Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2019, 00:25   #351
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Pochorujemy się? - odpowiedział Eberhard zdziwiony. - Z napitkiem jest coś nie tak czy z jadłem? - na razie Inkwizytor nie zaczynał tematu Białych wędrowców. Czuł, że wtedy rozmowa może obrać niepożądany obrót. Chciał jak najwięcej wyciągnąć od Dobromira.
- Nie wiem czy się pochorujecie. Jeżeli nie planujecie pić tej nocy, to z pewnością. Ale to wasz wybór - uniósł swój bukłak i wykonał solidny łyk.
- Pochorujemy się jak zwierzak co go jemy był chory lub w wodzie truchło leżało. Jak tej wodzie lub jadle coś złego było. Diabeł czasem miewa różne sztuczki by opóźnić sługi Boże. Mów człeku co wiesz. Tylko jasno i bacz z kim mówisz - w ostatnich słowach było zarówno ostrzeżenie jak i prośba o rozwagę.
- Białe Ludzie żyją w martwej wodzie. Tedy nie pije się martwej wody. Do rzeki stąd dzień drogi. Szynkarz czerpie wodę z jeziora. A widział który z was, żeby jezioro gdzieś płynęło? - popatrzył po zebranych wojach nie przejmując się Eberhardem - poczniecie jak uważacie. Biali Ludzie są mali. Nie widać ich. Ale wychodzą z wody i niosą choroby. I strasznie nie lubią alkoholu.
Dobromir podrapał się po szczeciniastej brodzie.
- Ja bym teraz kazał się wszystkim spić do nieprzytomności, bo Biali Ludzie nie lubią okowity. Tak, okowity, wino teraz można sobie darować. - podsumował dobrą w swoim mniemaniu radą Dobromir.
- A o Czerwonych ludziach słyszałeś? - uśmiech i szyderczy ton Eberharda wyraźnie wskazywał, że kpi. - Ponoć jak wsadzisz łapę w ognisko to ci ją poparzy. A jak przytrzymasz dłużej Czerwoni ludzie tak się zeźlą, że ci ją odejmą od ciała. Spalą całkowicie. Gadki o Białych ludziach to bajanie. Bajdurzenie żeby kogoś nastraszyć ale i mądrość przekazać. Jak rzekniesz nie pij trującej wody. Człek gotów nie zrozumieć, bądź nie uwierzyć. Rzekniesz nie pij wody bo tam potwory mieszkają i cię klątwa dopadnie. W mig naukę pojmą. Słyszałem, że z kałuży zastanej wody pić nie wolno bo truje. Jezioro to taka duża kałuża więc też może truć. Wstrzymajcie się z jej piciem. Który to taki mądry i nie sprawdził czy woda ujście ma? Karczmarz nikomu nie powiedział, że woda trująca? - Eberhard rozejrzał się po żołnierzach i spojrzał też na Bogumysła. Odpowiadał za nich więc i ich błędy spadały poniekąd na niego.
Żołnierze unikali jego spojrzenia. Z jednej strony Czerwony brat miał rację. Z drugiej… cóż z drugiej strony skoro nie było im dane pić wina, to w swej złości nie zainteresowali się wodą.
- Jezioro duże. Nie jak kałuża. Ale jeśli padlina jakaś w nim leży to możemy mieć problem. Z drugiej strony może nas ominąć choroba. - podsumował Bogumysł.
- Dwóch co już zjedli ruszać do brzegu i sprawdzić, czy gdzie truchło jakie nie leży. - zakomenderował kapłan.

- Żarptaki. Żarptaki w ognisku siedzą i dziobią ciekawskich - powiedział Dobromir stając obok Eberharda. Był niewiele niższy.
Eberhard szczerze tym razem uśmiechnął się do Dobromira. Człek musiał wierzyć w to co mówi i zaczął tłumaczyć prawdy życiowe Inkwizytorowi.
- To ludowe mądrości jeno tak przekazywane by każdy miał łatwiej zrozumieć. Rozumem objąć. Skąd jesteś Dobromirze księdza u was nie ma? - Eberhard kontynuował rozmowę.
Twarz Dobromira wykrzywił grymas. Ciężko było go określić. Wspomnienie domu? Żal?
- Oczywiście, że tak. Biesy, Czarty, Dziwożony i Południce to też ludowe mądrości jeno? Tedy byłbym bez pracy.
- Nie do końca. Są takie istoty które nienaturalne są. Istnieją naprawdę, są groźne i dla człowieka niebezpieczne. Niektóre to zło w czystej postaci. Zajmujesz się ich… uśmiercaniem?- popatrzył pytająco. Choć wątpił by Dobromir powiedział, że opisywaniem do ksiąg. Eberhard odkroił jednocześnie soczysty kawałek mięsa i podał wojowi wbity na końcu swojego sztyletu.

Mężczyzna poczęstował się ze smakiem. Od kilku dni nie miał w ustach pieczonego mięsa, co było widać po tym jak delektował się baraniną. Żuł nie odpowiadając na pytanie. Zamiast tego sięgnął po wysuszone już placki z mąki. Nie wypadało nie odwdzięczyć się za gościnę.
- Co w nich nienaturalnego? Wszak Biali Ludzie byli tu na długo przed nie przymierzając Germanami - Dobromir kaleczył łacinę. Ale radził sobie z prostym przekazem dość dobrze. Ciężko było ocenić czy przytyk był wymierzony celowo w Eberharda, czy też podróżnik wybrał pierwszą lepszą nację, której liczebność na mazowszu rosła.
- Ale nie, nie zajmuje się ich uśmiercaniem. Większości nie da się zabić. Zazwyczaj się je przepędza, albo obłaskawia. Białych Ludzi nie zabijesz, ale alkohol je odpędza.
Eberhard przyjął placek i delektował się posiłkiem razem z Dobromirem aż ten nie przemówił ponownie. Wtedy Inkwizytor wysłuchał go i rzekł ponownie.
- Nie miałem na myśli białych ludzi. To jak mówiłem mądrość ludowa przystępnie opowiedziana. Dla ciebie zaś realna rzecz. Ciężko będzie nam przekonać jeden drugiego. Doceniam jednak mądrość twych słów. - podsumował dość grzecznie by nie urazić rozmówcy. Mógł być Mistrzem Inkwizycji nie zwalniało go to jednak z grzeczności wtedy gdy mógł ją okazać. - Spotykałem w życiu wilkołaki i wampiry dla przykładu. To istoty realne, groźne ale i śmiertelne. Miałeś z takimi lub podobnymi do czynienia? Jak sobie wtedy radziłeś? - Eberhard był ciekaw rzemiosła Dobromira. Kuglarz, guślarz a może ktoś warty uwagi? Pytanie przeleciało przez myśli Inkwizytora nie dając mu spokoju. Widział, jak Dobromir pałaszuje swoją porcję mięsa. - Cieszę się, że smakuje. - dodał z uśmiechem. Za którym najczęściej krył swoje pytania, obawy i troski.
- Wilkołki. Wilkołki spotykałem nie raz. To biedni przeklęci ludzie. Najlepiej radzić sobie z nimi zabijając czarownika, który ich przeklął. Ale i to może klątwy nie odczynić. Tedy są dwa sposoby na nie.
Dobromir wstał i wykonał zapraszający ruch głową, żeby odejść od rozmawiających niespokojnie żołnierzy. Nie przejmował się, że nie przystoi tak rozmawiać z dostojnikiem kościoła.
- Na wilkołki dobre wilcze ziele. Odwraca przemianę. Czasem ponoć napar z wilczego ziela klątwę zdjąć może. Ale mnie się nigdy nie udało…
Po krótkim spacerze Eberhard dotarł do miejsca w którym miał spać Dobromir. Docenił wybór miejsca. W razie ataku na ich obóz, to było jednym z najbezpieczniejszych. Co więcej jeżeli napastnik miałby przyjść od strony lasu, to była spora szansa, że nie zauważył śpiącego łowcy potworów.
- W walce tylko to ma z nimi szansę - rozwinął zawiniątko pokazując dziwną broń. Miecz dłuższy niż broń jaką widywało się u piechoty. Przypominał broń do walki z konia. Choć wyróżniały go dwie rzeczy. Połyskiwał wręcz nienaturalnie. A jego rękojeść była niesamowicie długa. W pierwszej chwili Eberhard pomyślał, że to broń olbrzyma. Później dotarło do niego, że ów miecz mógł być wykuty z myślą o dzierżeniu go w dwóch dłoniach. Na klindze były wyryte znaki. Symbole okultystyczne. Dobromir zdawał się albo nie mieć świadomości albo wręcz bezczelnie oświadczać Eberhardowi swoje pogaństwo. Symbole były pogańskie. To nie ulegało wątpliwości. I składało się ze zwyczajem składania ofiar bożkom lasu.
- Broń jest srebrna, dlatego nie walczy się nią z byle kim. I na wąpierze nie działa. Na nie najlepszy czosnek, sól, bieżąca woda, ogień. Ubitego trzeba pozbawić głowy, wbić kołek w serce. Najlepiej z młodej osiki. Głowę albo ciężki kamień ułożyć mu na klatce piersiowej i zostawić pod kościołem najlepiej. Pod drzwiami. I zostawić na cały dzień.
Dobromir zawijał miecz w koc i zawiązywał kolejne rzemienie. Nic dziwnego, że się nie chwalił. Miecz tej wielkości ze srebra był wart więcej niż cały ich dobytek, łącznie z bronią i końmi ich wojów.
- Wąpierzy jest wiele rodzajów. Większości srebro się nie ima. Ja zabiłem tylko Bezkosta
Eberhard uważnie słuchał Dobromira. Prawdy, mity i totalne kłamstwa przeplatały się w jego wypowiedziach. Być może sam nie był tego świadomy. Nie można mu było jednak odmówić swego rodzaju sprytu i wyczucia w walce z istotami nadnaturalnymi. Eberhard uznał, że warto podjąć próbę jego zwerbowania. Widział oczywisty zgrzyt między nimi a żołnierzami księcia. Miał jednak pomysł i argumenty jak to trochę złagodzić.
- Miecza nie pokazuj nikomu. - Eberhard zaciągnął okrycie na miecz jak tylko zrozumiał z czym ma do czynienia. - To narzędzie twojej pracy. Ja to oczywiście rozumiem. - Eberhard był powściągliwy w osądach zawsze. Pogan póki zła nie czynili, nawracać należało niczym zbłądzone owieczki. - Innej wiary jesteś i ja innej chrześcijańskiej. Uczono mnie, że nawracać i tłumaczyć naszą chrześcijańską drogę powinno się słowami i czynami dobrymi. Nie każdy jednak ma otwarty umysł i rozumu dostatek. Za pogańskie znaki, rytuały czy zwyczaje na stos możesz trafić. Wiesz jak jest ludzie różni są. Prawdę jaka obowiązuje dyktują silniejsi. Sprytu i mądrości Dobromirze ci nie brakuje. Ty wiesz chyba kim są Inkwizytorzy prawda? Mimo to miecz mi pokazałeś i prawdę rzekłeś swoją. - Eberhard zastanawiał się co Dobromir chciał pokazać. Zaufanie, sprawdzał reakcję a może prowokował?
- Inkwizytorzy mają problem. Pod Płockiem bestia grasuje. To na nią się wybieram.
Miecz momentalnie został ukryty na powrót w jukach.
- Czy to z wami mogę negocjować cenę, czy zwierzchnictwo macie już jakieś w Płocku?
Dobromir pytał wprost. Za słabo władał łaciną by zaowalować swoje prośby w subtelne ozdobniki. Świetnie się to wpasowywało w wizję człowieka, który przybywa rozwiązać problemy.
- Jestem Mistrzem Inkwizycji. Mam prawo cię zatrudnić. - Eberhard odpowiedział wymijająco. Wszak nie wiedział jak będzie wyglądała sprawa dowodzenia w Płocku. Formalnie miał swoich podwładnych w tej grupie. Jak również z racji stanowiska w zakonie Czerwonych braci miał swego rodzaju władzę nad jego członkami. Płock jednak podlegał komuś innemu. Będzie to z pewnością powodem do dumania po spotkaniu obu grup.
- Musisz zrozumieć z czym się wiąże praca dla Inkwizycji. - Eberhard wszedł w swój mentorski ton - To nie robota u jakiegoś wójta. Co daje zlecenie, czeka na efekt i płaci. My też przybyliśmy zniszczyć bestię. Na miejscu okazało się, że bestie innych rodzajów też znajdować się tam mogą. Tedy wymagana jest dyscyplina, subtelność, posłuszeństwo i chęć współpracy. Kukłą bezwolną cię nie uczynię. Widzę twą mądrość i hart ducha. Ucho nachylę na każde twoje racje. Jednak… zatrudnię cię do pomocy i współpracy. Rozkaz uznasz za rozkaz. Nie dam ci zlecenia tylko na łeb bestii. Pod komendą będziesz na cztery niedziele. Prócz srebra dorzucę ci nocleg i wyżywienie na czas naszej współpracy. Wymienię się też wiedzą. Są bestie o których wiem więcej niż Ty. Wiem jednak, że masz i swoje prawdy. Z chęcią będę nauczał i wiedzę przyswajał. Któremu z nas życie to może w przyszłości ocalić. Praca dla Inkwizycji jeśli się spiszesz otworzy ci wiele drzwi czy może lepiej rzec sakiewek w przyszłości. Dam ci na koniec listy uwierzytelniające. Zlecenie szersze niż zwykle cię czeka. Nagroda również. - Eberhard spokojnie czekał na odpowiedź Dobromira.
- Nie jestem żołnierzem. Nie będę pod komendą. Gdzie mistrz Inkwizycji miałby mi owe rozkazy wydawać? Przed bitką w lesie z bestią? A po cóż mistrz inkwizycji miałby tam ze mną iść? Pot z mego czoła ścierać? To się nie godzi. A i nie ma potrzeby mądrej głowy na szwank wystawiać. Pięćdziesiąt denarów od łba. Ponoć bestie są dwie. - zakończył bardzo konkretnie sumą pozwalającą w normalnych warunkach zatrudnić najemnijka na kwartał.
- Na polowaniu w grupie potrzeba dyscypliny. Zatem rozkazów słuchać musisz. Mój przyjaciel i brat Inkwizytor w Płocku czeka. To łowca jak ty. Wspominał o śladach które widział. Zatem zapytam. Na dwie bestie wielkości niedźwiedzi, działające niczym wilki w grupie sam chcesz iść? - Eberhard wątpił by Dobromir miał komplet informacji. Inaczej nie byłby taki hardy.
- Polowanie w grupie może śmierć na wszystkich ściągnąć. Myślę, że najpierw poszukamy śladów. Myślicie, że grupa niedoświadczonych ludzi więcej zdziała? A może zakładacie, że gdy bestia chłopa żreć będzie, to się ją zabije? Najpierw chcę dowiedzieć się co to. Potem będę planować polowanie - powiedział ciszej. Ale Eberhard wyczuł, że łowca już spokorniał.

Tymczasem w obozie nastąpiło poruszenie. Wrócił zwiad Bogumysła. I najprawdopodobniej coś znaleźli.
- Kto powiedział, że niedoświadczonych? - Eberhard uniósł wymownie brew - Wrócimy do tego tematu jutro w drodze. Sprawdzę co to za poruszenie. - Inkwizytor ruszył ponownie do ogniska.
 
Icarius jest offline