, żeby pobrali ten wymaz i zabezpieczyli go. Tutaj nie ma już co siedzieć. Wiele więcej się nie dowiemy. Jakie masz plany teraz?
Adam pokiwał głową
- Dziękuję za stymulującą rozmowę ja jednak potrzebuje wrócić do łóżka i się trochę jeszcze przespać choć chciałbym wykorzystać drugą szansę w życiu to ciało nie jest tak sprawne jakbym sobie tego życzył. Zresztą znajomy wyjdzie z pracy dopiero po południu, a samemu nie chce mi się tłuc przez pół miasta.- Odpowiedział nie zamierzał dopytwać się drugi raz o dane kontaktowe, bo w sumie w oczach policjantki musiał się wydawać dziwakiem. W razie czego po imieniu i twarzy bez problemu powinien znaleźć jej dane kontaktowe na stronie głównej komendy policji Bielska.
- Jasne - wyłączyła telewizor i otworzyła drzwi przed wózkiem. - Zaraz podejdę do sali, muszę załatwić jedną rzecz.
Oddała klucze do pokoju pielęgniarce dyżurnej i poprosiła o odzyskanie swoich rzeczy. Poczuła na sobie wzrok mordercy, dlatego szybko dodała, że chciałaby w razie możliwości wypisać się już z oddziału. Pielęgniarka poszperała trochę w komputerze, a potem mamrocząc pod nosem wyszła na zaplecze. Patricia rozumiała jej zdenerwowanie. Wystarczyło rozejrzeć się dookoła. Pozostawało tylko współczuć. Złapała długopis i karteczkę samoprzylepną. Uśmiechnęła się do siebie po czym napisała na niej kilka słów. W międzyczasie wróciła pielęgniarka z naręczem jej ubrań i prywatnymi rzeczami.
- Policja zabrała sprzęt służbowy - powiedziała już znacznie spokojniej.
- Dziękuję bardzo. Mam jeszcze jedną prośbę. Chłopak z mojego pokoju, ten jeżdżący na wózku, zasugerował przeprowadzenie dodatkowych badań. Ma on zewnętrzny cewnik. Proszę o pobranie kilku próbek do różnych testów. Przekażę dzisiaj informację o tym do odpowiedniego wydziału i ktoś się po nie zgłosi. Może pani to zanotuje?
Pielęgniarka kiwała potulnie głową na ten potok słów, ale dopiero na dźwięk słowa “zanotuje” przyznała policjantce rację. Patricia powtórzyła jeszcze raz dyspozycję, dodatkowo podkreślając jego imię.
Gdy wróciła do pokoju ogarnęła jeszcze wzrokiem tłum osób znajdujących się w środku. Ludzie leżeli na łóżkach albo osłabieni, albo zdezorientowani. Niektórych, tak jak ona, umiejscowiono na polowych łóżkach dla rodziców. Kilka pielęgniarek kręciło się to tu to tam. Adam leżał już na "u siebie". Gdyby warunki były normalne, mogłaby się przebierać bez ogródek. Skoro jednak pokoje stały się koedukacyjne, postanowiła zrobić to łazience.

Ubrana w swoje służbowe ubranie czuła się znacznie swobodniej niż w kilcie pacjenta.
- Przekazałam informacje o twoim cewniku pielęgniarkom. Wkrótce ktoś powinien pobrać stamtąd próbki. - podeszła do łóżka chłopaka i oparła się o ścianę. - Obyś znalazł to czego potrzebujesz.
Podała mu zwiniętą kartkę papieru. Znajdował się na niej numer telefonu i krótki tekst, napisany lekko koślawym, ale ładnym pismem:
Cytat:
“Są prostsze sposoby na otrzymanie numeru dziewczyny niż śmierć. Patricia”
Po wejściu do pomieszczania kobieta zobaczyła że Adam leżał z powrotem na łóżku zasypiając. Widząc że wchodził zmusił się do przebudzenia wysłuchał słów kobiety i z uśmiechem zerknął na kartkę.
- Dobry dowcip Patrycjo, nie wiem kto z nas powinien się czuć bardziej skomplementowany w tej sytuacji, ale ja już mam dziewczynę- Uśmiechnął się puszczając do niej oko.
- A mówiąc poważnie obiecuję że nie będę ci zawracać głowy jeżeli nie znajdę nic poważnego. Wiem że musisz być bardzo zajęta szczególnie w tej sytuacji. Nie jestem jakimś świrem od teorii spiskowych po prostu wolę mieć z tobą kontakt gdybym przypomniał sobie coś ważnego będzie łatwiej dryndnąć do kogoś znajomego, niż przebijać się normalnymi ścieżkami- Wyjaśnił pół przytomnie wyraźnie trzymając się jawy ostatkiem woli.


***

Przed wyjściem ze szpitala zrobiono jej podstawowe badania, a że nie wykazały one zbytnich odchyleń, nikt nie robił jej przeszkód. Zajrzała jeszcze do Marka, żeby i jego przekonać.
- Nie, mi się nigdzie nie śpieszy. Z resztą rodzina po mnie przyjedzie wieczorem. Chcieli od razu ale odradziłem im to. Wiesz, mamusia się martwi.
Pożegnali się i Patricia wreszcie wyszła na zewnątrz. Rozmowa z Markiem uświadomiła jej jednak jedną rzecz. Nie ma jak skontaktować się z rodzicami. Ojciec pewnie był po uszy zawalony robotą, a mama znajdowała się w Londynie, nadzorując fuzję. Może i by odebrali, gdyby zadzwoniła ze swojego numeru, ale od obcych? Wątpliwe. Swój telefon zostawiła jednak w wozie dowodzącym tak jak resztę prywatnych rzeczy. Miała więc pierwszy cel podróży, komisariat.
Na szczęście wrodzona przezorność nakazała jej zawsze trzymać w mundurze jakieś drobne. Stać więc ją było na bilet miejski. Musiało to wyglądać nietypowo.
"Nigdy nie widziałam tak pustych autobusów o tej porze" - pomyślała przykładając czoło do chłodnej szyby. To dawało pewną perspektywę.
Na komisariacie zastała to czego się spodziewała. Jeszcze większy burdel niż w szpitalu. Hałas wywołał u niej dodatkowy ból głowy. Chciała jak najszybciej dostać się do magazynu, odebrać swoje rzeczy i wrócić do domu. Nie było to takie łatwe. Szybko zwrócono na nią uwagę. Zaczęły się nawoływania, pytania i dywagacje. Każdy chciał się czegoś dowiedzieć, miał mnóstwo pytań, na które nie potrafiła odpowiedzieć. Wkrótce zgromadziła się dookoła niej mała grupka, niczym podekscytowani uczniowie. Czuła że zaraz zemdleje.
- Co tutaj się dzieje!? Rozejść się i do roboty! Phoenix? Co ty do cholery tutaj robisz!?
Wybawienie nadeszło pod postacią kapitana Douglasa, chociaż wszyscy woleli wołać na niego Doug. Był jej bezpośrednim przełożonym. Dość srogim ale wybaczającym. Policjant z prawdziwego zdarzenia, gotów własną piersią bronić obywateli.
- Przyszłam tylko po swoje rzeczy - powiedziała cicho, nawet nie była pewna czy ją usłyszał. Osunęła się na biurko rozrzucając kilka kartek na ziemię.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść - warknął, piorunując wzrokiem ciekawskich.
- Kapitan zawsze wiedział jak prawić komplementy kobiecie - uśmiechnęła się z trudem.
- Żarty na bok. Wracasz do domu i to migiem. Chodź za mną.
W asyście kapitana udało się bez większych problemów dotrzeć do magazynu. Magazynier przekazał jej rzeczy wyniesione z wozu jak również cywilne ubranie zabrane z szatni. Za jego plecami zauważyła kilkanaście podobnych skrzynek pełnych ubrań. Poczuła dreszcze.
Przebierała się powoli. Dodatkowo wzięła kąpiel, co znacznie poprawiło jej humor. W końcu leżała w kilcie DWA DNI! Nadal nie mogła w to wszystko uwierzyć. Resztki otumanienia spływały z niej razem z brudem i wodą. Nie kąpała się długo. Bateria w telefonie była rozładowana. Taką miała przynajmniej nadzieje. Ojciec nie odbierał telefonów służbowych, więc pewnie działał w terenie. Nie miała jak się z nim skontaktować. Musiała jak najszybciej wrócić do domu. Zdała broń i osprzęt.
- Taksówka już czeka - powiedział do niej Doug.
- Nie mogę, macie już dość kłopotów, żeby jeszcze mnie odwozić.
- Nie radiowóz. Zwykła taksówka - prychnął, otaksowując ją wzrokiem. - Na mój koszt.
Spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem i kiwnęła głową.
- Dziękuje.
- Wiesz o przesłuchaniach?

Kiwnięcie
- Kiedy możesz się pojawić?
- Jutro

Uniósł brwi niedowierzając.
- Pojutrze. I bez dyskusji, to jest rozkaz.

***

Zbliżał się wieczór. W mieszkaniu nikogo nie było. Pierwsze co zrobiła to podłączenie telefonu do ładowania. Na szczęście nie uległ zniszczeniu. Następnie zjadła cokolwiek co nadawało się do jedzenia i nie wymagało podgrzewania. Potem zwaliła się wycieńczona i osłabiona na kanapę w salonie. W telewizorze w kółko nadawali te same informacje. Wyłączyła go więc. Próbowała się dodzwonić do ojca, ale nie odbierał. Nagrała się mu na skrzynkę. Mama miała kompletnie wyłączony telefon, więc zrobiła to samo. Potem po prostu leżała i patrzyła się na sufit. Nie miała ochoty włączyć muzyki. Nie miała ochoty na nic. Kremowy sufit zajmował całkowicie jej uwagę.

Obudziła się w nocy. Ktoś przekręcał klucz w drzwiach. Rozbudziła się momentalnie i stanęła na środku salonu. Barczysty mężczyzna ziewnął głośno. Nie zapalał nawet świateł. Rzucił płaszcz i teczkę na ziemię. Nie zauważył jej.
- Tato?
Jej cichy głos zatrzymał go w miejscu. Podniósł głowę. W świetle dobiegającym z ulicy zobaczyła jego szeroko otwarte oczy.
- Kwiatuszku?
Wszystkie uczucia, które wzbierały w niej przez cały dzień znalazły nagle ujście. Niczym z pękniętej tamy zalał ją smutek oraz strach. Rzuciła się w jego szeroko otwarte ramiona i przytuliła. Nie powstrzymywała łez. Łkała przyciskając do niego twarz. Nie pamiętała kiedy ostatnio jej się to przytrafiło. W dzisiejszym świecie płacz był często oznaką słabości, ale nie obchodziło jej to teraz. Odczuwała komfort trzymana w ramionach i tulona niczym sześciolatka przebudzona koszmarem.
- M-m-myślałam, że umrę. A potem szpital i-i-i nie mogłam się z wami skontaktować. - próbowała się wytłumaczyć, ale słowa ginęły w spazmach płaczu. - A-a-a wy pewnie się martwiliście i-i....
-Ciiii - uspokoił ją łagodnym głosem, którego nie słyszała od dawna. - Martwiliśmy się. Ale wiedzieliśmy gdzie jesteś. Byłem u ciebie wczoraj, ale lekarze nic nie mogli powiedzieć. Twoja mama już tu leci. Chciała wcześniej ale nie było samolotów.
Patricia płakała. Kiwała głową i płakała. Wspomnienia ostatnich chwil wypadku wróciły. Cała drżała.
Stopniowo jednak, pod wpływem łagodnego głosu swojego ojca, udało się jej uspokoić.
- Tato. Zostaniesz przy mnie? - poprosiła, a on tylko kiwnął głową.
Zasnęła z głową na jego kolanach na kanapie. A on nie odstąpił jej nawet o krok tej nocy.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 22-03-2019 o 08:51.
Noraku jest offline